Minęła 40
rocznica wsprowadzenia Stanu Wojennego i tym samym też 40 lat od czasu gdy
podczas strajku w Kopalni „Wujek” rozstrzelano dziewięciu protestujących
górników, a ja ten dzisiejszy tekst miałem przypomnieć jeszcze wczoraj, tyle że
zmarła Alicja Tysiąc i owa śmierć zrobiła na mnie takie wrażenie, że wiedząc,
że jeszcze jeden dzień i zarówno ona jak i ów COVID, który ją akurat spośród
tylu przecież innych wybrał, staną się jak zeszłoroczny śnieg, nie mogłem się
powstrzymać, by odpowiednio zaznaczyć jej odejście. Przypomniałem więc tamten
tekst o najnowszych technologiach i tylko żałuję, że nie poświęciłem więcej
uwagi tym, którzy Alicję Tysiąc wynajęli do swojej strasznej i brudnej jak ta święta
ziemia która ich nosi, polityki. No ale niech ona już spoczywa w pokoju, a oni
niech czekają na swoją karę. Podobnie zresztą jak ci ich pobratymcy, którzy
zniszczyli nie jedno, nie dwa, ale naprawdę wiele ludzkich historii. Tymczasem
przejdźmy do nich właśnie i wspomnijmy pewne spotkanie.
Nie wiem jak inni, ale mam wrażenie, że
ile razy powraca pamięć o tamtych dniach, wraz z nią pojawiają się ludzie,
którzy w zdecydowanej większości, przez swoją tępą bezmyślność – lub, kto wie,
czy niekiedy też nie przez wyrachowanie – do tego, co się wówczas stało
doprowadzili, a dziś bardzo pragną krążyć wśród nas w glorii naszych bohaterów,
a może i wręcz naszych zbawicieli. Ludzie, którzy kiedy to wszystko się działo,
i kiedy tak naprawdę się dopiero zaczynało, siedzieli gdzieś w tych swoich
ośrodkach internowania, grali w karty, czytali książki i wzywali tych co na
zewnątrz do działania. Ludzi wreszcie, którzy dziś się spotykają w
telewizyjnych studiach i jeden z drugim wspinają jak to oni się tam musieli za
nas z tymi strażnikami męczyć. A ileż to jeszcze pozostało tych anegdot
nieopowiedzianych?
W
tej sytuacji ja opowiem historię o Kopalni „Wujek”, a raczej o pewnym górniku,
z którego dziś taki choćby Władek Frasyniuk może się spokojnie pośmiać, że go
nie internowano. Ale najpierw Kopalnia. Z Kopalnią „Wujek” jest tak, że tam
właściwie nie ma nic ciekawego. Są te dwa kominy, jest ten podwójny krzyż, ten
pomnik z dziewięcioma krzyżami, jest ten mur i na tym murze pamiątkowe tablice,
za murem główny budynek Kopalni i ten napis „Kopalnia Wujek”, a przed murem te
dziwne pudełkowate domy, w których wciąż jeszcze mieszkają ludzie, pamiętający
tamten grudzień sprzed 30 lat. To jest naprawdę bardzo mało ciekawe miejsce.
A
zatem, kiedy się tam idzie po raz drugi i trzeci, to właściwie nie ma na co
patrzeć i czym się wzruszać, w związku z czym tam się głównie przychodzi i
odchodzi. Jak ktoś ma ochotę, robi jeszcze zdjęcie. Ale można też zatrzymać
się, postać i tak się zwyczajnie pogapić na ten budynek z czerwonej cegły i
ewentualnie popatrzeć na jakichś zawsze się tam po coś kręcących robotników,
czy górników. Więc można tak sobie gdzieś tam z boku przysiąść i popatrzeć na
ten budynek i tych ludzi, przynajmniej na tyle długo, żeby nabrać odpowiedniego
nastroju. A daje słowo, że tam można uzyskać nastrój nie byle jaki.
