Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 kwietnia 2022

Czy Niemcy kiedykolwiek spłacą dług wdzięczności wobec Rosji?

      Jakby na przekór kolejnym doniesieniom o niezmiennie potężnym – i coraz potężniejszym – oporze Ukraińców wobec czerwonej bolszewickiej barbarii, nie jestem w stanie przestać tracić nadziei i wiary w to, że to zło zostanie w końcu pokonane, ukarane i zniszczone. Co ciekawe jednak, ów kryzys nie jest spowodowany ani tym, że na wierzch wychodzą coraz straszniejsze zbrodnie Rosjan, ani nawet to że, jak wiele na to wskazuje, oni wciąż stoją mocno na nogach i niewiele wskazuje na to, że uda się im te nogi skutecznie odstrzelić, ale to, w jaki sposób do tego horroru ustawia się znaczna część europejskich elit, z Niemcami na czele. Docierają do mnie kolejne informacje na temat takich czy innych wystąpień Niemców przede wszystkim, i ogarniają mnie bardzo niedobre, bo pozbawione cienia również i miłości, myśli.

      Rzecz bowiem w tym, że od momentu gdy Putin najwyraźniej uznał, że co będzie to będzie, ale najważniejsze jest to by ukraińskie miasta zetrzeć z powierzchni ziemi a ich mieszkańców wybić co do nogi, a rosyjska agresja na Ukrainę przybrała charakter wręcz osobistej zemsty, wciąż nie mogę zrozumieć jaki jest sens tego wszystkiego. Jaki jest sens doprowadzenie państwa i narodu, wraz z całym, że tak to ujmę, inwentarzem, do anihilacji? Co Rosja, gdy to już wszystko się skończy, zrobi z tym całym terytorium? Zaorze i posadzi tam ziemniaki? I co dalej? Będzie żarła te ziemniaki, znienawidzona przez niemal cały tak zwany cywilizowany świat?

       I wtedy właśnie wrócił temat ziemniaków i przy tym jak najbardziej Niemców. Ale może od początku. Otóż wraz z wcześniej postawioną kwestią, pojawia się pytanie kolejne: A co z Niemcami, kiedy jednak Ukraina z tej wojny wyjdzie zwycięsko? Co z tą czarną chołotą po tych wszystkich latach uciekania przed podstawową ludzką sprawiedliwością? Gdzie się znajdą wówczas Niemcy jako państwo i naród, gdy się nagle okaże, że oni w tej kluczowej dla siebie rozgrywce najgłupiej jak tylko było można przelicytowali i już nigdy nikt normalny nie będzie ich traktował poważnie?

      Wszyscy przyglądamy się zachowaniu Niemiec, nie tylko zresztą w kwestii owej wojny, ale w ogóle we wszelkich sprawach dotyczących dzisiejszego porządku rzeczy i z tym całym bagażem doświadczeń ja przynajmniej myślę sobie, że w swej ogromnej większości Niemcy, widząc tych starców, te wszystkie kobiety, dzieci, a nawet niemowlęta, że już nie wspomnę o zwykłych ludziach takich jak my, w odróżnieniu od nas, nie czują nic innego jak zwykłe obrzydzenie i pogardę w stosunku do tych co przegrali i dziś z wyglądają dla nich tak marnie choćby z estetycznego punktu widzenia.

        Wspomniałem o ziemniakach nie bez przyczyny. Otóż wspominałem tu o nich parokrotnie i uważni czytelnicy wiedzą, w czym rzecz, dziś natomiast próbuję skończyć zaczętą miesiące temu książkę niejakiej Moniki Black zatytułowanej „Niemcy opętane”. Książka, krótko mówiąc, traktuje o psychicznym stanie w jakim znaleźli się Niemcy, gdy po przegranej wojnie zorientowali się, co uczynili światu i co świat o nich może sobie myśleć. Obok jednak tych wszystkich relacji na temat umysłowego szaleństwa w jakim znalazł się przeciętny Niemiec, zrozumiawszy nagle że jest niczym więcej jak kupą krowiego placka, dowiadujemy się z książki Moniki Black, jakie tuż po wojnie były wobec Niemiec plany. A w pierwszej chwili były to plany praktycznie likwidujące to państwo, a z narodu niemieckiego czyniące jakieś plemię, które to zamiary później tak fatalnie dla nas i całego świata pokrzyżowała ni mniej ni więcej jak zwycięska Bolszewia. A uczyniła to w momencie gdy świat uznał, że go nie stać na utrzymywanie w środku Europy owej niemieckiej nędzy, bez przemysłu, waluty i przede wszystkim narodowej świadomości, z ludźmi nadającymi się wyłącznie do leczenia psychiatrycznego, w sytuacji gdy Stalin uznał, że wojna wcale się nie skończyła, a najlepsze wciąż przed nami. To wtedy bowiem właśnie zapadła decyzja by całe to niemiectwo reanimować. A resztę już załatwili, jak to oni, sami Niemcy.

       I dziś mamy to co mamy. Niemców, z tą ich nieśmiertelną wdzięcznością wobec Wielkiej Rosji, w którejkolwiek z jej postaci, za to  ze gdyby nie ona, dziś już świat by nawet nie pamiętał, że kiedykolwiek pełzało po świecie coś takiego jak Niemcy.

       


wtorek, 22 marca 2022

Gabriel Maciejewski: Wiara

 

Mieliśmy tu parę dni temu z dawna wyczekiwany tekst naszego ulubionego psychoterapeuty, Gerarda Warcoka, na tematy oczywiście bieżące, a dziś znów będziecie się Państwo obejść beze mnie. Oto bowiem wczoraj, na swoim blogu, znany nam bardzo dobrze Gabriel Maciejewski zamieścił tekst tak poruszający i tak potrzebny, że do tej chwili nie potrafię się spod niego otrząsnąć. A ja, ponieważ wiem, że wielu z nas poza to nasze miejsce nie zagląda, za zgodą Autora przenoszę jego niezwykłą refleksję tutaj, dla – jak to onegdaj ładnie określił poeta – wspólnej korzyści i dla dobra wspólnego. Polecam szczerze i z gorącym sercem.

 

      Do białej wściekłości doprowadzają mnie wpisy politycznych realistów zatroskanych o los uchodźców z Ukrainy, o nasz własny los, a nawet o los mój i mojego bloga. Ludzi reprezentujących taką postawę, jest coraz więcej i nie rozumieją oni, że czas na demonstrowanie małostkowości nigdy nie jest dobry. Teraz zaś jest moment najgorszy. Czym ci ludzie próbują bronić swoich idiotycznych wpisów, rzekomych analiz i wróżb? Zwykle doświadczeniem życiowym i rozeznaniem w polityce, co sprowadza się do kilku wyświechtanych sloganów o cynizmie polityków.

      Jak chcecie wobec tego, w dni poprzedzające Zmartwychwstanie, określać się wobec bliźnich, którzy uciekli z piekła? Poprzez cynizm polityków? A co wiecie o ich osobistych wyborach i lękach? Kto was w ogóle upoważnił do zabierania głosu w takich kwestiach posługując się przy tym tak znikomym rozeznaniem?

      Jak chybione są dziś wszystkie sądy i jakie chciejstwo z nich wyłazi, niech zaświadczą, przedwojenne jeszcze, wpisy niektórych kolegów. Twierdzili oni, na podstawie zasłyszanej w kolejce do kasy rozmowy, że na wschodzie Ukraińcy nie będą strzelać do Rosjan, bo strzelaliby do swoich. Dziś ci „swoi” spalili im domy, wywieźli graty za granicę, okradli sejfy domowe i szafki z biżuterią. Kogo schwytali to zabili, nie oszczędzając dzieci i starców. Są jednak tacy, którzy dalej wierzą, że to wojna między „swoimi”.

      Mnie najbardziej w całej około wojennej retoryce drażni porzucenie wiary. Co jakiś czas ktoś zadaje mi pytanie, ale jak to, pan wierzy mediom, wierzy pan, że to wszystko, jest tak, jak pokazują? Przede wszystkim pokładam ufność w Bogu, a w związku z tym nie mogę przyjąć żadnej innej postawy, poza tą, którą demonstruję, albowiem wiara mi na to nie pozwala. Nie można bowiem wątpić w dobro i relatywizować zła, które ujawniło swoją moc nagle.

      Jak wszyscy wiedzą, nie wierzyłem w wojnę. Nie mogło mi się pomieścić w głowie, że jakiś rosyjski polityk wyda rozkaz bombardowania Kijowa, matki miast ruskich. No, ale tak się stało, a w związku z tym muszę przyjąć jakieś wyjaśnienie tej sytuacji. Ono zaś brzmi – ekipa Putina to piekłoszczaki nie zaciekawione niczym poza sobą. I dopiero wychodząc z tego założenia mogę oceniać wszystkie wypadki.

      Nie wiem co siedzi w głowie Joe Bidena i nie mam zamiaru zgadywać. Wystarczy mi, że tu przyjeżdża i udziela poparcia polskim politykom. Nie wiem, jak zachowałoby się NATO wobec agresji na Polskę, ale pokładam ufność w Bogu i myślę, że nie pozwolono by nam zginąć. Pokusa, by odrzucić tę opcję i nasładzać się – bo o to właśnie chodzi – czarnymi scenariuszami, jest jednak nie do zwalczenia. Po co ludzie to robią? Myślę, że nie potrafią oddalić pokusy zwracania na siebie uwagi za wszelką cenę. Nie chcą też, by uznano ich w towarzystwie za frajerów, którzy stoją po stronie słabych i oszukanych. Nie wiem doprawdy, jak wytłumaczyć im, że są durniami i zostaną za tę postawę najprawdopodobniej ukarani już w tym życiu, nie w przyszłym. Wiara podpowiada mi takie scenariusze. Powodowani wiarą i bojaźnią bożą powinniśmy odrzucać takie pokusy i wszelkie zło, które płynie z relatywizowania i analizowania krzywd wynikających z jawnej i podłej agresji. Nie ma na to dzisiaj miejsca w Polsce. I niech to wszyscy dobrze zapamiętają.

