środa, 11 sierpnia 2010

O Polsce ukrzyżowanej

Jak niektórzy wiedzą, mieszkam w Katowicach. Katowice – bez dzielnic, które lubią się czuć jako osobne jednostki – wbrew pozorom, nie są bardzo dużym miastem, więc właściwie, żeby przejść z jednego końca na drugi, wystarczy wykonać dłuższy spacer… i już. Sam mieszkam w samym środku, więc mam wszędzie równie daleko, czy równie blisko. Żeby dojść do krzyża przy Kopalni Wujek, wystarczy może dwadzieścia minut. Zachodzę tam czasami. Po co? Po nic. Tam nic nie ma. Zwykła kopalnia, zwykły śląski krajobraz i nawet ten krzyż, który tam stoi, nie jest jakoś szczególnie interesujący. Można się przyzwyczaić.
Myślę, że lepiej lub gorzej wszyscy mniej więcej wiedzą, jak wygląda krzyż na Wujku. Pokazywano go tyle razy w telewizji, że każdy jakoś tam sobie potrafi wyrobić opinię na ten temat. Mam natomiast przekonanie, że większość z tych osób nie wie, że w architekturę tego głównego krzyża wkomponowany jest – na samej górze – z dołu ledwo widoczny, oryginalny, drewniany krzyż, który tam stał kiedyś, jeszcze za PRL-u. Nie będę tu opisywał całej tej historii. Jak ktoś będzie chciał, to sobie znajdzie, a poza tym historia tu akurat nie ma znaczenia. To co się liczy to fakt, że tam są dwa krzyże – jeden duży, główny, i drugi mniejszy, drewniany, pamiątkowy – i że one sobie tam stoją wystarczająco długo, żeby się wtopić w krajobraz Katowic i żeby tak naprawdę pies z kulawą nogą się nimi nie zajmował. Przykro to mówić, ale to jest fakt. Ten krzyż obok Kopalni Wujek jest równie fascynujący dla większości mieszkańców Katowic, jak Katedra, czy Wieża Spadochronowa. To jest w tej chwili już tylko pejzaż.
Czy to możliwe, że ktoś nie wie, o czym ja mówię? Chyba nie, ale na wszelki wypadek przypomnę. Ten krzyż tam stoi dla upamiętnienia pewnego wydarzenia z roku 1981, kiedy to państwowe oddziały milicji, na rozkaz odpowiednich urzędników, rozstrzelały kilku górników. Myślę, że jest to równie dobre miejsce, jak każde inne, żeby wspomnieć, że ci którzy strzelali i ci, którzy strzelać kazali, wciąż żyją wśród nas i maja się całkiem nieźle. A nawet jeśli przyjąć, że coś im tam dolega, to z całą pewnością nie jest to sumienie. Stoi więc sobie tam ten krzyż – a ściślej dwa krzyże – i próbują wykrzyczeć pamięć o tamtych górnikach. Na ogół bezskutecznie. Jak już mówiłem – można się przyzwyczaić.
O ile sobie przypominam, jedyny okres, kiedy ów krajobraz budził jakiekolwiek obiekcje, to był okres PRL-u. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek od roku 1990 ktokolwiek miał jakieś wątpliwości co do prawomocności istnienia tego krzyża. Powiem więcej, o ile mnie pamięć nie myli, poza bardzo wczesnym przypadkiem zbezczeszczenia krzyża przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, ten mały, drewniany krzyż stał tam sobie względnie bezpiecznie przez całą końcówkę PRL-u, i nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby go stamtąd zabierać, lub go niszczyć, a co dopiero wyjaśniać jego prawomocność od strony teologicznej. Nawet później, przez całe lata 90-te, kiedy drewniany krzyż stał się już częścią całej, nowej struktury, nie słyszałem jednej opinii, czy to ze strony polskiej tak zwanej lewicy, czy ze strony Kościoła, że tu jest coś nie tak.
Polska to kraj krzyży. Jest to fakt tak oczywisty, że każdy kto chce go kwestionować musi zostać uznany za idiotę lub prowokatora. I nie chodzi mi tylko ów ludowy aspekt tego kultu, który polega na tym, że ludzie stawiają krzyże przy drogach, na polach i w swoich ogrodach. Prawdą jest, że krzyże powstają wszędzie, gdzie pojawia się potrzeba upamiętnienia jakiegokolwiek zdarzenia z punktu widzenia narodowej świadomości ważnego. Niektórym może się to wydać niemądre i dziwne, ale tak to już jest, że nasza wyobraźnia w pewnych sytuacjach nie jest w stanie sięgnąć dalej, niż poza ten krzyż. A zatem one stoją wszędzie. Taka jest Polska. Bociany, krzyże, wierzby, kościoły, a nawet owi pijani ‘ziutkowie’ pod kościołami.
