Jest to historia wprawdzie sprzed wielu już lat, jednak nie na tyle stara, byśmy ją mogli zakwalifikować do wydarzeń opisujących świat, który już dawno przeminął. A zatem jest to echo wciąż naszego świata. Córka znajomych przystępowała do Pierwszej Komunii Świętej. Nic szczególnego. Każdego roku w maju tysiące dzieci obchodzi tę uroczystość i dla większości z nich ta niedziela nie jest niczym bardziej niezwykłym, niż choćby początek roku szkolnego, czy kolejne przyjęcie urodzinowe. Nasi znajomi nie byli wówczas, i, o ile się dobrze orientuję, tym bardziej dziś nie są ludźmi szczególnie pobożnymi. Mimo to jednak, ponieważ ksiądz zażyczył sobie, żeby przez tydzień poprzedzający tę uroczystą niedzielę wszystkie dzieci kończyły dzień modlitwą przy zapalonej świeczce, córka znajomych temu zaleceniu się podporządkowała. W sobotę wieczorem, w wigilię Komunii, jak codzień, leżąc już w łóżku, zapaliła świeczkę i zaczęła się modlić.
Nasza znajoma, mama dziewczynki, opowiadała nam później, że kiedy głęboko w nocy wszyscy już mocno spali, zbudził ją przeraźliwy wrzask. Wstała, podeszła do okna, by zobaczyć, co się stało, ale wokoło była tylko spokojna nocna ulica. Rozejrzała się po mieszkaniu, ale i tu panował spokój. Uznała więc, że to był tylko jeden z tych dziwnych snów, tyle tylko, że zanim wróciła do łóżka, zajrzała jeszcze do pokoju córki… i zobaczyła swoje śpiące dziecko, a tuż obok płonący już od ognia świeczki stolik.
Oczywiście, kiedy rozmawialiśmy, i ona i my mówiliśmy o cudzie, jednak – tak jak to zwykle się w takich razach dzieje – po kilku dniach sprawy wróciły do codziennego, zwykłego stanu, i świat jakim go znamy pochłonął zarówno ów dzień Pierwszej Komunii, jak wszystko co temu świętemu zdarzeniu towarzyszyło, podobnie zresztą jak i to wszystko, co mogło z niego wyniknąć, ale go akurat ominęło.
Ktoś się pewnie będzie zastanawiał, czy to co się zdarzyło w tamtą sobotnią noc to był cud, czy przypadek. Czy może ani cud ani przypadek, tylko coś, co współczesna nauka potrafi świetnie wyjaśnić. Bo może przecież być i tak, że matka dziewczynki przez sen poczuła zapach palonego drewna, lub może obrusu, który leżał na stoliku, na którym z kolei stała świeczka i ten właśnie zapach ją tak dziwnie zbudził. A mogło być też tak – co z całą pewnością potwierdzą specjaliści od parapsychologii – że między matką a dzieckiem zawsze istnieje jakiś tajemniczy związek, którego normalnie wyjaśnić nie potrafimy, a który często tworzy sytuacje, które później ludzie religijni będą naiwnie nazywać cudami. A więc pytanie, czy ten hałas, który wiele lat temu obudził naszą znajomą i być może uratował życie całej jej rodziny, był aż cudem, czy raczej jak najbardziej zwyczajnym, choć dla niektórych ciekawym wypadkiem, tak jak wiele innych tego typu pytań, pozostanie bez odpowiedzi.
