Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kardynał Nycz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kardynał Nycz. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 października 2017

Wzywamy do tablicy, czyli sześć krótkich kawałków na dobry tydzień

Jak już tu informowałem, tygodnik „Polska Niepodległa”, w którym, pod tytułem „Wezwani do tablicy”, publikuję swoje krótkie komentarze, przechodzi  fazę reorganizacji, co skutkuje tym,że przez  pewien czas, zanim wszystko wróci do normy, będziemy się spotykać co dwa tygodnie. Aktualny numer jest wciąż w kioskach, gdyby jednak ktoś miał kłopoty z jego nabyciem, polecam swój ostatni tekst, z nadzieją, że się spodoba.



Jak wszyscy już widzimy, od czasu gdy rolę jedynej w miarę skutecznej, a przede wszystkim, merytorycznej opozycji w Polsce przejął Pałac Prezydencki, całe to towarzystwo, znane nam dotychczas pod nazwą „totalna opozycja” ropierzchło się, jak owa kolonia pamiętnych czerwonych pająków kandydata Wałęsy i wygląda na to, że po tamtej stronie nie zostało już dosłownie nic. Ponieważ jednak my tu mamy ambicje nie tylko komentowania rzeczywistości, lecz również jej kreowania, chciałbym przedstawić zespół aktywistów, o którym jeszcze wiemy niewiele, ale który, kto wie, czy już niedługo nie stanie się potężną polityczną siłą na miarę choćby takich demokratów.pl. Oto na Facebooku bardzo aktywnie działa grupa o nazwie Demokraci 2017, która jako swoją wizytówkę przedstawiła obrazek, na którym widzimy św. Jana Pawła II, Jerzego Owsiaka, Lecha Wałęsę i Donalda Tuska, a całość jest podpisana tytułem: „To dzięki nim cały świat wie o istnieniu Polski”. Jeśli członkowie grupy Demokraci 2017 utrzymają ten poziom, jestem pewien, że już niedługo o istnieniu Polski dowiedzą się nawet ci, którym nic nie mówi nawet nazwisko Jerzego Owsiaka.

***


Niestety nie znamy jeszcze składu władz nowej organizacji, ale mam niejasne podejrzenie, że tam bardzo aktywną rolę może pełnić posłanka Platformy Obywatelskiej, Kinga Gajewska. Otóż ta wyjątkowa kobieta niedawno udzieliła wywiadu Robertowi Mazurkowi, a kiedy ten wypuścił ją na rozmowy o jej życiu intelektualnym, pochwaliła się, że ostatnio właśnie skończyła czytać „Annę Kareninę” Bułhakowa. Dziś wszyscy się z Gajewskiej śmieją, włącznie z tymi, którzy są święcie przekonani, że autorem słów do naszego hymnu jest niejaki Dąbrowski, a ja sobie myślę, że gdyby tak Mazurek wziął na kulturalne spytki kogokolwiek z nich, włącznie z takimi tuzami intelektu, jak choćby profesor Gersdorf, moglibyśmy się pośmiać jeszcze dłużej i jeszcze perliściej.

***


W takich sytuacjach można dziękować szczęściu, że my tu u siebie mamy jakość, o której oni nawet nie mogą marzyć, choćby w osobie takiego prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który zapytany swego czasu o to, jak spędza czas, odpowiedział, że wprawdzie od dawna marzy o tym, by przeczytać „100 lat samotności” Marqueza, o którym ktoś mu powiedział, że jest okay, ale przy braku czasu i sił, kiedy już wróci do domu wieczorem, to lubi sobie popatrzeć na normalne amerykańskie rodeo. Oczywiście po tej wypowiedzi, koledzy Gajewskiej, ale zapewne i ona sama, pogrążyli się w upojnym szyderstwie, ale dziś wystarczy rzucić okiem, gdzie każdy z nich się ostatecznie znalazł, by z czystym sumieniem stwierdzić, że tu nigdy nie chodziło ani o Dostojewskiego, ani o Tołstoja, ani nawet o tego nieszczęsnego Dąbrowskiego.

