Ponieważ w reakcji na wczorajszą
notkę, grupa Czytelników zwróciła się do mnie o podanie więcej sczegółów na
temat udziału gen. Wileckiego w budowaniu przyszłości naszej Polski, pragnę
przypomnieć swój tekst jeszcze z roku 2008 opublikowany przeze mnie pod zabawnym tytułem „Z TVN-em i z
Duchem Świętym do lepszej Polski”, gdzie jak sądzę, po raz pierwszy zwróciłem
uwagę na rolę środowisk narodowych w tworzeniu naszej przyszłości,
teraźniejszości i przyszłości, że tak sprrytnie nawiążę do Orwella. Zapraszam więc
z dreszczem emocji.
Kiedy w
kwietniu jeszcze 2007 roku, Marek Jurek, w odruchu szczerego patriotyzmu i
niezwyciężonej wiary, wystąpił z Prawa i Sprawiedliwości i opuścił fotel
marszałka Sejmu, natychmiast, z Arturem Zawiszą, Marianem Piłką i jeszcze
paroma wybitnymi Polakami, założył nowe ugrupowanie prawicowe. Zrobił to
oczywiście tylko po to, by jego gest nie poszedł na marne, żeby za gestem
poszedł czyn i żeby wszyscy zainteresowani, a zwłaszcza ludzie marnego ducha, zobaczyli, gdzie droga, gdzie prawda i gdzie duch.
Rozbity tym
kompletnie bezsensownym aktem wandalizmu i zniszczenia, napisałem do Dziennika
króciutki list, który zatytułowałem Głupstwo w imię Ducha Świętego, a który
redaktorzy postanowili opublikować. Oto te kilka smutnych słów z kwietnia
zeszłego roku:
"Chciałbym
podzielić się wspomnieniem, jak po nieudanej pierwszej kadencji prezydenta
Wałęsy, pragmatyczni politycy chcieli wystawić kandydaturę prof. Adama
Strzembosza, by ten powstrzymał Kwaśniewskiego. Strzembosz był kandydatem
idealnym. Miał duże poparcie, był lubiany i szanowany przez wiele środowisk i
gdyby kampania przebiegała bez histerii ze strony patrzących na świat ‘z
niebiesiech’ naszych specjalistów od Pana Boga, Kwaśniewski nie zostałby
prezydentem, a Polska byłaby dziś może inna. Niestety politycy z ZChN i okolic,
natychmiast wysunęli kandydaturę generała Wileckiego (sic!), później Hanny
Gronkiewicz Waltz, a w międzyczasie kilku kolejnych przedziwnych postaci, które
nad Strzemboszem miały tę przewagę, że podobno były bardziej pobożne,
patriotyczne, czy polskie. Z całej pracy wyszło tyle, że prof. Strzemboszowi
spadło poparcie i obraził się na Kaczyńskich, Wilecki odmówił, Gronkiewicz
poparła Wałęsę, Wałęsa przegrał z komunistą. W tamtym czasie, po raz pierwszy
ujrzałem tak wyraźnie, jak w imię Ducha Świętego można popełnić tak okropne
głupstwo. Ostatnie dni pokazały ten ponury mechanizm równie mocno i równie
bezwzględnie".
Zarówno sam
problem, z którym musieliśmy się przecież parę razy w naszej wspólnej historii
zmierzyć, jak niejednokrotnie bardzo przykre konsekwencje opisanego przez mnie
procederu, sprawiają, że oczywiście się powtarzam. Pisałem o tym ponad rok temu
do Dziennika, wspominałem o tym już tu, w tym roku, w naszym Salonie i znów się
– jakby to niektórzy pewnie określili – głupio podniecam. Na ale, jak tu się
nie emocjonować, skoro wystarczy odrobinę otworzyć oczy i nastawić troszeczkę
uszy, żeby nie przegapić ani jednego dnia dudniącego echem tych pełnych
rozmodlenia czynów i słów sprzed lat.
