Jak już tu swego czasu chyba wspominałem, starsza Toyahówna, z każdym kolejnym dniem bez pracy, coraz bardziej przekonana o tym, że życie jest idealną wręcz marnością, postanowiła się pod koniec ubiegłego roku całym sercem zaangażować w dobroczynną akcję pod nazwą „Szlachetna Paczka”. Możliwe, że tu akurat wszyscy wiemy, w czym rzecz, ale dla pewności króciutko opowiem. Otóż na pomysł „Szlachetnej Paczki” wpadł przed laty pewien ksiądz, a zaplanował ją w taki sposób, że ludzie znajdujący się w szczególnej potrzebie, albo przez swoje parafie, albo ośrodki pomocy społecznej, będą zgłaszali się do organizatorów, a oni za pośrednictwem całej sieci wolontariuszy, najpierw dokładnie sprawdzą sytuację, a następnie dla osób, które zostały zakwalifikowane, zorganizują konkretną pomoc, znajdując im konkretnych już, indywidualnych, darczyńców.
Z tego co wiem, „Szlachetna Paczka” działa dość sprawnie i skutecznie, i z każdym rokiem coraz więcej rodzin, znajduje swojego darczyńcę, który kupuje im wszystko, czego one sobie zażyczą. Czego rodziny sobie życzą? Różnie. Ktoś tam chce tonę węgla, kto inny dywan do pokoju, ktoś jeszcze stół, by, kiedy syn przyjedzie na Święta z seminarium, miał przy czym usiąść; niektórzy wysyłają z prośbami dzieci, a te też mają różne sprawy – albo rolki, albo lalkę Monster High, albo piłę elektryczną dla taty, żeby dostał pracę.
Doświadczenie, jakie podczas tegorocznej akcji zdobyła nasza córka, a przy tej okazji oczywiście i my, jest doświadczeniem niezwykłym. To wszystko trwało zaledwie parę tygodni, jednak intensywności, z jaką to nieszczęście było nam wszystkim dawkowane – i to w wydaniu prawdziwie wielowymiarowym – nie da się porównać z niczym innym. Tam było wszystko. I autentyczna, niczym niezawiniona bieda, i najbardziej skromna radość, i rozpacz tak wielka, że już ograniczająca się tylko do stawiania kolejnych żądań. Tępe lenistwo, wzruszanie ramionami, i przepełniona łzami wdzięczność… No, wszystko. Historia naszej polskiej nędzy od brzegu do brzegu. Jestem szczerze przekonany, że taki krótki kurs na temat współczesnej Polski przydałby się wszystkim tym, którym się zdaje, że wiedzą jak to z tą naszą Polską jest, i jakie się jej należą recepty. Socjalistom i liberałom. Jednym i drugim.
Z prawdziwą przykrością jednak, musieliśmy wszyscy się zgodzić co do tego, że jeśli popatrzeć na to wszystko z praktycznego punktu widzenia, owa „Szlachetna Paczka”, podobnie zresztą jak wszystkie pozostałe akcje dobroczynne, mają sens tylko o tyle, o ile ten, który idzie z pomocą, i, co najważniejsze, tę pomoc niesie w sposób całkowicie bezinteresowny, przez ten swój pojedynczy gest, stanie się lepszy. No i ewentualnie, jeśli ten, który jest świadkiem owego gestu, widząc, co się stało, również stanie się lepszy. Bo w ten sposób może i świat kiedyś tam stanie się lepszy. Na tyle, że tego typu akcje nie będą aż tak często potrzebne. A więc doszliśmy właściwie do wniosku, który był nam już podany na samym początku. Że wszelka dobroczynność może mieć wartość wyłącznie wymiarze indywidualnym, i to w dodatku tylko wtedy, gdy jest tylko i wyłącznie wynikiem czystego pragnienia dobra.
Jak idzie o ludzi na drugim końcu tej akcji, a więc tych wszystkich, którzy otrzymali ten swój węgiel, te swoje rolki i ten stół, również nie ma mowy o żadnym weselu, o ile za tym wszystkim nie stoi indywidualne dobro, a jedynie jakiś mniej lub bardziej ukryty biznes. Bo nie oszukujmy się – węgiel się zużyje, z rolek dziecko wyrośnie, a do stołu i tak prędzej czy później wszyscy się przyzwyczają.
Opowiadała nam nasza córka, że pewni ludzie, u których zjawili się ankieterzy, mieli jedno życzenie. Oni chcieli, żeby ktoś im kupił złote obrączki ślubne, bo swoje oryginalne sprzedali, bardzo za nimi tęsknią, a na nowe ich nie stać. No i oczywiście znalazł się człowiek, który im te obrączki kupił, i przez to sprawił im wielką radość. Ja im wszystkim jak najbardziej życzę wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że jakoś uda im się wygrzebać z tego dołu, do którego kiedyś – jest zupełnie obojętne, z czyjej winy – wpadli. Mam też nadzieje, że człowiek, który im te obrączki kupił – człowiek, który dla świata już na zawsze pozostanie anonimowy – przez to, że kupił im tę obrączki zostanie zbawiony. Wiem też jednak, że ostatnio w moim mieście powstała sieć bardzo eleganckich, pięknie oświetlonych lombardów, oznaczonych wspólnym logo „Money Now”, które mniej więcej od tego dnia, kiedy ostatnie dary w ramach akcji „Szlachetna Paczka” zostały rozdysponowane, prowadzą bardzo agresywną akcję promocyjną, zachęcającą ludzi, którzy potrzebują pieniędzy, by sprzedawali wszelkie złoto, jakie tam gdzieś znajdą – czy to w szufladkach, czy w pamiątkowych szkatułkach, czy wreszcie na palcach. I ponieważ jeden z tych punktów znajduje się tuż obok, po sąsiedzku, ja tych ludzi widzę niemal codziennie, jak najpierw biorą te ulotki i dołączone do nich gadżety, a następnie stoją w kolejkach do tych ukrytych za bardzo czystymi szybami kantorków.
I z prawdziwym bólem serca, choćby na okoliczność zbliżającego się dorocznego Święta Jerzego Owsiaka, chciałbym wyrazić pewną refleksję: wiele wskazuje na to, że jedyny prawdziwie praktyczny wymiar polskiej biedy i walki z tą biedą, jest obsługiwany przez te kantory. Tam wszystko jest bardzo staranne i wyliczone i zaksięgowane i oczywiście zagwarantowane.
Weszliśmy w nowy rok. Proszę tu przychodzić i zostawać na dłużej. I proszę o nas pamiętać, bo tak nam się ułożyło, ze ten blog to też moja praca. Dziękuję.
Weszliśmy w nowy rok. Proszę tu przychodzić i zostawać na dłużej. I proszę o nas pamiętać, bo tak nam się ułożyło, ze ten blog to też moja praca. Dziękuję.