***


Wspomnieliśmy nazwisko pani Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, Małgorzaty Gelsdorf, a ja zapewniam, że jest co wspominać. Otóż owa wybitna dama wzięła udział w uroczystej Mszy Świętej, odprawionej przez samego kardynała Nycza z okazji 100 rocznicy powołania do życia Sądu Najwyższego. Jak ona się tam zaprezentowała, tego akurat nie wiemy, natomiast mamy bardzo dokładne informacje co do postawy samego Kardynała. Otóż zwrócił się on do zebranych w warszawskiej katedrze sędziów i polityków z kazaniem, w którym wypowiedział słowa – możemy być tego pewni – historyczne:
 Słowa z listu św. Piotra Apostoła: ‘błogosławieni jesteście, gdybyście cierpieli dla sprawiedliwości’ odnoszą się do każdego z obecnych w katedrze, służących ojczyźnie. Trzeba czasem cierpieć, żeby ocalić to, co jest do ocalenia, czyli wasze powołanie, niezależność, niezawisłość”. Ktoś powie, że nie ma sensu aż tyle miejsca poświęcać wypowiedzi jakiegoś zbłąkanego ksiądza i ja jestem w stanie się z tą opinią zgodzić, jednak tu niestety nie mamy do czynienia z jakims księdzem, choćby i dominikaninem, ale z jednym z kardynałów naszego Koscioła, a poza tym na samą myśl, że one są kierowane do pani prezes Gersdorf zapewne ze ściśle określoną intencją, ja nie potrafię zachować dystansu. Kto jak kto, ale ona na męczennika nadaje się jak nie przymierzając były nasz prezydent, Aleksander Kwaśniewski. Wprawdzie ta informacja jeszcze parę miesięcy temu robiła pewną publiczną karierę, ponieważ jednak czasy są takie, że choćby i najważniejsze z nich żyją zaledwie parę dni, a niekiedy nawet i godzin, proponuję zajrzeć raz jeszcze do zeznania majątkowego owej męczennicy dla sprawiedliwości:  2/3 domu na działce o powierzchni 600 z jednym mieszkaniem o pow. 139, oraz drugim we współwłasności z mężem, o powierzchni 57. Osiem działek – rekreacyjna o powierzchni 1635 z domkiem letniskowym o powierzchni 35, oraz inne działki (we współwłaśności w różnych udziałach) - od 784 do 23 tys. , w tym ta ostatnią we współwłasności z mężem z 2/5 udziału. Są tam oczywiście jeszcze złoto, biżuteria i zwykła forsa, no ale tu faktycznie nie będziemy się dłużej tym nieszczęściem zajmować. Pozostaje tylko ten ponury kardynał i jego słowa o męczeństwie dla sprawiedliwości. A może to jego można by było dać na szefa Demokratów 2017? On przynajmniej będzie wiedział, kto napisał „Annę Kareninę”.

***

Ciekawe natomiast,  jak wygląda tu wiedza naszej  pierwszej gwiazdy koszykowki, Marcina Gortata. No dobra… to akurat ciekawe nie jest, zwłaszcza że my tu mamy coś z zupełnie  innej beczki. Nie wiem, czy Państwo wiedzą, ale w Stanach Zjednoczonych przeżywana jest akurat afera zwiazana z tym, że jeden z czołowych graczy zwycięzcy ubiegłorocznych rozgrywek NBA, Golden State Warriors, którego nazwisko nie ma dla nas najmniejszego znaczenia, oświadczył, że on nie ma ochoty na to, by się spotykać z prezydentem Trumpem, w efekcie czego Prezydent ogłosił, że w tym roku nie odbędzie się tradycyjna, organizowana rok w rok na zakończenie rozgrywek prezydencka gala, i tak już zostanie dopóki koszykarze mistrza NBA nie wytłumaczą swojemu koledze, co znaczy słowo „Ameryka”. Koledzy zachowali się tak jak się można było spodziewać, a więc usiedli okrakiem na żerdzi i tak trwają do dziś, nie wiedząc co począć, by z jednej strony zachować twarz, a z drugiej nie robic z siebie durnia. Na pomoc przybiegł im zawodnik z zupełnie innej drużyny, nasz Marcin Gortat i ogłosił co następuje: „Kiedy patrzę na niektóre zachowania Trumpa i wywoływane przez niego reakcje, to myślę, że w porównaniu z nim z naszego prezydenta Andrzeja Dudy i prezentowanej przez niego klasy możemy być dumni. I sympatie polityczne nie mają w tym przypadku żadnego znaczenia”.  No dobra. Gortat mówi jak potrafi, natomiast poza tym wszystko jest jasne. Sympatie polityczne nigdy nie mają znaczenia. Liczy się tylko forsa. A on, który już planuje jakieś ciekawe interesy tu na miejscu, wie to bardzo dobrze. I w tym akurat jest znacznie mądrzejszy od posłanki Gajewskiej. Kto wie, czy on nawet nie wie, że „Annę Kareninę” napisał Tołstoj?

