Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kopalnia Wujek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kopalnia Wujek. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 grudnia 2021

O trzech tysiącach i tych dziewięciu, o których niech nas Bóg broni byśmy zapomnieli

 

Minęła 40 rocznica wsprowadzenia Stanu Wojennego i tym samym też 40 lat od czasu gdy podczas strajku w Kopalni „Wujek” rozstrzelano dziewięciu protestujących górników, a ja ten dzisiejszy tekst miałem przypomnieć jeszcze wczoraj, tyle że zmarła Alicja Tysiąc i owa śmierć zrobiła na mnie takie wrażenie, że wiedząc, że jeszcze jeden dzień i zarówno ona jak i ów COVID, który ją akurat spośród tylu przecież innych wybrał, staną się jak zeszłoroczny śnieg, nie mogłem się powstrzymać, by odpowiednio zaznaczyć jej odejście. Przypomniałem więc tamten tekst o najnowszych technologiach i tylko żałuję, że nie poświęciłem więcej uwagi tym, którzy Alicję Tysiąc wynajęli do swojej strasznej i brudnej jak ta święta ziemia która ich nosi, polityki. No ale niech ona już spoczywa w pokoju, a oni niech czekają na swoją karę. Podobnie zresztą jak ci ich pobratymcy, którzy zniszczyli nie jedno, nie dwa, ale naprawdę wiele ludzkich historii. Tymczasem przejdźmy do nich właśnie i wspomnijmy pewne spotkanie.

 

 

       Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?

      W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś taki choćby Władek Frasyniuk może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.

      A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.

      No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.

      I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:

„Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.
      Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.

      Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.

      Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.

      Kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.

     I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?

     I to dopiero właśnie teraz  jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie.



 

poniedziałek, 16 grudnia 2019

O górniku, zomowcu i pewnym wojskowym lekarzu


Miałem być dziś pod Kopalnią Wujek, jednak nasz kolega Kozik, z którym wczoraj spędziłem upojny wieczór, musiał pędzić na umówione spotkanie biznesowe do Sosnowca i wygląda na to, że mu pozostanie już tylko przeczytać poniższy tekst i w ten sposób spróbować wchłonąć atmosferę tego dnia, a ja dziś tam owszem stawię się, jednak już znacznie później, kiedy zapadną zimowe ciemności i przed Kopalnią pojawią się, jak każdego roku w ostatnich latach, tłumy. Dziś więc chciałem przypomnieć swój bardzo już dawny tekst, trochę po tych wszystkich latach zmodyfikowany, ale mam nadzieję, że wciąż odpowiednio dźwięczny. 


      Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a dziś mija kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
      W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś taki choćby Władek Frasyniuk może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
      A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
      No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.
      I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:

„Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.

      Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.
      Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
      Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.
      Kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
     I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?
     I to dopiero właśnie teraz  jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie.




sobota, 16 grudnia 2017

O trzech tysiącach, których nikt nie chciał internować

Szczerze powiedziawszy, wspomnienie 13 grudnia 1981, nigdy w moich myślach nie wiązało się z  jakimś szczególnie ponurym przełomem. Pamiętam oczywiście tamten dzień dość dobrze, ale przede wszystkim jednak przez to, że to właśnie wtedy zrozumiałem się, że swoje plany, tak już bliskie ostatecznej realizacji, a związane z opuszczeniem Polski być może na zawsze, mogę odłożyć na półkę, a potem, wraz z upływem lat, nabierałem tylko coraz większego przekonania, że pradoksalnie ten dzień stanowił dla mnie wybawienie, no a dziś to już mogę tylko dziękować Jaruzelskiemu, że mnie tamtej nocy złapał za gardło, przydusił do ziemi i trzymał tak długo aż się opamiętałem. Tak zatem, to nie 13 grudnia jest dla mnie dniem żałoby, lecz ów czas, który nastąpił trzy dni później, a konkretnie to co się wydarzyło tu niedaleko, zaledwie o rzut beretem, a więc rozstrzelanie górników z Kopalni Wujek. Co ciekawe – a daję słowo, że dotychczas nawet nie miałem tego świadomości –  nawet w swoim „Elementarzu” nie znalazłem miejsca dla hasła „Stan Wojenny”. Owszem, są Górnicy z Wujka, jest sama Kopalnia, jest też oczywiście Grzegorz Przemyk, są Jaruzelski i Kiszczak – Stanu Wojennego jako takiego nie ma. Także tu na blogu, jeśli w ogóle wspominałem o Stanie Wojennym, to w kontekście 16 grudnia właśnie. Bardzo zatem proszę, skoro obchodzimy dziś kolejną rocznicę tamtej masakry, przypomnijmy sobie ów tekst, zamieszczony tu przed laty, o trzech tysiącach, których nkt nie zechciał internować.



       Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a chwilę po niej kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
      W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś prezydent Komorowski może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
      A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
      No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.
      I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:
      „Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.
      Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.
      Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
      Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.
      Już, kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
      I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?
      I to właśnie jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie. 

