W ciągu minionych paru dni – zarówno w sprawie krzyża, jak i w gruncie rzeczy w każdej innej – jak bumerang wraca dylemat, czy to co widzimy, to prowokacja, czy może oni wszyscy tak naprawdę. Parokrotnie wyrażałem tu opinię, że osobiście wolałbym, żeby to była prowokacja, a więc pewien gest bezradności władzy, czy, może lepiej – Systemu. Uważam, że byłoby znacznie lepiej, gdyby ten wróg był opisany właśnie tak precyzyjnie. Wręcz pokazany palcem. Niedobrze natomiast bym się czuł, gdyby – jak tego sam się obawiam, i na co wskazuje wielu komentatorów – to kłamstwo, którego jesteśmy świadkami, było już wyłącznie ostatecznym efektem owej prowokacji. Gdybyśmy mieli uznać, że to czego doświadczamy, było już wyłącznie czystym szaleństwem.
Chciałbym to co mam na myśli pokazać na przykładzie najbardziej, że tak powiem, prymitywnym. W pewnym momencie na tym blogu pojawił się komentator, który bardzo głęboko nie zgadzał się z tym co tu powstaje i chciał dyskusji. On o tę dyskusję apelował, prosił, wręcz błagał. W momencie kiedy – z różnych względów – jej nie otrzymał, lub otrzymał, lecz w stopniu niezadowalającym, wybuchnął prawdziwą furią i wyzywał zarówno autora tego bloga, jak i tych, którzy tu spędzają czas od „diabelskich pomiotów”, „goebelsowskich gnid” i takich tam. Obłąkańcza siła tej reakcji kazała mi się zastanowić, czy za tym co widzimy stoi jakiś plan, czy to jest już tylko obłąkanie. I muszę powtórzyć raz jeszcze – mam nadzieję, że to plan. Że ów komentator to wyłącznie jakiś bardzo zaangażowany członek młodzieżówki Platformy Obywatelskiej, lub dziennikarz skierowany na internetowy front przez swoją redakcję, lub jakiś funkcjonariusz ABW, który dostał polecenie rozwalenia tego bloga, lub choćby jego zdestabilizowania, byle, broń Boże, nie jakiś obywatel, który tak bardzo żyje nienawiścią do tego, co tu się pisze, że zgodził się nawet zrezygnować z życia prywatnego, by tylko i nas i siebie nieustannie swoim szaleństwem zadręczać. Powtarzam – pieniądz to jest przynajmniej coś realnego. Obłąkanie? Już nie.
Od momentu jak Bronisław Komorowski, lub może raczej jego inżynierowie, wprowadzili do debaty publicznej problem krzyża na Krakowskim Przedmieściu, a już zwłaszcza od chwili, kiedy okazało się, że plan, który stał na początku tego wszystkiego nie wypalił, jak idzie o pokaz najbardziej brutalnej wspieranej przez najbardziej brutalną propagandę, obserwujemy PRL w stanie najczystszym. Wściekłość, jaka została obudzona bezprzykładnym zwycięstwem Krzyża – w dodatku połączona z tak strasznie bolesną i zawstydzającą porażką polskiego Kościoła hierarchicznego – każe nam się jeszcze raz zastanowić nad tą starą bardzo kwestią, którą mój świętej pamięci ojciec zechciał przed wielu, wielu laty tak celnie wyrazić: „Czy on wie, że on kłamie?” Troszeczkę nam sprawę rozjaśniła relacja blogera podpisującego się Imhotep, którą pozwolę sobie przywołać tu w całości:
„Byłem całą noc pod krzyżem. Panie i Panowie, wychodzi, że to już. Całą noc kilkanaście do trzydziestu modlących się spokojnie ludzi było zaczepianych, popychanych, obrażanych, czasem też opluwanych przez kilkudziesięciu agresywnych, pijanych mętów. Było nas tam raptem kilku mężczyzn w pełni sił -zwyczajnie nie dawaliśmy rady być w każdym miejscu, gdzie menel popychał czy obrażał kobietę albo mężczyznę o kulach. Gliniarze stali w szpalerze kilka metrów od nas – odmawiali interwencji, a nawet podania swoich numerów (mieli zielone kamizelki na mundurach). Kiedy dzwoniliśmy po patrol – ten przyjeżdżał i legitymował wzywających. I cały czas konsekwentnie odmawiał jakiejkolwiek interwencji wobec wyjącej, machającej rekami, popychającej kobiety i staruszków pijanej tłuszczy. Jeden z pierwszej fali prowokatorów, jeszcze przed północą dał mi się wyprowadzić na bok (wcześniej proponował mi spotkanie „za rogiem”) W trakcie gadki przyznał, że jest z ABW. Gadał tak, że generalnie żadnych wątpliwości, że w istocie był „z branży”.
