poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Z Jarosławem Kaczyńskim w cieniu nad rzeką

Tekst, który tydzień temu zamieściłem na blogu w odpowiedzi na list otwarty, jaki Marek Migalski uznał za stosowne skierować do Jarosława Kaczyńskiego, pisałem nie do końca chętnie z dwóch względów. Po pierwsze, do Migalskiego od początku miałem stosunek obsesyjnie pozytywny, więc wolałem go w żaden sposób nie narażać na nieuchronne przykrości, po drugie jednak nie opuszczało mnie przekonanie, że za publikacją tego listu stoi coś na tyle tajemniczego, że jakakolwiek polemika na poziomie merytorycznym nie miałaby sensu. Na tyle na ile znam Migalskiego, jestem przekonany, że w gruncie rzeczy on świetnie wie, dlaczego niemal każde słowo z tego nieznośnie wręcz długiego listu jest fałszywe, i ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje, to moje wyjaśnienia. Migalski może udawać, że jest miły i sympatyczny, może nawet udawać ten swój niecodzienny urok, nawet ten jego uśmiech może być wystudiowany. Trudno jednak udawać, że się coś wie, podczas gdy się wie autentycznie i w sposób oczywisty. A on wiedział wszystko świetnie od lat.
Napisałem jednak tę dziwną polemikę – dziwną bo nie tyle z samym listem Migalskiego, ale bardziej z nim osobiście i miejscem jakie sobie ostatnio znalazł – bo uznałem, że skoro wymyślił sobie Migalski, że na udręczonych plecach Jarosława Kaczyńskiego może się skutecznie polansować, i w dodatku ten lans mu się jak najbardziej udał, to należy mu o tym co on wyprawia powiedzieć, i to powiedzieć tak dobitnie, żeby tą czy inną drogą te słowa do niego dotarły. I daję słowo, że miałem szczerą nadzieję że dotrą. Wszystko wskazuje, że nie dotarły. A świadczyć o tym może choćby ostatni występ telewizyjny Migalskiego, w którym nie dość, że powtórzył każde wcześniejsze głupstwo, które w tym swoim dziwnym liście zaprezentował, to jeszcze robił to z tak nerwową niezręcznością, że nawet ktoś tak tępy jak red. Pochanke poczuła swoją siłę i zaczęła traktować go jak dziecko. A to – jak każdy może się domyślić – było wydarzeniem strasznym. Mało tego, dochodzą do mnie wieści, że ostatnia wypowiedź Migalskiego to już tylko, mówiąc krótko, sugestia, że Wałęsa to kabotyn, a Jurczyk to agent. A więc, wszystko wskazuje na to, że Migalski bez mojej pomocy ostatecznie znalazł sposób, żeby zawalczyć o swoją reputację. Niech więc walczy.
Nam pozostaje zatem zapomnieć o samym Migalskim, a za to zająć się wciąż nie do końca wyjaśnioną kwestią merytorycznej wartości tego, o czym on na tych czterech stronach nas wszystkich informuje. Jak już wspomniałem, świetnie ją musi znać sam Migalski, znakomicie się w tych jego krętactwach orientuje większość osob czytających ów list, bardzo dobrze też wie, co z tym listem jest nie tak niemal każdy kto interesuje się polityką odrobinę bardziej, niż na poziomie Onetu czy Szkła Kontaktowego, natomiast niewykluczone, że jest też cała masa osób, dla których wpatrywanie się w ten polityczny chaos stało się w pewnym momencie ponad ich siły i choćby dla świętego spokoju, zamiast się wciąż stawiać, wolą uznać, że coś w tym wszystkim jednak musi być. I im się należy parę słów wyjaśnienia.
Niedawno, w jednym z komentarzy na blogu, ktoś napisał, że jedyne co nam pozostaje dziś, w tej szczególnej sytuacji, to przyjąć pozycję tego Indianina, który, widząc, że nie ma najmniejszego sposobu, żeby pokonać wroga, siada nad rzeką i tylko patrzy, jak płynie woda, i spokojnie wypatruje, jak z jej nurtem zaczną płynąć trupy. Strasznie dziwny ten obraz. Dziwny tak że aż absurdalny. No bo jak można zwyciężyć, nie walcząc? Na co można liczyć, kiedy się doszło do wniosku, że nie można liczyć już na nic? Otóż jest w tej wizji coś niezwykle depresyjnego, ale jednocześnie pocieszającego, o czym jednak dopiero na koniec. Chodzi bowiem o to, że w sytuacji, w jakiej znalazł się Jarosław Kaczyński, każdy jego ruch jest skazany na porażkę. Atak Systemu jest tak potężny i tak kompleksowy, że nie ma w ogóle mowy o jakiejkolwiek obronie, a co dopiero o mądrej reakcji. System ma jeden jedyny cel – unicestwić Jarosława Kaczyńskiego zarówno politycznie, jak i osobiście, i nie ma praktycznie nic takiego, co by go w tym zamiarze mogło powstrzymać. Marek Migalski świetnie to wie. Ale on wie jeszcze coś. To mianowicie, że ów atak jest prowadzony w sposób najbardziej mistrzowski i profesjonalny, i że jednocześnie nikt inny jak tylko Jarosław Kaczyński jest w stanie przyjąć go na siebie i go ostatecznie wchłonąć.
