Dziś, jak niektórzy z nas wiedzą, ukazuje się tygodnik „Warszawska
Gazeta”, a wraz z nią mój kolejny felieton. Myślę, że skoro wpadliśmy ostatnio
w nastrój bardzo, bardzo poważny, to zniesiemy jeszcze jeden tekst, gdzie naprawdę
jest się nad czym zadumać. Bardzo proszę.
Proszę sobie wyobrazić, że
niedawno na portalu gazeta.pl pokazał się tytuł o następującej treści: „9 i
11-latek poddani eutanazji w Belgii. Zadecydowali o tym sami, rodzice się
zgodzili”. Gdyby ktoś w tym momencie pomyślał, że to jest jakiś ponury
żart, to tytułowi towarzyszy dłuższy tekst, z którego jednoznacznie wynika, że
tym razem nie ma żartów i że, przynajmniej jeśli idzie o „Gazetę Wyborczą”,
wciąż jesteśmy w trakcie owej szalenie interesującej debaty, co jest bardziej
moralne: seksualne wykorzystywanie dzieci przez duchownych Kościoła
Katolickiego, czy zabijanie tych dzieci, żeby nie cierpiały bardziej, niż my dorośli
jesteśmy w stanie znieść tak by nie stracić przy tym poczucia wewnętrznego komfortu. Oczywiście
żadna konkretna odpowiedź na to ciekawe pytanie nie pada, choć z obserwacji
ostatnich wydarzeń i reakcji na nie zbliżonych do „Gazety Wyborczej” środowisk,
można wywnioskować, że kwestia seksualnego wykorzystywania dzieci przez księży przynajmniej
nie budzi aż takich kontrowersji. Trudno bowiem wyobrazić sobie to choćby, że
redakcja „Wyborczej” po ujawnieniu kolejnego z owych przypadków pedofilii,
zwróci się do swoich czytelników z pytaniem: „A jakie jest Wasze zdanie na ten - jeden z najtrudniejszych - temat?”,
co tu ma to miejsce jak najbardziej.
No ale przejdźmy może do
rzeczy i przyjrzyjmy się wspomnianemu „jednemu z najtrudniejszych tematów” w
stereo i w kolorze. Otóż, jak się okazuje, tak zwana Commission fédérale de contrôle
et d'évaluation de l'euthanasie opublikowała raport za lata 2016-2017, w którym poinformowała, że w tym
czasie w Belgii „poddano procedurze
pozbawienia życia” 4337 osób, z których troje nie skończyło jeszcze 18 lat.
Ile lat miały te dzieci, Komsja dyskretnie nie ujawniła, jednak poruszenie,
jakie wywołała końcówka owej informacji, sprawiło, że władze ostatecznie
przyznały, że dzieci te miały 9, 11 i 17 lat i cierpiały odpowiednio na guza
mózgu, mukowiscydozę, oraz zanik mięśni. Jak się przy tym okazało, ów
współczesny Endlösung zastosowany wobec osób poniżej dwunastego roku życia stanowił wydarzenie
wyjątkowe nawet gdy chodzi o takie kraje, jak Szwajcaria, Holandia, czy choćby
właśnie Belgia.
Żeby
nie nadużywać wytrzymałości Czytelników, pozwolę sobie w tym momencie na cytat:
„Zanim lekarze podali im zastrzyki, dzieci
musiały przejść szereg procedur, które pozwoliły ocenić m.in. czy są pewne i
świadome swojej decyzji i czy są psychicznie gotowe na jej konsekwencje. Oprócz
tego, zgodnie z obowiązującym w Belgii prawem, konieczna była zgoda rodziców na
eutanazję, a dzieci musiały wyrazić swoją wolę na piśmie.
Ostatecznie to lekarze decydują, czy pacjent jest ‘w beznadziejnej z
punktu widzenia medycyny sytuacji i trwa w nieustającym, nieznośnym cierpieniu,
któremu nie można ulżyć i które i tak doprowadzi do śmierci w krótkim czasie’”.
I
tu właśnie następuje apel do czytelników o udział w debacie, a ja już tylko
zwrócę uwagę na fakt, że wspomniany tekst został zamieszczony w dziale
„Zdrowie”.
Książki są tam gdzie zawsze, niestety już bez
„TegoKtóry…”, a to by było mocno pod temat.