      Piekło wydaje bowiem coraz to lepsze i fajniejsze dyrektywy. Ogłoszono właśnie, ze najemnicy z Syrii dostawać będą 1800 dolarów za każdego zabitego Ukraińca. Rozumiem, że za kobietę i dziecko też? Jeśli to prawda, a ja myślę, że tak, tym bardziej nie możemy przyjmować innej postawy niż zawierzenie Bogu. Wobec zła zaś musimy się określać jawnie i natychmiast. Ufając, że jeśli popełnimy błąd, albo zgrzeszymy mimowolnie, Pan Bóg nam wybaczy po szczerej spowiedzi.

      Najgorsze co można zrobić to relatywizować zło posługując się schematami myślenia rodem z podręczników politologii. Są bowiem chwile i całe wielkie obszary działań, kiedy żadne strategie nie znajdują uzasadnienia. Poza wiarą oczywiście. Jeśli więc ktoś widząc ten tłum matek i dzieci na granicy, włącza inną niż chrześcijańska narrację i zaczyna roztaczać wokół wizje polityczne, ten jest z piekła rodem. Obojętnie ile razy nie powiedziałby szczęść Boże. I obojętnie w jakich podniosłych rodzajach liturgii by nie uczestniczył. Przekonani o własnej słuszności, ortodoksyjni kapłani rosyjskiego prawosławia unieważnili już tydzień temu takie histerie. Na ich fałszywe nawoływania można zareagować tylko milczeniem. Kiedy zaś ono nie poskutkuje, braterskim napomnieniem. To trzeba powtórzyć trzy razy przynajmniej, zanim przystąpimy do jawnej walki ze złem.

      Najgorsze jednak co można zrobić to poprzestawać z wątpiącymi i podstępnymi. To są truciciele, a im bezpieczniejsi się czują i im mniej zależy im na losie bliźnich dotkniętych działaniami zła, tym gorszy los tych, którzy ich słuchają. Takich istot jest wokół mnóstwo i cieszą się one niezwykłą popularnością. Powód jest moim zdaniem bardzo prosty, sprzedają oni pewien towar, którego brakuje wszystkim – wyniosłość i połączone z nią poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego. Tak przecież potrzebne w tych strasznych czasach, kiedy media torturują normalnych ludzi widokiem płaczących dzieci i matek. Wyniosłość pozwalająca z góry patrzeć na tę całą mierzwę, która w opinii trucicieli mózgów tylko częściowo zalicza się do gatunku ludzkiego. Poczucie bezpieczeństwa zaś pozwala odciąć się od tego oceanu nieszczęścia i pozostać dawnym sobą, ze swoimi nawykami. Podążanie za głosem takich ludzi, który dziś brzmi niczym głos syren, albowiem uwalnia od odpowiedzialności indywidualnej, przenosząc ją w sferę polityki, jest drogą prosto do piekła. Niebawem się o tym przekonacie.

      Na koniec słowo o dwoistości. Często słyszymy opinię ludzi, powołujących się na rozsądek, podnoszących kwestie polityczne w ocenie obecnego kryzysu i troszczących się o przyszłość naszą i rzeszy uchodźców, którzy sugerują, że po cichu komuś pomagają jednak. Proszę Państwa, albo pomagamy jawnie i stoimy murem przeciwko złu, albo palimy Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. To jest bardzo prosta sprawa i sugestie podobne, słyszalne już w mediach, z ust osób krytycznie nastawionych do polityki rządu i postawy Polaków wobec naszych braci ze wschodu, są po prostu niestosowne. W wielu zaś przypadkach są po prostu skrytym oddawaniem hołdu złemu. Tak właśnie jest i nie chce być inaczej.

https://coryllus.pl/wiara/




wtorek, 15 marca 2022

Sianki-Wołosianka, czyli historia jednego plemienia i jednego Narodu

 

 

      W temacie Ukrainy na naszym blogu powstało dobrych paręnaście tekstów, ja jednak szczególnym sentymentem traktuję dwa sprzed ponad 10 już lat, a to z tego względu, że tak naprawdę tylko te dwa do dziś zachowują swoją świeżość. Dziś chciałbym przypomnieć jeden z nich, zupełnie zaskakująco pasujący do naszej dzisiejszej sytuacji, a przy tym pomagający mi bardzo przekazać pewną, bardzo ważną dla mnie, myśl. Najpierw proszę przypomnieć sobie tamte słowa sprzed lat.

 

      Poniższy tekst powstaje już od kilku dni i, tak jak to zwykle bywa w tego typu sytuacjach, w pewnym momencie przychodzi do głowy, żeby może dać spokój i całą tę Ukrainę przynajmniej na jakiś czas odłożyć na bok. Niestety, sama Ukraina nie bardzo daje nam jakiekolwiek pole manewru. Oto w „Uważam Rze” sprzed tygodnia natrafiłem na relację z, ukraińskiej oczywiście, zbrodni sprzed lat, kiedy to we wsi Ostrówki na Wołyniu, Ukraińcy zamordowali w najbardziej okrutny sposób 250 osób. Artykuł, tak jak większość tego typu artykułów, opisuje zdarzenie z najdrobniejszymi szczegółami, a nam nie pozostaje nic innego jak albo płakać, albo kipieć z wściekłości. Ewentualnie jeszcze możemy się cieszyć, że już niedługo do Ostrówek przyjedzie prezydent Komorowski, by zainaugurować kolejny nowy początek w relacjach polsko-ukraińskich.

     Tak się składa, że moje stanowisko we wspomnianej kwestii jest nieco bardziej oryginalne od tego co mamy okazję słyszeć, a sprowadza się ono do przekonania, że, w żaden sposób nie zapominając o wszystkich okrucieństwach, jakich Polacy doświadczyli swego czasu z rąk ukraińskich oprawców i zachowując tę samą na zawszę ocenę wątpliwych bardzo zasług Ukraińskiej Powstańczej Armii i jej przywódcy Stepana Bandery dla historii człowieka i świata, powinniśmy, jako naród wielki i godny, machnąć ręką na te wszystkie ukraińskie pretensje do niczym nie uzasadnionej wielkości, i zająć się własnymi interesami. A wśród nich, być może jednym z najważniejszych – by nie pozwolić Ukrainie wrócić pod skrzydła Rosji.

      Z czego dokładnie wynika moje przekonanie o tym, że nie powinniśmy rozpamiętywać, a już z całą pewnością pozwalać na to, by pamięć o ukraińskich okrucieństwach wobec Polski i Polaków determinowała nasze myślenie o przyszłości tej części Europy? Otóż chodzi mi o to że, moim zdaniem, z jednej strony, coś takiego jak naród ukraiński historycznie nie istnieje, i jeśli mamy mówić o Ukraińcach, to wyłącznie w kategoriach czegoś bardziej na kształt lokalnego plemienia, niż narodu, z drugiej natomiast strony, niezwykle rozbuchane pretensje dzisiejszej Ukrainy do tego by ta ich zupełnie świeża państwowość była przez cały świat traktowana bardzo poważnie, są i nie do opanowania, ale też i nie bardzo komukolwiek, poza oczywiście Rosją, mogą przeszkadzać.

      Wydaje mi się, że przy obecnym stanie emocji, jakie obserwujemy po stronie ukraińskiej, a więc w postaci albo służalczego parcia w stronę Rosji na Wschodzie, albo głupiego nadymania się tą ich banderowską tradycją na Zachodzie, to nasze nieustanne żądanie od Ukraińców, żeby przeprosili nas za to co nam swego czasu zrobili, i jednocześnie pozwolili nam czcić pamięć Lwowa i okolic, jako naszą wspaniałą, polską pamięć, jest niczym innym jak domaganie się od nich, by przyjęli wreszcie owo naturalne dla nas, a dla nich nie do pomyślenia stanowisko, że oni w najlepszym wypadku mogą liczyć na to, że historyczną i cywilizacyjną pozycję choćby takiej Polski osiągną, jak dobrze pójdzie, za jakieś pięćset lat. A już z całą pewnością, nie wcześniej niż w dniu, gdy ich jedynymi liczącymi się bohaterami narodowymi przestaną być Stepan Bandera i Taras Szewczenko.

      Jeszcze przed laty, kiedy swój blog prowadziłem w Salonie24, dyskutując zagadkę owego ukraińskiego zbydlęcenia, któryś z tamtejszych blogerów napisał coś takiego:

Otóż UPA dokonała tych zbrodni z tak straszliwym bestialstwem (wyłupywanie oczu, palenie, krojenie piłami, obdzieranie ze skóry itd.) jak najbardziej celowo. Nie z powodu wrodzonego bestialstwa i zdziczenia ale jak najbardziej celowo i racjonalnie. Ponieważ UPA była bardzo zdyscyplinowana i zorganizowana, ale nie dość silna żeby wymordować wszystkich Polaków na Kresach, więc uznała, że jeśli będzie dokonywać tych mordów z tak straszliwym okrucieństwem, to wywoła przerażenie wśród wszystkich Polaków i nawet ci, których nie będzie można wymordować, sami uciekną za Bug.
To bestialstwo było częścią dobrze zaplanowanej zbrodni”.