W pewnym miejscu swojego listu pisze Migalski, że bez Kaczyńskiego nadziei na zwycięstwo nie ma, a z Kaczyńskim tę nadzieję powoli tracimy. I wbrew pozorom ta diagnoza jest słuszna. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że kiedy już Jarosław Kaczyński zostanie skutecznie usunięty ze sceny politycznej, o jakimkolwiek zwycięstwie nie będzie już mowy, choćby z tego prostego względu, że nie będzie żadnej walki. Zapanuje bowiem już tylko święty spokój i każdy będzie się mógł już na nowo zająć tylko pracą i zakupami. I jest też faktem, że dopóki Jarosław Kaczyński będzie siedział nad tą rzeką, Polska nie zazna spokoju. Ten potworny wrzask zła będzie trwał w swym fatalnym tryumfie. Ale właśnie tu też widać cały fałsz argumentacji Migalskiego. Bowiem on, wiedząc świetnie, że alternatywa jest tylko jedna – albo Kaczyński pozostanie tam gdzie jest, albo odejdzie – próbuje udawać, że on Migalski właśnie zna sposób. A więc jednocześnie udaje, że tak naprawdę sytuacja wcale nie jest wyjątkowa. Że oto mamy rząd i opozycję, media i społeczeństwo, i nawet jeśli jest ciężko, to nie tak znowu ciężko, żeby bić na alarm. I tu właśnie jest Migalski dramatycznie nielogiczny. Z jednej bowiem strony stawia diagnozę, która świadczy o tym, że zabrakło już wręcz dzwonów, które powinny nas obudzić, a z drugiej sugeruje, że nie ma co się denerwować, bo tak naprawdę wystarczy, żeby się obudził Jarosław Kaczyński. I go budzi, jak ostatni idiota.
System od dwudziestu już lat, mniej lub bardziej desperacko, próbuje usunąć z polskiego życia politycznego coś co nazwał ‘kaczyzmem’. Dokładnie, i to od samego początku, celem Systemu były dwie osoby – bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy. Po dwudziestu latach ciężkich prób, został już tylko jeden z nich. I System nadal walczy. Do tej walki używa wszystkich najnowocześniejszych i najbardziej kompleksowych środków, a prowadzi ją na wszystkich dostępnych poziomach. Żeby zniszczyć Jarosława Kaczyńskiego przeprowadził najbardziej okrutną społeczną operację, jaka Polska mogła sobie wyobrazić. Ogromną część społeczeństwa zainteresował wręcz obsesyjnie polityką, wyłącznie w jednym wymiarze – co zrobić, żeby zniszczyć dziś już tylko jednego człowieka, Jarosława Kaczyńskiego? Zbudował w społeczeństwie wręcz orwellowski rodzaj napięcia, który sprawia, że jakakolwiek polityczna, czy społeczna debata przestała istnieć, że jakakolwiek działalność na rzecz wspólnego dobra przestała mieć znaczenie, że przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, co się stanie z Polską za pół roku, za dwa lata, czy nawet jutro, dopóki będzie nas dręczyła świadomość istnienia jednego człowieka – Jarosława Kaczyńskiego. Osiągnął tu System bezprzykładny sukces i wciąż mu mało. Dziś już nawet zaczyna się przebąkiwać o eliminacji nie tyle politycznej, co fizycznej.
I na to wszystko, przychodzi Marek Migalski i informuje nas i – jak twierdzi – również Jarosława Kaczyńskiego, że najwyższy czas wziąć się do roboty, bo tracimy świetną okazję pokazania Systemowi, gdzie raki zimują. Dlaczego on to robi? W tym sęk, że nie do końca potrafię zgadnąć. W pierwszym wpisie na ten temat, zasugerowałem, że on najpewniej wie, że póki co nic się nie da zrobić, poza zbudowaniem sobie dobrej pozycji do obserwacji. I że za jego postawą stoi wyłącznie grzech pychy i próżności. Świadczyłoby to o tym, że nawet Migalski wie, że nie jest dobrze i jak bardzo nie jest dobrze. Że sytuacja jest dramatycznie beznadziejna. Że jedyne co zostaje, to zacząć dbać o siebie. Powtórzyłem to zresztą bardziej obszernie we w notce kolejnej. Ale to by też świadczyło, że on już stracił nadzieję. A to byłby już kolejny grzech. I ostateczna rezygnacja Marka Migalskiego z tej przez długi przecież czas pożytecznej działalności. Wspomniany występ u Pochanke świadczyć może, że mam tu smutną rację. A więc, jak to mawiał mistrz Wiech, adieu z Panem.
My natomiast pozostaniemy tu gdzie jesteśmy. Obok Jarosława Kaczyńskiego, przyczajeni na tą rzeką i wypatrujący pierwszych zwłok niesionych przez ten nurt. Gotowi do skoku.