Menelstwo zwinęło się o 4 rano, pół godziny później gliniarze ze szpaleru zaczęli z nami rozmawiać. Zgodziliśmy się, żeby ustawili ciężki płot odgradzający dziedziniec pałacu od chodnika – z okienkiem przy samym krzyżu. W trakcie przesuwania rzeczy, żeby im to umożliwić na środku chodnika położyliśmy tablice Ruchu 10 kwietnia. Na ten chodnik wjechał samochód z ulicy (zamkniętej dla ruchu z wyjątkiem służb) i przejechał po tablicach. Kiedy wracał kilka minut później (już ulicą), zauważyłem, że za kierownicą siedzi gliniarz w niebieskiej koszuli policyjnej (czyli nie oficer).
Dziś wieczorem znowu tam będę, Panowie, kto może, niech przychodzi – każdy mężczyzna jest tam na wagę złota”.
Menelstwo zwinęło się o 4 rano, pół godziny później gliniarze ze szpaleru zaczęli z nami rozmawiać. Zgodziliśmy się, żeby ustawili ciężki płot odgradzający dziedziniec pałacu od chodnika – z okienkiem przy samym krzyżu. W trakcie przesuwania rzeczy, żeby im to umożliwić na środku chodnika położyliśmy tablice Ruchu 10 kwietnia. Na ten chodnik wjechał samochód z ulicy (zamkniętej dla ruchu z wyjątkiem służb) i przejechał po tablicach. Kiedy wracał kilka minut później (już ulicą), zauważyłem, że za kierownicą siedzi gliniarz w niebieskiej koszuli policyjnej (czyli nie oficer).
Dziś wieczorem znowu tam będę, Panowie, kto może, niech przychodzi – każdy mężczyzna jest tam na wagę złota”.
Oczywiście nie umiem powiedzieć, czy ta relacja jest do końca prawdziwa, a jeśli prawdziwa jest, to jaka z niej część stanowi wierny opis faktów, a co tu jest wyłącznie projekcją. Mam swoje lata i wiem, że bywa różnie. Zakładam jednak, że nawet jeśli za nią stoi więcej emocji, niż zwykłego sprawozdania z nocy przed Pałacem na Krakowskim Przedmieściu, to jedno musi być prawdą. Ludzie broniący krzyża – lub, jak sprytnie utrzymują media, „ludzie uważający się za obrońców krzyża” – są w ciągu nocy w najróżniejszy sposób atakowani przez tego krzyża wrogów. Moje doświadczenie każe mi też przypuszczać, że te ataki muszą być bardzo, bardzo brutalne. Ale wiem też jeszcze coś. Propagandowa kampania, jaka jest prowadzona przeciwko temu krzyżowi i tym ludziom w mediach jest w najwyższym stopniu zorganizowana, a każdy jej element starannie opracowany i zapisany bardzo grubą czcionką w odpowiednich instrukcjach. Tu nie można mieć jakichkolwiek wątpliwości – ani jedno słowo wypowiedziane przez właściwego dziennikarza, ani jedno reporterskie ujęcie ze sceny wydarzeń nie zostało wcześniej poddane bardzo starannej obróbce. Tu cel jest jeden. Chodzi o stworzenie przekazu, który społeczeństwu ten krzyż i jego obrońców zohydzi w stopniu maksymalnym.