I oto przyszedł moment, kiedy jeden element z tego wszystkiego został publicznie zakwestionowany – krzyż. Został on odrzucony nie przez radykalną lewicę, czy przez jakieś grupy wolnomyślicieli, ani nawet przez zwykłych wariatów. Krzyż został zaatakowany przez najbardziej oficjalną władzę państwową, przez jak najbardziej publiczne media i przez bardzo znaczną część opinii publicznej. Dlaczego? Z jednego prostego powodu. Ów krzyż stał się, całkowicie nie ze swojej winy, ani tym bardziej z winy jego obrońców, elementem doraźnej polityki. Polityki bezwzględnej, bezlitosnej, można powiedzieć polityki nowego typu, gdzie nie ma znaczenia już nic. Zero. Nic. A mówię tu o polityce znacznie bardziej szczególnej niż wszystko, z czym mieliśmy do czynienia choćby przez całe lata owego, wciąż jeszcze dość jasno wspominanego, PRL-u. Bo nawet wtedy nikomu nie przyszło do głowy, żeby dyskutować ten polski kult krzyża na poziomie teologicznym, ale również społecznym. Jedyne ekscesy, z jakimi mieliśmy do czynienia, to dziwne wybryki dziwnych, nadgorliwych pułkowników SB.
Dziś oglądam telewizję, a w niej jakiegoś młodego komunistę Galbę, czy Gołbę, dziennikarza Szostkiewicza – tego samego co swego czasu cieszył się publicznie, że Benedykt XVI jest stary i niedługo umrze, a dziś już został wyparty z branży przez niejakiego Hołownię – i pewnego znanego już powszechnie Dominikanina, którzy wszyscy, zgodnie jak jeden mąż, informują, że krzyż smoleński na Krakowskim Przedmieściu powinien zostać usunięty i to usunięty jak najszybciej. A ja jestem bardzo ciekawy, cóż to się stało, że oni tak się zjednoczyli. Dlaczego oni poczuli się tak szczególnie? Otóż wiem, co mówią oni sami. Że dla nich podstawową troską jest albo to, by Krzyż nie był wykorzystywany politycznie, albo to, by nie był orężem w wojnie jaką Kościół toczy przeciwko niewierzącym, lub wreszcie, żeby nie był bezczeszczony wbrew dobrym uczuciom ludzi nowocześnie pobożnych.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że zarówno krzyż przy Kopalni Wujek, jak i ten w Poznaniu, jak i tamten w Gdańsku, jak i cała seria najprzeróżniejszych krzyży, w tym ten dzisiejszy krzyż na Krakowskim Przedmieściu, nie były stawiane, ani też nie były później wielbione przez ludzi pobożnych ze względów politycznych, czy jakichkolwiek innych, poza czysto-religijnymi. One nigdy, ani przez ułamek chwili, nie były wykorzystywane w celach innych jak tylko religijnych. One były tam stawiane, a później stały tam jako znak zawierzenia i znak pamięci, wyłącznie dlatego, że nasz naród nigdy nie znał innych sposobów wyrażenia owego zawierzenia i owej pamięci, jak poprzez krzyż. I ten fakt był przez całe dekady akceptowany jako coś jak najbardziej oczywistego. A jeśli dziś jest traktowany w sposób tak brutalny, przy tak straszliwej agresji kłamstwa i nienawiści, to właśnie dlatego, że System uznał, że można by go wykorzystać właśnie dla polityki. A więc to nie dzisiejsi obrońcy krzyża – ani ci którzy go tam stawiali, ani ci co go teraz nie pozwalają zabrać – profanują ten krzyż dla polityki, ale ci wszyscy, którzy najpierw sprawili, ze ten krzyż się stał problem, a dziś krzyczą coś albo na temat Konstytucji, albo na temat grzechu. To nie ci, którzy klęczą przed tym krzyżem i modlą się o to by Dobry Bóg zechciał spojrzeć na Swój lud, chcą polityki, ale ci wszyscy, którzy uznali, ze ten krzyż stanowi zagrożenie dla władzy, którą oni tak pokochali i która zapewnia im codzienne bezpieczeństwo. To wreszcie nie ci rozmodleni ludzie pod krzyżem zostali uwiedzeni przez politykę, ale ci księża, którzy zgodzili się swój Kościół zlicytować na rzecz bieżących interesów i doraźnego strachu.
Ktoś mnie zapyta o ludzi przychodzących pod ten krzyż każdej nocy, a nad ranem wracających do swoich domów. O tych wszystkich ludzi, którzy przychodzą tam gdy zapada zmrok, śpiewają szydercze piosenki i wykonują niewybredne gesty. Kim są oni? Czy oni może też stanowią część Systemu? Czy może oni za te nieprzespane noce dostają pieniądze? Niekoniecznie. Kiedyś tak by może było. Dziś, w świecie wolnej myśli i bezkarnej ekspresji poglądów, stary leninowski plan wykorzystania „pożytecznych idiotów” może być wcielany w życie na wszystkich poziomach. Oglądałem niedawno w Internecie wykład jakiegoś ruskiego specjalisty z KGB od społecznej manipulacji. Powiedział on, że dziś, jak idzie o podsłuchy i mordercze szpilki, te wszystkie grepsy a la Bond, to zaledwie 15 procent całej działalności agentury KGB. 85 procent to działania czysto propagandowe, nastawione na zmienianie świadomości i zachowań społeczeństw. Przerażający jest ten wykład. Nie dam Wam linka, bo jesteśmy w nastroju modlitewnym i nie ma tu miejsca na straszenie. Ale tak to właśnie jest. Oni są już po tamtej stronie. Działają na gwizdek. Nawet nie szczególnie głośny. Może być nawet zwykły syk.