Przypomniała mi się ta historia dziś, kiedy obchodzimy rocznicę tak zwanego Cudu nad Wisłą i główne media z wielkim zaangażowaniem informują nas, że tamte zwycięstwo wcale nie było wynikiem jakiejkolwiek interwencji Boga, który jakoby miał zechcieć wysłuchać naszych modlitw – a więc cudu – lecz zwykłym militarnym sukcesem zdolnych dowódców i ich osobistego geniuszu. Oczywiście, jak ktoś chce, może sobie na to co się stało 15 sierpnia 1920 roku mówić, że to był cud, może wspominać i wszystkie tamte modlitwy, włącznie z osobistymi modlitwami Papieża Benedykta XV, może tworzyć wokół tamtego dnia najróżniejsze teorie, jednak fakt pozostanie faktem – nasze zwycięstwa są naszymi zwycięstwami, a Pan Bóg i Jego aniołowie mają tu znaczenie wyłącznie symboliczne. Ale również przypomniała mi się tamta historia właśnie dziś, kiedy religijny wymiar tamtego wydarzenia jest kwestionowany już nie tylko przez świat pogański, ale także przez ludzi dotychczas, wydawałoby się, stanowiących część Kościoła. Przez ludzi, którzy powoli, ale nieubłaganie, niemal na każdym możliwym poziomie, robią tak bardzo wiele, by zacierać różnicę miedzy światem wiary, a światem pogańskim.
Mieliśmy okazję obserwować to zjawisko przez parę ostatnich tygodni, kiedy to znaczna – niektórzy twierdzą, że główna – część naszego Kościoła sprzymierzyła się właśnie ze światem pogańskim przeciwko tej garstce ludzi, którzy zdecydowali się bronić krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Wielu z nas z przerażeniem obserwowała, i wciąż nie może przestać drżeć na widok tego, jak nagle tak wielu ludzi, dotychczas utrzymując w najlepszym wypadku w stosunku do Krzyża stosunek obojętny, by nie powiedzieć wrogi, stanęło na czele krucjaty przeciwko tym, którzy go rzekomo swoim wiernym czuwaniem profanują. Nie ma dnia, żeby ktoś z tamtej strony nie pojawił się publicznie, żeby zaprotestować przeciwko rzekomemu bluźnierstwu, jakiego mają się podobno dopuszczać ludzie czuwający pod prezydenckim krzyżem. Ostatnio doszło już wręcz do tego, że w tym towarzystwie znalazło się dwóch starych peerelowskich działaczy, Wenderlich i Iwiński, i oni również wyrazili swój ból wobec tego, co z rąk polskich katolików spotyka Krzyż. Patrzymy na to i drżymy. Ale również zamierają nam serca, gdy widzimy, jak z czystej próżności, czy może ze strachu przed utratą pozornego szacunku ze strony nowych elit, a może tylko z osobliwie rozumianych względów politycznych, to właśnie polscy biskupi uznali, że nic się nie stanie, jeśli Kościół pozwoli sobie na tę odrobinę nowoczesności i ten uprzejmy gest pod adresem swoich nowych znajomych.
Powoli, ale bardzo konsekwentnie, sytuacja rozwija się w tym kierunku, że lekarzem naszych dusz nie będzie już tylko ta biedna idiotka informująca spod Jasnej Góry telewidzów, że pielgrzymi właśnie dotarli do Częstochowy i „między jedną a drugą mszą kręcą się po mieście”, nie tylko jej redakcyjni szefowie, każący słowo „obrońcy” pisać w cudzysłowie, nie tylko Donald Tusk demonstrujący swój wieczny szacunek do Krzyża, nie tylko prezydent Komorowski klękający i całujący sztandar, a nawet nie szef jego kancelarii zapewniający o swoich modlitwach, ale nawet owa gwiazdka telewizyjnych seriali i jej aktualny sponsor. Oto świat, który tworzy się na naszych oczach, gdzie tradycyjna polska religijność zostanie najpierw brutalnie i ostatecznie wyszydzona, a następnie zamknięta w jakimś odległym rezerwacie, z dala od już nie tylko tego wszystkiego co stanowi naszą wspólną cywilizację, ale nawet tego co zawsze tworzyło tradycyjny Kościół, z jego świątyniami i kapłanami. I Kościół jaki znamy stanie się wyłącznie wspomnieniem. Jego miejsce natomiast zajmie twór, którego pierwsze ślady właśnie mieliśmy okazję parę razy zaobserwować. Czy to w postaci tego nieszczęsnego księdza, kropiącego tablicę na Krakowskim Przedmieściu i godzącego się na zhańbienie najświętszej liturgii towarzystwem jakichś wynajętych, zakłamanych urzędników, czy to arcybiskupa Nycza, uroczyście i z najgłębszą powagą kierującego słowa Jezusa do drzemiącej w kościelnych ławach grupce zaprzańców, czy wreszcie w dzisiejszych słowach Prymasa Polski apelującego do tych, którzy bronią krzyża, by go wreszcie bronić przestali. A wszystko na tle pijanej nienawiścią paczki bezbożnych szyderców, którzy wreszcie wyśpiewali, wytańczyli i wytupali to o co prosili.