Zachęcam wszystkich do kupowania moich książek. Wprawdzie wspomniany „Elementarz” jest już wyczerpany, natomiast, owszem, są inne, równie warte uwagi. Tu.


sobota, 17 grudnia 2016

O 3 tysiącach nieznanych żołnierzach

      Ponieważ rocznica „Wujka” była wczoraj, a jak wiemy, „Wujek” to Solidarność, to poniższy tekst zamieściłem wczoraj kurtuazyjnie na portalu „Tygodnika Solidarność”. Ponieważ stało się co się stało i wystarczył jeden dzień, by za sprawą wściekłości gwałtownie zubożałych ubeckich rodzin i ich politycznego tła, z tej rocznicy nie zostało prawie nic, o tych górnikach można by właściwie równie dobrze zapomnieć. No ale my pamiętamy. I dlatego dziś, wbrew tym czarnym próbom zmiany historii, przedstawiam swój najnowszy tekst napisany dla „Warszawskiej Gazety”. A jeśli ktoś sobie życzy, może znaleźć całość, jeszcze sprzed wielu lat tu: http://toyah1.blogspot.com/2011/10/o-gorniku-i-wojskowym-lekarzu-na.html

      Kiedy się myśli o Kopalni „Wujek”, można sobie wyobrażać, że to jest miejsce robiące wrażenie już na pierwszy rzut oka, tymczasem prawda jest taka, że tam naprawdę nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, podwójny krzyż, pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur, na nim pamiątkowe tablice, dalej główny budynek kopalni z napisem „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę mało ciekawe miejsce. A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też sobie usiąść na pobliskim murku i pogapić się w ten mur i ten napis: „Kopalnia Wujek”. No a potem, jeśli się ma czas i człowiek nigdzie się nie spieszy, można też zajść do pobliskiego muzeum i od razu zobaczyć, że tam jest tak samo mniej więcej skromnie, jak na zewnątrz i tak samo jak na zewnątrz nie ma co liczyć na to, że się usłyszy choćby pojedynczy krzyk. Znajdziemy tam klasyczną izbę pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników.
      Ale można tam też przy odrobinie szczęścia spotkać człowieka nazwiskiem Stanisław Płatek, który może nam opowiedzieć o tamtym dniu dokładnie tak jak go zapamiętał, a zapamiętał bardzo dobrze. Otóż kiedy na „Wujku” wybuchł strajk, on miał trzydzieści lat, żonę i syna i w krytycznym momencie, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą i to pewnie uratowało mu życie, bo gdyby nie zwrócił uwagi na kolegę, ale zajmował się sobą, dostałby z boku w okolice brzucha i dziś nie opowiadałby nam o 16 grudnia 1981 roku.  
       A tak opowiada nam Stanisław Płatek, że w sumie w tamtych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.
A my sobie nagle uświadomimy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. Proszę pamiętajmy o tym, kiedy będziemy wspominać tamten dzień, bo to jest coś. To jest naprawdę coś.



Proszę pamiętać, że moje książki są stale do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zachęcam.

środa, 16 grudnia 2015

O górniku, zomowcu i wojskowym lekarzu na wietrze


Ponieważ znów wciągnęło mnie życie i nie ma mowy dziś o tym, bym napisał kolejną notkę, korzystając z okazji jedynej takiej w roku, dla nowych czytelników przeklejam stary, bardzo okolicznościowy tekst o górnikach z Wujka. Mam przy tym nadzieję, że wczorajsze wystąpienie premier Szydło w Sejmie wyznacza dla nas wszystkich nowy czas.


div>
Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a chwilę po niej kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?div>
W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś prezydent Komorowski może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.div>
A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.div>
No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.div>
I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:

div>
„Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.

div>
Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.div>
Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.div>
Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.div>
Kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.div>
I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?div>
I to właśnie jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie.




Zachęcam do kupowania moich książek. Wszystkie do nabycia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