14 komentarzy:

  1. Dla mnie jest sprawa zupelnie oczywista, ze te furiackie ataki na krzyz nie maja nic wspolnego z obrona wolnosci przekonan czy rozdzialu panstwa od Kosciola. To jest kolejna manifestacja wrogosci w stosunku do znienawidzonego obozu politycznego.

    OdpowiedzUsuń
  2. @tadeusz
    Oczywiście, że tak. Chodzi o czystą politykę. Oni dla tej polityki, gotowi są nawet ponownie ukrzyżować Jezusa.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie sie wydawalo, ze jesli chodzi o poziom debaty publicznej, to dna siegnelismy przed 10 kwietnia. Tyczasem jest coraz gorzej.

    OdpowiedzUsuń
  4. @tadeusz1965
    A czy kiedykolwiek była u nas jakaś debata publiczna? Nie przypominam sobie nic takiego. Może przed wojną.

    OdpowiedzUsuń
  5. @toyah
    Manipulacja jednak dokonuje się na z dawna przygotowanym gruncie. Nie na czystych duszyczkach, ale na trzecim już pokoleniu lumpów. Niezależnie od tego,jak wyglądają, zarabiają, studiują, robią kariery, są dziedzicznymi lumpami. Niczym się nie różnią od tych, którzy kradną torebki staruszkom, biją ludzi w autobusach, okradają kościoły, mordują księży. Jestem też przekonana, że specjaliści od manipulacji, to też trzecie pokolenie. Potomstwo ludzi przysłanych tu przez ruskich do najważniejszych zadań. Nie tylko w służbach bezpieczeństwa. ale, wręcz masowo, w mediach. Oni mówią po rosyjsku od dziecka. Zresztą przyjeżdżają, osiedlają się, żenią nowi
    I jeszcze coś. Piszesz, że krzyży właściwie nikt nie tykał do tej pory. Ale gdzieś w latach 80 zaczęło się na dużą skalę okradanie kościołów, czego przedtem nigdy nie było. Profanacje cmentarzy. Owsiaki, Nergale,koncerty satanistycznych zespołów, dzieci nawet kilkuletnie w czarnych koszulkach z wizerunkami szatana. Mnie się teraz wydaje, że ten atak na krzyż jest kulminacjyjnym punktem tego wszystkiego. Razem z zamachem smoleńskim.

    OdpowiedzUsuń
  6. Toyahu.

