niedziela, 17 marca 2024

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zupełnie niezwykły trend jaki w ostatnich tygodniach pojawił się po tak zwanej „reżimowej stronie”. Otóż zarówno znaczna część zwykłych komentatorów politycznej sceny, jak i również niektórzy mniej lub bardziej znaczący dziennikarze i politycy tworzący front walki z Prawem i Sprawiedliwością, zaczęli głosić opinię, że koniec owego PiS-u jest już bardzo bliski, z tego przede wszystkim powodu, że Jarosław Kaczyński jest dziś półprzytomnym staruszkiem, który nie odróżnia przysłowiowej dupy od łokcia, i który, jeśli jeszcze jakoś publicznie funkcjonuje, to wyłącznie dzięki takim wspomagającym funkcje życiowe środkom jak pielucha i osoba która ową pieluchę mu regularnie zmienia. To że tego typu opinia pojawiła się w publicznej przestrzeni, z jednej strony ze względu na swoją kompletną absurdalność, mnie zdziwiła, z drugiej jednak przyjąłem ją z pewnym zrozumieniem, jako że poziom zidiocenia obserwowany po tak zwanej stronie „jebaćpisowej” stał się w ostatnich latach nadzwyczaj transparentny i naprawdę trudno jest dziś wykluczać istnienie intelektualnych i kulturowych patologii choćby w najbardziej drastycznym wydaniu.

      Wprawdzie wciąż miałem nadzieję, że jeśli wiarę w to, że Jarosław Kaczyński, człowiek przecież ledwie co 74-letni, w niekontrolowany sposób porusza się po świecie, poczynając od załatwiania potrzeb fizjologicznych, a kończąc na podejmowaniu prostych politycznych decyzji, możemy zaobserwować nie tylko w intelektualnie spauperyzowanym motłochu, ale również u osób publicznie rozpoznawanych i często też tu i ówdzie szanowanych, to ci drudzy doskonale wiedzą, że to wszystko to są tanie bajki rozpuszczane z myślą o tych pierwszych, ale ponieważ cel uświęca środki to należy nie ustępować. Stało się jednak tak, że najpierw postanowiono powołać sejmową komisję to zbadania tzw. Afery Pegasusa, a następnie, jakby tego było mało, na głównego świadka powołano tego właśnie Jarosława Kaczyńskiego.

      Przepraszam bardzo, ale jakiż to dziwny pomysł stał za podjęciem tego rodzaju decyzji. Czy oni wiedzieli, że Kaczyński sobie  jednak jakoś z tym wyzwaniem poradzi, ale byli pewni, że oni to zrobią lepiej od niego? To jest oczywiście możliwe, ale chyba jednak mało prawdopodobne. Tam musiał być ktoś, kto by im jednak powiedział, że ryzyko jest zbyt duże i cały ten projekt może się skończyć fatalną klapą. A zatem może wzywanie Jarosława Kaczyńskiego przed ową komisję, w dodatku w taki sposób, by jego wystąpienie było przez cały dzień relacjonowane na  żywo przez wszystkie polskie media, było częścią jakiegoś antyrządowego spisku? Taka ewentualność wydaje się jednak zbyt absurdalna by ją brać pod uwagę. A zatem, pozozostaje już tylko trzecia możliwość: oni wszyscy są tak głupi, że w rzeczy samej uwierzyli, że jeśli wezwie się Jarosława Kaczyńskiego, by stanął przed ich obliczem, to on, jak to interesująco określił popularny twitterowy profil „Ruch Ośmiu Gwiazdek”, zwyczajnie się „zesra” i świat skona ze śmiechu. Posłów reprezentujących w komisji Prawo i Sprawiedliwość się pod byle pretekstem wyrzuci z sali, no i wtedy posłowie Zębaczyński, Trela, Kluzik i Sroka go najzwyczajniej na świecie najpierw upodlą, a potem ostatecznie zniszczą. Innego wyjaśnienia owej przedziwnej decyzji nie widzę i nie sądzę, by takie było.

      Ze względu na brak czasu, nie byłem w stanie oglądać wystąpienia Prezesa przez całą jego długość od rana do wieczora, ale, owszem, kilka jego większych fragmentów widziałem. W dodatku zapoznałem się z opiniami na temat tego co się tego dnia stało, zarówno publikowanymi w internecie, jak i w ogólnopolskich mediach. Powszechny nastrój jest taki, że z prawej strony sceny słyszymy radosny śmiech i złośliwe rżenie, a z  lewej wściekłość połączoną z  czarną rozpaczą. Wspomniany wcześniej profil „Ruch Ośmiu Gwiazdek” posunął się wręcz do tego, że nie owijając w bawełnę, stwierdził, że to nie komisja „rozjebała” świadka, ale świadek „rozjebał” komisję i wezwał wszystkich jej członków do złożenia dymisji.