***


Powoli trzeba kończyć, a ja mam wrażenie, że wciąż nam brakuje czegoś wyjątkowego. Z zatem na sam koniec proponuję coś zupełnie fantastycznego. Oto w tych dniach na portalu newsweek.pl najpierw wyświetlił się tytuł „Piwo dopiero po 23. Tak rząd chce walczyć ze spożyciem alkoholu”, następnie pojawił się kolejny: „Rząd idzie na wojnę z piwem. I być może właśnie wypuścił dżina z butelki”, a kiedy pod ową informacją eksplodował już bezprzykładny hejt odnośnie tego, jak to „dobra zmiana” chce nas pozbawić konstytucyjnego prawa do spozywania piwa, poinformowano, że jest projekt, by reklama piwa była dozwolona nie tak jak dotychczas od godziny 20, lecz od 23. Mimo to, ostatnie zdanie artykułu zachowało oryginalny nastrój: „Efekt? Być może siłą zdolną obalić obecny rząd okażą się miłośnicy picia piwa pod chmurką”. I to stanowi dla mnie autentyczny hit tygodnia. Tomasz Lis organizujący szalenie sprytny plan obalenia rządu Prawa i Sprawiedliwosci przy pomocy oddziałów złożonych z przyklejonych do puszek z piwem dzieci, które zanim jeszcze wyjdą z domu, by się na mieście spotkać ze znajomymi, zasiądą przed telewizorami, nie zobaczą reklamy „żubra” i ogarnie ich iście rewolucyjny szał. No dobra. Niech kardynał Nycz może zadowoli się funkcją wiceprzewodniczącego, natomiast na szefa Demokratów 2017 proponuję Tomasza Lisa.


Przypominam uprzejmie, że wszystkie moje książki sa do kupienia w ksiegarni na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl. To że warto, to jest taka oczywisto,sć, że aż wstyd mi o tym przypominać.



czwartek, 14 lutego 2013

Kardynał Nycz patrzy na Watykan

Poniższy tekst wymaga paru słów wyjaśnienia. Przede wszystkim, on w znacznym stopniu powtarza tezy, które sformułowałem w odniesieniu do arcybiskupa Nycza jeszcze przed laty. Ponieważ jednak uznałem, że warto by było to wszystko powtórzyć na okoliczność najnowszych wydarzeń i spekulacji, stworzyłem swego rodzaju wariację na kanwie tamtego tekstu. A więc, jeśli mój kumpel Kozik, który zna wszystkie moje teksty, nagle pomyśli sobie, że to już gdzieś czytał, niech nawet nie szuka. To faktycznie gdzieś tam jest. Druga rzecz natomiast jest taka, że ja ten tekst opublikowałem już wczoraj na Salonie. Tak się jednak stało, że wczoraj powstały aż dwa teksty, a więc jeden z nich poszedł tu, a drugi tam, a ja dziś sobie pomyślałem, że będzie dobrze, jeśli one się zamienią miejscami, i w ten sposób ci wszyscy, którzy lubią czytać to, co ja piszę tylko tutaj, poznają tekst o Nyczu, a ci, którzy na ten blog akurat nie przychodzą, zobaczą, co słychać u Ziemkiewicza i jego ferajny. A jeśli komuś one przypadną do gustu w sposób może bardziej wyjątkowy, niż zwykle, będzie mi miło, jeśli dostanę za niego jakiś drobny przelew na podany obok numer konta. Dziękuję.