sobota, 14 grudnia 2013

O trzech tysiącach, których nikt nie zechciał internować - repryza

Właśnie wróciłem ze spotkania u Franciszkanów, i muszę przyznać, że było z jednej strony dokładnie tak, jak się spodziewałem, a więc Ślązacy się spietrali i żaden z nich nie dość, że się nie pokazał osobiście, to nawet nie wysłał umyślnego, który mógł w ten czy inny sposób zakłócić spotkanie. Jedyne na co ich było stać, to wysłać donos do proboszcza Bazyliki z pretensjami, że przyjmuje na swoim terenie typków takich jak ja i Gabriel, na szczęście jednak proboszcz się listem nie przejął i wszystko poszło, jak z płatka. To, jeśli idzie o oczekiwania. A teraz o płatku. Rzecz w tym, że samo spotkanie udało się zupełnie wyjątkowo. Publiczność dopisała, atmosfera była wyjątkowo przyjazna, i szkoda tylko, że po dwóch godzinach trzeba było odstąpić salę duszpasterstwu rodzin, no i spotkanie zakończyło się dużo zbyt szybko. No i jeszcze jedno. Mam otóż jedną małą satysfakcję, która musze się podzielić. Wbrew zapowiedziom Ślązków, organizator spotkania, pan Ciok z Kongresu Nowej Prawicy, który miał mnie, jako Ślązak z krwi i kości, wdeptać w ziemię, machnął na te moje antyśląskie złośliwości ręką. Może dlatego, że, jak sam mi powiedział, sam tak naprawdę pochodzi z mojego Podlasia.
A więc jesteśmy po spotkaniu, ja wróciłem do domu, Gabriel pojechał do Grodziska, a przed nami – no i też już trochę za nami – grudzień, a wraz z grudniem rocznica Stanu Wojennego, a przede wszystkim masakry 16 grudnia. No i płatek, a dokładnie Płatek. Z tej okazji, chciałbym bardzo przypomnieć tekst, którego tu akurat nie było, ale jego historia sięga w rzeczywistości tego bloga. Otóż któregoś dnia odwiedził mnie tu w Katowicach mój serdeczny przyjaciel, i też przyjaciel tego bloga LEMMING, i wspólnie poszliśmy pod Kopalnię Wujek, gdzie spotkaliśmy człowieka nazwiskiem Płatek. Kiedy LEMMING odjechał, napisałem tekst będący refleksją na to, cośmy przeżyli i zamieściłem go tutaj. W następnym roku, właśnie z okazji rocznicy Stanu Wojennego nieco go przeedytowałem i zamieściłem – moim zdaniem, w wersji znacznie bardziej przejmującej – w Salonie24. Myślę, że to jest idealny moment, żeby go przypomnieć – właśnie tutaj. Bardzo proszę się wsłuchać w tę opowieść.



Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, a chwilę po niej kolejna – rozstrzelania dziewięciu górników z Kopalni „Wujek”. Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie, którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie, czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów, a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo, i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot nieopowiedzianych?
W tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku, z którego dziś prezydent Komorowski może się spokojnie pośmiać, że go nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników, czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
No i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie, pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.
I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:

Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.

Zostajemy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił.
Opowie nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
Jak już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał.
Już, kiedy już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w Sieci informację, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie.
I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia. Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to Wałęsa siedział? W Arłamowie?
I to właśnie jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to mi na sucho nie ujdzie.

Bardzo proszę o to, by o nas nie zapominać i w miarę możliwości wspierać ten blog pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