      Kiedy piszę ten tekst, jest sobota, jutro niedziela, no a potem kolejny tydzień. Czy jest taka możliwość, że przewodnicząca Sroka ogłosi w poniedziałek, że przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego się zakończyło i owi państwo spróbują jakoś wrócić na kurs i ścieżkę? Kto to może wiedzieć? Każdy ruch niesie tu określone ryzyko, no a poza tym, nie sądzę, by którykolwiek z nich nagle odzyskał rozum i uznał, że jednak najpewniej Kaczyński się nie „zesra” i lepiej będzie mu dać spokój i liczyć, że ktoś go może zastrzeli. Więc może jednak będziemy mieli kolejny dzień tej rzeźni. Moim zdaniem jednak, to co nastąpi dalej jest już bez najmniejszego znaczenia. Nawet jeśli gdzieś tam krążą jeszcze jakieś niedobitki, które wierzą, że może Kaczyński był w piątek pod działaniem narkotyków, lub czegoś tam równie skutecznie podtrzymującego go przy życiu, przysłowiowe mleko się rozlało i tego co cała Polska była świadkiem, odzobaczyć się już nie da. Moim zdaniem, to już jest koniec. Ktokolwiek dziś – również w obozie szeroko pojętej prawicy – będzie chciał powtarzać owe brednie, że Jarosław Kaczyński to skończony, nieprzytomny i cieżko schorowany staruch, narazi się na poziom szyderstwa, spod którego się nie podniesie. I to jest wiadomość bardzo dobra. Kto wie, czy w dzisiejszej politycznej sytuacji dla nas nie najważniejsza.



poniedziałek, 11 marca 2024

CBOS w obronie władzy wulgarnie represjonowanej

 

      Podczas zwykłego porannego przeglądania informacji dnia, trafiłem na jedną, która zainteresowała mnie może nieco bardziej niż inne, tę mianowicie, że rządowa od czasu powołania jej do życia przez pamiętnego płk. Kwiatkowskiego, grupa badawcza CBOS opublikowała najnowszy sondaż. Z sondażu owego wynika, że gdyby wybory parlamentarne odbyły się w minioną niedzielę, udział w nich wzięłoby 82 procent Polaków i wygrałaby je zdecydowanie Koalicja Obywatelska, uzyskując niezmienne 29 procent głosów. PiS-owi natomiast od początku roku poparcie spadło o 6 procent i, jak należy się spodziewać, drzwi prowadzące do ostatecznej likwidacji nazistowskiej prawicy w Polsce uchylają się stopniowo i nieodwołalnie. Ponieważ już parę razy wcześniej zastanawiałem się nad losem CBOS-u, sięgnąłem głębiej i znalazłem wiadomość, że jeszcze w grudniu ubiegłego roku nowa władza na miejsce wieloletniej dyrektor ośrodka, prof. Mirosławy Grabowskiej powołała naukowczynię, politolożkę i habilitowaną doktorkę Ewę Marciniak i to ona właśnie będzie teraz dbała o nasz obywatelski komfort.

        W czym rzecz? Czemu mnie to wydarzenie aż tak zainteresowało. Otóż, wbrew temu co by się mogło wydawać, nie ze względu na Marciniak, ale Grabowską, no i... Beatę Michniewicz z radiowej Trójki. Jak pewnie wielu z nas pamięta, kiedy po roku 2015 Prawo i Sprawiedliwości zmieniło władze radia i telewizji, z paroma niezbędnymi zupełnie wyjątkami, nie usunęło nikogo. Jeśli tam nastąpił jakikolwiek ruch, to wyłącznie spowodowany całkowicie dobrowolnym złożeniem wypowiedzeń przez znaczną część popularnych dziennikarzy, w proteście przeciwko tzw. przejęciu mediów przez PiS. Beata Michniewicz, a więc osoba, która pracowała w radio ponad 40 lat nie odeszła i włos jej z głowy nie spadł. Czy ona stała się pracownikiem rządu? Z tego co wiem, w żaden sposób. Ona wciąż była tą samą Beatą Michniewicz, a dziś wszystko wskazuje na to, że wyleciała tylko za to, że w 2015 nie przyłączyła się do bojkotu.