Nie minęły nawet dwa dni od chwili, gdy Benedykt XVI ogłosił swoją abdykację, a karuzela nazwisk, jak idzie o nowego papieża, z każdą chwilą kręci się coraz szybciej. Po pierwszym szoku, który sprawił, że nieprzyjaciele Kościoła, zaczęli przeklinać Benedykta, że miał on czelność zrezygnować ze służby owemu Kościołowi, i w ten sposób zasiał w ich sercach lęk o Jego przyszłość, pozbierali się oni wszyscy jako tako, i zaczęli obstawiać swoje typy. Ponieważ jednak stan ich umysłów nie pozwala im nawet na spokojne oddawanie moczu, na tyle choćby, by sobie przy tym nie nasikać w spodnie, ta giełda wygląda jak wygląda, a część z nich zaczęła wręcz przebąkiwać o Kazimierzu Nyczu. Że on byłby w sam raz.
A ja pamiętam jak w roku 1978 ogłoszono, że Konklawe obrało papieżem kardynała Wojtyłę, w antypaństwowo nastrojonej części społeczeństwa pojawił się żart o rozczarowaniu komunistów tym, że miał być towarzysz Babiuch, a tu nagle jakiś Wojtyła. Śmialiśmy się z tego żartu głośno i przeciągle, i ani nam do głowy nie przyszło, że kiedy już Polska odzyska wolność, dowcip ów powróci do nas w formie karykatury.
Z tej właśnie okazji przypomniało mi się też pewne stare już trochę kazanie arcybiskupa Nycza, a właściwie pewien drobny, choć z naszego dzisiejszego punktu widzenia kluczowy, jego fragment, który tak poruszył siły Mordoru, że ów fragment wyświetlił się od razu na tefaunowskim pasku, informując wszystkich pobożnych Polaków, że arcybiskup Nycz właśnie ogłosił koniec żałoby. Z newsem tym pobiegłem do mojej żony, a ona wtedy zrobiła wielkie oczy i spytała: „A to była jakaś żałoba?”
W tej sytuacji, pozostało mi tylko się rakiem wycofać i zanurzyć w dalszych, jakże naiwnych rozważaniach. Przy okazji, już po chwili doszła do mnie informacja uzupełniająca, że arcybiskup Nycz, nie dość, że poinformował nas o końcu żałoby, to w dodatku jeszcze, uznał za konieczne dać nam naukę w temacie tzw. woli bożej, a więc czegoś, czemu my – za przykładem Hioba – mamy się bezwzględnie podporządkować.
Kiedy już sprawę odpowiednio przeżuł TVN, zgłosiła się do nas ”Gazeta Wyborcza”, i z dumą i satysfakcją, pod optymistycznym tytułem „Koniec żałoby”, zacytowała owe święte słowa owego świętego człowieka:

„Cmentarz nie jest naszą świątynią ani naszym domem. Owszem, przychodzimy tam opłakiwać najbliższych, ale przychodzi moment, kiedy musimy wrócić do codziennego życia i podjąć te wszystkie trudy, które są do podjęcia w ojczyźnie, Kościele, rodzinach. Niezbadane są wyroki boskie, człowiek ma prawo stawiać pytanie: ‘Dlaczego tak się stało?’. Niemniej nie możemy się na tym zatrzymać. Często trzeba powiedzieć sobie jak Hiob biblijny: ‘Bądź wola Twoja’”.

A ja sobie myślę tak. Od tego czasu minęły już lata, a ja wciąż mam kupione u Niepoprawnych dla nas wszystkich malutkie przypinki, z białoczerwoną szachownicą i napisem ‘Katyń 10.04.2010’, i niekiedy wciąż noszę taką wpiętą w kurtkę tuż nad zbolałym sercem. I wciąż się niekiedy zastanawiam, co by sobie o mnie pomyślał kardynał Nycz, gdyby zobaczył, że mimo upływu lat od dnia, kiedy on zakończył żałobę, ja tak wciąż lekceważę jego zalecenia?
I wtedy sobie myślę, że może faktycznie wypadałoby ją zdjąć. Zdjąć, bo inaczej będę miał grzech pogardy dla bożej woli? No dobra. Załóżmy, że ją zdejmę. A co ja mam zrobić, jeśli oni mi ów skrwawiony i unurzany w błocie strzęp białoczerwonej szachownicy pokażą znów w telewizorze? Jak mam zareagować? Czy mam na ten obraz patrzeć, czy może pokornie spuścić oczy i zająć się „ojczyzną, Kościołem i rodziną” w jakiś inny sposób, tak by przede wszystkim zadowolony był ze mnie arcybiskup Nycz? No a kiedy, nie daj Boże, znów mi przyjdzie zobaczyć, jak jacyś nieznani mi ludzie pakują do worków moje kwiaty, krzyże i znicze, by je wywieźć na miejskie wysypisko śmieci, a wokół stoi tłum ludzi, z których jedni płaczą, a drudzy zacierają ręce z satysfakcji, to co mam czuć? Co arcybiskup Nycz mi radzi czuć w takim momencie? Powiew woli bożej? Jej niezbadaność? I to tak od razu, czy może najpierw powinienem oczyma wyobraźni przyjrzeć się, jak ten stan praktycznego uniesienia osiągnął sam Arcybiskup? Sam? A może jemu ktoś w tym po przyjacielsku pomógł? Ktoś bardziej rozumiejący się w meandrach życia na styku woli bożej a historycznej konieczności? I tak wspólnie uradzili sprawę końca żałoby. Ksiądz wniósł wiarę, a jego przyjaciel rozsądek.
Jakiś czas temu, przy okazji kolejnych refleksji na temat aborcji, napisałem tu o piosence Boba Dylana, gdzie pojawia się historia boksera, który zabił na ringu swojego przeciwnika. Pomysł tej narracji jest taki, że Dylan przytacza słowa różnych osób, w ten czy inny sposób organizujących tę walkę, z których każdy tłumaczy swój udział w tym przedsięwzięciu słowami: „To nie ja”. A więc jest sędzia, który nie przerwał walki, jest tłum, który dopingował zawodników, jest menedżer zmarłego boksera, który zwyczajnie nie wiedział, że jego podopieczny jest nie w pełni formy, jest dziennikarz sportowy, zachęcający do szerokiej promocji boksu, jest nawet sprzedawca biletów na tę walkę, który jedyną swoją winę widzi w tym, że taki ma zawód. Ale i wreszcie jest sam bokser, który swoimi ciosami zabił drugiego człowieka. I on akurat nie wchodzi w jakieś szczególnie pokrętne dywagacje. Stwierdza prosto i zwyczajnie: „To przeznaczenie. To wola boża”. Dokładnie w ten sposób. „It was destiny. It was God’s will”.
Ciekawe, proszę Księdza Arcybiskupa, prawda? Że akurat on. Bezpośredni sprawca, właściciel tej pięści, powołuje się na wolę bożą. Bardzo to interesujące. Jak to łatwo znaleźć się w złym towarzystwie, czyż nie?
Smutno mi jak cholera. Żeby nas tak bezlitośnie i głupio opuścić. Tego się po moim Kościele nie spodziewałem. I właśnie z tego powodu, kiedy wciąż przeżywam zapowiedź odejścia papieża Benedykta, pojawia się w moim sercu iskierka nadziei, że następnym papieżem nie będzie jednak kardynał Nycz, ale ktoś, kto za jeden ze swoich pierwszych obowiązków uzna spotkanie się właśnie z nim i wytłumaczenie mu, dlaczego Kościół uznał go za Swój bardzo poważny zawód.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...