Kiedy po praz pierwszy trafiłem
na tę rozmowę, poczułem tak przejmującą bezradność, że poprosiłem Coryllusa,
żeby to on może się tym zajął, bo ja nie mam ani siły ani wystarczajcego
talentu, by to coś objąć słowem. On się oczywiście zainteresował i obiecał, że
kiedy już ogarnie to wszystko, co się wokół niego nagromadziło, pomyśli, co z
tym zrobić, w międzyczasie jednak okazało się, że ja nie jestem w stanie
przestać o tym myśleć i to do tego stopnia, że uznałem, że jeśli coś jednak na
ten temat nie napiszę, to zwyczajnie zacznę wrzeszczeć. A zatem proszę
posłuchać.
Otóż na stronie internetowej
telewizji TVP Info wpadłem na ekskluzywny wywiad, jakiego udzielił im Paweł
Lisicki, naczelny redaktor tygodnika „Do Rzeczy”, a jednocześnie, jak się
okazuje, od niedawna pisarz. Napisał mianowicie Lisicki książkę zatytułowaną „Epoka
Antychrysta” i jak stanowi już sam tytuł wspomnianego wywiadu, „Franciszek:
papież czy guru?”, opisuje czasy ostateczne, kiedy to na papieskim tronie
zasiada papież przybierający imię… tu pragnę uspokoić wszystkich tych, co
uznali, że Lisicki oszalał, nie Franciszka, lecz Judasza. Niestety, im posuwamy
się dalej w tej rozmowie, Lisicki z każdą chwilą sobie coraz bardziej folguje,
przedstawiając się nam nie tylko jako dziennikarz, polityczny komentator,
pisarz, ale również pierwszego sortu teolog.
Rozmowa jest akurat bardzo
długa, więc choćby z tego powodu nie będę tu cytował większych jej fragmentów,
natomiast zwrócę uwagę na ów aspekt teologiczny w przemyśleniach Lisickiego:
„Moja wizja zakorzeniona jest w Tradycji. To nie ja wymyśliłem postać
Antychrysta. Chrześcijaństwo nigdy nie obiecywało dziejowego postępu,
polegającego na tym, że ludziom będzie się żyło coraz lepiej. Czeka nas Sąd
Ostateczny, którego moment jest nieokreślony. Nie będzie to czas szczęścia,
radości i spełnienia, lecz czas wydawania wyroków i katastrofy. Nie wiemy jednak, jak to się będzie przejawiało.
Papież Judasz to oczywiście wytwór mojej
wyobraźni, fikcja literacka. W Piśmie Świętym nie jest powiedziane, kim będzie
Antychryst. Nie ma nic o tym, że będzie nim papież. Choć takie wizje w
zachodnim chrześcijaństwie pojawiały się od XII-XIII wieku. Głosiły je sekty
heretyckie. Jednak w najbardziej wyrazisty sposób papiestwo jako instytucję
utożsamiali z Antychrystem Marcin Luter i protestanci.
Żyjemy w epoce radykalnej transgresji.
Dziś wszystkie znaczenia są zmieniane: pozytywne na negatywne, negatywne na
pozytywne, dobro na zło, zło na dobro itd. W tym sensie imię „Judasz” dokładnie
wyraża tę zmianę. Jest najbardziej radykalnym zaprzeczeniem tego, co można by
nazwać religijną i moralną tradycją chrześcijańską”.
W tym momencie, skoro już wiemy,
że wizja Lisickiego zakorzeniona jest w tradycji luterańskiej, zobaczmy, w jaki
sposób uznał on, że owym Antychrystem jest właśnie papież Franciszek. Otóż proszę
sobie wyobrazić, że wszystkie te mądrości nagle tu wyparowują i okazuje się, że
pretensje są wciąż takie same, jakie można znaleźć każdego dnia na Facebooku,
czy Twittterze, a sprowadzające się do tego, że zdaniem Lisickiego, Papież
kompletnie nie rozumie, czym jest Boże Miłosierdzie i należy mu to odpowiednio
zgrabnie wytłumaczyć. Co Lisicki czyni ze prawdziwie teologiczną swadą:
„Człowiek nawet gdy popełni najcięższe grzechy, zawsze może mieć
nadzieję na Miłosierdzie Boże. Ale pod warunkiem, że się nawróci. Tymczasem
słowa papieża [iż żaden człowiek nigdy nie może być do końca potępiony] równie dobrze można interpretować tak, jakby
nie istniało wieczne potępienie i stan ostatecznego zła.
Jeśli dodać do tego obecne tam przekonanie, że najważniejszym przykazaniem jest miłość człowieka to zamiast chrześcijaństwa mamy świecki humanitaryzm. Bo warto pamiętać, że Ewangelie wyraźnie mówią, że pierwszym przykazaniem jest miłość Boga, a z niej dopiero wypływa nakaz miłości człowieka.