    Coś wspomnę. W mojej Częstochowie tuż obok bloku, w którym się wychowałem, były Trzy Krzyże. Postawione w takim niewielkim, ogrodzonym i zawsze zadbanym skwerze. Tuż przy drodze z Warszawy do Katowic, czyli ulicy Warszawskiej. Każdy Częstochowianin wiedział gdzie są Trzy Krzyże, większość nie wiedziała dlaczego tam są. Ja sam nie wiem. Po prostu były. Zawsze w Wielką Sobotę o godzinie 12 święcono tam wielkanocne pokarmy w koszykach. To były lata 60 i 70 i 80 ubiegłego wieku.

    Częstochowa się zmodernizowała. Teraz w miejscu, gdzie przy Trzech Krzyżach święciłem pokarmy pierwszoklasistą będąc, jest ruchliwe rondo. Trzy Krzyże są tam dalej! Nikomu z projektantów rozwiązań komunikacyjnych nie przyszło do głowy aby je ruszać.

    Pamiętasz Toyahu jak rządzącym Katowicami realizatorom stanu wojennego musiał uwierać krzyż przed KWK "Wujek"? Tak ich uwierał, że nową drogę zbudowali aby z okien autobusów nie było widać kopalni. Krzyża nie ruszyli.

    Wtedy bali się krzyża.

    M.

    PS. Na moje "Bywaj" proponuję Twój wpis o jedzeniu.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Marylka
    A ja mam wrażenie, że jednak pewien etap przeskoczyliśmy. To co mamy to nie są dzieci szatana. To ich wnukowie.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Gemba
    Oczywiście że się bali. Jak pisze Marylka, szatan działał zawsze. Ale oni akurat się bali.
    Twoja częstochowska historia mnie rozwaliła! Jestem autentycznie poruszony.
    A już myślałem, że mistycyzm Cię drażni z każdej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. @Toyah
    Zajrzałam na S24 i Twój nowy wpis i zgadzam się. Przeskoczyliśmy. Jeśli zaatakowali Krzyż, to w następnej kolejności musiała być Matka.
    (skasowałam poprzedni komentarz, bo mi się przestawiły zdania bez sensu)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Marylka

    Odnośnie trzeciego pokolenia lumpów dam ci taki przykład: pracuje u mnie (Norwegia) obywatel Litwy, inżynier, fajny młody człowiek o klasycznym polskim nazwisku. Po litewsku chyba nie zna ani słowa - posługuje się wyłącznie rosyjskim. Tłumaczy, że dziad jego, Polak i powstaniec mieszkał za Uralem (deportowany? - więc pewnie przyzwoity człowiek). Natomiast tenże jego wnuk, pogodny i otwarty dostaje piany na ustach, gdy pozwalam sobie na najmniejszą krytykę sojuzu. A już wpada w amok, gdy zaczynam mówić o tragedii smoleńskiej. Widzę zatem, że on nienawidzi zarówno Litwinów, jak i Polaków (z czym się maskuje, bo tu ma chleb). Więc tu sytuacja jest taka - dziad był przyzwoitym człowiekiem, a wnuk jest wg. twojej definicji lumpem. Wniosek taki, że system sowiecki wymusza lumpostwo na tych, którzy w nim są. I co najgorsze, dokonuje strasznych spustoszeń w ich umysłach.

    OdpowiedzUsuń
  12. @All

    http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34880,8206970,Pod_Warszawa_bedzie_pomnik_zolnierzy_bolszewickich.html

    Jeszce jeden krzyż na polskiej ziemi... Przyznam się, że ta wiadomość mnie zdruzgotała.

    OdpowiedzUsuń
  13. U Rosjan jest moda na posiadanie przodka Polaka, arystokratę lub zesłańca. Kogo nie poznasz to prawie Polak. Zresztą poza zesłańcami dużo Polaków miało tam interesy, studiowało, żeniło się z Rosjankami. A potomstwo nie dość że zruszczone, to zsowietyzowane i jeszcze raz zruszczone. Ale tam gdzie sowietyzm tak nie wessał ludzi - szczególnie, a może tylko na Kaukazie - ci zruszczeni wracają do korzeni i bardziej przypominają Polaków niż my sami.

    OdpowiedzUsuń
  14. @jazgdyni
    Przepraszam, to było do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...