Powyższy tekst w miniony piątek ukazał się oryginalnie w Gazecie Warszawskiej. Dziś publikowany jest tu dla tych co, podobnie jak ja, w Warszawie wyłącznie bywają, lub znają ją tylko z obrazka.

17 komentarzy:

  1. @Toyah
    Tak już jest, i Pan Bóg to dopuszcza, że gdy po tragedii osobistej człowiek stara się żyć dla innych (także po to, żeby nie oszaleć z bólu)- w odpowiedzi na taką postawę wydarza się wiele miłości oraz wiele zdrady...
    Sama tego doświadczyłam, kilka lat temu, i teraz bardzo chętnie posiedziałabym z Jarosławem Kaczyńskim w cieniu nad rzeką. Tylko, że tam są ogromne ilości głodnych Komarów... Nie ma człowiek gdzie się podziać. Modlę się za niego niemal codziennie. A Lech, Maria, Anna W., Olek Szczygło, Janusz Kurtyka i wielu innych, którzy 10.04. narodzili się dla nieba, to już raczej modlą się za nas. Oni mają wypas na zielonych pastwiskach - tak wierzę...

    PS W szkole pierwsze Rady Pedagogiczne i stare nudy - pozdrawiam Panią Toyahową, siostrę w twardej nadziei.

    OdpowiedzUsuń
  2. witam Pana
    chyba pierwszy raz w historii mojego czytania Toyaha nie moge sie z Panem zgodzic. Migalski byc moze pojechal po bandzie, ale niestety ma sporo racji. Jesli PIS radykalnie nie zmieni sposobu dzialania, okopie sie na 1-2 lata na poziomie 20-27% a potem bedzie zjazd w dol jak w przypadku AWS.
    W polityce chodzi o to, by rzadzic, wywierac realny wplyw na sytuacje kraju. Wiekszosc ludzi chce, aby politycy nie zjamowali sie historia, ale przyszloscia, i to trzeba przesunac na pierwszy plan.
    Gdy juz PO zostanie pokonane, przyjdzie czas na pokazanie narodowi prawdy o sp.Prezydencie, prawdy o zamachu, na postawienie przed trybunalem Donaldow, Bronislawow i reszty tego gangu. Ale nie djdzie do tego nigdy - nigdy, gdy PIS bedzie sie zamykal w kregu Radia Maryja.
    Wielu mlodych ludzi glosowalo na Jaroslawa. Nie bylo to wtedy obciachowe, 3 miesiace temu armia zwolennikow Kaczorow byla ogromna.

    Czy chcemy, aby wiekszosc z niej poszla do domow i machnela na wszystko reka ....?
    Trzeba znalezc sposob, aby wygrac tak jak w 2005. "Badzcie czysci jak golebice i sprytni jak lisy"..

    pozdrawiam serdecznie Pana i Panskich Gosci

    OdpowiedzUsuń
  3. @Yo
    Możesz mi nie wierzyć, ale ja też jutro mam zebranie. Dostałem 12 godz. zastępstwa z liceum do połowy listopada. A więc, jak widzisz, wszyscy ruszamy w bój.

    OdpowiedzUsuń
  4. @melgibson
    myli się Pan wręcz tragicznie. I to porównanie do AWS....
    A w czym Migalski ma rację? w tym, e trzeba było odpuścić marcinkiewiczowi i sikorskiemu? może na kolanach i po rusku?

    OdpowiedzUsuń
  5. @melgibson
    Miło Pana (skoro Pan tak woli, niech będzie) tu widzieć.
    Co do reszty, może i bym się z Panem zgodził, gdyby Pan polemizował z moim tekstem, a nie powtarzał argumenty, które już znacznie od Pana pełniej i dokładniej przedstawił Migalski. Bo tak, to co ja mam robić? Prosić Pana, by jeszcze raz przeczytał moją notkę?