sobota, 17 grudnia 2011

Wojna

30. rocznica wprowadzenia stanu wojennego i śmierci dziewięciu górników z Kopalni Wujek, choć z początku wydawała się świetną okazją do wywołania poważniejszych refleksji i powiedzenia kilku mocnych myśli, w rezultacie okazała się jedynie czymś co kogoś, czyim codziennym zajęciem jest łączenie myśli w słowa, a słów w zdania, wyłącznie wiąże i spala, zanim jeszcze pojawiła się okazja, by wydobyć z siebie choć jedno westchnienie. Szykowałem się do tego dnia, który wczoraj minął, od dłuższego już czasu, a już zwłaszcza od dnia, kiedy z moim kumplem LEMMINGIEM udaliśmy się pod Kopalnię i tam spotkaliśmy Stanisława Płatka, który nam opowiedział, jak się żyje 30 lat po tym, jak najpierw cudem uniknęło się śmierci z rąk państwa i jego służb, a następnie stało się twarzą w twarz naprzeciwko dowódcy plutonu ZOMO z pogruchotanym i zalanym krwią ramieniem, i wiedziało, że teraz to już litości nie będzie.
No i nadszedł ten dzień, i okazało się, że przez te lata, a już zwłaszcza przez ostatnie miesiące, wszystko stało się tak straszliwie oczywiste, że aż trywialne… i wychodzi na to, że naprawdę nie ma tak prostych słów, które byłyby w stanie opisać coś tak dramatycznie prostego właśnie.
Minęło najpierw dziesięć lat, potem kolejnych dziesięć, i dalsze dziesięć, i jesteśmy nagle tu gdzie nas widać, a mi już jest zwyczajnie wstyd, by po raz nie wiadomo który załamywać ręce nad czymś tak banalnym, jak obrazem Polski podzielonej równo na dwa obozy – jeden, w blasku świec i w kompletnym zapatrzeniu, wznoszący biało-czerwone sztandary i, w poszukiwaniu ratunku, śpiewający słowa Roty, i drugi, w blasku świateł i w równie pełnym zapatrzeniu, również w poszukiwaniu ratunku, przemierzający pasaże handlowych galerii. Kiedy jedni krzyczą: „Polska, Polska, Polska” – a gdzieś z boku dobiega pomruk: „Faszyzm”, a drudzy – widząc prawdopodobnie, że i tak już nic z tego nie będzie – zwracają się już bezpośrednio do tych, co akurat mają władzę i siłę, i proszą o to, by zechcieli się nami zaopiekować. Za jakąkolwiek cenę.
We wczorajszym tekście wspomniałem o Januszu Palikocie, który właściwie już zupełnie otwarcie zwrócił się do symbolicznego pana Schmidta o to, by, gdyby nagle w Polsce doszło do przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, zechciał nasz kraj wziąć w zarząd. I oczywiście łatwo jest – sam uległem tej pokusie – uznać, że oto mamy zdrajcę, którego wystarczy rozstrzelać, czy powiesić, i nastanie sprawiedliwy spokój. Ale przecież to nieprawda. Palikot wcale nie jest przyczyną, lecz skutkiem. To nie on tworzy świat. To świat stworzył jego. On nie jest chorobą, on jest zaledwie choroby objawem. Gdyby świat był zdrowy, zarówno sam Palikot, jak i wszyscy ci, uważają, że Polska jest wyłącznie echem jakichś naszych starych kompleksów, zostaliby z tej Polski usunięci, jeszcze zanim dali się poznać.
30. rocznica ogłoszenia stanu wojennego, wbrew wszelkim pozorom spokoju, zastaje Polskę w stanie praktycznej wojny. Wojny w najbardziej klasycznym rozumieniu, jako agresji i obrony, z agresorem jak najbardziej zewnętrznym, wspomaganym przez lokalnych kolaborantów – i to obojętnie, czy to działających z pobudek wyższych, czy niższych – i zwykłych głupców, dla których i tak wszystko zawsze się sprowadzało do konsumpcji, i których wszędzie jest cała masa, z tą różnicą, że gdzieś w Niemczech, we Francji, czy Holandii tę masę tworzyła głównie obca imigracja, a u nas są to niemal wyłącznie tak zwani „nasi”. Symbolem tej wojny jest przede wszystkim oczywiście wrak rządowego samolotu spoczywający gdzieś pod Smoleńskiem we krwi zamordowanych Polaków, i wszystko, co się wokół niego dzieje, a więc z jednej strony cały ów zgiełk mający zagłuszyć owo wołanie o prawdę i sprawiedliwość, a z drugiej ten nieustanny szept modlitw.