I możemy sobie – zwłaszcza my tutaj – zwracać uwagę na przewrotność całego tego przedsięwzięcia. Możemy się oczywiście naśmiewać do rozpuku z ludzi, którzy dotychczas z Kościołem mieli tyle wspólnego, że na dźwięk kościelnych dzwonów dostawali cholery, ze nie słychać, co mówią w telewizorze, a dziś stają obok części biskupów i walą nas po głowach za to, że ich nie chcemy uszanować tak jak oni na to zasługują. Ludzi, którzy na nauki Kościoła odnośnie ochrony zycia poczętego dotychczas reagowali wyłącznie wzruszeniem ramion, lub powoływali się na słowa jakichś ledwo już ze strachu przytomnych księży, a dziś mówią nam, że to grzech nie słuchać swojego biskupa. Możemy się złośliwie dziwić, dlaczego media pokazując historię obywatelskich protestów, zwracają uwagę wyłącznie na to co w tych protestach było głupiego i śmiesznego, a nie na ich przyczynę. Czy wreszcie, dlaczego, wspominając o planie budowy na Manhattanie meczetu i przeciwko temu projektowi protestach, nie zechciały choć raz pokazać tego krzyża odkopanego z gruzów w 2001 roku przez pobożnych strażaków i stojącego tam wbrew zdenerwowaniu jakiś dziwnych antychrześcijańskich organizacji. Możemy w ogóle zadawać wiele pytań, ale fakt pozostanie faktem: to jest wojna, i to wojna, gdzie każda broń jest dozwolona.
Pytanie za to wraca jedno: czy ta wojna już została wygrana, a więc, czy zapanował ład, którego budowa stała na początku tego przedsięwzięcia, czy może to jest wciąż walka. A więc, czy na przykład ludzie, którzy przychodzą nocą pod Pałac Prezydencki i lżą obrońców krzyża są wciąż tylko żołnierzami, czy może to już przyszli ci, którzy będą budować nam nową przyszłość. Mam swój rozum i swoją orientację. Znam ludzi, widzę co się dzieje i umiem z tego co się dzieje wyciągać odpowiednie wnioski. A więc oczywiście wiem też, że budowa nowego ładu to tu to tam już się jednak rozpoczęła. Chciałbym tylko wiedzieć, czy ten projekt już ostatecznie został domknięty i czy oni – wciąż wracam do tych dzielnych bohaterskich ludzi czuwających dzień i noc pod krzyżem umęczonego Jezusa Chrystusa, by bronić pamięci umęczonych bohaterów rozgniecionych na miazgę pod Smoleńskiem 10 kwietnia – stoją tam po coś, czy to już jest może tylko ostatnie westchnienie odchodzącego świata. Wierzę i modlę sie gorąco o to, żeby to nie był koniec, ale wielki początek.
Bardzo ciekawe zagadnienie. Sprowadza sie chyba do pytania "czy na przykład ludzie, którzy przychodzą nocą pod Pałac Prezydencki i lżą obrońców krzyża są wciąż tylko żołnierzami, czy może to już przyszli ci, którzy będą budować nam nową przyszłość?". Nie mam pelnej odpowiedzi. Z pewnoscia - niestety - jest znaczne grono tych, dla ktorych to jest juz ich poglad, gleboko w nich wbudowany. Tych ktorzy CHCA, nie MUSZA. Tych wszystkich moich znajomych z Facebooka, ktorzy wypisywali we wtorek, ze chce im sie emigrowac, ktorzy wklejali te megasmieszne obrazki z palacem kultury zamienionym w krzyz i kopcem Kosciuszki usypanym przed palacem prezydenckim. Tych co szybko napisali gre "obronca Krzyza", i tych, co w nia grali i postowali na FB wynik "Jacek ustawil przed palacem 48 krzyzy". A wiec oni wszyscy sa juz zaczadzeni. Pytanie brzmi, czy moga wyjsc na swieze powietrze. Czy gdyby na chwile przestac saczyc w ich zyly trucizne - to by odzyli. Czy tez ta trucizna stala sie juz narkotykiem, bez ktorego nie moga zyc.
