Gdyby ktoś jeszcze nie słyszał o sprawie
– a przyznaję, że ostatnio coraz częściej mam wrażenie, że ludzi, którzy mają
kompletnie w nosie te wszystkie medialne sensacje, które nas tak pasjonują, jest
znacznie więcej, niż mogłoby się wydawać – krótko opowiem. Otóż w ramach
przedkampanijnej trasy, jaką urządziła Bogu ducha winnym mieszkańcom polskich
miast i miasteczek Platforma Obywatelska, silna grupa pod kierunkiem Bartosza
Arłukowicza zawitała do miejscowości Węgrów, tam z kamerą w umówionym miejscu
zaczaiła się na pewnego miejscowego obywatela o imieniu Andrzej, i kiedy ten
się pokazał, zapytali czy jest wyborcą Prawa i Sprawiedliwości. Gdy ten ich
zdenerwowany zlekceważył, obrzucili go szyderczym śmiechem, po czym na
Twitterze opublikowali zabawny filmik z komentarzem, że oto widzimy jak
mieszkańcy Węgrowa reagują na podejrzenie, że popierają PiS. Kiedy ów wybryk
przerodził się w duży medialny skandal, sztab Platformy najpierw zaczął się gęsto
tłumaczyć, że oni się wcale z owego pana Andrzeja się nie śmiali, tylko się do
niego uśmiechali, bo oni są właśnie takimi ludźmi, którzy potrafią się uśmiechać,
a po dwóch dniach wrócił Arłukowicz do Węgrowa, ponownie postawił, tym razem –
jak się w międzyczasie okazało – już swojego kumpla Andrzeja, przed kamerą, a
ten jak na świętej spowiedzi wyznał, że on wcale nie jest pisowcem, ale wręcz
przeciwnie, a poza tym wcale się za ten rechot nie gniewa, bo on, podobnie jak
Bartek, lubi sobie pożartować.
To są fakty, natomiast dalej to już same
spekulacje. Otóż, jak twierdzą sami zainteresowani, było tak, że oni trafili na któregoś z miejscowych, dowcipnie zasugerowali mu, że
jest tajną bronią Prawa i Sprawiedliwości, a kiedy on na tę uwagę zareagował
zniecierpliwieniem, ogłosili, że to jest właśnie sposób, w jaki mieszkańcy Węgrowa
reagują na PiS. Ponieważ to tłumaczenie było tak głupie, że kampania zaczęła
się walić, wrócili z całą ekipą do Węgrowa i namówili pana Andrzeja, by wyznał
przed kamerami, że się nie gniewa.
Druga teoria, moim zdaniem zdecydowanie
bardziej jednak wiarygodna, jest taka, że cała akcja była starannie zaplanowana
przez lokalne struktury Platformy Obywatelskiej i sztab Platformy Obywatelskiej
pojawił się w Węgrowie pod sklepem prowadzonym przez pewnego znanego działacza
Prawa i Sprawiedliwości, z zamiarem sprowokowania go do nerwowej reakcji. I wszystko
byłoby bardzo pięknie, gdyby nie to że akurat ze sklepu wyszedł jakiś pan
Andrzej, człowiek, który całą tę politykę ma głęboko w nosie, a Arłukowicz nie
zorientował się w pomyłce i zaatakował właśnie jego. Kiedy atmosfera zaczęła
gęstnieć, nasi bohaterowie wrócili na miejsce, zapłacili Andrzejowi 3 tys. zł.,
a on bardzo chętnie zgodził się oświadczyć publicznie, że nie ma pretensji i
uważa, że nie ma jak uśmiech i dobra zabawa. Na dowód swoich dobrych odczuć
przeszedł z Arłukowiczem na ty i sprawa została zamknięta.
Otóż nie. Sprawa w żaden sposób nie
została zamknięta. Jedna rzecz jest taka, że ponieważ informacja iż tam
faktycznie pojawiła się suma 3 tys. zł. zatacza coraz szersze kręgi i ponieważ jak
dotychczas nikt jej nie zaprzecza, zrobiło się naprawdę wesoło. Ale nie tylko
to. Załóżmy bowiem, że wobec czystych faktów stawiane są wyłącznie brudne
plotki. Załóżmy, że faktycznie, tak jak twierdzi sztab Platformy Obywatelskiej,
oni trafili na swego lojalnego wyborcę, w żartach zasugerowali mu, że jest
pierwszą w mieście bronią PiS-u, a ten dostał cholery i w ten oto sposób świat
zarechotał. Załóżmy że tak było.
Otóż ja mam pewne wspomnienie związane z
moim nieodżałowanym śp. Teściem. Otóż był on nieprzejednanym wrogiem Prawa i Sprawiedliwości,
jednym z tych, dla których przeżywanie polityki stanowiło często sens życia.
Jak już tu wspominałem, ostatnie miesiące życia spędził mój teść w szpitalu,
ale przez to, że niemal do końca zachował wyjątkową trzeźwość umysłu i swój
naturalny bardzo dobry humor, a przy okazji był osobą nadzwyczaj grzeczną i
towarzyską, oczywiście z prawdziwą radością rozmawiał z lekarzami,
pielęgniarkami i pozostałym medycznym personelem... o czym? No o polityce. A ja
kiedyś trafiłem na taką oto scenę: przyszedł właśnie do mojego teścia
rehabilitant, a zaraz po nim pielęgniarka, i wtedy ów rehabilitant powiedział do
pielęgniarki: „Proszę poznać, to jest pan Andrzej, on jest wielkim zwolennikiem
Jarosława Kaczyńskiego”. Mój teść się teatralnie żachnął, cała reszta widowni
wybuchnęła wesołym śmiechem, ale ponieważ byliśmy wśród swoich, dalsza część
spotkania potoczyła się nadzwyczaj sympatycznie.
Dziś jednak myślę sobie, że gdyby tak się
zdarzyło, że mój śp. Teść szedłby sobie ulicą i jakimś cudem trafił na
Arłukowicza, który by go zaczepił tak, jak zaczepił tego – nomen omen –
Andrzeja z Węgrowa, jego oburzenie skomentowałby szyderczym rechotem, a następnie
opublikował to wszytko w formie klipu na Twitterze, to ja bym tego idiotę
osobiście odszukał i dał mu po ryju. Najchętniej drewniakiem, który jest jak się
zdaje jedynym medycznym sprzętem, którego lekarze tacy jak Arłukowicz potrafią
odpowiednio używać.
Co w związku z tym? Otóż moim zdaniem,
dla nich byłoby lepiej, gdyby się okazało, że ten bałwan faktycznie pomylił
osoby, a następnie wydał te 3 tys. na łapówę. Wtedy bowiem byśmy mogli uznać,
że Platforma kolejny raz coś sobie zaplanowała i kolejny też raz wtopiła, a ponieważ potem zachowała się jednak standardowo, nic więc się nie zmienia. Jednak jeśli prawdą jest, jak oni utrzymują, że to
był tylko taki żart, to jest całkiem możliwe, że podczas jesiennych wyborów na ostatnim okrążeniu
wyprzedzi ich nawet ten biedny PSL. Z niecierpliwością czekam na rozwój
wypadków.