Wczoraj przed Kopalnią Wujek odbywały się rocznicowe uroczystości, a ja tam nie poszedłem. Planowałem być na miejscu już od dłuższego czasu, jednak ostatecznie nie poszedłem. Powiem szczerze, że przede wszystkim bałem się, że ów dysonans między prawdą tego miejsca a kłamstwem oficjalnego przekazu, który tam niewątpliwie na mnie czekał, wyprowadzi mnie z równowagi i już nie będę umiał skupić się na tym, co naprawdę ważne. A więc na fakcie, że mija 30 lat od tamtych wydarzeń i wszystko jest jasne jak nigdy przedtem. Wszystko jest takie jasne i takie czyste i takie oczywiste. Tych dziewięciu zastrzelonych wtedy, tych 96 rozerwanych na strzępy dziś, i to całe tak bardzo brutalne kłamstwo, które te dwa wymiary już na zawsze połączyło.
A i tak jednak nie udało mi się uniknąć tego bólu. Wieczorem, trochę zaciekawiony może jakimiś obrazkami sprzed świętującej Kopalni, zajrzałem do telewizora i wprawdzie tego akurat nie znalazłem, natomiast trafiłem na rozmowę trzech bohaterów naszej historii – Zbigniewa Romaszewskiego, Zbigniewa Janasa i Jana Rulewskiego z bohaterem już historii mniej naszej, dziennikarzem TVN-u Maciejem Knapikiem. Tematem rozmowy – tak, tak – była kwestia braku odpowiedzialności autorów stanu wojennego za ich zbrodnie, a konkretnie, pytanie, jak w ogóle mogło do tego dojść, że ani Wojciech Jaruzelski, ani Czesław Kiszczak, ani Jerzy Urban ani w gruncie rzecz nikt z nich, nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności za to zło. 30 lat po tamtych wydarzeniach, 20 lat po odzyskaniu przez Polskę wolności… no i 10 lat po powstaniu pierwszej prawdziwie profesjonalnej telewizji informacyjnej, nadszedł czas na rozpoczęcie poważnej dyskusji na temat tego, dlaczego? Nie umiem powiedzieć, do czego ostatecznie panowie doszli, bo odpowiednio wcześnie wyłączyłem telewizor, ale wydaje mi się, że mogę mieć tu pewne podejrzenia. Otóż w pewnym momencie, widząc, jak trudna i skomplikowana jest ta sprawa, red. Knapik zaproponował następujące wyjaśnienie tego wstydu. Mianowicie, żeby zrozumieć powody, dla których Jaruzelski i Kiszczak zdychają dokładnie tak jak większość z nas, należy się cofnąć jeszcze do początku lat 90-tych, kiedy to Jarosław Kaczyński – tak, on! – zamiast starać się o postawienie przed odpowiednim trybunałem Kiszczaka, Jaruzelskiego, czy Urbana, zajmował się paleniem kukły Lecha Wałęsy…
Nie. To nie był moment w którym wyłączyłem telewizor. Zanim to zrobiłem, poczekałem jeszcze na to, co powie, jak na te słowa zareaguje Zbigniew Romaszewski. Dopiero gdy zobaczyłem, że on nie powiedział na to nic, i tylko patrzył w kompletnym milczeniu prosto przed siebie, by wreszcie się ożywić, kiedy Zbigniew Janas – kiedyś maszynista kolejowy i elektromonter, następnie wieloletni działacz najpierw Unii Wolności, a potem Partii Demokratycznej, a dziś właściciel firmy „Zbigniew Janas Konsultacje Doradztwo” – zarzucił mu, że jako człowiek PiS-u, reprezentuje interes partyjny, podczas gdy on przecież nigdy z PiS-em nie miał nic wspólnego, lecz jest zwykłym polskim patriotą. Jak każdy. Dopiero wtedy.
No więc to jest Polska, która tak boli. To ona. Z tymi górnikami, tym Knapikiem, tym Janasem i Romaszewskim, tym samolotem, tymi marszami, tym gniewem i tym śmiechem. Przede wszystkim jednak z tym szyderstwem, z tym kłamstwem i z tym bezczelnym spojrzeniem prosto w oczy. I z tym wszechobecnym oślepiającym nas światłem, niesionym przez tego kto je niesie. Niemal od samego początku.