Czytałem kiedyś książkę o Kambodży jaka powstała po rewolucji Pol Pota. Nie jestem pewien, czy wszystko dobrze pamiętam, ale jakoś chodzi mi po głowie informacja, że ponieważ rewolucja wymordowała wszystkich nauczycieli, duchowieństwo i w ogóle ludzi wykształconych, obecnie w całym kraju nie ma jednej osoby, która potrafiłaby odpowiednio wyjaśnić symbolikę ukrytą choćby w godle Kambodży. Obawiam się, że sytuacja w Polsce idzie w tym kierunku, że odebranie nam sposobu na odróżnienie słowa księdza czy biskupa od słów kogoś, kto jeszcze kilka lat wcześniej tego samego księdza czy biskupa najchętniej by widział przybitego do tego krzyża, a w który dziś obaj tak chętnie i gorąco wierzą, nie będzie stanowiło problemu choćby nawet i średniego. Gorsze jest to, że oprócz tej linii, która zawsze pomagała odróżniać dzień od nocy, a jasność od ciemności, zniknie również owa prosta i zwykła, pełna prostej i zwykłej wiary pobożność, która na przykład świetnie wie, że nie ma żadnego absolutnie konfliktu między genialną myślą wojskowego dowódcy, a bożym dotknięciem. Lub między tym samym dotknięciem Boga, a jakąś tajemniczą iskrą, ukrytą głęboko w mózgu pogrążonej w głębokim śnie matki.
Naszą nadzieją jest ewangeliczna pewność, że Zło ostatecznie nie zatryumfuje. To nieco koi ból tego co przyszło nam przeżywać. Chciałoby się aby nasz Episkopat mówił jednym głosem, widział zło i nazywał je po imieniu, ale niestety... Ale przeciez czy i tak nie miało być? Mysle że to swoiste "oczyszczenie" szkoda że takie bolesne. Dobrze że są i tacy wśród naszych duszpasterzy, którzy nie utracili daru rozeznania dobra i zła.
OdpowiedzUsuńJa, niestety, muszę coraz to na nowo przyznawać się przed sobą samym, a pisząc tutaj, także przed innymi, do swojej słabości. Słabości, co do której wcale nie mam ochoty stosować rady św. Pawła Apostoła, gdyż to jest słabość umysłu i słabość serca.
OdpowiedzUsuńW ciągu tego czasu, który minął od 10 kwietnia, a jest to, przypomnę, choć bez związku, dzień urodzin mojego jedynego brata, staję w nierównych, ale systematycznie po sobie następujących odstępach wartości, zwanej umownie czasem, wobec faktu mojej większej lub mniejszej, a czasem, niestety, całkowitej, bezsilności. Nie umiem oto połączyć faktów, a jak już uda coś pokleić, nie potrafię tego zrozumieć, a jak czasami, na chwilę coś zaczyna mi świtać, to do niczego mi się to nie przydaje.
Nie rozumiem rządzących, nie wiem do czego oni zmierzają, choć przecież, z uwagi na moje dzieci, bardzo bym chciał wiedzieć. Nie widzę żadnej perspektywy działań najwyższych hierarchów Kościoła. Nie wiem czy to znów nadszedł czas wieszania, jednak bardzo chciałbym wiedzieć co się dzieje.
***
Mam zasadnicze powody by podejrzewać, że Jarosław Kaczyński odchodzi. Tzn. już nie będzie dla nas szefem, leaderem, mężem stanu, politykiem w sensie platońskim. Nie wiem dokąd on zmierza, nie wiem co to znaczy dla naszej Ojczyzny. Ale jego, po śmierci jedynego przecież brata, powoli już nam ubywa. Mam takie wrażenie (tylko wrażenie), że zrobił dla co mógł, wystartował w tych gównianych wyborach, w tej całkowicie oderwanej konkurencji z kosmitą, i tyle. Jarosław Kaczyński jest już raczej po tamtej stronie, choć przecież umierać się nie wybiera, jednak należy bardziej do tamtych, którzy pozostali w smoleńskiej mgle.