      Jest to wyjaśnienie oczywiście bardzo sensowne, choć jednak tylko częściowe. Bo ono na pytanie o ukraińskie okrucieństwo odpowiada jedynie od strony technicznej. A ja bym chciał wiedzieć, dlaczego akurat Ukraińcy? Dlaczego nie Serbowie, dlaczego nie Chorwaci, dlaczego nie Wietnamczycy. Dlaczego nasi bracia Ukraińcy? Czyżby tamci byli mniej zdyscyplinowani? Bądźmy poważni.
Ja jednak nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jedyne, co mi przychodzi do głowy: „Bo tak”.

      Ale jeżeli „bo tak”, to tym bardziej nie ma już co dłużej na ten temat z Ukrainą rozmawiać. Nie ma też co dłużej o tym z nimi rozmawiać, nawet jeśli ktoś znajdzie na to pytanie odpowiedź bardziej intelektualnie umocowaną. Na przykład, że Ukraińcy mają to coś we krwi, albo, że Szatan sobie Ukraińców szczególnie upodobał. Bo oni, choćby się świat walił, winy na siebie nie wezmą. A jeśli nie wezmą, to możemy, owszem, nadal publikować zdjęcia rozprutych brzuszków i wyłupionych oczu i połamanych rączek i mówić, że to na cześć – ich i naszej – pamięci. Jeżeli tej odpowiedzialności na siebie nie wezmą, możemy też powiedzieć Ukraińcom, idźcie od nas w cholerę, bo jesteście zbyt straszni, żeby wasze imię zakłócało nasz sen.

      I wreszcie, jeśli nie wezmą, powinniśmy natychmiast odwołać z Ukrainy naszego ambasadora, ich ambasadorów poszczuć psami, a na granicy poustawiać zasieki.

      A nie wezmą. Bo wprawdzie była premier Tymoszenko dziś jest systematycznie truta gdzieś w kijowskim więzieniu, a były prezydent Juszczenko już wkrótce może się spokojnie spodziewać czegoś bardzo podobnego, jednak nie zmienia to faktu, że na murach całej zachodniej Ukrainy wciąż się będą powtarzać te same plakaty, billboardy i ten sam rodzaj graffiti, o jednym i tym samym przesłaniu – że nie ma jak Stepan Bandera i jego boski projekt o nazwie UPA.

      Minioną sobotę spędziłem w Samborze, Truskawcu, Drohobyczu i – co być może najbardziej z tego wszystkiego znaczące – przejechałem się karpacką koleją z Sianek do Wołosianki, przez coś, co można z najczystszym sumieniem i drżącym sercem nazwać Zieloną Ukrainą. I, powiem najzupełniej uczciwie, ta wizyta zrobiła na mnie wrażenie nie mniejsze, niż te tyle już razu oglądane zdjęcia tych maleńkich dzieci przywiązanych kolczastym drutem do tego drzewa w którymś z parków we Lwowie, czy diabli wiedzą gdzie… no ale niewątpliwie tam, gdzie świat im wtedy pozwolił przez tę jedną chwilę chodzić zupełnie samopas. Sambor wygląda dość dobrze. Biednie, ale nie najgorzej. Natomiast Drohobycz, czy Truskawiec, gdyby nie te jeszcze nie do końca zniszczone polskie resztki, nie byłoby nawet o czym mówić. To co najpierw Sowieci, a później już sami Ukraińcy zrobili z tymi miasteczkami woła o pomstę do nieba. I jakby tego było mało, gdzie nie spojrzeć, te ich nędzne bazgroły, typu: „Sława gierojom UPA”, czy ów potężny, górujący nad drohobyckim rynkiem jak cała kamienica, portret Bandery.

      No i te góry. Patrzyłem na tę zieleń, tak upojną i soczystą, tak gęstą i nieporównywalną z niczym innym, zanurzoną w tej biedzie i zniszczeniu wręcz nie do opisania, i myślałem sobie, że jaka to straszna niesprawiedliwość, że zabrano nam coś tak pięknego, a za to dali nam… no co? Jezioro Barlineckie? Nie żartujmy. Ale i to nie jest jeszcze najgorsze. Niechby i zabrali i coś tam zbudowali. Tymczasem nic z tego. Zabrali i porzucili, by gniło.

      Wyjechaliśmy tą brudną, śmierdzącą wódą, lepką od jakiegoś wieloletniego syfu kolejką z wioski Sianki. Gdyby ktoś nie wiedział, Sianki to miejsce dziś już przedzielone na pół granicą, i żywe – ledwo żywe – jeszcze tylko trochę po ukraińskiej stronie. U nas już puste i zarośnięte kwiatami i drzewami.

      Przed wojną Sianki były znaną w całej Polsce stacją sportów zimowych i jedną z największych miejscowości letniskowych z czterech powiatów górskich województwa lwowskiego, a w powiecie turczańskim – największym letniskiem. Wakacje regularnie spędzał tam marszałek Piłsudski. W latach trzydziestych na spragnionych radosnych wakacji turystów czekało w Siankach 10 domów letniskowych, 6 pensjonatów, luksusowo urządzone schronisko Przemyskiego Towarzystwa Narciarskiego, dom kolonii wakacyjnych T.N.S.W. we Lwowie, stacja turystyczno-narciarska P.T.T. u pani Genowefy Stefańskiej, kilka restauracji, bufet kolejowy, 7 sklepów spożywczych, piekarnia, orkiestra sezonowa, teatr amatorski, biblioteka, dancing, korty tenisowe, boisko do siatkówki i koszykówki, skocznia narciarska i tor saneczkowy. W 1935 r. powstała tu stacja meteorologiczna II rzędu, podobne stacje znajdowały się w Cisnej, Komańczy , Dynowie, Dolinie Kościeliskiej i Nowym Targu.

      Byłem tam parę dni temu i nie znalazłem nawet echa tego, co tam się musiało przed laty dziać. I powiem szczerze, że nie umiem nawet powiedzieć, jak by to miejsce wyglądało dziś, gdybyśmy naszej Ukrainy swego czasu nie utracili, ale i tak nie udałoby się nam uniknąć tego strasznego przejazdu przez Polskę sowieckich i polskich komunistów. Ale też, gdybyśmy tej Ukrainy nie utracili, a te minione dwadzieścia lat spożytkowalibyśmy tak, jak to widać, słychać i czuć aż nazbyt wyraźnie. Natomiast zastanawiam się, czy nie byłoby nam, mimo wszystko, lepiej w konfrontacji z tą bylejaką dzisiejszą Ukrainą i tymi Ukraińcami, snującymi się po tej zagrabionej nam ziemi z portretami Stepana Bandery, gdybyśmy chociaż te minione 20 lat poświęcili na to, by choćby tę naszą część Sianek doprowadzić do jakiegoś względnego choćby porządku i coś tam od nowa postawić.

      Tymczasem pozostaje nam jedynie rozpamiętywać z jednej strony to co nam Ukraińcy, korzystając oczywiście najlepiej jak tylko potrafili, z ruskiej i niemieckiej pomocy, przed laty zrobili, a z drugiej tęsknić za tą zielenią. Nie wiem czy mam rację, ale wydaje mi się, że gdybyśmy dziś, choćby teraz, przy okazji najbliższych wyborów byli w stanie wybrać taką władzę, która rozumie czym jest Polska i co to słowo dla nas znaczy, za kilka lat moglibyśmy stanąć na nogi i osiągnąć taką pozycję, że – skoro już mówimy o Ukraińcach – oni by nam przynieśli siebie i ten Lwów i tę drugą część Sianek na tacy i poprosili, byśmy zechcieli się nimi zaopiekować. A jakby tego było mało, to by i przyznali, że ten Bandera to był jednak szubrawiec. A tak, wciąż mogą sobie bezpiecznie, pod samym naszym nosem, coś tam roić. I to jest nasz problem. Cała reszta, to już wyłącznie ich – i tylko ich – zmartwienie.

 

     Takie to sobie właśnie snułem w roku 2011 myśli, a dziś nagle uświadamiam sobie, że ta straszna wojna i ta najwspanialsza na świecie obrona Ukrainy, to zupełnie unikalna, niemal zesłana nam z Nieba, szansa na to że to wszystko o czym pisałem w tamtym czasie nabierze całkowicie nowego wymiaru. Otóż jestem przekonany, że jeśli Ukraina osiągnie w tej wojnie sukces, jeśli zmusi Rosję do wycofania swoich wojsk, jeśli tym samym doprowadzi do odsunięcia Putina i jego ludzi od władzy, do postawienia ich przed międzynarodowym trybunałem i osądzenia za wojenne zbrodnie, to zarówno Ukraina jako państwo, a jednoczesnie jako nadzwyczaj bohaterski naród, uzyska zupełnie nowe miejsce na politycznej mapie świata. Jeśli stanie się wedle tych moich prognoz, co zresztą i tak już coraz więcej osób przewiduje, dojdzie do sytuacji, gdzie Ukraina nie będzie w żaden sposób dłużej zmuszana do tego by czcić bohaterów takich jak Bandera i organizacje taqkie jak UPA. Dlaczego? Dlatego mianowicie, że dzięki temu co w ciągu tych strasznych dni pokazała całemu światu, i to pokazała tak że lepiej się nie dało, dostanie coś na co wiele narodów musiało pracować nierzadko przez długie wieki. A pokazała nie byle co, bo przede wszystkim to, że Rosja to zakała tego świata, która nie zasługuje nawet nie na to, by ją traktować jako partnera, ale co więcej, by tolerować jej istnienie w kształcie w jakim się prezentuje od wieków. Pokazała też bardzo wyraźnie, że ta tak zwana „potęga” to mit i kolos na glinianych nogach, którą można w ciągu paru miesięcy najpierw zagłodzić, a potem już tylko dobić. No i wreszcie, co nie najmniej istotne, że do tego by skutecznie przeprowadzić ową prezentację, nie trzeba ani gospodarczego, ani finansowego, ani nawet wojskowego mocarstwa – wystarczy Naród.   