Jest oczywiście niewesoło, ale za to Święta, a z nimi wieczna nadzieja na zwycięstwo, wciąż przed nami. Zachęcam do kupowania książki o siedmiokilowym liściu – czy to na prezent, czy ot tak, na zimowe wieczory – i proszę o wspomaganie tego bloga finansowo pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

sobota, 22 października 2011

O górniku, zomowcu i wojskowym lekarzu na wietrze

Z pewnego bardzo szczególnego punktu widzenia, dwa minione dni były dla mnie czymś, co można porównać tylko do wakacji. Wakacji wiecznych. Przeżywam ten stan za każdym razem, gdy albo mam okazję tu w Katowicach gościć kogoś, kogo uważam za przyjaciela, lub samemu u tego swojego przyjaciela spędzać czas. A zatem chodzi o to spędzanie czasu. Bez żon, bez dzieci, bez presji, bez trosk. Z jednej strony bardzo intensywne, z drugiej wręcz bezmyślne, a to wszystko odpowiednio uzupełniane równie odpowiednim jedzeniem i piciem. I też tu w znacznym stopniu o to jedzenie i picie chodzi. Sam, jak wiemy, jestem biedny, ale tak się jakoś szczęśliwie zdarzyło, że większość moich przyjaciół wręcz odwrotnie, więc z tym nigdy nie ma problemu. Jakoś się więc tu uzupełniamy, i to też bardzo pomaga tworzyć tę wakacyjną atmosferę.
Miniony czwartek i piątek spędziłem z naszym kolegą LEMMINGIEM, któremu pewne dość specyficzne względy biznesowe kazały wyjechać na chwilę z Warszawy, a zatem uznał on, że tylko Katowice pozwolą mu pobożnie połączyć pracę z przyjemnością, no i przyjechał tutaj. W dodatku zameldował się w hotelu, który znajduje się niemal dokładnie naprzeciwko naszego okna, więc właściwie, gdybyśmy byli w odpowiednim wieku, czasie i nastroju, moglibyśmy nawet sobie między naszymi balkonami pociągnąć sznurek i przesyłać sobie wiadomości. Tak to było. Very impressive!
No ale trzeba też powiedzieć, że poza pracą i przyjemnościami – tak, tak, pracą też, bo wbrew pozorom, nie jest tak, że ja w ogóle na co dzień nic nie robię; wbrew pozorom, ja mam szczęśliwie pewne drobne zajęcia nie dość że codziennie, to jeszcze i w sobotę i niedzielę nawet – a więc, poza pracą i przyjemnościami, postanowiliśmy poświęcić też trochę czasu na sprawy duchowe, a to w naszym wypadku oznaczało wspólne udanie się pod wspominaną tu już parokrotnie Kopalnię Wujek i zanurzenie się w tym wietrze, który – co do tego nie może być wątpliwości – wieje tam stale. I stało się tak, że właściwie wszystko co się po kolei działo, robiło wrażenie jakiegoś niezwykłego fatum, zupełnie, jakby ten wiatr nas tam postanowił przytrzymać i dać nam siebie poczuć w sposób szczególny. Proszę posłuchać.
Z Kopalnią Wujek jest tak, że tam właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice, za murem główny budynek kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce. A zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Tym razem jednak stało się tak, że kiedy stawiliśmy się na miejscu, do LEMMINGA zadzwoniła pani LEMMINGOWA i zaczęli rozmawiać. Rozmawiać dość długo. LEMMING stał, gapił się na ten budynek z czerwonej cegły i na pracujących przy nim – zbliża się rocznica – robotników, i rozmawiał ze swoją żoną. Ja, ponieważ stać mi się nie chciało, sobie usiadłem na pobliskim murku, też zacząłem się gapić w ten mur i ten napis: „Kopalnia Wujek”, no i oczywiście nie rozmawiałem z nikim. Tam i tak, jak to się zwykle dziej, nie było nikogo. Nie wiem, ile czasu tam spędziliśmy, nie robiąc nic, tylko patrząc się i patrząc na ten budynek i tych robotników, ale wiem że trwało to wystarczająco długo, żeby nabrać odpowiedniego nastroju. A daje słowo, że był to nastrój nie byle jaki.
No i wreszcie nadszedł czas, by się ruszyć. LEMMING zrobił jeszcze zdjęcie, pokiwaliśmy głowami i zaszliśmy do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy, nie jest to muzeum w sensie powszechnie znanym. Raczej taka skromna izba pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie państwo zabiło dziewięciu górników. Poleźliśmy więc do tego muzeum i, normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeliśmy najpierw tę makietę, popatrzyliśmy na zomowca, następnie przyjrzeliśmy się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku, i wtedy okazało się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się puścić. Próbowaliśmy jakoś pomagać, ale wszystko stanęło, i w końcu wyszło na to, że nic z tego nie będzie. Kiedy tak się wszyscy męczyliśmy z tym projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, zapytałem człowieka, który nas próbował obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręcił, jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo i on mi odpowiedział – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – że to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek. I oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo trzeba powiedziec jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy wspólnie do wikipedii:
Stanisław Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 – 1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany, przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II 1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych, w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią. 1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem) kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”, „Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006 zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991 członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994 przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16 XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006 na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007) ”.
Zostaliśmy więc z tym zepsutym projektorem i Stanisławę Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, naciągnęliśmy Płatka na wspomnienia. No i powiedział nam Płatek, że jak był strajk, to on miał trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że, mówiąc o innych górnikach, używał wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało życie, bo inaczej dostałby z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach bralo udział 3 tysiące górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym ciosem zasłonił. Opowiedział nam też, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
Powiedziałem wyżej, że Płatka naciągnęliśmy na wspomnienia. I tak właśnie było. On sam nie mówił zbyt wiele. Pytaliśmy, on grzecznie i bardzo spokojnie odpowiadał i – co do tego zgodziliśmy się z LEMMINGIEM w pełni – zachowywał się, jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I wtedy też zrozumiałem, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w jednym momencie naszej rozmowy – a trwała ona naprawdę długo – ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego świadomości w ogóle nie istniał. Później, kiedy już zajęliśmy się wszyscy sobą, znaleźliśmy w Sieci informacje, że Płatek gardzi PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę o tym niezwykłym spotkaniu i przyszło nam do głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w Powstaniu Warszawskim I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą, który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych dwóch od siebie. I co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego nie zrobi. A jak idzie o młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia.
Skoro o komedii mowa, właśnie przeczytałem, że żona prezydenta Sarkozego urodziła mu córeczkę i, wbrew żądaniom Francuzów, by dziecko miało na imię Europa, nazwała dziecko Julia. W związku z tym wydarzeniem, i w sprawie tego imienia, nasze media zwróciły się do specjalisty od tego typu wydarzeń, Eryka Mistewicza z prośbą o komentarz, i Mistewicz powiedział co następuje: „Julia to jest bardzo dobre, wspaniałe imię, o dużym potencjale narracyjnym. Można fantastyczne historie opowiadać, niczym Romeo i Julia. Tak jak Sarkozy w każdej swojej kampanii opowiada piękne historie. Za tym ludzie idą
I to właśnie jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A to by mi na sucho nie mogło ujść.

Jeśli ktoś przeżył tę historię tak jak ja, może ma ochotę poczytać sobie więcej tekstów na podobnym poziomie emocji. Znajdzie je w książce, która jest reklamowana tuż obok i nazywa się "O siedmiokilogramowym liściu i inne historie". Kto jednak tę książkę już ma, albo z jakiegoś powodu nie będzie jej kupował, niech wspomaga ten blog inaczej. Na przykład przez zasilanie podanego też obok numeru konta. Dziękuję.