OdpowiedzUsuńMoja intuicja jest tu dosc ponura. Ta ponurosc ma podloze apokaliptyczne, do ktorego sie juz wiele razy przyznawalem. Ewangelie i Objawienie Sw. Jana dosc precyzyjnie opisuja Dni Ostateczne. Zwlaszcza podkreslaja, jak wielu ludzi da sie skusic Zlemu. Ze "cala ziemia spojrzala z podziwem na Bestie". Wiec, jak sadze, to sie po prostu dzieje. To sie wlasnie, powoli, niezauwazalnie, zaczelo.
Serdecznosci!
Zycie jak zwykle pisze najlepsze pointy. Na gazeta.pl jest duzy artykul o wszystkich tych zbyciarzach, ktorzy urzadzaja sobie rozne jaja z tej sytuacji. O przbranych za Elvisa, wyznawcach makaronu itd.
OdpowiedzUsuńArtykul konczy sie tak
"Grupa ''Gdzie jest Mariusz'', Elvis Presley i Pastarafianie... Łączy ich wszystkich jedno - chcą się po prostu dobrze bawić. Z krzyżem, czy bez."
No i przeciez, cholera, jest to szczera prawda. I az nie mam nic do dodania.
Witam Was, w tej naprawdę dramatycznej sytuacji i atmosferze wokół Krzyża, a przecież jednocześnie wokół Tragedii Smoleńskiej, chciałabym polecić Wam książkę dominikanina, Ojca Joachima Badeni "Uwierzcie w koniec świata. Współczesne proroctwo o powtórnym przyjściu Chrystusa".MOCNA! Pozdrawiam Wszystkich
OdpowiedzUsuńLEMMINGU
OdpowiedzUsuńStrasznie to wszystko pesymistyczne, co przewidujesz, ale ja mam podobne odczucia.
Mam wrażenie, że inwazja zła nabrała niesamowitego przyspieszenia. Od dnia feralnych wyborów staczamy się jako społeczeństwo po równi pochyłej. Zwycięstwo im nie wystarczyło, muszą jeszcze zdeptać przeciwnika i wszystkich ludzi myślących inaczej.
Cieszę się, że wyjeżdżam, ale boję się, że jak wrócę po 3 tygodniach, to do zupełnie innego kraju. Już pewnie będzie po siłowych rozwiązaniach, o których mówił premier, a dyskusja będzie dotyczyła zapewnienia świeckości państwa. Biskupi dalej będą siedzieli z podkulonymi ogonami, a do mediów publicznych wrócą zasłużeni towarzysze.
Panie, pomijam liczne błędy ortograficzne w Pana wpisach, np. od czasu do czasu "zdażyć", miast "zdarzyć". Rozumiem, iż to efekt nerwowości i niedouczenia. Ale w tym jednym wpisie udowadnia Pan po raz kolejny dobitnie, że nie zna słowa "jakichś" i używa Pan natrętnie słowa "jakiś" w odniesieniu do liczby mnogiej w dopełniaczu bądź bierniku.
OdpowiedzUsuńŻyczę otrzeźwienia.
Posłużę sie pewnym truizmem, ale chce to przypomnieć. Aby sie odbić od dna, musimy to dno osiągnąć - dotknąć go stopami. My - niestety - nadal do tego dna dopiero się zbliżamy. Fakt, w tempie oszałamiającym, ale to jeszcze musi potrwać. Zbliżanie się do granicy ludzkiej wytrzymałości obserwujemy z każdym dniem. Nim jednak to nastąpi, czeka nas - jak to określał pewien wyspiarz z cygarem w zębach - krew, pot i łzy. Dopiero po tym - długi marsz. Kto dojdzie do celu?
OdpowiedzUsuńTo jest tak przeraźliwie tragiczne, że juz nawet brakuje łez. Choć nie jestem jeszcze aż tak stary, czuję że należe juz do tych, którzy odchodzą, którzy juz właściwie chca odejść. To juz nie jest świat dla mnie. Czuje jedynie ogromna panikę na myśl, że w tym wszystkim beda musieli żyć moi wnukowie, nawet ci dwaj blixniacy, którzy oprzuyszli na świat dopiero kilka dni temu. Dla nich chciałbny wierzyć, że ten diabelski plan ostatecznie nie wypali, że dobro w ludziach się obudzi...