      A skoro już się wszyscy o tym przekonamy – przy okazji też przekonają się sami Ukraińcy – jest bardzo prawdopodobne, że będziemy mogli się też spodziewać, że i oni zrozumieją, że ich dotychczasowa historia to żałosny ersatz, w nowej sytuacji budzący jedynie zawstydzenie.

     I nie muszę dodawać, że to jest wspaniała perspektywa również dla nas, dla Polski. A zatem, wspierajmy Ukrainę.



 

piątek, 11 marca 2022

O tym jak COVID odstrzelił mózg polskiego patrioty

 

        Praktycznie od pierwszych dni wojny szukałem sposobu, by przynajmniej zacząć jakoś ten tekst i za każdym razem stawałem wobec owego tematu całkowicie bezradny. Czemu tak? Otóż powód był taki jak za każdym razem, a rzecz sprowadzała się do tego, że wszystkie myśli które chodziły mi po głowie robiły wrażenie tak oczywistych, że aż wręcz trywialnych, a to zawsze  sprawia, że którekolwiek zdanie będzie zdaniem pierwszym, z miejsca stanie się też zdaniem ostatnim, pozostawiając w środku jedynie chaos pełen głupoty i zła. Tak więc się męczyłem sam ze sobą, próbując jednocześnie znaleźć coś, co by mi pozwoliło zbudować tę jedną myśl wokół czegoś od początku do końca realnego. No i wreszcie się udało.

      Oto rosyjska ambasada w Londynie opublikowała na Twitterze takie oto coś:

 


      Gdyby ktoś nie wiedział, na pierwszym zdjęciu widzimy ciężarną kobietę, która ucierpiała na skutek zbombardowania przez Rosjan oddziału położniczego w Mariupolu, na drugim natomiast te samą kobietę – jak się okazuje – popularną na Ukrainie internetową influencerkę, pozującą z brzuchem i jakimiś kosmetykami jeszcze zanim Rosjanie weszli na Ukrainę by ją i jej dziecko zabić. Komentarza można się domyślać: zdjęcie, które ukraińscy propagandziści wysłali w świat to fejk, no bo jak to możliwe, by jakaś gwiazda internetu mogła się znaleźć nagle na oddziale porodowym w rzekomo zniszczonym przez Rosjan szpitalu? Prawda?

       A my oczywiście moglibyśmy na ten idiotyzm, w dodatku idiotyzm zrodzony z najwyższej już chyba desperacji, machnąć ręką, gdyby nie fakt że ów ruski news został w jednej chwili przechwycony przez cały legion naszych już, często bardzo dobrze znanych nam skądinąd – ale o tym później – internautów, którzy z zawziętością godną lepszej sprawy zaczęli jeden przez drugiego załączać to zdjęcie i przekrzykiwać się jeden przez drugiego na temat tego, jak to cała ta „niby wojna” została nam uszyta przez tych, którzy chcą zniszczyć cywilizowane resztki, których ten zdegenerowany świat nie zdołał pożreć. Nie wierzą Państwo? Proszą więc się trzymać foteli. Oto jeden z bardziej popularnych od wielu lat internetowych komentatorów:

Nic nie wiecie o Ukrainie, poza papugowaniem  propagandy.

Tam i   bez wojny ludzie nie mieli światła, gazu, ogrzewania, miesiącami nie płacono im wynagrodzenia, albo tylko w części.  Uciekają od przerażającej nędzy i braku perspektyw.

Ile domów zniszczyli Rosjanie, a ile ich zaminowali żołnierze formacji ukraińskich? Rosjanie nie zajmują miast, bo ich centra to jedno pole minowe. Każdy ostrzał spowodowałby kaskadowe ich odpalenie i gruzowisko całych dzielnic (wariant syryjskiego Aleppo). A tam są trzymani mieszkańcy w charakterze ‘żywych tarcz’. Dlatego zmuszeni są rozminowywać dom po domu, ulicę po ulicy. To musi potrwać, może nawet i miesiące”.

      Ktoś powie, że ja tu z którejś z kolei warstwy mułu wygrzebałem jakiegoś wariata – swoją drogą,  proszę, nie przesadzajmy zbytnio z tymi ruskimi trollami; oni naprawdę nie muszą się tu szczególnie mocno angażować – i próbuję teraz epatować nim naiwnych Czytelników. Oto zatem kolejny przykład, również z wczoraj:

 


 Sprawdziłem tego kogoś i oto co znalazłem w... Wikipedii:

Studia lekarskie ukończył na Akademii Medycznej we Wrocławiu w 1974. Po studiach wyjechał do Afryki, gdzie zajmował się zwalczaniem ciężkich i występujących masowo epidemii chorób tropikalnych, zakażeń, a także zatruć. W latach 1974-1984 pracował w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej we Wrocławiu, a później w Szpitalu Wojewódzkim im. J. Babińskiego. W latach 80. był konsultantem ds. epidemiologii rządu w Kenii (w Afryce Wschodniej). Po powrocie do kraju poświęcił się zapobieganiu AIDS podczas działalności w Polskim Czerwonym Krzyżu. Od 18 kwietnia 1991 do 20 listopada 1993 pełnił funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Zdrowia i głównego inspektora sanitarnego. Jest autorem felietonów pt. ‘Spróbuj pomyśleć’ w Radiu Maryja oraz publicystą Telewizji Trwam.

[...]

W 2021 został jednym z liderów ruchu Polska Jest Jedna, sprzeciwiającego się obowiązkowym szczepieniom przeciw wirusowi SARS-CoV-2 oraz tzw. ‘segregacji sanitarnej’”.

      A zatem, jak widzimy, jest o czym rozmawiać, jednak dajmy spokój tej Kenii, temu AIDS, a nawet nieszczęsnemu ojcu Rydzykowi i skupmy się na ostatniej informacji, a więc owym „liderze ruchu Polska Jest Jedna”, bo tu się znajduje główny temat tej mojej dzisiejszej notki. Otóż poświęciłem trochę czasu na  swoistą kwerendę po internecie i oto co odkryłem. Niemal wszyscy dzisiejsi głosiciele teorii o fałszywej wojnie mającej na celu czy to zalanie Polski i Europy kolejną masą niewiernej tłuszczy z Azji i Afryki, czy nawet unicestwienie ostatniej na tym świecie oazy chrześcijaństwa, czyli Rosji i Polski, to są dokładnie te same osoby, które przez dwa lata pandemii koronawirusa, przekonywały świat, że albo żadnego wirusa nie ma, albo nawet jeśli jest, to został stworzony tylko po to, by przy pomocy śmiercionośnej szczepionki zdepopulować Ziemię. Ja naprawdę przyjrzałem się zarówno temu całemu Hałatowi, jak też wszystkim tym, którzy idą dziś za nim jak za panią matką, i nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości, że doszło do czegoś absolutnie niepojętego. Otóż absolutna większość, jeśli wręcz nie wszyscy, najwięksi bojownicy o wyzwolenie od szczepionek, maseczek i wszelkich antycovidowych restrykcji, najzwyczajniej w świecie, z tego szaleństwa oszaleli w sensie dosłownym i Bóg jeden wie, dokąd ich ten obłęd dziś prowadzi.

       I na koniec jeszcze jedna refleksja, dotycząca już tylko sprawy nam najbliższej, czyli tego, jak w tej sytuacji poradzi sobie Polska. Tu niestety nie mam dobrych wieści. Faktem jest bowiem, że ów atak poprowadzony został jeszcze dwa lata temu, a dziś jest kontynuowany nie z jednego, lecz z dwóch kierunków, a kto wie czy nie należy jeszcze pamiętać o tak zwanej Europie. Otóż z jednej strony mieliśmy tych wszystkich co oskarżali polskie władze o wymordowanie 150 tysięcy ciężko chorych osób, które musiały ustąpić miejsca w szpitalach dla całkowicie wymyślonych „ofiar COVID-u”, a z drugiej tych, którzy pod adresem rządu kierowali to samo oskarżenie, tyle że za wymordowanie 150 tys, tych, którzy zmarli na COVID z powodu nieudolności pisowskiej władzy w walce z zarazą. A tam jedni i drudzy solidarnie zapowiadali postawienie Morawieckiego, Kaczyńskiego, Szumowskiego i Niedzielskiego przed plutonem egzekucyjnym za zbrodnię przeciwko ludzkości. I dziś mamy to samo. Jedni atakują rząd, że zostawił biednych Ukraińców na łaskę dobrych serc Polaków, a drudzy za to że przez rozpętanie owej ukraińskiej histerii szykują tu nam krwawą rzeź.

      Właśnie ktoś na Twitterze zaproponował, by przyjrzeć się prezydentowi Żeleńskiemu i zauważyć, jak on bardzo przypomina ministra Szumowskiego.

       Koło się zamknęło.

 

sobota, 20 lutego 2021

O wojnie naszej i nie naszej

 

Dziś chciałbym zaproponować Państwu swój najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety” z nadzieją, że czas po temu w sam raz.      