Jak powiedziałem, nie mam zmielonego pojęcia co to dla nas oznacza. Mój syn twierdzi, że oni jeszcze nie potrafią władać przyszłością, że nadchodzi pokolenie podobne do tego, które nadeszło na początku tego wieku. Nie wiem, i - drżę z obawy, gdy to myślę - chyba mnie to przestaje ciekawić. A w każdym razie zaczynam uważać (podobnie jak za wspominanego już tutaj Breżniewa), że ja już tego nie doczekam. Jedyna nadzieja w tym, że, podobnie jak w przypadku tegoż Breżniewa, pomylę się ponownie.
To tyle.
"O Freunde, nicht diese Toene!" - chciałoby się zakrzyknąć po przeczytaniu tego, co powyżej. Cóż za otchłań ponuractwa i czarnowidztwa, a gdzież to wola walki?
OdpowiedzUsuń"Nie rozumiem rządzących" - a ja przeciwnie, rozumiem ich doskonale. Moim zdaniem, wszystko, co dzisiaj obserwujemy - na wielu płaszczyznach - ma swoją praprzyczynę, którą są ostatnie wybory prezydenta w USA i ogłoszone po nich wycofanie się Ameryki ze spraw środkowej Europy.
Wszystko wskazuje na to, że Ameryka dobiła targu z ruskimi i poświęciła naszą część świata, tak samo, jak w 1945. Dlatego obecne wydarzenia zaczynają przypominać urządzanie Polski po wojnie przez NKWD i PPR (dziś w tej roli pozostałości WSI i PO).
Ale nic nie trwa wiecznie, Osama nie będzie prezydentem przez pięć kadencji, a i Putin nie będzie zawsze w ofensywie. Mało tego, uważam, że czas wcale nie pracuje na jego korzyść. (Mówiąc "Putin" mam na myśli tego, kto naprawdę rządzi Rosją - nie wiem, czy jest to akurat pułkownik KGB - a generałowie?). Rosnąca potęga Kremla opiera się tylko na surowcach i wystarczy jakiś nieprzewidziany zwrot w sytuacji, żeby się posypała jak za Jelcyna.
A czy Jarosław Kaczyński odchodzi? Tego nie wiem. Kiedyś każdy musi odejść. Ale Polska pozostaje, i będą nowi Kaczyńscy, będzie ich jeszcze wielu. Nieważne, czy my akurat dożyjemy lepszych czasów, czy one może już były (choć trudno to było zauważyć).
Ja tam wiem jedno: za moich młodych lat (lata 70-te i 80-te) to, że komunizm zatriumfuje kiedyś na całym świecie, było uważane za pewnik równie niepodważalny, jak to, że po nocy przychodzi dzień. A jednak tak się nie stało, mimo wszelkich starań lewactwa na całym świecie.
Pozdrawiam, optymistycznie mimo wszystko
Don Estebanie szanowny.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za ten wpis. Jest to też mój wpis, tylko ja tak pisać nie potrafię. Pozwolisz więc, że się podłączę.
Ty masz jeszcze nadzieję, że nowe nadchodzi pokolenie. Nic z tego. To pokolenie myśli tylko jak dobrze żyć i ma rację!
Pozdrawiam.
M.
Jedyna nadzieja w tym, że Polacy będą słuchać swoich pasterzy - arcybiskupów, prymasa, Ojca Świętego. A nie będą próbować ich obrażać, ich słów dezawuuować, przypisywać im jakiś niecnych celów, tak jak to czynią niektórzy, nazywający się patriotami i katolikami. Prawdziwy katolik nie podważa słów swojego pasterza, tylko bierze je pod rozwagę i pokornie się do nich stosuje. Tam gdzie zaczyna się negowanie Prawdy głoszonej przez instytucjonalny Kościół, tam zaczyna się pogaństwo i sekciarstwo. Jeśli Prymas mówi nam, by pozwolić krzyż przenieść, to rolą nas jako owieczek bożych i synów Kościoła jest go słuchać, a nie w pysze swojej twierdzić, że jest się od Kościoła mądrzejszym.