niedziela, 18 września 2011

Powstrzymać Szatana

Rok który nam właśnie upływa, jest oczywiście ważny, ze względu na bardzo wyraźnie rysująca się możliwość wyrwania Polski z rąk tej bandy bezczelnych uzurpatorów, ale również należy go pielęgnować tak jak każdy inny mijający rok, ze względu na kolejne rocznice, czy to naszej hańby, czy też naszego tryumfu. A często jednego i drugiego – tak niezwykle paradoksalnie – równocześnie. Dopiero co minęła – jak zawsze ledwo zauważona – rocznica sowieckiej napaści na Polskę, a już za chwilę, w grudniu będziemy obchodzić równą, trzydziestą rocznicę rzezi na kopalni „Wujek”, i choć do tego dnia zostało nam jeszcze sporo czasu na myślenie o różnych sprawach, wydaje mi się, że okres przedwyborczy powinien nas tu odpowiednio zainspirować. Chodzi mi oto, że nie mam najmniejszej wątpliwości, że sposób w jaki będziemy obchodzić tę rocznicę, ranga jaka tym obchodom zostanie nadana, czy wreszcie ich uroczysty charakter, to wszystko będzie w znacznym stopniu zależało od tego, kto te wybory wygra i kto będzie przez kolejne miesiące Polską rządził. Jeśli to będzie Platforma Obywatelska, możemy być pewni, że wszystko skończy się na tym, że całością zajmie się „Solidarność”, a władza, ze strachu przed wściekłością ludzi, wyśle tam, z jednej strony, ministra Nowaka, z drugiej ministra Boniego, obaj zostawią tam odpowiednie wieńce i zwieją w ciągu dziesięciu minut. I tak minie 30 lat od dnia, w którym komunistyczne państwo polskie dołączyło do długiej listy najbardziej krwawych reżimów powojennej Europy, i jak się okazuje, całkowicie bezkarnie.
Dlaczego uważam, że jeśli po najbliższych wyborach Platforma Obywatelska zachowa władzę, pamięć po tamtych dziewięciu górnikach zostanie ostatecznie sprywatyzowana, a więc oddana w ręce nielicznych rodzin i grupy lokalnych związkowców? Pierwszy powód jest oczywiście taki, że kulturowy i cywilizacyjny wymiar tego projektu, w swoim kalendarzu tego typu zdarzeń nie uwzględnia. A jeśli, ni stąd ni zowąd, gdzieś ktoś coś na ten temat bąknie, to wyłącznie po to, by mieć czystsze sumienie w przypadku, gdy, w ramach codziennej walki, trzeba będzie kogoś oszukać, okraść, czy zwyczajnie zabić. Ludzie tworzący Platformę Obywatelską, i to nie na zasadzie większości, ale wszyscy – od pierwszego do ostatniego – polską historię, polskie bohaterstwo, polską walkę, polskie cierpienie, i w ogóle Polskę, mają w głębokiej pogardzie, a jeszcze częściej w najgłębszej obojętności. Wszyscy oni, jeśli dotychczas jeszcze nie wystawili sztandaru z napisem „Solidarność” na jakiejś aukcji, to wyłącznie dlatego, że jakoś podskórnie czują, że bez tej „Solidarności”, oni dziś byliby najwyżej jakimiś lokalnymi sekretarzami partii, lub kierownikami miejscowego gieesu.
Drugi powód, dla którego uważam, że, w przypadku przegranej Prawa i Sprawiedliwości, jakiekolwiek poważne państwowe obchody 30. rocznicy nie wchodzą w grę, jest taki, że, czy to będzie Donald Tusk, czy ktoś, kto Donalda Tuska po tych wyborach z partii usunie, będzie siłą rzeczy miał na głowie ważniejsze rzeczy, niż zajmowanie się jakimiś górnikami, jakąś kopalnią i jakimiś historiami sprzed 30 lat. No, może prezydent Komorowski coś tam każe Nałęczowi przygotować, ale na tym koniec. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Taka mianowicie, dlaczego ja nagle zacząłem myśleć o „Wujku” i o tej rocznicy? Otóż to akurat jest, moim zdaniem, na tyle ciekawe, że warto tej sprawie poświęcić najpierw osobny akapit, a następnie już resztę wpisu.
Tak się złożyło, że w zeszłym tygodniu przez trzy dni gościliśmy u siebie dwóch Włochów z Sardynii. Przyjechali oni do Polski, bo chcieli zobaczyć, jak tu jest, a forma ich tu pobytu oparta była na czymś, co się nazywa „couch surfing”. Polega to na tym, że w dzień się zwiedza świat, a w nocy śpi nie w hotelach, lecz u poznanych przez Internet ludzi – oczywiście na zasadzie wzajemności. Tak się złożyło jednak, że starsza Toyahówna, która ich tu zaprosiła, właściwie w przeddzień ich przyjazdu ciężko się rozchorowała, a ponieważ pani Toyahowa pracuje, a młody Toyah i jego najmłodsza siostra się wstydzili, wyszło na to, że Sardyńczykami zajmować mam się ja. W sumie, nie było to ciężkie zadanie, choćby z tego względu, że obaj Sardyńczycy jakoś tam potrafili mówić po angielsku, wszystko ich interesowało i nie byli zbyt wymagający, jak idzie o towarzyszenie im stale i wszędzie. Moja rola właściwie sprawdziła się do tego, by im opowiedzieć o Katowicach i o Polsce, pokazać im jedyne miejsce, którego prawdopodobnie nikt inny by im nie pokazał, a więc okolice kopalni „Wujek” i znajdujące się obok muzeum, a na końcu tego ich pobytu zaprowadzić ich do miejsca, skąd mieli pojechać busem do Auschwitz.