No
i wreszcie nadejdzie czas, by się ruszyć, zrobić może jeszcze jedno zdjęcie,
pokiwać głową i zajść do znajdującego się obok muzeum. Prawdę powiedziawszy,
nie jest to muzeum w sensie powszechnie nam znanym. Raczej taka skromna izba
pamięci z kilkoma zdjęciami, makietą terenu kopalni z dnia szturmu, jednym
przestrzelonym kaskiem, figurą zomowca w pełnym rynsztunku i tą salą
projekcyjną, gdzie się wyświetla dokument o tym, jak to swego czasu polskie
państwo zabiło dziewięciu górników. Można więc wejść do tego muzeum i,
normalnie, tak jak to zawsze bywa, obejrzeć najpierw tę makietę, popatrzyć na
zomowca, następnie przyjrzeć się uważnie dziurce w tym biednym górniczym kasku,
i wtedy okaże się, że się zepsuł projektor i filmu w żaden sposób nie da się
puścić. Można oczywiście spróbować jakoś pomóc, ale wszystko stanęło, i w końcu
wyjdzie na to, że nic z tego nie będzie. A potem, tak męcząc się z tym
projektorem, raczej z grzeczności, niż z faktycznej potrzeby, można zapytać
człowieka, który nas próbuje obsłużyć, i który tam się po tym muzeum kręci,
jako ktoś w rodzaju ciecia, czy on był w kopalni, kiedy to wszystko się działo
i on nam – nawet nie mrugnąwszy okiem, nawet nie próbując wydąć warg, czy
unieść czoła w dumnym geście informowania świata o swoim bohaterstwie, mniej
więcej tak, jakby potwierdzał fakt, że owszem, mamy ładną jesień – odpowie, że
to on właśnie dowodził tym strajkiem. I że się nazywa Stanisław Płatek.
I
oto, nadszedł właściwie idealny moment, żeby zamknąć ten dzisiejszy tekst
zdaniem: „I to by było na tyle”, i pozwolić wszystkim go czytającym zanurzyć
się w swoich własnych refleksjach, no ale tak się niestety zrobić nie da, bo
trzeba powiedzieć jeszcze parę rzeczy. Koniecznie. Najpierw jednak zajrzyjmy
wspólnie do wikipedii:
„Stanisław
Płatek, ur. 5 II 1951 w Katowicach. Ukończył Technikum Górnicze dla Pracujących
w Katowicach (1979). 1969-1973 pracownik Zakładów Aparatury Doświadczalnej
Biprokwas w Katowicach. Od 1973 górnik KWK Wujek. IX 1978 – III 1981 członek
PZPR. 1-3 IX 1981 uczestnik strajku w KWK Wujek, od IX 1980 w „S”. XII 1980 –
1981 sekretarz Komisji Rewizyjnej „S” KWK Wujek. 13-16 XII 1981 przewodniczący
KS w KWK Wujek; 16 XII 1981 ranny podczas pacyfikacji, internowany,
przewieziony do szpitala MSW; 31 XII 1981 aresztowany, przewieziony do
Okręgowego Szpitala Więziennego w Bytomiu, gdzie przebywał do VI 1982. 9 II
1982 wyrokiem Sądu Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu na sesji wyjazdowej
w Katowicach skazany na 4 lata więzienia i 3 lata pozbawienia praw publicznych,
w VI 1982 przeniesiony do AŚ w Zabrzu, VIII 1982 – II 1983 w ZK we Wrocławiu. W
II 1983 zwolniony ze względu na stan zdrowia, VII 1983 objęty amnestią.
1983-1986 pracownik Klubu Sportowego Gwarek Tarnowskie Góry, 1986-1993 AZ Sp. z
o.o. w Tarnowskich Górach. 1983-1989 (we współpracy z Ludwikiem Dziwisem)
kolporter pism podziemnych (m.in. „Głos Śląsko-Dąbrowski”, „Górnik Polski”,
„Wujek”) na terenie Katowic. W II 1989 współzałożyciel, przewodniczący
Tymczasowej KZ, następnie do 1991 przewodniczący KZ „S” AZ Sp. z o.o. 1993-2006
zatrudniony w KWK Wujek. 1995-1998 wiceprzewodniczący, 1998-2002 przewodniczący
KZ „S” KWK Wujek, 1998-2002 delegat na WZD. 1998-2002 wiceprzewodniczący
Regionalnej Komisji Rewizyjnej „S” Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. 1989-1991
członek Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ku Czci Górników KWK Wujek w
Katowicach Poległych 16 XII 1981, 1991-1998 przewodniczący (od 16 XII 1994
przekształconego w Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16
XII 1981). W 1994 jeden z założycieli, od 2000 przewodniczący Zarządu Krajowego
Związku Więźniów Politycznych Okresu Stanu Wojennego. Organizator
Międzynarodowego Memoriału Szachowego Dziewięciu z Wujka (1997-2001). Od 2006
na emeryturze. Współtwórca albumu i przewodnikaKrzyż Górników. Odznaczony
Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2007)”.