         Dziś zwolniono prof. Grabowską, która pozostawała dyrektorem CBOS-u od roku 2008 i przez te wszystkie lata, w tym osiem pod władzą PiS-u, nikt marnego słowa jej nie powiedział. A sam pamiętam, jak ówczesna opozycja wręcz błagała Prezesa, by ową „wybitną i całkowicie niezależną naukowczynię” wywalił z firmy na twarz i zamiast niej umieścił tam Kurskiego, czy Tomasza Sakiewicza choćby. Tak by się dopełniło...

        Nic z tego. Grabowska w pełnym komforcie zawiadywała Ośrodkiem, aż do grudnia zeszłego roku. A ja się domyślam, że to co ją zgubiło, to brak odpowiedniej czujności w momencie prawdy. Dzieci rewolucji nie wybaczają. No ale tu oczywiście pojawiła się wspomniana Ewa Marciniak. Dotychczas traktowałem ją tu jako osobę mniej lub bardziej anonimową, faktem jest jednak to, że ja ją znam i pamiętam bardzo dobrze jeszcze z lata 2015 roku. Oto któregoś dnia trafiłem na nią w telewizji TVN24, gdzie zaproszona do skomentowania słabnących notowań Platformy Obywatelskiej najpierw się autentycznie zatkała, by po chwili nabrać oddechu i z błyskiem w oku ogłosić, co następuje:

Jeśli Platforma pozwoli na to, by być tak zwanym chłopcem do bicia, czyli że właściwie każdy w sposób niekontrolowany i wulgarny może odnosić się do rządzącej koalicji i opinia publiczna będzie się koncentrować wyłącznie na aferach taśmowych, czas jest stracony i niewystarczający”.

        Nie wiem siłą rzeczy, jak na przestrzeni tych lat układały się związki pani politolożki ze stacją TVN24, ale mam wrażenie, że ona tą wypowiedzią faktycznie tam zadebiutowała, a potem już tylko była odpowiednio przez nich eksploatowana, aż wreszcie się dochrapała. Wpływu na rozwój wydarzeń większego niż wówczas mieć nie będzie, ale no ale zawsze przynajmniej będzie mogła napsuć krwi tym z nas, którzy w niekontrolowany, a niekiedy nawet wulgarny sposób będą się odnosić do jedynej prawowitej władzy.

  


sobota, 9 marca 2024

Jaki jest sens produkować laleczki voodoo osób zmarłych?

      Gdyby ktoś myślał, że to wszystko zaczęło się w roku 2015 albo choćby nawet w 2010, to ja chętnie przypomnę jedną ze swoich historii, opowiedzianych tu na tym blogu znacznie, znacznie wcześniej, gdzie to pewien mój znajomy, dawny solidarnościowiec, zapytany przeze mnie, jaki rząd byłby jego ulubionym, odpowiedział, że jemu jest doprawdy wszystko jedno, kto będzie w Polsce rządził, byle on miał to szczęście osobiście kopnąć w taboret, na którym ze sznurem na szyi będzie stał Jarosław Kaczyński. To było, o ile pamiętam w roku 2007, czyli pod koniec dwuletnich rządów koalicji PiS-u z Romanem Giertychem i Andrzejem Lepperem, ale jak wszyscy możemy łatwo zauważyć, nawet nie to, że dziś jest gorzej, ale że od tamtego czasu praktycznie niewiele się zmieniło. Tyke tylko może, że owa nienawiść się mocno ugruntowała i dziś stanowi w gruncie rzeczy potwierdzoną medycznie jednostkę chorobową.

       Skąd to wiem, że mamy do czynienia z faktycznym schorzeniem? Przede wszystkim oczywiście z codziennych obserwacji, ale też z moich wielokrotnych rozmów ze znajomym, nadzwyczaj doświadczonym, psychoterapeutą, który, podobnie jak ja, ze swoich obserwacji, ale też rozmów z pacjentami, ale też z własnych badań, musiał dojść do wniosku, że wszyscy ci ludzie, którzy dziś wciąż budzą się i zasypiają z życzeniem śmierci na ustach, są dotknięci ciężką psychiczną chorobą. Rozmawiałem z nim ledwo co kilka dni temu i zapytałem jak to jest, że oni wszyscy dziś, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zostało w upokarzający sposób pokonane, a niemal jako wisienkę na torcie dostali jeszcze cieżki nowotwór Zbigniewa Ziobro, zamiast rozsiąść się wygodnie w fotelach i sączyć pierwszej klasy whisky, pozostają w dokładnie tej samej furii, co przez te wszystkie minione lata. No i ów mój znajomy psychoterapeuta odpowiedział mi, że oni już nigdy nie będą w stanie poczuć pełni szczęścia, bo też i nie są w stanie funkcjonować bez tej swojej nienawiści, która ich utrzymuje w postawie wyprostowanej, a jednocześnie w sposób okrutny uzależnia i stopniowo niszczy.