OdpowiedzUsuń@don Esteban
OdpowiedzUsuńPieknie Pan napisal. I co wazniejsze - nazwal Pan zjawiska i trendy, ktorych istnienie podejrzewalem, ale nie umialem nawet sam dla siebie, a co dopiero w pismie, tak precyzyjnie tego nazwac.
Wiec po pierwsze: tak, Jaroslaw Kaczynski zachowuje sie jakby odchodzil. Zachowuje sie, jakby nie chcial juz wygrac zadnych wyborow. Nie wiem co i dlaczego, ale martwi mnie swiezy (przywolany przez Wieszcza w jednym z wczesniejszych wpisow) wpis blogowy tej kanalii na P. Zwiezly, enigmatyczny, o perspektywnie rychlej smierci Kaczynskiego. To moze byc zwiazane, na przyklad, z jakas choroba. Nie posiadam zadnej wiedzy, totalnie spekuluje. Obym sie calkowicie mylil.
Drugi watek, to to ze w sumie nie wiemy co i po co robi nasze panstwo. Zapewne dlatego, ze to przestaje byc nasze panstwo. Uswiadomilem sobie niedawno, ze wlasciwie przez cale 20-lecie wladze Panstwowe byly takim patchworkiem utkanym z roznych ludzi reprezentujacych rozne opcje. Ze wzgledu na rozne kadencyjnosci i terminy obsady stanowisk nawet jak rzadzilo SLD, to tu i tam bylo jeszcze paru prawych ludzi. Rowniez i ostatnio mimo rzadu PO mielismy wciaz sporo stanowisk obsadzonych ludzmi PiS.
Ogolnie co do zasady uwazam ze byla to jedna z najsilniejszych zalet demokracji - wladza rozproszona, i wzajemnie sie kontrolujace rozne jej osrodki, kierowane przez osoby o roznych politycznych proweniencjach.
Oczywiscie tak to dzialalo do Smolenska. Obecnie to wszystko zrobila sie monokultura jednej partii. Wojsko, NBP, IPN, RPO... Przewiduje najfatalniejsze skutki.
Zyjemy w takim zludzieniu kontynuacji. "Business as usual". Codziennie wychodzi gazeta, i sa jakies tematy. Co pare lat sa wybory. Wszystko to - niby - jakos sie toczylo, i dalej sie toczy. A jednak wydaje mi sie, ze troche jak w tym prostym ale chyba jednak fajnym filmie Incepcja, jestesmy teraz wlasnie w furgonetce, ktora juz przebila bariere mostu, ale jeszcze nie uderzyla w wode.
Mysle sobie o tym, ze pol roku temu nas Wieszcz mogl wystartowac w organizowanych przez ITI wyborach blogu roku, i mimo oczywistych napiec i roznic - wygrac je. I byc w S24 fetowanym przez Jankego i innych jako ich reprezentant, co wygral cos waznego. Chwile pozniej tenze Wieszcz odszedl z S24 juz nie to ze nie zatrzymywany, ale po prostu nie pozegnany nawet, co by sie jednak nalezalo. Te dwa zdarzenia wskazuja skale zmiany, do ktorej doprowadzila smolenska cezura.
Na koniec o nadziei. O tym co mowi Panski Syn. Papiez Wojtyla niezachwianie wierzyl w mlodych. I ja w nich wierze. Buntuja sie oni zawsze przeciw zastanemu stanowi rzeczy, przeciw klamstwu i obludzie. Mysle ze zgotuja nam nowy 68 rok, ale tym razem - we wlasciwa strone.
Serdecznosci!
@galiusz
OdpowiedzUsuńTak. To jest duża nadzieja. Że tak właśnie miało być.