 

 

      Rozmawiałem niedawno ze znajomym, człowiekiem bardzo aktywnym w latach Stanu Wojennego, który mi powiedział, że on nigdy w życiu nie przyczepił sobie do klapy marynarki opornika, bo było dla niego czymś absolutnie oczywistym, że trzeba być kompletnym idiotą, by publicznie, wobec osób sobie całkowicie obcych ujawniać swoje było nie było osobiste dane. Mało tego. Jego zdaniem, nawet dziś jest czymś wyjątkowo niemądrym dekorowanie się w podobny sposób, choćby w sytuacjach nie mających nic wspólnego z polityką. W końcu, jaki my mamy interes, by ludzie którzy są dla nas kompletnie nieznajomi, wiedzieli, co nosimy w sercu?

      Powiem szczerze, że choć owa nauka wydała mi się nadzwyczaj cenna, poczułem się dość niezręcznie, bo ja choćby na przykład bardzo lubię chodzić w koszulce z napisem „Joy Division”, czy zakładać na głowę czapkę z liverbirdem, choć w życiu by mi nie przyszło do głowy, by urządzać w ten sposób jakiekolwiek demonstracje, te zwłaszcza które są częścią całkowicie mi obcego planu, wypuszczonego z rąk obcych mi kompletnie osób.

       A zatem, zgadzając się całkowicie z moim znajomym co do tego, że nikt z nas w gruncie rzeczy nie ma najmniejszego interesu, by dzielić się z obcymi tym co trzymamy najgłębiej w naszych sercach, nie jestem w stanie zrozumieć, co stoi za decyzją osób, które czy to na swoich profilach społecznościowych, czy w oknach swoich mieszkań, czy we wszelkich innych miejscach, które mogą nas identyfikować, umieszczać tęcze LGBT, błyskawice Strajku Kobiet, ewentualnie, zwłaszcza ostatnio, czarne plakaty z informacją o walce o wolne media. Jest dla mnie czymś głęboko niezrozumiałym, że oto pojawia się informacja, że „Gazeta Wyborcza” do swojego najnowszego wydania dołącza plakat z błyskawicą i że ową błyskawicę należy umieścić w oknie każdego polskiego domu, i że w tym momencie pojawiają się chętni by wykonać owo polecenie bez mrugnięcia okiem. I nie chodzi mi o to, że ja akurat nie popieram ani ideologii LGBT, ani Strajku Kobiet, a o ataku na wolność słowa mam jak najgorsze mniemanie. Nie wyobrażam sobie bowiem bowiem, bym gdziekolwiek, czy to na swoim balkonie, czy w opisie swojego konta na twitterze, umieścił napis „Strefa wolna od LGBT”, czy „Babies’ Lives Matter”, czy nawet ów piękny plakat z wkomponowanym w serce maleńkim, nienarodzonym dzieciątkiem. Dlaczego? Pierwszy powód jest taki, że ja nie mam żadnego interesu, by ci co życzą mi wyłącznie śmierci w męczarniach wiedzieli, że tu pod tym adresem mieszka ktoś taki jak ja. Drugi powód jest jeszcze ważniejszy. Otóż ja nigdy dotychczas, i nie planuję by to w przyszłości zmieniać, nie reagowałem na gwizdnięcie. Nawet jeśli na mnie gwizdną ci, których w swojej walce uważam za sojuszników. Dlaczego? Dlatego, że to jest moja walka i nikomu nic do tego. Co czytelnikom „Warszawskiej” serdecznie polecam.




niedziela, 15 marca 2020

Aborcja Bez Granic, czyli jak się obronić przed koronawirusem


         Byliśmy dziś na rodzinnej wizycie i w pewnym momencie nasz gospodarz powiedział, że prawdopodobnie w niedługim czasie w Polsce będziemy mieli 60 tys. osób zakażonych koronawirusem. Zdziwiłem się bardzo na tę prognozę, ponieważ przede wszystkim, by dotrzeć na miejsce naszego spotkania, przeszliśmy dość znaczną część kompletnie opustoszałego miasta, mijaliśmy nielicznych wieczornych spacerowiczów i nawet przez chwilę nie zauważyłem, by coś fruwało w powietrzu. No ale ponieważ znam sytuację, jaka właśnie zapanowała w kraju, wiem też, że ów lęk jest często głęboko skrywany, a wraz z nim skrywany jest ów rzekomo fakt, że przed nami prawdziwe nieszczęście, którego wymiaru owa mniej przytomna część z nas nie jest nawet w stanie sobie wyobrazić.
      I oto, proszę sobie wyobrazić, w pewnym momencie, dzierżąc w dłoni swój skażony jak najbardziej telefon komórkowy, trafiłem na dzisiejsze zdjęcie z Brukseli, na którym zobaczyłem restaurację wraz z wystawionymi na zewnątrz stolikami, a przy nich tłum wieczornych gości i pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to czemu Donald Tusk, który jest tam jak najbardziej na miejscu, i robi wrażenie tak bardzo zatroskanego o epidemiologiczne zagrożenie w Polsce, nie podnosi alarmu, że oto wszystkie instytucje Unii Europejskiej już lada chwila zostaną opanowane przez ową globalną zarazę, no i już w następnym momencie na miejsce wpadnie miejscowa policja i tych wszystkich wesołków nie zapędzi do jakiejś kwarantanny.
       No ale tu mamy do czynienia z polityką, więc zajrzyjmy na poziom odrobinę niższy. Oto na Twitterze, pewną popularnością cieszy się komentator – co warto zauważyć, nie pierwszy lepszy idiota, ale człowiek, który choćby bez najmniejszego problemu potrafi sformułować opinię, nie robiąc podstawowych błędów gramatycznych, ortograficznych oraz interpunkcyjnych – nazwiskiem Tomasz Urbaś, prowadząc dzień w dzień następującą narrację:

Modus operandi J.Kaczyńskiego.
1. Psychopatyczna żądza władzy-cel uświęca środki.
2. Matoły z zaburzeniami rdzeniem PiS.
3. Zasadami polityki PiS kłamstwo i manipulacja.
4. Oblężona twierdza PiSowskich psycho i socjopatów.
5. Zniszczenie podstaw postępu cywilizacyjnego w PL”.

To straszne, co widzę w centrum Gdańska. Na skutek zwłoki PiS w walce z epidemią gospodarka stanęła. Usługi i konsumpcja tąpnęły i to na dłużej niż na 14 dni. Aby ratować majątek przedsiębiorcy będą zwalniać. Optymistyczna prognoza: recesja rzędu 10 % przy inflacji rzędu 10 %”.

Rząd PiS gra na wydrenowanie przedsiębiorców z majątku na pensje niepracujących pracowników. Nie ma pomocy, nie ma zasiłków, nie ma odszkodowań. Są kłamstwa o 14 dniach. Byle budżetu nie obciążyć i zapewnić kasę PiSowskim matołom na stanowiskach państwowych”.

PiS doprowadził do epidemii w Polsce celowo ograniczając testy na koronowirusa Na wykresach porównanie dwóch strategii walki z zakażeniem w Korei Pd. i Włoszech (podobna liczba ludności). W Korei testy były powszechne. Śmierć w Polsce zbierze obfite żniwo...”.

Wprowadzenie przez PiS de facto stanu wyjątkowego na czas nieokreślony (!) pod pozorem stanu zagrożenia epidemią, to obostrzenia regulacyjne, które wywołają kryzys i zniszczą przedsiębiorców, aby przejąć ich majątki w drodze gospodarczego zamachu stanu”.




PiSowcy mogą zdominować gospodarkę przez wrogi wykup firm i nieruchomości nawet za 200 mld zł podczas wywołanego przez Kaczyńskiego kryzysu gospodarczego. Nie mają kasy? Inżyniera finansowa i wykorzystanie instytucji państwowych już im dają taką możliwość...”.

Czy Andrzej Duda jest zarażony koronawirusem? Czy jeżdżąc po Polsce rozsiewa zarazę w przenośni i dosłownie. Gdzie jest Kaczyński? Pod pierzyną, czy pod respiratorem? Przypominam, że zgodnie z zasadami selekcji chorych w płn. Włoszech, osoba w wieku i z obciążeniami Kaczyńskiego ma złe rokowania i nie jest leczona, aby nie zajmować miejsca w szpitalu dla osób z większą szansą przeżycia”.