         Wspomniałem o chorym Zbigniewie Ziobro. Jego choroba oczywiście  daje zimną satysfakcję wielu z nich, ale też proszę zauważyć, że w tym samym czasie sprawia pewien kłopot. Od czasu gdy pojawiły się pierwsze informacje o tym nieszczęściu, nie trzeba było długo czekać, by usłyszeć głosy ludzi, którzy wpadli w autentyczną panikę, widząc że nie dość, że nie będą mieli już powodu by dalej wbijać te szpilki w uplecione przez siebie laleczki voodoo, ale stracą bardzo mocne wsparcie dla owej życiodajnej nienawiści. To oni nagle – proszę uprzejmie zauważyć owo przedziwne zjawisko – zamiast cieszczyć się z tego, że owa upragniona śmierć jest już za rogiem, zaczęli się wzajemnie przekonywać, że z tym rakiem to bujda na resorach, a Ziobro ma się bardzo dobrze. Żyje skurwysyn, na pewno żyje i jest zdrowy, tak jak Kaczyński, Duda i cała reszta tej szarańczy.

        Dziś na Twitterze trafiłem na absolutnie niezwykłą wypowiedź pod zamieszczonym przez wspomnianego Zbigniewa Ziobrę podziękowaniem dla zmarłej niedawno pani doktor ze szpitala w Lublinie, która z niezwykłą troską zajmowała się nim w najbardziej ciężkim okresie jego choroby. Widząc prawdopodobnie, że z tym rakiem to chyba jednak prawda i na tym dłużej się pojechać nie da, ów dziwny komentator napisał co następuje:

Dobra dobra. Jak by Pan kipnął to zaraz by się znalazło że tego czy tamtego nie przewidziała i się zacznie trzepanie szpitala. Macie w tym doświadczenie. Proszę z siebie nie robić świętego, wszyscy w Warszawie pamiętamy co Pan wyprawiał. Wstyd”.

      I to jest już jakiś postęp. Parę tygodni temu, również w internecie, dziennikarka „Newsweeka” red. Eliza Michalik zamieściła komentarz, w którym wyraziła absolutne przekonanie, że Zbigniew Ziobro ma się dobrze i nic mu nie jest, a na dodatek zapewniła, że jeśli on „kipnie”, to ona jest nawet gotowa go przeprosić. Ta wypowiedź przypominała nieco wcześniejszą, pewnego popularnego twitterowicza, który od chorej na nowotwór dziennikarki telewizji TVP Info zażądał ujawnienia doumenatacji szpitalnej, z podobną deklaracją, że jeśli ona mu dośle odpowiednie papiery, to ją też przeprosi. No ale tu mieliśmy do czynienia zaledwie z dziennikarką i internetowym komentatorem. W przypadku tego człowieka od „kipowania” jest znacznie gorzej. Oto, jak ów sam siebie przedstawia, jest on „ortopedą chirurgiem” z prywatną praktyką i nazwiskiem dr Maciej Miszczak, a więc kimś komu nie dość, że nie wypada być osobą psychicznie chorą, to już na pewno chwalić się nią publicznie. No więc dziś wydaje się, że z tym, że Zbigniew Ziobro jednak faktycznie jest ciężko chory, będzie się trzeba pogodzić, no ale ponieważ tak się oczywiście żyć nie da, to trzeba też będzie wbijać te szpilki w wizerunki zmarłych.

        Co nam zatem ta sytuacja przekazuje? Otóż nic wesołego, niestety. To się nigdy nie skończy. Nawet gdy wszystkie resorty siłowe, zawiadywane przez ministrów Bodnara, Kosiniaka-Kamysza i Kierwińskiego wszystkich nas pozabijają, a niedobitki wyślą na zaprzyjaźniony Sybir, oni zabiorą się za swoich, i to niezależnie od tego, czy będa mieli do czynienia ze staruszkami, czy małymi dziećmi. Tym na dodatek będą niszczyć pluszaki i laleczki Barbie.







O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...