Dopiero co,
po raz kolejny w ciągu paru ostatnich miesięcy, mieliśmy okazję się rumienić ze
wstydu, będąc świadkami tej żenady pod tytułem Bolesław mówi, i przyglądając
się bezradnie, jak najgorsze szumowiny bezlitośnie wykorzystują kompletny
psychiczny upadek, było nie było, ale jednak bohatera naszej wspólnej historii.
Widzimy te najbardziej obrzydliwe zabiegi wokół totalnie już odjechanego Lecha
Wałęsy, mające jeden jedyny cel - zniszczyć do samego już końca wszelką
nadzieję na odrodzenie tego, co zwiemy popularnie duchem narodu, i wiemy aż za
dobrze, że ta porażka ma wyjątkowo wielu ojców.
Ale przecież
nie chodzi tu tylko o Lecha Wałęsę. Wczoraj w Rzeczpospolitej dwa teksty
zajmujące niemal całą jedną stronę, teksty w pewnym sensie niezwykłe. Pierwszy
z nich opisuje kwestię związaną z faktem, że, jak się okazuje, część opinii
publicznej ma dylemat pod tytułem „Kto zyskał na bojkocie TVN”. Jakby ktoś,
najsłuszniej zresztą, zapomniał, o co chodzi, przypominam, że politycy PiS-u w
ramach odruchu protestu wciąż nie przychodzą do studia TVN i TVN24 i zdaje się,
że niektórym ta sytuacja jest wybitnie nie w smak. Rzeczpospolita informuje
jednak, że tylko niektórym. Bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy są – a
jakże by inaczej – Artur Zawisza i Marek Jurek. To oni podobno zyskali najbardziej
na tym, że TVN tak długo niszczył ich byłych przyjaciół z Prawa i
Sprawiedliwości, że ci w końcu nie wytrzymali i postanowili się na TVN wypiąć.
Mówi Artur
Zawisza: „Dostaliśmy prezent od losu, a może od Jarosława Kaczyńskiego”. O jaki
prezent chodzi Zawiszy? Otóż telewizja rodziny Walterów, od czasu, jak do jej
studia przestali przychodzić politycy PiS-u, wpadła w bardzo ciężki kłopot z
powodu tzw. braku parytetu. Poważny kanał informacyjny, pozbawiony nagle całego
politycznego skrzydła, przestaje być kanałem poważnym, a staje się zwykłym,
nudnym, propagandowym śmietnikiem. Jaki jest sens dla człowieka w przeciętny
sposób interesującego się życiem politycznym naszego kraju, gapić się w dzień w
dzień na tępe potyczki między ministrem Schetyną, a przewodniczącym
Napieralskim? Doskonale to wiedzieli przywódcy PiS-u, podejmując decyzję o
bojkocie. Wiedzieli, że bez przedstawicieli tej części opinii publicznej, które
reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość, TVN może po prostu zacząć wyłącznie
puszczać powtórki. Oczywiście, przy znanym poziomie nieobiektywizmu i agresji
dziennikarzy i przyjaciół TVN-u, nawet gdyby w ich programach występowali tylko
Jacek Kurski na zmianę ze Zbigniewem Ziobro, główna strategia stacji i tak nie
uległaby zmianie ani na jotę. Niemniej bez pewnego zachowania pozorów, nawet
tak wyrafinowana maszyna propagandowa, jaką jest TVN, musiałaby się w końcu
zatrzeć i całe te pieniądze, tak pieczołowicie zbierane przez ostatnie lata,
mogłyby bez tych właśnie pozorów pójść mocno na marne. Chyba jednak nie byli
liderzy PiS-u na tyle przenikliwi, żeby pamiętać o istnieniu tej zawsze czujnej
grupy, zawsze gotowej do działania na rzecz Narodu i jego zdrajców.
