Wydaje
się, że nawet ludzie tak cyniczni jak my, nie możemy nie
zareagować na kolejne doniesienia na temat właśnie ujawnianej
zawartości kolejnych smoleńskich trumien. Niezależnie bowiem od
tego, jakie były faktyczne przyczyny Katastrofy, czy tam – jak
mówią ludzie naiwni i prości – faktycznie doszło do wybuchu,
czy może, jak mówią ludzie kulturalni i wykształceni,
niedoświadczeni piloci ulegli naciskom nad wyraz doświadczonych
polityków i rąbnęli tym samolotem w drzewo, na końcu bowiem tej
czarnej opowieści, jak się okazuje, są już tylko owe otwarte
trumny, a w nich, to czego ani jedni ani drudzy nie przewidzieli
nawet w najbardziej obłąkanych snach. Stoimy więc nad tymi
trumnami, w których kawałki ciał są wymieszane z niedopałkami
papierosów, a wszystko zawinięte w czarną budowlaną folię
związaną sznurkiem i nie pozostaje nam już nic innego, jak
spojrzeć „odejrzeć się” temu nieszczęściu prosto w oczy i
chyba się jednak zamknąć. Napisałem w tej sprawie krótki
felieton dla „Warszawskiej Gazety”, który tu się ukaże w
weekend, natomiast dziś może przypomnę tekst, którego większość
z nas albo nie pamięta, albo w ogóle nie miała okazji czytać,
napisany w tamtym gorącym bardzo czasie specjalnie dla nas przez
naszego Dobrego Księdza, Rafała Krakowiaka. Bardzo zachęcam:
Najpierw
dorzucę swój kamyczek do metafizycznych interpretacji Katastrofy.
Jest odwiecznym zwyczajem, że od 5 niedzieli Wielkiego Postu, w
naszych świątyniach zakrywa się krzyże, albo wręcz wynosi się
je z kościoła. Istnieje wiele interpretacji tego zwyczaju (zasłona
jako znak tajemnicy, którą jest Boża miłość do człowieka;
„post dla oczu”; znak uniżenia się Syna Bożego), ale mnie
osobiście zawsze odpowiadała ta, której sensem było pytanie:
„Wyobraź
sobie, co by się stało ze światem, z ludźmi, z Tobą, gdyby nie
było tego wszystkiego, co krzyż sobą wyraża?”
Ta
myśl o braku obecności krzyża i wynikających z tego
konsekwencjach, przyszła mi do głowy w sobotę, 10 kwietnia, gdy w
telewizyjnych relacjach opisujących mordercze cechy smoleńskiej
mgły, pokazywano katyński krzyż, jego cień i te puste krzesła,
na których nikt już nie usiadł… Przyszła mi ta myśl do głowy,
bo ktoś powiedział, że w prezydenckim samolocie była cała
Polska. Była tam cała Polska (taka, jaką Ona w swej różnorodności
jest, w wymarzonych przez śp. Prezydenta ideowych proporcjach, oraz
z tym, co z owych proporcji może wynikać), ponieważ Lechowi
Kaczyńskiemu – i pewnie Bożej Opatrzności – zależało, by
cała Polska (właśnie taka!) pokłoniła się Ofiarom Katynia i by
cały świat to zobaczył. No i zobaczył…
I
ta Polska została zasłonięta, zabrana. Pozostała pusta przestrzeń
(albo jak chce Lech Wałęsa: Polska z obciętą głową i wyrwanym
sercem, tzn. trup), w którą żałobnie się wpatrujemy, mając
okazję by zastanowić się, co się stanie ze światem, z Polakami,
jeśli Polski (z wiadomymi ideowymi proporcjami i różnorodnością)
nie będzie i nie będzie tego wszystkiego, co taka Polska sobą
stanowi.
I
Pan Bóg w dobroci swojej pokazuje nam co się stanie.
Pokazuje,
że Polska bez głowy i serca (tzn. trup), jest wreszcie państwem,
które tak dobry człowiek jak premier Putin, traktuje z należytą
atencją. Może to już czynić, ponieważ – jak to wczoraj ocenił
moskiewski dziennik "Kommiersant" – po tragedii w
Smoleńsku powstała sytuacja, w której możliwy jest prawdziwy
przełom w stosunkach między Rosją i Polską, a – cytuję: "ci
politycy w Polsce, którzy opowiadają się za pojednaniem z Rosją,
otrzymali taką swobodę manewru, o jakiej tydzień temu mogli tylko
marzyć".
Prawda,
że to jest piękne?