1. Większość Polaków wcześniej, czy później będzie zakażona.
2. Śmiertelność u 70+ rzędu 10-20 % (ciężki przebieg).
3. Kumulacja napływu ad. 2 do szpitali-selekcja i leczenie tylko rokujących.
4. Środki przeciwepidemiczne rozłożą zachorowania w czasie, ograniczą ad.3”.
      Ktoś powie, że to jest chore, że tu mamy do czynienia z jakimś szaleńcem, który się zafiksował na punkcie polityki i zwyczajnie stracił kontrolę. No i dobrze. Dajmy owemu nieszczęśnikowi żyć. Problem polega jednak na tym, że on tu jest zaledwie odpryskiem czegoś znacznie większego, a ja o tym próbowałem nieco powiedzieć we wczorajszym tekście. Otóż nie wiem, jak sytuacja wygląda globalnie, choć taki Rush Limbaugh, którego szanuję, twierdzi, że tu chodzi głównie o pieniądze, a tym samym więc i o władzę, natomiast gdy idzie o nas, nasz podstawowy problem moim zdaniem sprowadza się wyłącznie do tego, kto wygra majowe wybory prezydenckie. Problem koronawirusa to zaledwie pretekst. Nikt z nas, czytających ten tekst, nie dość że nie ma najmniejszych szans, by zostać zainfekowanym, to nie jest nawet w najmniejszym stopniu zagrożony tym, że na swej drodze trafi na któregoś z nosicieli i sam zostanie odpowiednio na dwa tygodnie odizolowany od społeczeństwa.
        A zatem, moje faktyczne zmartwienie polega na tym, że ktoś tu postanowił sobie na nas nieco poeksperymentować i przez to również i ja choćby jestem w stanie nieustannej awantury z moją żoną, no i że ów wirus wywołał demony, o jakich nam się nawet nie śniło. I niech ktoś nie myśli, że chodzi mi o posła Szczerbę, kandydatkę Kidawę-Błońską, czy któregokolwiek z tych pozostałych nieszczęśników. Ja tu mam w tym momencie na myśli pewien profil na Facebooku, udzielający się pod nazwą „Aborcyjny Dream Team”, oraz następujący komunikat:
       Polska na 10 dni zamyka granice, a loty i kolej międzynarodowa zostają zawieszone. To oznacza, że wyjazdy do zagranicznych klinik aborcyjnych przez następne 10 dni będą możliwe wyłącznie samochodem i wyłącznie dla osób posiadających polskie dokumenty. Po powrocie obowiązuje przymusowa 14-dniowa kwarantanna
      Przez 7 dni w tygodniu, od 8.00 do 20.00 możecie dzwonić na #AborcjaBezGranic – tam uzyskacie praktyczne informacje na temat aborcji (również domowej i wyjazdu). Będziemy monitorować sytuacje na bieżąco, ale musimy liczyć się z tym, że przez najbliższe 10 dni wyjazdy lotnicze przy wsparciu inicjatywy #AborcjaBezGranic będą zawieszone. O każdej zmianie będziemy informować.
       Jeśli poszukujesz możliwości przerwania ciąży rozważ aborcje farmakologiczną, zwłaszcza jeśli jesteś w pierwszym trymestrze (do 12 tygodnia). Więcej informacji znajdziesz tutaj.
       Możemy wesprzeć Cię na każdym kroku aborcji farmakologicznej – od konkretnych informacji skąd zamówić bezpieczne leki, po sam proces aż do czasu, kiedy uznasz, że nie potrzebujesz naszego wsparcia. Pisz, dzwoń, możesz tez zarejestrować się na forum ‘Kobiety W Sieci – aborcja po polsku’. Tam uzyskasz wsparcie od osób z doświadczeniem aborcji.
      Poczta działa normalnie – leki przychodzą.
Trzymajmy kciuki za to, by wirus jak najszybciej został opanowany i żeby granice zostały ponownie otwarte – to ma duży wpływ na wiele osób potrzebujących aborcji za granicą.
      Możesz też pisać do nas- jesteśmy dla Ciebie”.
      Przepraszam bardzo jeśli ktoś pomyśli, że jestem zbyt bezpośredni, jednak w tym momencie uważam, że nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć starą, znaną nam wszystkim regułę, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze. No i jeszcze coś. Szkoda, że jutro kościoły będą zamknięte. Co by nie powiedzieć, to tam jednak można było przynajmniej próbować coś załatwić.
      Zwłaszcza gdy mamy wojnę i jej być może ostatnie starcie.






środa, 17 lipca 2019

Czy powinniśmy dziękować Bogu za Internet?


      Miałem na dziś nieco inne plany, jednak z samego rana trafiłem na Twitterze na coś takiego że już nie umiałem się oderwać. Przedstawiam Państwu internautkę Adrianę Borowiecką:
       Kaczyński umiera. Ale na screenie jest w linku, że dziada chcą pochować jakże by było inaczej na Wawelu. Jakby skurwysyn się czymś zasłużył z bratem. Wypieprzyć obu z Wawelu plus żoneczkę Maryśkę K.
       Mamy więc ten tekst, poniżej zdjęcie Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze niżej informację podaną przez portal o nazwie wieści24.pl, że ów Kaczyński jest śmiertelnie chory na raka, no a dalej już sama dyskusja, a w niej nasi i nie nasi, a wszyscy najwyraźniej gotowi do tego, by w odpowiednio godny sposób rozpocząć nowy dzień. Na bandę tych satanistów machnę jednak ręką, a zajmę się wyłącznie prawdziwymi polskimi patriotami. Spójrzmy przez chwilę:
 Kobietą jesteś, ale chętnie bym ci pizdnął w ryj”;
Stara i paskudna ździra z ciebie,brzydsza niż kwit na węgiel”;
Skurwysyn to cię spłodził, a potem inny wyruchał w dupę”;
Chyba Ci tłuszcz padł na mózg. Tłuszcz z dupy”;
Ty szmato podła jeszcze nie zdechłaś????? Jak śmiesz życzyć śmierci????? Ile ci zarazo czerwona płacą za to hejtowanie?????”;
Nie dość że tępa ameba to jeszcze kurewsko brzydka”;
Powiem ci coś ADA. Patrzę na Twój tweet i zerkam na twój tłusty leb to nie jestem zdziwiony że zamiast mózgu który służy do myślenia masz pod czaszką około 1kg gówna. Jeśli ktoś pisze takie rzeczy to zawsze zadaje pytanie GDZIE TY SIĘ WYCHOWAŁAŚ?? W BURDELU??”;
Ciebie stara kurwo widocznie nikt przez całe życie dobrze nie wypieprzył - co zresztą nie dziwi, mało kto lubi głupa rżnąć - przez to tak ci jad ostatnie czynne komórki we łbie wyżera”;
Co za kurwisko nienawistne”;
I kto to pisze? Jakaś ubecka qrwa? Ty suko jesteś tak samo głupia jak brzydka i gruba?”;
Zamknij dupę gruba raszplo”;
Spierdalaj do Mcdonaldsa na burgera gruby trolu”;
Tłusta szmata idż się wykręć”.
Jeny, takie słowa z tak paskudnej mordy. Utkaj dziurę ulańcu. Zabłysnąć możesz jedynie na TT takimi wstawkami zbierajac watpliwy poklask od oszołomow twojego pokroju. I cyk - zgłoszonko. Wypierdalaj do warzywniaka po pietruszkę za 20 zeta”.
      O co chodzi? No, niestety, o to, co zawsze. A więc przede wszystkim mój kłopot polega na tym, że niemal wszystkie wyżej zacytowane wypowiedzi są oznaczane albo orłami w koronie, albo biało-czerwonymi flagami, albo czerwoną liczbą 100 dla oznaczenia roku polskiej niepodległości. A więc mamy tu niemal wyłącznie nadzwyczaj zaangażowanych w polskie sprawy patriotów, a więc ludzi, na których wszyscy tak bardzo liczymy. Ale prawdziwy kłopot polega na tym, że tam są oczywiście dwie strony i druga, tu nie cytowana, jeśli w czymś od naszej odstaje, to wyłącznie w tym, że częściej wspomina o śmierci. Co to oznacza? To mianowicie, że na poziomie tak zwanego politycznego sporu mamy poziom emocji, z którym chyba jednak już sobie nie poradzimy.
       Ktoś powie, że to jest tylko Internet i to w dodatku w swoim wyjątkowo paskudnym wydaniu; że biorąc pod uwagę fakt, iż połowa społeczeństwa w ogóle nie interesuje się polityką, a zdecydowana jego część nie ma nawet pojęcia, co to takiego ten cały Twitter, to mamy do czynienia z niszą niszy niszy. I to jest prawda. Ten syf, który się tam kotłuje to tak naprawdę ułamek procenta, który w żaden sposób nie odzwierciedla prawdziwego stanu rzeczy. Jest też całkiem możliwe, że większość z ludzi, o których rozmawiamy, to tak naprawdę nasi sąsiedzi, na co dzień ani trochę mniej mili i życzliwi od nas samych. I, powtarzam raz jeszcze, to wszystko jest bardzo możliwe. Dziś jednak myślę o tym, co Jarosław Kaczyński powiedział niedawno na którymś z przedwyborczych pikników, że powinniśmy wreszcie złożyć broń i zacząć żyć w jakiejś tam zgodzie. Ja wiem, że on doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że to jest nie do wykonania i jego słowa mają wymiar wyłącznie propagandowy, no ale zakładając, że gdzieś tam w czyichś marzeniach faktycznie pojawia się obraz owej zgody, to właśnie opisana dziś przez mnie wymiana pokazuje bardzo wyraźnie, że to są marzenia ściętej głowy – oczywiście najchętniej głowy tej „pizdy”, czy „chuja” po drugiej stronie.
      Wczoraj zajmowaliśmy się tutaj Robertem Mazurkiem i jego krytyką publicznej telewizji i uprawianej przez nią propagandy, której poziom jego zdaniem stanowi nie mniejsze zagrożenie niż narkotyki i pornografia. W pewnym momencie, w swoim tekście Mazurek jednak woła: „O dzięki Ci Boże za Internet!”, co jak rozumiem stanowi wyraz satysfakcji, że w tym ciężkim starciu czystego zła, nie jesteśmy zdani wyłącznie na telewizję. No więc bardzo proszę, mamy też Internet i już chyba pewność, że jeśli za coś powinniśmy dziękować Panu Bogu, to akurat zdecydowanie bardziej za telewizję, choćby i tę kierowaną przez Jacka Kurskiego, niż za Internet. Bo choć oczywiście to całe nieszczęście zaczyna się na szczeblach znacznie wyższych niż twitterowe konta jakichś wariatów, to właśnie tu możemy je ujrzeć w wersji HD i we wszystkich kolorach tęczy. I to tu w Internecie właśnie znajdziemy odpowiedź na klasyczne już pytanie: Kiedy będzie lepiej?