Bo w tym
samym właśnie momencie, kiedy PiS ogłosił bojkot, na pomoc panu Pieczyńskiemu,
Wejchertowi i spółce przybiegli najlepsi z najlepszych, czyli byli posłowie
Zawisza i Jurek. Zrobili to dla siebie? Ależ skąd! Oni wszystko, co robią,
robią dla Boga i Ojczyzny. Przecież nie jest tak, że Zawisza z Jurkiem, kiedy
pomagają TVN-owi złamać bojkot zorganizowany przeciwko kłamstwu i zdradzie,
sami kłamią i w jakikolwiek sposób występują przeciwko swoim odwiecznym
ideałom. Przecież nie jest tak, że oni nagle znależli się w sytuacji tzw.
łamistrajków. Jakże tak! Ależ nigdy! Oni tylko skorzystali z okazji, żeby
dorzucić swoje trzy grosiki na rzecz uciemiężonej Ojczyzny.
Każde słowo,
jakie tych dwóch zacnych mężów, wypowiada, co drugi dzień na zmianę, do uszka
któregoś z dziennikarzy TVN-u, to najszczersze słowa wiary, nadziei i miłości.
No a poza tym Zawisza z Jurkiem grają. Oni grają tak, jak najlepsi synowie tej
ziemi grali przed laty ze Służba Bezpieczeństwa. Oni rozgrywają Wejcherta tak,
jak kiedyś rozgrywał Kiszczaka Adam Michnik, a Jaruzelskiego nieoceniony pan
Bolesław. Oni są jak przyczajone tygrysy, ukryte smoki i jak cała Świątynia
Szaolin. Oni pojawiają się w studio TVN24 i zaczyna się historyczny stare-out
competition. A zwycięzca będzie tylko jeden – ten, który idzie w imię Naszego
Pana.
Artur
Zawisza wyjaśnia ten konflikt między prawdą, a kłamstwem tak, jak tylko on
potrafi. W swojej wypowiedzi dla Rzeczpospolitej podkreśla, że właściwie bojkot
jest usprawiedliwiony i PiS faktycznie miał powody, żeby się obrazić na stację
Walterów. Jednak zaznacza jednocześnie, że Kaczory są przy tym, w tym swoim
proteście, bardzo zakłamani, bo „gdyby PiS na serio traktował swoje
zastrzeżenia, to jego członkowie nigdy by się nie pokazywali w tej telewizji”.
Co innego sam Zawisza. Ten się – owszem - pokazuje nieustannie. No ale on
przecież tam się wcale nie pchał. On się o miejsce w studio nie prosił. On
tylko skorzystał z okazji. Na a poza tym, każdy dobrze wie, że on akurat ma
tylko jeden cel – ochronę życia poczętego. Gdyby Zawisza mógł wybierać tematy
swoich pogadanek w wieczornych programach w TVN24, on by mówił wyłącznie o
aborcji, a to przecież nie jego wina, że właściciele TVN-u to tacy sami
bezbożnicy, jak Gosiewski z Kuchcińskim.
Dobry
człowiek ten Artur Zawisza. Dobry jak Marek Jurek, jak Marian Piłka i jak... no
ten, jak mu tam... no Wojtyła... Karol.. Natomiast żaden z nich na pewno nie
jest tak dobry i tak mądry, jak Jerzy R. Nowak, któremu Rzepa oddaje znaczną
część tej wczorajszej strony. No ale Nowak to nie byle kto. To nie zwykły
polityk. To jedyny, prawdziwy, pełny strateg. To prawdziwy przywódca, to nasze
wybawienie, to ostateczne rozwiązanie. To ostatnia ucieczka tego znękanego
narodu. On do TVN-u nie chodzi. Na razie nie musi. On ma od tego swoich
rycerzy. Sam czeka w odwodzie. Ale już wypowiedział pierwsze ostrzeżenie. Jeśli
PiS się nie opamięta – to koniec z poparciem, koniec z miłosierdziem. Ruch
Przełomu Narodowego już pali ogniska. A potem, jako sygnał do natarcia i
ostatecznego zwycięstwa, wizyta Jerzego Roberta Nowaka u Moniki Olejnik.
Albo... co tam u Olejnik! Niedługo wrzesień; wraca Kuba Wojewódzki. Będzie
można walnąć z grubej rury.