Jeśli dodać do tego obecne tam przekonanie, że najważniejszym przykazaniem jest miłość człowieka to zamiast chrześcijaństwa mamy świecki humanitaryzm. Bo warto pamiętać, że Ewangelie wyraźnie mówią, że pierwszym przykazaniem jest miłość Boga, a z niej dopiero wypływa nakaz miłości człowieka.
Nie mówimy jedynie o czysto teoretycznych
abstraktach, ale również o tym, co kształtuje nasze życie. Człowiek inaczej
żyje w świecie, w którym wieczne potępienie jest pewną realną możliwością, a
inaczej w świecie, w którym nie uznaje się tego za możliwe.
Czym innym jest nadzieja na Boże Miłosierdzie, a czym innym takie wyobrażenie Boga, które wyklucza karę, potępienie i sąd. Czym innym jest modlić się o nawrócenie grzesznika, a czym innym powiedzieć Bogu, że zuchwały grzesznik, który do końca trwał przy swoim i tak nie może zostać potępiony, bo to by oznaczało porażkę Boga”.
Czym innym jest nadzieja na Boże Miłosierdzie, a czym innym takie wyobrażenie Boga, które wyklucza karę, potępienie i sąd. Czym innym jest modlić się o nawrócenie grzesznika, a czym innym powiedzieć Bogu, że zuchwały grzesznik, który do końca trwał przy swoim i tak nie może zostać potępiony, bo to by oznaczało porażkę Boga”.
W tym momencie już Pawła Lisickiego
sobie odsuniemy na bok, czas na komentarz. Pisałem o tym ostatnio parokrotnie, ale
nie zaszkodzi przypomnieć. Otóż ja nie jestem w stanie pojąć, jak to się
dzieje, że tylu z nas, a mam tu na myśli ludzi Kościoła zarówno tych bardzo
zaangażowanych, jak i funkcjonujących zaledwie od niedzieli do niedzieli, ale
też tych, którzy uważają, że wystarczy „raz w roku spowiadać się i w czasach
wielkanocnych Komunię Świętą przyjmować”, czego przykładem jest, co bardzo
mocno podejrzewam, sam Lisicki, tak bardzo się modlą o to, by zbawienie było
tylko dla wybranych. Kiedy ich słyszę, mam wrażenie, że oni są na granicy
apostazji tylko z tego jednego powodu, że współczesny Kościół sugeruje, że
prawdę o nieskończonym Bożym Miłosierdziu i nieskończonej Bozej Sprawiedliwości
Dobry Bóg jest w stanie wręcz doskonale pogodzić. Ja nie jestem w stanie
zrozumieć, jak owi głosiciele tego, co nazywają „tradycyjnym nauczaniem
Kościoła”, mają odwagę żyć w przekonaniu, że podczas gdy dzięki owemu
Nieskończonemu Miłosierdziu oni sami zostaną zbawieni, to ciężka i niewzruszona
ręka Bożej Sprawiedliwości tego czy innego „skurwysyna” weźmie za kark i wrzuci
w wieczny ogień.
Zastanawiam się na tym od
pewnego czasu i doprawdy nie znajduję na to odpowiedzi. Z mojego punktu
widzenia, za tego typu filozofię może już tylko stać nieskończona wręcz pycha,
nieskończone zidiocenie, ewentualnie – i tu myślę, że najbardziej prawdopdoobnie
– doraźna polityka. Nie sądzę bowiem, by ludzie tacy jak Tomasz Terlikowski,
Grzegorz Górny, czy ostatnio właśnie Paweł Lisicki byli aż tak pyszni, lub aż
tak głupi. Oni moim zdaniem muszą realizować jakąś politykę, która pomoże im to
tu to tam dorobić do tego, co już jakoś zgarniają.
Podobnie jest zresztą z
portalem telewizji TVP Info, czy wpolityce.pl, które stoją ostatnio bardzo
mocno na czele tej obłąkanej krucjaty, a których już zupełnie nie podejrzewam o
to, że zatrudniają ludzi, którym coś takiego jak ów nieodgadniony dla nas od
Początku dysonans między Miłosierdziem a Sprawiedliwością spędzał sen z powiek.
Zwyczajnie nie wierzę, by którykolwiek z nich, żyjąc prawdziwą Wiarą, miał w
sobie tę bezczelność, która mu każe łajać Papieża za to, że ten prosi Boga o
zmiłowanie między innymi nad nimi.
Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia
kwestia, cóż to za czarna polityka, która ich tak mocno złapała za gardło, no
ale to może już nam wyjaśni Coryllus, na co czekam z niecierpliwością.
Książki są tam gdzie
zawsze. Serdecznie zachęcam.