   

wtorek, 30 stycznia 2018

Dlaczego Żydzi nie lubią korzystać z usług PKP

          Zębami i pazurami broniłem się przed tym, by choćby słowem zająknąć się na temat najświeższej awantury żydowsko-polskiej w temacie tak zwanych „polskich obozów śmierci”, a to z dwóch podstawowych względów. Otóż, przede wszystkim, ile razy pojawia się w przestrzeni publicznej temat, którym nagle zaczynają się fascynować dosłownie wszyscy, to ja się w sposób naturalny najeżam i zaczynam się bacznie rozglądać, czy nie o to właśnie chodzi, by również i mnie wciągnąć do tej dyskusji. A ja się w ten sposób nigdy nie bawiłem i bawić nie zamierzam. Po drugie, przekaz, jaki do mnie dochodzi niemal z każdej strony jest do tego stopnia jednakowy, również – co akurat nie powinno dziwić – z aktywnym udziałem wielu wybranych organizacji żydowskich, że, przepraszam bardzo, ale cóż ja w tej sytuacji mogę zrobić? Z czystej przekory napisać coś bardzo prowokacyjnego i w ten sposób zwrócić na siebie uwagę? Otóż tak również nigdy się nie bawiłem i bawić nie będę. A mimo to, jak widzimy, postanowiłem coś na ten temat powiedzieć i naprawdę mam wielką nadzieję, że moje słowa nie będą zbyt kontrowersyjne, a jednocześnie zachęcą przynajmniej niektórych z nas do pewnej refleksji.
      Otóż, moim zdaniem, oczywiście różni Żydzi, zarówno w Izaraelu, jaki i w innych rejonach świata, a także i w Polsce, grają tu w swoją grę, której ja, w odróżnieniu od wielu wybitnych komentatorów nie rozumiem i tez rozumieć za bardzo nie potrzebuję, jednak nawet jeśli owa gra jest faktem i za nią stoją bardzo poważne interesy, ona z całą pewnością bardzo skutecznie wykorzystuje autentyczną wrażliwość bardzo wielu Żydów. Gdyby nie ona, to jestem przekonany, że oni nawet by nie próbowali. A owa wrażliwość sprowadza się do tego, że dla wielu z nich Auschwitz to Polska, a nie Niemcy. I tego nie zmienimy, choćby dlatego, że za tym przekonaniem stoją znacznie większe pieniądze, niż jesteśmy sobie wyobrazić. Musimy to wreszcie zrozumieć, że jeśli gdzieś w Tel Avivie jest jakaś szkoła, której uczniowie raz na jakiś czas jadą na wycieczkę do Auschwitz, by odwiedzić miejsce, gdzie swego czasu został zgładzony ich dziadek, dziadka bracia i siostry, no i dziadka rodzice i ich bracia i siostry, to oni na bilecie lotniczym mają jak byk napisane, że jadą do Polski, a nie do Niemiec. I, proszę się nie gniewać, ale ani oni sami nie wpadną na to, ani nikt im też nie powie, a jeśli powie, to on i tak tego nie zrozumieją, że to wprawdzie jest Polska, ale Polska pod niemiecką okupacją wiele lat temu, i że napis, który oni za chwilę ujrzą na bramie obozu nie jest w języku polskim, lecz jak najbardziej w niemieckim, a już z całą pewnością oni nic nie zrozumieją z anegdoty o bandytach napadających na dom, którą im właśnie opowiedział premier Morawiecki. Dlaczego? Bo oni są dokładnie tacy jak większość z nas, którzy do szczęścia potrzebują tylko dużego kolorowego zdjęcia i jednego, mocnego i nie za długiego, zdania pod spodem.  Dla wielu z nich Auschwitz to Polska i tego nie zmienimy przy pomocy jednej ustawy i paru bon motów.
      Ale nie chodzi tylko o te głupie – ani mniej, ani bardziej od naszych – dzieci. Również ci Żydzi, którzy sami jakoś tam przetrwali Auschwitz i wciąż jeszcze chodzą po świecie, traktują nie Niemcy, ale Polskę, jako swoje osobiste piekło. I wcale nie chodzi o to, że oni tam jakoś szczególnie źle byli traktowani przez swoich sąsiadów, ale właśnie o ową świadomość, że Auschwitz to Polska, a nie Niemcy. Niemcy w tym wszystkim są wyłącznie jakimś nic nie znaczącym, dość abstrakcyjnym, ozdobnikiem. Liczy się miejsce, a tym miejscem jest Polska. No a gdyby ktoś był zbyt mało wrażliwy, by to pojąć, pozostaje jeszcze odpowiednia propaganda – o której my tu dziś nie piszemy, bo o wiele lepiej zrobią to inni – która dokończy reszty.
      A więc Polska. Jest taki kwartet smyczkowy słynnego amerykańskiego kompozytora Steve’a Reicha, zatytułowany „Different Trains”, a zbudowany wokół motywu pędzącego pociągu, w który w postaci tak zwanych sampli, wpisane są słowa wypowiadane przez kilka osób, które przeżyły Auschwitz. Efekt jest taki, że smyczki udają ten pociąg, a na tym tle słychac tekst: „I was in second grade. I had a teacher. A very tall man, his head was completely plastered smooth. He said, ‘Black Crows- Black Crows invaded our country many years ago’. And he pointed right at me. No more school. You must go away. And she said, ‘Quick, go!’ And he said, ‘Don't breathe’. Into the cattle wagons. And for four days and four nights. And then they went through these strange sounding names. Polish-Polish names Lots of cattle wagons there. They were loaded with people. They shaved us. They tattooed a number on our arm. Flames going up in the sky. It was smokey”.
       Te obco brzmiące nazwy. Polskie nazwy. Te bydlęce wagony, a potem ci fryzjerzy. No i te tatuaże. Fascynujące, prawda?
       Znkomity jest ten utwór Reicha. Szczerze polecam. Ale jeszcze lepsza jest historia, którą mam na koniec. Otóż proszę sobie wyobrazić, że moja żona ma bardzo bliską koleżankę, Żydówkę z Izraela. Ona z urodzenia jest Brytyjką, rodzice z Polską nie mieli nigdy nic wspólnego, nawet jej dziadek wyjechał do Wielkiej Brytanii długo przed wojną, no ale jest tą Żydówką, o Polsce słyszała wielokrotnie i ostatecznie postanowiła tu przyjechać, żeby zobaczyć strony, z których pochodził jej dziadek. Żona spotkała się z nią w Krakowie, gdzie wsiadły w pociąg do Warszawy, a stamtąd już udały się na nasze Podlasie, gdzie obie spędziły wspólnie czas, wąchając te  ledwo żywe jeszcze cmentarze.  Najlepsze jednak było na samym początku, podczas wsiadania do pociągu w Krakowie. Otóż owa koleżanka żony nagle zdrętwiała i powiedziała: „To jest niesamowite. Jestem w Polsce i wsiadam do pociągu”…
      Powtarzam, ja znam wszystkie argumenty, a swoje zdanie na ten temat również posiadam i ono jest bardzo ściśle określone. Jednak bardzo proszę pamiętać, oni nigdy nie zrezygnują z prawa do swoich osobistych wspomnień, a tym bardziej skojarzeń. A jeśli ktoś będzie chciał im ich zakazać na mocy ustawy, będą walczyć.
      Osobiscie mam nadzieję, że tym razem będą musieli poczekać na lepsze czasy.

Zachęcam wszystkich do odwiedzania księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl i do kupowania moich książek. Polecam gorąco.


wtorek, 24 marca 2015

Gdy Ruskie wzięli się za Komorowskiego

Poniższy tekst zacząłem pisać jako swój cotygodniowy felieton dla „Warszawskiej Gazety”, ale w międzyczasie przyszło mi do głowy, że może jemu lepiej będzie tutaj, a tam napiszę coś innego. A zatem, proszę uprzejmie. 444 słowa specjalnie dla Was.


Prawdopodobnie, gdyby nie kampania Andrzeja Dudy, nasz telewizor już na stałe pozostałby ustawiony na Canal+ Sport, z którego moja córka korzysta, by oglądać angielską ligę piłkarską. Mamy jednak tego Dudę, który nam się bardzo podoba i którego będziemy w maju wybierać na prezydenta, więc wczoraj rzuciłem okiem do mojej kiedyś na swój sposób ulubionej stacji TVN24, a tam, w związku z przedłużającym się rozpoczęciem konferencji prasowej kandydata… wojna.
Najpierw więc obejrzałem, jak poprzez Polskę jadą amerykańskie wojska, potem, jak w stronę Polski jadą wojska rosyjskie, następnie podana została informacja, że każdy rezerwista może się spodziewać wezwania na szkolenie wojskowe i jeśli tylko takie wezwanie otrzyma, ma się natychmiast zgłosić do jednostki, a potem na chwilę pojawił się uśmiechnięty Duda i kiedy się zaczęło robić naprawdę wesoło, relacja została przerwana, by nam pokazać rozbity gdzieś w Poznaniu samochód, no a potem od nowa: wojska amerykańskie, wojska rosyjskie i wiadomość o obowiązkowych szkoleniach rezerwistów, no i ten rozbity samochód.
I ja oczywiście, jako osoba z doświadczeniem, świetnie wiem, jaki jest plan. Chodzi o to, by nas doprowadzić do stanu, gdzie już nawet nie będziemy po kątach plotkować, że „ten Kaczyński” chce wywołać wojnę, ale gdzie tę wojnę zobaczymy na własne oczy i dojdziemy do wniosku, że to wszystko jest tak straszne, że lepiej tego co jest nie ruszać, niech gnije, niech zdycha, może nas nikt nie zauważy i jakoś będzie.
A ja sobie myślę, że tym razem się nie uda. I to nie dlatego, że w tę wojnę nikt z nas nie wierzy, albo, że tych obrazków jest za mało i że one są za mało drastyczne, by zrobić na nas większe wrażenie, ale wręcz odwrotnie – jej jest zwyczajnie za dużo i do tego stopnia za dużo, że ona przestała na nas robić jakiekolwiek wrażenie. Nastąpił bowiem dokładnie ten sam efekt, z jakim mieliśmy do czynienia przez te wszystkie lata afer, skandali, kłamstw, czy wręcz niekiedy i zbrodni, które trwały tak naprawdę zaledwie chwilę, by je zastąpiły kolejne, jeszcze bardziej drastyczne i oburzające, i w końcu doszło do tego, żeśmy dla świętego spokoju wybrali supermarket.
I to jest moim zdaniem to, co przyjęło się określać, jako strzał w stopę. Oni tak długo straszyli tą wojną po to tylko, by nas wszystkich zapędzić do tych czystych, jasno-oświetlonych galerii i kazać nam tam siedzieć do odwołania, aż doszło do tego, że kiedy nagle to zagrożenie stało się choćby minimalnie realne, okazało się, że nikt z nas nie chce stamtąd wychodzić.
A w dodatku na ekranach coraz to nowocześniejszych telewizorów co chwilę pojawia się twarz Andrzeja Dudy, który bardzo jasno i cierpliwie nam tłumaczy, że kiedy zostanie prezydentem, on nie pozwoli, żeby to wszystko nagle zrobiło się zbyt drogie.

Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia na w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Serdecznie i szczerze zapraszam.

niedziela, 11 listopada 2012

O chłoście śmiechu i zabójstwie na śmietniku

Nie wiem, czy wszyscy mieli okazję to zauważyć, ale kilka ostatnich tekstów Gabriela Maciejewskiego, to są najlepsze jego teksty. I najlepiej i najstaranniej napisane, i najciekawsze, i najdowcipniejsze, i w końcu najmądrzejsze. W mojej ocenie, dziś Gabriel jest bezwzględnie najlepiej piszącym w Polsce publicystą., i jeśli jest ktoś kogo nie znam, to przyznaję, że sobie tego nie potrafię wyobrazić.
Dla mnie osobiście to jest bardzo dobra wiadomość. Z dwóch względów. Przede wszystkim Gabriel jest moim kolegą i wydawcą, a więc jestem przekonany, że jeśli jemu będzie dobrze szło i będzie odnosił sukcesy, to ja się w jego cieple z pewnością ogrzeję. Po drugie mam wrażenie, że jeszcze parę tygodni temu on wpadł w stan, gdzie mu nawet chciałem powiedzieć, żeby się bardziej może starał, bo przy pewnym typie nonszalancji daleko nie pojedzie. No a tu, proszę. Mamy autora absolutnie wybitnego.
Napisałem mu to niedawno w którymś z komentarzy, a on mi odpisał, że to jest wszystko bardzo proste. Wystarczy czytać „Uważam Rze”, i każdy zdolny autor ma odpowiednią porcje inspiracji na cały tydzień. I owszem, jak idzie o inspirację, zgadzam się tu całkowicie, zwłaszcza, że to ja mu wcześniej zaproponowałem ów sposób. Ja z niego korzystałem całe lata, wprawdzie nie kupując „Uważam Rze”, bo to akurat, jak wiemy, jest projektem stosunkowo nowym, ale oglądając telewizję TVN24. Niestety, w końcu doszło – bo musiało dojść do zmęczenia materiału – i telewizor praktycznie wyłączyłem. Dziś muszę się męczyć sam ze sobą, jedynie od czasu do czasu sięgając po czy to jakąś gazetę, czy jakąś telewizję.
Niedawno, co zresztą od razu opisałem tu na blogu, trochę dzięki mojej córce, w telewizji właśnie, wypatrzyłem Romana Giertycha i jego nowego kumpla, niejakiego Kajdanowicza, kiedy to obaj dostali takiego amoku, że nagle z ich paszczy, niemal w jednym momencie, wypadła sugestia, iż numer ze smoleńską brzozą to robota PiS-u. Czy bez owego poświęcenia ów tekst byłby w ogóle możliwy? Oczywiście, że nie. Ale to jeszcze mało. Otóż okazuje się, że wspomniane środowiska medialne mają to do siebie, że intensywność tego kłamstwa jest u nich tak duża, że wystarczy tam zajrzeć choćby na krótką chwilę, by coś z tego mieć.
Weźmy choćby ten sam dzień. Ten sam wieczór. Siedziałem sobie tym razem zupełnie sam, wciąż uczepiony mojej fantastycznej komórki, gdy nagle do Szkła Kontaktowego zadzwonił jakiś człowiek i powiedział, że on opowie kawał. Ponieważ tak już mam, że ile razy ktoś mi chce opowiedzieć kawał, ja nastawiam uszu, tu też cały zamieniłem się w słuch. Dowcip był o tym, że umarł Bolek – brat Lolka – idzie kondukt pogrzebowy, a za trumną Lolek. No i strasznie płacze. Podchodzi do niego jakiś pan i pyta: „Dlaczego płaczesz, chłopczyku?” Na co ten odpowiada, że umarł mu braciszek i jemu jest smutno. Pan ów więc pociesza Lolka i mu mówi, by się nie przejmował, bo jego brat jest teraz w Niebie i mu u Świętego Mikołaja wyprosi jakieś ładne zabawki. Jednak Lolek jest niepocieszony i nadal płacze i mówi… no i tu już nie wiem, co mówi, bo tego fragmentu akurat nie zrozumiałem.
Mój telewizor jest tak wypasiony, że posiada funkcję, która pozwala to co przed chwilą było cofnąć, i puścić jeszcze raz. Czemu postanowiłem ten greps sobie odtworzyć? Czemu mi zależało, żeby się jednak dowiedzieć, jaka była puenta tego żartu? Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że ze wstępu jaki ów dowcipny telewidz zrobił, wynikało, że on nawiązywać będzie do sprawy Smoleńska i osobiście braci Kaczyńskich, no i chciałem wiedzieć, o co chodziło z tym pogrzebem. Drugi powód był taki, że kiedy dzwoniący do TVN-u pan wypowiedział puentę, której ja nie usłyszałem, prowadzący program Miecugow, a więc ktoś kto jak wiemy jest zły ale cwany, wyglądał na zniesmaczonego, natomiast goszczący akurat w studio człowiek nazwiskiem Przybylik, a więc ktoś zwyczajnie głupi, ale za to szczery do bólu, wręcz przeciwnie – mało się nie posrał ze śmiechu. A więc ja sobie pomyślałem, że musiało być ostro. I też z tego względu zależało mi, żeby usłyszeć tę końcówkę.
A więc skorzystałem z mojej fantastycznej funkcji cofania programu… jednak niestety, mimo kilku prób, nie udało mi się usłyszeć, co ten niby Lolek powiedział. Dlaczego? Otóż dlatego, że pan który zadzwonił do Szkła Kontaktowego, zapewne po to by zwiększyć dramaturgię żartu, deklamował tę kwestię komicznie płaczliwym tonem, i w dodatku głosem karykaturalnie piskliwym. No i ja tego co on mówił już do samego końca nie zrozumiałem.
Jak mówię, kiedy TVN-24 nadawał to swoje Szkło Kontaktowe, siedziałem w pokoju sam, natomiast reszta rodziny była porozrzucana po całym mieszkaniu. Kiedy po raz może piąty odtworzyłem ów idiotyczny szloch, z pokoju obok odezwała się moja starsza córka i bardzo zdenerwowana zapytała: „Kto to płacze? Wyłącz to, bo ja tego nie mogę wytrzymać”. No więc wyłączyłem wszystko. Włącznie z telewizorem. I teraz nadszedł moment, żeby przejść do części kulminacyjnej. Otóż muszę powiedzieć, czemu moje dziecko się tak zdenerwowało. Ponieważ ona jest wciąż bezrobotna, a bardzo nie chce żyć w stanie owej potwornej bezczynności, postanowiło zaangażować się w działalność dobroczynną. W związku z tym codziennie chodzi po jakichś kompletnie zubożałych osiedlach, domach i mieszkaniach i spotyka się z ludźmi żyjącymi na skraju, lub poniżej skraju nędzy. Z tego co mi opowiada, kiedy ona tam przychodzi, ci ludzie na ogół są tak zawstydzeni, że z tego wstydu płaczą. Ona pyta, czego najbardziej potrzebują, a oni płaczą i odpowiadają, że nie potrafią nic wymyślić. No i ona mi mówi, że to jest zwyczajnie nie do wytrzymania. A więc, kiedy ja próbowałem odsłuchać puentę tego żartu, jaki nadała nam telewizja TVN24, ona wciąż reagowała, jakby słyszała płacz tych ludzi. I w końcu kazała mi wyłączyć telewizor.
A ja sobie myślę, ze zaszliśmy już naprawdę bardzo daleko. Kto wie, czy nie najdalej. My idziemy uzbrojeni w te topory i amulety, z drugiej strony stoją oni – również wyposażeni we wszystko co jest na tej wojnie potrzebne, a między nami słychać płacz. Jeden prawdziwy, drugi będący parodią tego pierwszego. I w pewnym momencie ów płacz jest tak autentyczny, a i tak wspaniale zagrany, że zlewa się w jedno. I do nas należy, by ten węzeł rozplątać. Bo jeśli nam się to nie uda, jest już po nas.

Tradycyjnie już proszę wszystkich o wspieranie tego bloga, albo przez kupowanie książek, albo prze bezpośrednią pomoc pod podanym obok numerem konta. Bez niej, nas nie ma. Zwyczajnie. Nie ma.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...