@Don Esteban
OdpowiedzUsuńJestem pewien, że oni są w nastroju bez porównania bardziej paskudnym.
Pozdrowienia dla syna!
@Wąż Wystygły
OdpowiedzUsuńKwesta Ameryki się już tu pojawiała. I przekonanie że Obama nie zostanie na drugą kadencję jest powszechne. A więc jeszcze trzy lata z kawalkiem i zaczniemy się odbijać.
@LEMMING
OdpowiedzUsuńE tam! Wcale mnie aż tak tam nie fetowali.
Poza tym, pisałem już chyba tu o tym. Janke jednak prosił mnie, żebym został. Nie mówię, że bardzo. Ale owszem - prosił.
@ALL
OdpowiedzUsuńCo tu się porobiło? Ogólny płacz i niemalże zgrzytanie zębów. Wzniosły pesymizm. Jarosław odchodzi. Znów trzeba przeczekać kilka- kilkanaście lat. Itd. Wszyscy zapominają, że fortuna kołem się toczy. I ten właśnie nastrój i te opadnięte ręce to jest dokładnie to o czym przeciwnik marzy. Czyż nie pamiętamy jak przeżyliśmy czarną noc stanu wojennego? Dopóki jest nadzieja to nic nie jest stracone.
Nie możemy im pozwolić na złapanie oddechu tylko punktować i odskok, punktować i odskok. To chyba właśnie czyni Kaczyński, a nie odchodzi w zapomnienie. To twardy zawodnik i nie sądzę by coś się w nim załamało. I nigdy nie był krótkofalowym politykiem.
Więc wielu tutaj na tym blogu popełnia grzech niecierpliwości i zwątpienia. Z nami jeszcze nie koniec. Nawet na jedną chwilę. Nie tylko oni mogą wymyślać fortele i pułapki.
Więc proszę o więcej optymizmu i mniej ponurej pasywności. Tak ogólnie i w skrócie - codziennie trzeba walczyć. I nie tylko się bronić, ale także atakować.
Serdeczności
@Don Esteban
OdpowiedzUsuń@Gemba
Podobno nadzieja umiera ostatnia. jeśli w Was już umarła, to Wy też już nie żyjecie.
Nadzieja to nie Łazarz, każdy potrafi wskrzesić. Powodzenia.
@a
Zdaje się, że w pogoni za TYM krzyżem, zapomniałeś, że każdy katolik na pewno ma wolną wolę. A to nie jest religia stadna.
Wielu hierarchów właśnie z tego korzysta.
Dlatego istnieje wybór za kim z wolnej woli iść.
@toyah
OdpowiedzUsuńDziękuję za kartkę :-)
@orjan
OdpowiedzUsuńKatolik ma wolną wolę, którą kieruje się przystępując do Kościoła. Ale jeśli już do Kościoła przystąpiłeś, to powinnineś zaakceptować pewne reguły. Jedną z nich jest wiara w to, że Kościół nie jest pierwszą z brzegu instytucją, ale strukturą poprzez którą działa Bóg. A przy tym strukturą hierarchiczną, gdzie słowo kapłanów stojących w hierarchii wyżej ma moc większą od tych, którzy stoją niżej. I w związku z tym nieprzypadkiem ktoś w tym Kościele jest Papieżem, ktoś prymasem, ktoś biskupem, a ktoś wikarym. Taka jest wola boża. I jeśli Prymas, głowa Kościoła w Polsce, wzywa do określonego działania, to katolicy powinni jego słów posłuchać. To bardzo proste.
Natomiast w momencie, gdy zamiast iść za głosem Kościoła, wybierasz sobie wypowiedzi niżej stojących w hierarchii kapłanów i nimi tłumaczysz swoje nieposłuszeństwo wobec wyrażonej poprzez Kościół woli bożej, to jest to zwyczajne sekciarstwo.
Istotą wiary katolickiej jest między innymi pokora wobec woli bożej wyrażonej przez Kościół. Katolik nawet jeśli nie zgadza się wewnętrznie z pewnymi działaniami Kościoła, to pokornie je przyjmuje. I w pierwszej kolejności stara się wykonać wolę bożą, a dopiero w drugiej kolejności od wewnątrz Kościół naprawiać.