    OdpowiedzUsuń
  6. @Toyah

    No to masz zapewnioną inspirację do wielu ciekawych postów. Tylko z czasem będzie krócej, bo szkołę zalewa biurokracja. I 12 godzin się tu niewiele różni od 20-tu.

    Ja będę musiała wpisać w Excelu rozkłady materiału i wszystkie tematy, bo przechodzimy na dziennik wyłącznie elektroniczny. Tymczasem ten program mnie peszy, jakoś go nie ogarniam, więc dotąd udawałam, że go nie ma...

    Obiecuję czytać wiernie nowe posty, z komentowaniem może być gorzej. Cashu Ci też nie wyślę, bo sama mam na styk. Ale pamiętam w modlitwie także o Twojej Rodzinie.
    Doświadczyłam, że warto się modlić o pieniądze, serio.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Yo
    Ja już pracowałem w szkołach, więc wiem jak może być.
    A co do modlitwy, pełna zgoda. Jestem pewien, że wszystko co mam to dzięki niej.

    OdpowiedzUsuń
  8. "My natomiast pozostaniemy tu gdzie jesteśmy. Obok Jarosława Kaczyńskiego, przyczajeni na tą rzeką i wypatrujący pierwszych zwłok niesionych przez ten nurt. Gotowi do skoku."

    Dzisiaj Jarosław Kaczyński udowodnił, swoim przemówieniem, że musimy, nad tą rzeką, przyczajeni czekać - ot taki czas nastał.



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Przemo
    Pokazał też, co znaczy być urodzonym przywódcą.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dokładnie tak.



    "My natomiast pozostaniemy tu gdzie jesteśmy. Obok Jarosława Kaczyńskiego, przyczajeni na tą rzeką i wypatrujący pierwszych zwłok niesionych przez ten nurt. Gotowi do skoku."

    Dzisiaj Jarosław Kaczyński udowodnił, swoim przemówieniem, że musimy, nad tą rzeką, przyczajeni czekać - ot taki czas nastał.



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Upsss



    wkleiło się za dużo


    Ma być :" Dokładnie tak"



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Toyahu
    Serdecznie gratuluję publikacji.

    Co do Migalskiego, to myślę, że należy go już sobie odpuścić. Nie spełni on żadnych pokładanych w nim nadziei.
    Nie Ty jeden dałeś się zwieść jego niewątpliwemu urokowi i błyskotliwości. Ja też go uwielbiałam jako komentatora politycznego, natomiast jako polityk rozczarował mnie całkowicie.
    Publiczne kopanie Jarosława jest po prostu nieludzkie i nie usprawiedliwia tego rzekoma troska o dobro PiS-u.
    Opublikowanie tego listu obnaża nie tylko pychę Migalskiego i chęć polansowania się w mediach, ale przede wszystkim jego słabe predyspozycje analityczne. Nigdy nie zrozumiem, jak można tak szybko zaprzepaścić swój życiowy dorobek. Bo chyba nie myśli o stworzeniu jakiegoś bardziej akceptowalnego dla mediów Pis-u razem z Poncyliuszem i Kluzik. Aż tak naiwny nie jest w tym swoim chłopięcym uroku.

    OdpowiedzUsuń
  13. @Przemo
    E tam! Wcale nie za dużo. Z końcu wolno nam się rozgadać.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Ginerwa


    Złote słowa to są.



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  15. Toyahu :)



    Pozdr.
    -------------------
    GW nie kupuję.
    TVN nie oglądam.
    TOK FM nie słucham.
    Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Przemo @Toyah
    Dzisiejsze przemówienie Jarosława było wielkie. Jak na początku wspomniał Lecha, to się całkowicie rozkleiłam.

    Całe to zestawienie mówców pokazało jasno, że jest w Polsce jeden mąż stanu. Wszyscy czekali w napięciu na jego przemówienie, nawet nieprzychylni mu dziennikarze. Bo dzisiaj jest tak, że liczy się tylko to, co on powie. Reszta to zbitka okolicznościowych sloganów.
    A Tusk znowu próbował być groźny. Ten wilczy wzrok już mu chyba pozostanie na stałe.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Ginewra
    Ja natomiast ciekawy jestem, czy oni zdołają coś z robić z Komorowskim. Póki co. on jest kompletnie do niczego. Zupełnie, jakby ktoś mu powiedział: "Panie, siedź pan, nic nie mów i udawaj, że jesteś Pan prezydentem. Damy znak, machaj pan rękami. Jak trzeba będzie, dostaniesz pan kartkę. Wszystko."

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...