Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daniel Pełka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daniel Pełka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 sierpnia 2013

Niewiarygodna i smutna historia niewinnego Daniela, jego niegodziwych rodziców i Ojczyzny, która ich wypluła

Ponieważ chyba już ostatecznie straciłem serce do telewizji, a przy nieobecności pani Toyahowej i starszej córki, które wyjechały do Przemyśla na wakacje, nawet nie chce mi się zaglądać do głupiego Discovery, czy Animal Planet, postanowiłem rzucić okiem na portal tvn24.pl, żeby się dowiedzieć, czy przypadkiem świat się ostatecznie nie skończył, i – owszem – wyszło na to, że wprawdzie nie całkowicie i nie do końca, ale do pewnego stopnia ta nasza przygoda dobrnęła do swoistego finiszu.
Okazuje się mianowicie, o czym – przyznam, że dla mnie z przyczyn kompletnie niejasnych, gdyż wydawałoby się, że oni akurat powinni się zamknąć – informuje ów portal na pierwszym miejscu swoje głównej strony, że dwoje naszych, zamieszkałych w Anglii, emigrantów, zamordowało swojego synka i lada chwila angielski sąd im wpieprzy tak, że się nie pozbierają. O co poszło? Otóż, jak informuje internetowe wydanie telewizji tvn24, pewna Magda i jej kolega Mariusz, z, jak to relacjonuje brytyjska policja, „niewyobrażalnym okrucieństwem”, zakatowali pozostającego pod ich opieką czteroletniego Daniela, głodząc go do granic wytrzymałości, a kiedy już błagał o zmiłowanie, karmiąc go solą (naprawdę!), systematycznie podtapiając w wannie, wreszcie bijąc go tak, że ostatecznie od tego pobicia zmarł.
Jak dalej informuje portal tvn24.pl, Magda, Polka przebywająca w Anglii na emigracji, była „uzależniona od marihuany, amfetaminy i alkoholu”. I to jest coś, co – przepraszam bardzo wszystkich, którzy liczyli na to, że się dowiedzą czegoś wiecej na temat tak zwanego mięsa – wypełni dalszą część tej notki. Rzecz bowiem w tym, że ja przede wszystkim nie bardzo wiem, jak to jest możliwe, że owa Magda i Mariusz mieszkali sobie w tym Coventry, ona była uzależniona od „marihuany, amfetaminy i alkoholu”, natomiast Mariusz był czysty. Że niby jak oni sobie organizowali życie? Magda ćpała i chlała, a Mariusz tylko wpadał od czasu do czasu do domu w przerwach od pracy w fabryce i przytrzymywał głowę tego dziecka, bo Magda sama była na to zbyt słaba?
Poza tym, co to znaczy, że ona była uzależniona od „marihuany, amfetaminy i alkoholu”? Sam – mimo że na widok flaszki porządnego singla oczy mi jak najbardziej błyszczą – ani nie chleję, ani tym bardziej nie ćpam, niemniej jednak, ponieważ mam już swoje 58 niemal lat, wiem, czym jest marihuana. Otóż, jeśli ktoś jest, jak to formułuje portal tvn24.pl, „uzależniony od marihuany”, wszystko inne ten ktoś ma głęboko w nosie. Marihuana wypełnia jego życie od początku do końca. Dla kogoś, kto pali trawę, alkohol, a tym bardziej jakaś głupia amfetamina, to jest beznadziejna fikcja. Marihuana załatwia wszystko. A jak ktoś mi nie wierzy, niech się skontaktuje z Kamilem Sipowiczem, jego tak zwaną partnerką Korą i ich psem, to otrzymają pełną i fachową relację. Oni nie chleją, nie biorą w żyłę, nie żrą żadnych tabletek, u nich wreszcie się po domu nie walają puste flaszki. Oni zwyczajnie się upalają. I więcej im nie trzeba.
A zatem, jestem absolutnie przekonany, że informacja podana przez redaktorów internetowego wydania tvn24, jakoby owa Magda była uzależniona od marihuany, amfetaminy i alkoholu była zwykłym bełkotem. Ona od rana do wieczora była zwyczajnie zaćpana, a, co dla mnie oczywiste, ów Mariusz podobnie. I to właśnie w ten sposób, będąc w stanie kompletnego obłąkania, oni to dziecko krok po kroku doprowadzili do śmierci.