OdpowiedzUsuń@LEMMING
OdpowiedzUsuńNo własnie. Kiedy mówię, że tego się naprawdę boję, a nie agentów ABW i opłacanych trolli, to o to mi mniej więcej chodzi.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńNie znam sprawy. O co chodzi z tym Elvisem? Ktoś juz gdzieś o nim w tym kontekście wspominał.
@Ewa
OdpowiedzUsuńOjciec Badenia, dominikanin? Biedny. On tam musi mieć ze swoimi kolegami ciężko.
Ojciec Badeni zmarł tej wiosny. To był wspaniały człowiek, wielkiej wiary, mądrości i autorytetu. A książka rzeczywiście warta polecenia.
OdpowiedzUsuń@Ochujuk
OdpowiedzUsuńLiczne czyli dwa? Czuję się upokorzony.
@Tadeusz
OdpowiedzUsuńNo tak. A wydawało się, że to już koniec.
@galiusz
OdpowiedzUsuńNo nie. Bez przesady. Świat jest wielki, a nasze zmartwienia naprawdę nie są nawet w czołówce ludzkich zmartwień.
@Anna
OdpowiedzUsuńPrzeczytam. Niech zyją Dominikanie!
Toyahu!
OdpowiedzUsuńO tym Elvisie ja wczoraj wspominałem, TVP info przekazała, że pojawił się pod Krzyżem z białą różą. Wczoraj był jakiś jeden wielki wieczór prowokacji.
Ja jestem optymistą (choć zdaję sobie sprawę jak głupio to brzmi w tych okolicznościach) i nie wierzę w autentyczność i spontan prowokatorów.
@Kozik
OdpowiedzUsuńAle czemu akurat Elvis?
No idea, Toyahu.
OdpowiedzUsuńChcą być niesamowicie dowcipni. Chcą uchodzić za gejzery intelektu podszytego zdrowym dystansem i wyrafinowanym poczuciem humoru. A wychodzi zwykłe buractwo, rzekłbyś: neo-ORMO.
@Toyah
OdpowiedzUsuńByłam na wsi, po powrocie ogladałam migawki z różnych stacji, m.in. fragment rozmowy (chyba w Polsacie) między jednym z obrońców Krzyża a Iwińskim (jakby ktoś nie pamiętał, to ten, który bronił prawa Rosjan do eksterminacji Czeczenów i którego Kowaljow nazwał podłym). Do niego jako reprezentanta SLD ów starszy pan zaapelował o powstrzymanie młodzieżówki SLD od zapowiedzianego "hepeningu" - chyba jako wyznawców makaronu czy krzyżowców czy czegoś takiego. Mimo powtórzenia apelu przez prowadzącego dziennikarza, Iwiński nie zareagował na to ani słowem do końca. Gdzie indziej znów dziennikarka nadawala na żywo z Krakowskiego o "zwolennikach i przeciwnikach" krzyża, przy czym w tle widoczne były przede wszystkim postacie olbrzymich łysych byków bez szyi, jak należy się domyślać, "przeciwników". Te dwie krótkie migawki (na wiecej nie miałam siły) upewniły mnie, że akcja przeciw Krzyżowi jest całkowicie sterowana i reżyserowana. Skądinąd uważam od dawna, że wojna z chrześcijaństwem jest tylko częścią wielkiej wojny z religią, a ściślej z wiarą w Boga. Omija ona tylko buddyzm, co charakterystyczne.
I druga sprawa: mam wrażenie, że przegrupowanie w Kościele nie jest bez związku z tym co się dzieje obecnie.
Przepraszam za długi wpis.
@Marylka
OdpowiedzUsuńJaki on tam długi?
Co do Iwińskiego i tego pana, sprawę opisałem w tekście wyżej; "Czy biskupi lubią sobie pożartować?"