I, powiem szczerze, że jeśli to Auschwitz zrobiło na nich większe wrażenie, niż wizyta w muzeum przy kopalni „Wujek”, to ja nie bardzo sobie mogę wyobrazić, jak to musiało wyglądać. Ja nie mówię, że oni sobie wyrywali włosy z głowy i zalewali się łzami, bo tak oczywiście nie było, natomiast najzwyczajniej w świecie byli wstrząśnięci. Co jednak ciekawsze, oni byli niemal w tym samym stopniu wstrząśnięci tym, czego się dowiedzieli podczas tej wizyty, na temat tego, co się niespełna 30 lat temu wydarzyło w samym środku naszej wspólnej Europy, jak i tym, że oni na temat tych wydarzeń nie mieli dotychczas bladego pojęcia. I wciąż mnie pytali, dlaczego nikt w Europie – a mają wszelkie powody, by tak przypuszczać – nie dość że nie wie, że to w Polsce, a nie pod berlińskim murem, zaczęły się przemiany roku 1989, to nigdy nie miał okazji usłyszeć, że tak jeszcze niedawno, bo zaledwie w grudniu roku 1981, gdzieś w Europie doszło do tego, że z rozkazu władzy, strzałem z odległości 90 metrów snajper zabił strajkującego górnika. Że kiedy zakończyła się pacyfikacja kopalni, milicja i wojsko wywlekało z karetek pogotowia rannych górników, a ratujących ich lekarzy i sanitariuszy biło i zastraszało. Że, kiedy już ci którzy mieli zostać rozstrzelani, rozstrzelani zostali, wszyscy ci, którym udało się ujść z życiem, zostali w majestacie prawa wsadzeni do paki. Oni mnie o to pytali, a ja jedyne co im mogłem na to powiedzieć, to to, że tak się to jakoś porobiło, że przez minione dwadzieścia lat – przez znaczną większość tego czasu władzę w Polsce sprawowali, ludzie, dla których przyszłość – a może jeszcze bardziej teraźniejszość – była znacznie ważniejsza, niż jakieś tam bzdury sprzed lat.
Zresztą oni to mogli zobaczyć bez moich wyjaśnień, zwiedzając to muzeum. Oczywiście, ono nie jest tak wystawne, jak, powiedzmy, Muzeum Powstania Warszawskiego, ale, na swoją własną miarę, stara się być atrakcyjne. A zatem, dla wzmocnienia nastroju, cały czas słychać warkot tych helikopterów, i jest pięknie zrobiona, wielka makieta, przedstawiająca teren kopalni w dokładnie takim kształcie, w jakim zastały go wkraczające czołgi, są zdjęcia, są pamiątki… no i jest ten nieprawdopodobny film. A nad tym wszystkim ten niezwykły krzyż w krzyżu. No i jest człowiek, który tam sobie siedzi i czeka, najczęściej niestety, zupełnie nieskutecznie, na ewentualnych zwiedzających, żeby przyszli i – zupełnie za darmo – zobaczyli ten kawałek historii Polski, Europy i świata. Dlaczego nieskutecznie? No więc właśnie. Odpowiedź jest jedyna i logiczna. Bo tak to się jakoś przez te dwadzieścia lat stało, że Polska straciła dla tych wydarzeń zainteresowanie. A skoro Polska, to i Polacy. A skoro Polacy, to wszyscy – nauczyciele, dziennikarze, politycy, artyści, filmowcy, pisarze… . Opowiedziałem to wszystko naszym gościom z Sardynii, oni na to pokiwali głowami i – jak już wspomniałem wcześniej – pojechali do Auschwitz.
Zbliżają się te wybory, i wedle najświeższych prognoz, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że wygra je Prawo i Sprawiedliwość. Wydaje się też jednak możliwe, że do Sejmu wejdzie Janusz Palikot i paru jego ludzi. Jest oczywiste, że – tak czy inaczej – bardzo silną grupę w Sejmie będzie tworzyć Platforma Obywatelska i SLD, a kto wie, czy znowu nie PSL. Ostatnio przestrzeń publiczną wypełnia debata na temat tego, czy to iż niejaki Darski – satanista i bohater kultury masowej – zasłużył na to, by zostać jedną z gwiazd publicznej telewizji. A ja się boję, że – może jeszcze nie w tym roku, ale już niedługo – dojdzie do tego, że przy okazji którejś z kolejnych rocznic rozprawy, jaką w roku 1981 Polska urządziła strajkującym górnikom, władze zorganizują na terenie kopalni „Wujek” wielki wspomnieniowy koncert, przed rozpoczęciem którego uroczyste słowo wygłosi minister Sławomir Nowak z Kancelarii Prezydenta, a którego główną gwiazdą będzie zespół Behemoth.

Jak niektórzy wiedzą, to co ja na tym blogu wypisuję, sprawiło, że straciłem pracę, a jednocześnie możliwość utrzymywania rodziny. Dzięki solidarnej pomocy czytelników tego bloga – a więc też, paradoksalnie, przez te teksty – zarówno my, jak i sam blog, jakoś żyjemy. Dziękując za wszystko, proszę jednocześnie o dalszą pamięć. Kiedy ona się skończy, ten blog umrze śmiercią naturalną. Jednocześnie, zachęcam do kupowania mojej książki. Jest naprawdę dobra. Wystarczy kliknąć w okładkę obok. Tuż nad numerem konta.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...