Natomiast ludzie, którzy bez szacunku i posłuszeństwa odnoszą się do kapłanów katolickich i się woli Kościoła sprzeciwiają (tak jak niestety kilku spod krzyża w Warszawie), mają tyle wspólnego z katolicyzmem co Marcin Luter albo różni współcześni sekciarze.
Moim prywatnym zdaniem, ci tzw. obrońcy krzyża są opętani przez szatana, który próbuje skłócić owieczki boże z Kościołem. I niestety mu się do częściowo udaje.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńWczoraj w telewizji Roman Giertych wystąpił z atakiem na obu Kaczyńśkich, jakiego może tylko Janusz Palikot by mu nie musiał zazdrościć.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z powodów, dla któych akurat Giertych ich aż tak nienawidzi, niemniej myślę sobie, że gdyby Jarosław Kaczyński rzeczywiście leżał, on by go aż tak nie kopał. Jeśli kopie, potwierdza moją opinię z odpowiedzi don estebanowi - oni mają wciąż znacznie większe powody do zmartwień.
@orjan
OdpowiedzUsuńJa uważam, że to troll.
@Bendix
OdpowiedzUsuńI ja również.
Panie toyahu, proszę się ustosunkować, albo wykasować (w końcu to Pański blog), ale nie obrażać bezpodstawnie.
OdpowiedzUsuń@ Toyah
OdpowiedzUsuń"nie ma żadnego absolutnie konfliktu między genialną myślą wojskowego dowódcy, a bożym dotknięciem"
Oczywiście, że tak i tak było w sierpniu 1920. Ale jeśli coś się stało 15 sierpnia, to w wymiarze Boskim, nie ludzkim. Decydująca bitwa trwała 16, 17 i 18 sierpnia. 15 sierpnia hierarchowie naszego Kościoła wraz z gen. Hallerem modlili się wprawdzie o cud, ale i o klęskę Piłsudskiego. I tu widzę analogię do obecnego czasu, a także pocieszenie...
@Toyah
OdpowiedzUsuńMają, mają, ale wiesz co wściekła małpa z brzytwą może nawyrabiać.
@a
OdpowiedzUsuńDobra. To ja się najpierw ustosunkuję. Jeśli mój Kościół mówi mi na przykład, że Matka Jezusa została z duszą i ciałem wzięta do Nieba, albo że życie człowieka jest święte od poczęcia do naturalnej śmierci, to ja albo Koscioła słucham, albo staję się sektą, tak jak to spotkało na przykład państwa Komorowskich. Jeśli natomiast moi biskupi zaczynają objaśniać mi zawiłości polityki, to oni wkraczają na teren, gdzie ich kompetencje są prostym wymikiem nauk, jakie pobrali podczas herbaciano-ciasteczkowych przyjęć u jakichś lokalnych gwiazd.
Skoro jesteś takim ekspertem teologicznym za jakiego się podajesz, powinieneś to wiedzieć. Natomiast jeśli tego nie wiesz, jesteś albo uzurpatorem, albo trollem. I zgodnie z tradycją tego bloga zostaniesz stąd usunięty w momencie gdy Twój pełen miłości język zamieni się w syk.
@Marylka
OdpowiedzUsuńNie znam się na historii, podobnie zresztą jak na niemal wszystkim. Natomiast to co piszesz, potwierdza tę prawdę, że polityka to bardzo trudny temat.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńPewnie że wiem. Widzę to na własne oczy.
@toyah i inni
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że troll. Też coś! Importować "centralizm demokratyczny" do Kościoła?
Pierona, tego to nawet Filozof dotąd nie wymyślił. W każdym razie nie nudis verbis.
@toyah
OdpowiedzUsuńRozumiem twój punkt widzenia, jest dość powszechny ale uważam takie podejście za błędne.
Wielu ludzi mieni się katolikami, ale odmawia Kościołowi prawa do wypowiadania wiążących dla katolików opinii na temat aborcji, eutanazji, małżeństw homoseksualnych, prezerwatyw czy znowu teraz przeniesienia krzyża. Argument zawsze ten sam: Kościół miesza się do polityki.