Zostajemy więc z tym zepsutym
projektorem i Stanisławem Płatkiem jeszcze dłuższy czas i, czując, jakie to nas
szczęście spotkało, że ten projektor się nagle zepsuł, możemy naciągnąć Płatka
na wspomnienia. No i opowie nam Płatek, że jak był strajk, to on miał
trzydzieści lat, żonę i syna, że, kiedy się pochylał nad rannym kolegą, został
trafiony w ramię zomowską kulą – ciekawe, że mówiąc o innych górnikach, używa
wyłącznie formy „kolega” – i to pewnie uratowało mu życie, bo inaczej dostałby
z boku w okolice brzucha, że w sumie w tych starciach brało udział 3 tysiące
górników, że z tych dziewięciu, pięciu dostało w głowę, a dwóch w serce, i że
jak go wieźli karetką pogotowia, to milicja karetkę zatrzymała, wyciągnęli go
stamtąd i on pamięta, jak przed nim stanął wysoki bardzo milicjant i chciał mu
wlać, ale między milicjanta a niego wszedł wojskowy lekarz i go przed tym
ciosem zasłonił.
Opowie
nam też Stanisław Płatek, że jeszcze dziś w okolicy kopalni pojawia się
niekiedy pewien kolega – tak, właśnie kolega – który nie brał udziału w
strajku, bo w tym czasie akurat siedział u siebie w domu, ale zomowcy wrzucili
mu przez okno do mieszkania jakiś ciężko trujący gaz i on od tego się pochorował
tak, że dziś jest raczej ludzkim wrakiem. No ale, jak mówię – kolega.
Jak
już wspomniałem wyżej, z tym by Stanisława Płatka naciągnąć na wspomnienia nie
powinno być problemu, bo to jest miły i grzeczny człowiek. Taki on właśnie
jest. Jednak nie możemy się spodziewać, że on nam powie zbyt wiele. My będziemy
pytać, on grzecznie i bardzo spokojnie nam będzie odpowiadał, ale trochę tak
jakby już dawno znalazł się w świecie, do którego dostępu nie ma nikt z nas. I
wtedy też zrozumiemy, dlaczego Stanisław Płatek, emerytowany górnik, ani w
jednym momencie naszej rozmowy ani jednym słowem nie wspomniał o bieżącej
polityce. Ani nie pluł na Tuska, ani na Kaczyńskiego, ani nic nie mówił o
wyborach, ani nawet nie narzekał na ogólną sytuację. Ten temat jakby w jego
świadomości w ogóle nie istniał.
Kiedy
już zajmiemy się wszyscy sobą, znajdziemy w sieci informację, że Płatek gardzi
PiS-em. Co sądzi o Platformie, nie wiadomo. I nagle może też przyjdzie nam do
głowy, że te 3 tys. ludzi, to nie byle co. To musiała być walka, jakiej
współczesny świat nie widział. 3 tys. ludzi – takiego starcia nie było nawet w
Powstaniu Warszawskim. I ten obraz Stanisława Płatka, jak go wyciągają z
karetki, z tym rozpieprzonym w drobny mak ramieniem, i z tym wysokim dowódcą,
który zamierza się na niego pałką i tym wojskowym lekarzem, odgradzającym tych
dwóch od siebie.
I
co powiedzieć? Co powiedzieć? Wajda z tego filmu nie zrobi. A jak idzie o
młodych – oni niech się lepiej za to nawet nie biorą, bo jeszcze im wyjdzie komedia.
Może niech kręcą filmy o tym, jak to było w jakimś cholera Jaworzu czy gdzie to
Wałęsa siedział? W Arłamowie?
I
to dopiero właśnie teraz jest ten moment, kiedy musimy kończyć, bo
czuję, że jeszcze jedno słowo, a zacznę wzywać do tego, by zacząć strzelać. A
to mi na sucho nie ujdzie.