Bóg
pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup) może być
zarządzana bez głowy i serca, co unaocznia nam wszystkim biedny i
jakoś taki zdziwiony premier Tusk (dlaczego zdziwiony? Przecież
jako dobry chrześcijanin, głęboko przeżywający w niedawnym
Wielkim Tygodniu tajemnice Męki Pańskiej, powinien był wiedzieć,
że gdy dzieje się jakieś zło, to działa wtedy ręka szatana,
posługująca się niekiedy ręką całkowicie materialną, oraz Ręka
Bożej Opatrzności, która – z szacunku dla ludzkiej wolności –
zło dopuszczając, z tego zła dobro wyprowadza. Czyżby Pan Premier
poczuł się zaskoczony obecnością ręki, pisanej z małej
litery?). Oczywiście, premier Tusk osobiście bardzo się stara i na
pewno bardzo dba o zachowanie Majestatu Rzeczypospolitej. Stąd też
tylko i wyłącznie głupocie jego niefrasobliwych, pozbawionych
wyobraźni doradców można przypisać fakt, że wszystkie asy
dzierży w swych dobrych dłoniach premier Putin.
Skoro
jednak ambasador Polski w Moskwie, razem ze wszystkimi swoimi ludźmi
nie rozpoczął „okupacji” smoleńskiego lotniska, skoro nie
podjęto próby (być może naiwnej), by jak najszybciej polskimi
siłami to lotnisko zabezpieczyć, skoro nikt z rządu Pana Tuska nie
zwrócił się z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji
(choćby NATO-wskiej) d.s. zbadania okoliczności śmierci
Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP i najwyższych polskich dowódców
wojskowych, no to co tak prostolinijny i szczery człowiek jak
premier Putin miał zrobić? Pozwolić, by we wraku zderzonego ze
smoleńską mgłą prezydenckiego samolotu, grasowały jakieś
cmentarne hieny? Oczywiście, że nie mógł na coś takiego
pozwolić. A to, że przy okazji wpadła mu w ręce możliwość by
sprawić (np. sugestią, iż w smoleńskiej katastrofie, miały swój
„ręczny” udział polskie służby specjalne), aby premier
polskiego rządu przytulał się do niego skwapliwie, ufnie i na
zawołanie, świadczy tylko o tym, że Premier Rosji wie doskonale,
iż polityka to m.in. sztuka wykorzystywania możliwości.
Bóg
pokazuje, że Polska bez głowy i serca (tzn. trup), jest już gotowa
na to, by usłyszeć rosyjskie „przepraszamy za Katyń”. Co
prawda, do niedawna oficjalne stanowisko Kremla (równoległe do
klękania premiera Putina w Katyniu) wyrażone przed sądem w
Strasburgu było następujące: „Nie udało się potwierdzić
okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych
im zarzutów i tego, czy je udowodniono, ani też tego, czy Polaków
w ogóle rozstrzelano” – ale cóż, sytuacja rozwija się w
sposób dynamiczny.
Gdy w minioną sobotę, o godz. 8:56 pojawiła się owa wspominana już, a wymarzona swoboda manewru, nic nie stoi na przeszkodzie (nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, ze strony bezczelnych i chciwych potomków katyńskich ofiar, chcących swymi roszczeniami oskubać biedne rosyjskie państwo na sumę przynajmniej 22 miliardów dolarów), by prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć, że katyński mord został dokonany z polecenia najwyższych władz radzieckich, w tym Józefa Stalina. Możemy tylko domniemywać, dlaczego sobotnia katastrofa w sposób tak nagły zwiększyła bezpieczeństwo naszych rosyjskich przyjaciół, ale tak czy inaczej czują się bezpieczniejsi i już.
Gdy w minioną sobotę, o godz. 8:56 pojawiła się owa wspominana już, a wymarzona swoboda manewru, nic nie stoi na przeszkodzie (nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, ze strony bezczelnych i chciwych potomków katyńskich ofiar, chcących swymi roszczeniami oskubać biedne rosyjskie państwo na sumę przynajmniej 22 miliardów dolarów), by prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć, że katyński mord został dokonany z polecenia najwyższych władz radzieckich, w tym Józefa Stalina. Możemy tylko domniemywać, dlaczego sobotnia katastrofa w sposób tak nagły zwiększyła bezpieczeństwo naszych rosyjskich przyjaciół, ale tak czy inaczej czują się bezpieczniejsi i już.