Chcielibyście, żeby Kościół zajmował się tylko zawiłościami teologicznymi, ew. głosił poglądu wam odpowiadające. Ale w momencie gdy Kościół mówi coś co wam nie odpowiada, np. mówi że stosowanie nienaturalnej antykoncepji jest grzechem, lub że krzyż należy przenieść do świątyni - wtedy to już jest mieszanie się do polityki.
A w rzeczywistości Kościół jest naszym pasterzem i powinien nam wskazaywać drogę na co dzień, również w takich sprawach. Tu nie chodzi o to jakie bułki masz kupować, czy w jakich butach chodzić. To nie jest mieszanie się do polityki. To jest wskazywanie drogi wiernym. Jeśli jesteś katolikiem to oczywistość i powinienneś to uszanować.
Przyznam, że może zbyt pochopnie rzuciłem oskarżenie o sekciarstwo. Może to tak naprawdę żadna sekta, a po prostu taki wydmuszkowy katolicyzm, który niestety dość powszechnie się przejawia w naszym kraju ("niech se klecha gada co chce, a ja to wiem swoje"). Ale dla mnie osobiście to chyba jeszcze gorsze od sekciarzy.
Jeszcze raz proszę cię jako człowieka inteligentnego o nienazywanie mnie trollem ani uzurpatorem. Mam odmienne zdanie o twojego, różnimy się, ale to nie powód by mnie obrażać.
@a _ Sz.Panie nikt z ludzi nie jest doskonały, ani bezgrzeszny !
OdpowiedzUsuńTo, co myśli i czyni, w tym wyraża (artykułuje) tj. mówi lub pisze człowiek. A zatem osoba duchowna lub świecka, a nawet Prymas Polski nie zawsze jest najlepsze, wielkie, doskonałe i zgodne z Jego wolą.
Poglądy, przekonania, także wybory i decyzje osób duchownych i świeckich stanowiących wspólnotę Jego Kościoła są bardzo różne i odmienne.
Najlepiej jeśli w sprawach ważnych, zasadniczych i fundamentalnych są mądre, przemyślane (roztropne) i zgodne z Jego wolą.
Proszę jednak uwzględniać to, że poglądy i przekonania, także postawy i zachowania, oraz publiczne wystąpienia, oświadczenia, bądź zalecenia nawet hierarchów, pasterzy Jego Kościoła. Nie zawsze są doskonałe i zgodne (tożsame)z Jego Prawdą głoszoną, przez instytucjonalny Kościół.
Prymas Polski, a nawet kolegium osób duchownych (gremium) również może w sprawach publicznych, społecznych i doczesnych dokonać zły wybór, czy podjąć błędną i kontrowersyjną decyzję albo coś zaniedbać tj.popełnić grzech.
Jednak wszyscy katolicy i chrześcijanie, także inni ludzie dobrej woli mają prawo błądzić, lecz nie zawsze powinni upierać się i trwać w błędzie.
Pozostali Sz.Państwo !
Owszem nie wolno nam tracić ducha wiary, ani nadziei i codziennie trzeba stawać się lepszym człowiekiem, aby być zawsze Jemu wiernym, ufnym i oddanym. Także możliwie często roztropnym, odważnym, czujnym i gotowym, do podejmowania trudnych wyzwań, także koniecznej walki tj. konfrontacji, obrony i ataku z Szatanem - istniejącym złym Duchem. Jego pokusami (ofertami), oraz bardzo różnymi sługami, sprzymierzeńcami i sojusznikami.
Szczęść Boże !
@a
OdpowiedzUsuńJednak jesteś trollem. Z związku z tym z Tobą kończę. Jak zaczniesz chuliganić, zacznę Twoje komentarze usuwać.
@toyah
OdpowiedzUsuńA usuwaj sobie, na zdrowie. Jak już mnie z oślim uporem wyzywasz bez dania racji, to tym bardziej możesz sobie też pousuwać.
Ale przyznam, że powodu dla którego to robisz nie pojmuję. No chyba, że sumienie gryzie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń