Dzisiejszy tekst powinien właściwie zostać zamieszczony wyłącznie na
portalu www.szkolanawigatorow.pl,
z uwagi na to, że dotyczy kwestii związanych ściśle z tamtym miejscem, a poza
tym – właśnie przez to – jest wyjątkowo głupi. Czytelnicy tego bloga mogą tego
nie wiedzieć, ale przez portal szkołanawigatorów.pl przetoczyło się autentyczne
tsunami w postaci dyskusji o sztuce filmowej Stanleya Kubricka. Piszę
„dyskusja”, choć tak naprawdę dyskusji żadnej nie było, ale bezprzykładne i
bezlitosne gnojenie Kubricka i jego filmów niemal przez wszystkich komentatorów,
na takiej zasadzie, że w ogóle ciekawiej jest pluć, niż się czymś zachwycić,
obojętne, czy to jest kultura, polityka, czy w ogóle świat. Ponieważ
szczególnie zainteresowała mnie postawa mojego kumpla Valsera, który od pewnego
czasu robi na mnie wrażenie kogoś, kto najlepiej się czuje w otoczeniu ludzi i
zdarzeń, które uważa za kompletne dno, zaapelowałem do niego, by mi wskazał
choć jedną rzecz, która mu się podoba. Piosenkę, film, przedstawienie
teatralne, książkę – cokolwiek. I proszę
sobie wyobrazić, że po wielu moich namowach, komentator, a jednocześnie mój
dobry kolega, Valser dał się wreszcie namówić na wyznanie i poinformował mne,
że, owszem, jest coś, co mu się autentycznie podoba, a mianowicie obraz Jana
Matejki „Dziewica Orleańska”, który zdarzyło mu się obejrzeć gdzieś w jakimś
muzeum w środkowej Polsce. Stał Valser jak wmurowany przed tym obrazem przez
trzy godziny i kiedy wreszcie się od niego oderwał, postanowił poinformować mnie,
a przy okazji świat, że oto coś, co on nazywa prawdziwą sztuką.
W tej sytuacji postanowiłem mu pokazać,
jak wygląda jego metoda, gdy jest skierowana przeciwko niemu i w ten sposób
powstał ten tekst, który, jak mówię, czytelników tego bloga może nie bardzo
zainteresować, ale ponieważ jest, moim zdaniem, zabawny, bardzo proszę.
Otóż ja, owszem, o tym Matejce
tu i ówdzie słyszałem jeszcze za PRL-u, bo z tego co pamiętam, to on właśnie
był ulubieńcem PRL-owskej propagandy i prawdopodobnie nie było w ówczesnej
Polsce dziecka, które by nie słyszało o tym pacykarzu na lekcjach w szkole i
nie widziało któregoś z tych tak zwanych „obrazów”. Ja na szczęście byłem zawsze
uczniem złym i krnąbrnym, więc wystarczyło mi zobaczyć jakiś obrazek w książce
przedstawiający te gryzmoły, żeby raz na zawsze na dźwięk nazwiska Matejko
zakrywać oczy i uszy. Tym sposobem do dziś zachowałem przytomność umysłu, którą
sobie bardzo chwalę.
Jak mówię, obrazu „Dziewica
Orleańska” nigdy wcześniej nie widziałem na oczy, ale ponieważ Valser mi go tak
ładnie zareklamował, wyszukałem go w googlowej grafice, rzuciłem okiem i jestem
porażony. Ja już nie mówię, że od tego co się tam na tym płótnie przewala,
lepszy jest już Beksiński, czy chocby i Hasior. Tam przynajmniej jest głupio,
więc śmiesznie. Matejko swoje chore wizje przedstawia z najwyższą powagą. Tłum
jakiś poprzebieranych szaleńców o identycznych twarzach, zachowujących się,
jakby wszyscy byli zaćpani, a do tego konie, rycerze w zbrojach, nagie dzieci, a
wszyscy się modlą i gapia w niebo, plus cała kupa fruwających aniołów, a obok
nich niewiast w powłóczystych szatach i, jak sądzę, duchów. Przepraszam bardzo,
ale to ma być sztuka? Czy ten malasz nie potrafił namalować choćby jakiegoś
ładnego pejzażu, czy portretu?
Nie chciałem tego robić, ale po
raz pierwszy w życiu zainteresowałem się osobą tego całego Matejki i widzę, że
z niego nie byle jaki artysta, a przy okazji cwaniak nie z tej ziemi, i to mimo
tego, że, jak czytam, miał zaledwie półtora metra w kapeluszu. Ale to akurat
mało ważne, wystarczy bowiem, że zajrzymy do jego biografi, by już na początku
zauważyć, że jego ojciec był Czechem, co automatycznie czyni też Czecha z niego
samego. A co to znaczy, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, wystarczy że
przypomnimy sobie, jak wbrew pozorom jest blisko z Pragi do Londynu. Oczywiście
trudno sobie wyobrazić, że te powiązania z City, a więc niejako automatycznie z
rodziną Rotschildów nie miały wpływu na karierę, jaką on dość zręcznie rozwijał
i to mimo tego, że nie był Matejko ani uczniem ani studentem szczególnie
bystrym. Z tego co czytamy, owszem potrafił może lepiej rysować od swoich
kolegów, jednak w każdej innej dziedzinie do tego stopnia odstawał od innych,
że był mocno przez rówieśników dręczony.
Nie inaczej było w wieku
późniejszym. Jak słyszymy, Matejko przez większą część ponosił same porażki, a
to brak pieniędzy, a to nieodwzajemniona miłość, a to depresja. Chyba najlepiej
charakteryzuje go fakt, że jego żona, Teodora Giebułtowska, w pewnym momencie
nie wytrzymała jego towarzystwa i skończyła w szpitalu psychiatrycznym. Ktoś
się pewnie zastanawia, dlaczego tak rzekomo wybitny malarz miał nieustanne
kłopoty finansowe. Otóż, jak się okazuje, on swoje obrazy w większości rozdawał
za darmo, co oczywiście mnie nie dziwi, bo ja bym żadnego z nich nie chciał
nawet gdyby mi za przyjęcie go zapłacono, natomiast co ciekawe, zmowa wokół
tego tandeciarza jest do dziś tak wielka, że wyprodukowano nawet plotkę, że on
te obrazy rozdawał, bo w ten sposób rozumiał swój patriotyczny i ludzki
obowiązek. No, no, to jest już naprawdę bezczelność. Chyba nawet nasz Owsiak by
się do czegoś takiego nie posunął. No ale wszystkie sposoby są dobre, byle
przynosiły efekt. Wystarczy wiedzieć, komu co trzeba podarować, żeby zapewnić
sobie parę recenzji.
Chyba już może skończę ten
ponury temat, bo za chwilę się spalę ze wstydu. Na koniec dodam tylko informację,
która przekonać powinna każdego. Otóż, jak głosi oficjalna biografia, Matejki,
on jest jednym z tak zwanych kawalerów Orderu Legii Honorowej. Jeśli nie wiemy,
jakie to wyróżnienie, służę uprzejmie kilkoma tylko nazwiskami: Edward Ochab, Władysław Gomułka, Józef
Cyrankiewicz, Edward Gierek, Henryk Jabłoński, Piotr Jaroszewicz, Wojciech
Jaruzelski, Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, no i, last but not least,
Bronisław Komorowski. No, brawo, towarzyszu Matejko! Ręce same się składają do
oklasków. Piękne towarzystwo sobie wybraliście, towarzyszu artysto. Z was
musiał być naprawdę wybitny malarz.
Dziękuję. Nie skorzystam. Jak
mówię, wolę Hasiora.
Moje książki, jak może już wspominałem, są do kupienia albo tu obok, przy pomocy paru kliknięć, ewentualnie bezpośrednio u mnie, pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl. Polecam niezmiennie.