Bóg
pokazuje także i to, że Polska bez głowy i serca, jest znakomitym,
pragmatycznym i elastycznym partnerem gospodarczym. Wymarzona swoboda
manewru, która jakże niespodzianie (żeby nie powiedzieć:
szczęśliwie) pojawiła się w minioną sobotę, daje możliwość
chociażby sfinalizowania polsko-rosyjskiej umowy o dostawy gazu
ziemnego do Polski. Dzięki temu obecny i następne polskie rządy,
nie będą sobie musiały zaprzątać głowy dywersyfikacją dostaw
(te wszystkie kosztowne, nie mające ekonomicznego uzasadnienia
gazoporty, azerbejdżańskie rury, czy mityczne łupkowe gazy), bo i
faktycznie, sama myśl o innych źródłach paliw niż rosyjskie,
jest nadużyciem zaufania i wielką krzywdą wobec tych, którzy
okazują nam tak wielkie zrozumienie i solidarność.
Na
tę nową, ekonomiczną jakość Polski, rynki finansowe zareagowały
pozytywnie, czego znakiem było to, iż w miniony poniedziałek, na
warszawskiej giełdzie „WIG20 po spokojnej sesji wzrósł o
prawie 1 proc., czym ustanowił nowy rekord zwyżki i pokazał swoją
siłę”. I trzeba się z tego cieszyć, bo jak mówi jeden z
finansowych analityków (Piotr Kuczyński), po sobotnich wydarzeniach
„rządząca koalicja (przez rynki odbierana jako dla nich
korzystna) umocniła się. Pamiętać też trzeba, że wybór nowego
szefa NBP zapewni jednolitość opinii na linii RPP – NBP – rząd.
Znikną swary. Dlatego też, brutalnie mówiąc, inwestorzy
zagraniczni mogą niedługo jeszcze lepiej oceniać sytuację w
Polsce”.
Coś
pięknego!
No
i na koniec, a propos – jak to taxer nieco wyżej ładnie ujął:
„obrzydliwej w treści, a ślicznej w formie” notki toyaha, Bóg
pokazuje nam, że Polska bez głowy i serca, będzie Polską ruskich
buców (powodowany ostrożnością procesową wyjaśniam, że
określenie „ruski buc”, jest na blogu toyaha terminem
technicznym, opisującym coś co jest bardzo osobiste, intymne, wręcz
ontologiczne - a skutkujące mentalnością charakteryzującą się
wewnętrzną pustką, kulturowym wykorzenieniem, pobłażliwym
stosunkiem do fałszu i lekceważeniem dla prawdy, swego rodzaju
bezwzględnością i innymi tym podobnymi przymiotami).
Oczywiście,
biorąc pod uwagę to, co napisałem wyżej, należy zauważyć, że
te nasze swojskie, ruskie buce, to jednak druga liga, w porównaniu
ze wschodnimi mistrzami. Tym niemniej pomysł, propagowany przez tak
wiele znakomitych autorytetów, by nienawiść i szaleństwo w imię
jedności społeczeństwa podnieść do rangi normy powszechnej, ze
wszech miar zasługuje na uznanie.
Czy
to już wszystko, co dobry Bóg nam pokazuje? Oczywiście, że nie.
Bóg pokazuje także i to, że nadszedł czas, by się na coś
zdecydować: albo na żywą (w wiadomych ideowych proporcjach i
różnorodności) Polskę Kaczyńskiego, (i tu trzeba się liczyć
chociażby: z zimnym wiatrem i mgłą z Rosji, niezadowoleniem
inwestorów zagranicznych, rechotem i fuckami ruskich buców), albo
na święty spokój Polski martwej, nie mającej wpływu na bieg
spraw politycznych, gospodarczych czy społecznych.
Nie
wiem dlaczego właśnie teraz nadszedł czas wyboru. Ale wiem, że
Bóg pokazując nam to wszystko pragnie, byśmy wybrali dobrze. Już
wkrótce zasłona będzie zdjęta. Czas namysłu minie. Polska nie
jest jeszcze trupem. Na razie śmierć dotknęła Jej symbole. To
jest bolesne, ale Polska jest, żyje. Patrząc na tłumy chcące
pokłonić się Prezydenckiej Parze, jestem optymistą. Tych ludzi
żadne wulkaniczne pyły nie przykryją.
No
i jest Pan Jarosław, który owych ludzi – daj Boże! –
poprowadzi.
Przy okazji apelu dotyczącęgo specjalnego
wydania „Newsweeka”, dwóch
czytelników uznało, że mój tekst zasłużył na swoistą
refundację, co
wprawdzie na porządnego singla nie wystarczyło, ale za to kupiłem
sobie dwupłytowe winylowe wydanie „My Life in a Bush of Ghosts”
Davida Byrne’a i Briana Eno.
Cudo! Bardzo
dziękuję.
Już niedługo,
bo w przyszły weekend w Bytomiu odbędą się organizowane przez
Piotra i Coryllusa już po raz drugi targi książki, a do tego czasu
zapraszam do księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl,
gdzie są do kupienia moje książki.