Jakiś już czas temu, a co ja tu przypomniałem stosunkowo niedawno, gdzieś w Polsce jakaś para wsadziła swoje dziecko do piekarnika i je upiekło. Czemu tak? Bo oboje uznali, że to dziecko to szatan. Skąd im to przyszło do głowy? No, nie wiem. Tego akurat media nie podały. Jak się domyślam jednak, to wszystko z powodu kolejnej fali powszechnych apeli o legalizację marihuany.
To co się wydarzyło w Coventry, a czego bohaterami stało się dwoje polskich emigrantów, jest samo w sobie wydarzeniem niezwykle inspirującym do rozmyślań. Tam jest tak bardzo wiele tajemnic, że, gdybyśmy tylko mieli dostęp do informacji wykraczających poza zwykłe medialne gówno, można by było sprawie poświęcić nie jedną, ale kilka tego typu notek. Weźmy choćby fakt, że to biedne, umęczone dziecko miało na nazwisko Pełka, podczas gdy mamie było Łuczak, a ojcu Krężołek. Czemu? Jak? Dlaczego? Diabeł jeden wie.
Podobnie, dobrze byłoby się dowiedzieć, jak to się stało, że Łuczak i Krężołek – przypomnijmy tylko, że dwoje ewidentnych narkomanów – byli tak niezwykle cwani, że przez naprawdę długi okres nikt nie zwrócił uwagi na to, że Daniel umiera. Zwyczajnie umiera. Jak to w ogóle było możliwe, że Łuczak i Kręciołek – przypomnijmy, że dwoje idiotów, którzy nie wiadomo po co wyjechali do Anglii w roku 2006 – potrafili tak manipulować odpowiednimi służbami, że nikt się nie zorientował, co się z tym dzieckiem dzieje. Tych pytań jest wiele, i nie bardzo jest miejsce i czas, by odpowiedzi na nie egzekwować. Mnie jednak najbardziej interesuje ów moment, kiedy ciężko uzależniona od marihuany (i podobno alkoholu) Łuczak wraz ze swoim kumplem Krężołkiem błagającemu z głodu o litość dziecku podają sól. Ja bym chciał wiedzieć, czy opisana wyżej sytuacja jest w stanie komuś wbić do głowy ten zupełnie oczywisty fakt, że owa eksponowana przez najbardziej prominentnych polskich polityków, i dyskretnie tolerowana przez ogólnopolskie media marihuana, to jest dokładnie ta sama śmierć, o której chciałem wyżej opowiedzieć.
I proszę mnie nie podejrzewać o to, że ja komuś tak wybitnemu, jak Kamil Sipowicz, który z marihuaną jest za pan brat od 40 lat, zarzucam, że on wraz z piosenkarką Korą Ostrowską morduje małe, bezbronne dzieci. Oczywiście że nie. Sipowicz to człowiek o wybitnie łagodnym usposobieniu. On tylko płynie. Ewentualnie, od czasu do czasu się wyrzyga i płynie dalej. Ci, co z nim rozmawiają w różnego rodzaju mediach – podobnie. To wszystko są dzieci Boba Marleya. A więc mamy tu jedynie „love, peace and harmony”.
Na to gówno już nic nie poradzimy. To już będzie z nami do naszej zasmarkanej śmierci. Mnie tu jednak chodzi o coś innego. I to już jest sprawa tak poważna, jak najczarniejszy, niezgłębiony grób. Ja bym chciał wiedzieć, jak to się stało, że owa Magda i Mariusz wyjechali do Anglii w roku 2006 i już nigdy nie wrócili. A nie dość, że nie wrócili, to wybrali sobie sami, że zostaną tam na zawsze. I to w tak niezwykle poruszających okolicznościach.
No i jeszcze coś. Być może o wiele ważniejszego, niż wszystko to co zostało powiedziane wyżej. Czy ktoś za to wszystko kiedyś odpowie? I Bóg mi świadkiem, że nie mam tu na myśli tych dwojga zaćpanych bałwanów.

Przyszedł sierpień, a ja już wiem, że to będzie najgorszy z miesięcy w tym roku. Najpierw wczoraj, ale i również przed chwilą, dowiedziałem się, że w sierpniu będę praktycznie bez pracy. W związku z tym, bardzo proszę szczególnie mocno o mnie i o tym blogu pamiętać. Dziękuję.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...