środa, 28 lutego 2018

Ksiądz Rzeźniewski i inni, czyli o przełamanej i zrzuconej z ambony świecy (repryza Don Paddingtona #3)

Wspominam o tym od pewnego już czasu, więc cóż zaszkodzi wspomnieć raz jeszcze? Otóż swoją pierwszą notkę na blogu opublikowałem 29 lutego 2008 roku, co, jak łatwo policzyć, sprawia, że ów nasz wspólny – bo od samego początku był on jak najbardziej wspólny – blog będzie obchodził swoje dziesiąte urodziny. Problem w tym, że w tym roku luty ma tylko 28 dni i jutro mamy już marzec. A zatem urodziny będą musiały zostać odwołane. Nie zmienia to faktu, że jestem otwarty na życzenia, prezenty i przede wszystkim dobre myśli. Tymczasem, polecam kolejną część historycznej wręcz pracy naszego wybitnego księdza Rafała o tym, jak historia powtarza się w formie karykatury. No bo zastanówmy się, czyż tak nie jest?



Prolog
Czas, 6.09.1874: Nowa schizma pruska, katolicyzmem państwowym przezwana, lubo chce zachować formy religijne, aby posiąść kościoły, niemniej jest bezwyznaniową i czysto polityczną. Chce ona zastąpić hierarchię duchowną, hierarchią urzędniczą. (…) Nie zapuszczając się w obliczenie strasznych następstw tej walki religijnej, do jakiej rząd pruski prowokuje lud wielkopolski, z boleścią, ale i z pociechą zapisujemy pierwszy objaw, że lud nasz (…) występuje w obronie wiary.
Aby wiernych uchronić od szkody.
Kuryer Poznański, 31.08.1874: Odbieramy z Książa list o ważnych zajściach, jakie tam miały miejsce przedwczoraj. Wszyscy niezawodnie czytać będą to proste a pełne znaczenia opowiadanie z najgłębszem wzruszeniem, wszyscy dziękować będą Panu Bogu, że pozwolił, aby w tym pierwszym tego rodzaju wypadku władza kościelna w tak odważny, z przepisami ściśle zgodny i zacny sposób reprezentowana była:
„Książ, 29 sierpnia. Już od niejakiego czasu rozeszła się po mieście naszem wiadomość, że patron tutejszego kościoła p. Kenemann z Klenki, ofiarował prezentę na wakujące probostwo osławionemu ks. Kubeczakowi z Borku. Czujny nasz dziekan, ks. Rzeźniewski zjechał przedwczoraj, przygotował nas na to nieszczęście i objaśnił, jak sobie poczynać mamy. Wczoraj (…) ks. dziekan wezwany został przez patrona, aby intruza wprowadził. Wobec ewentualności oddania gwałtem kościoła intruzowi, przybył tu znowu dziś ks. dziekan i na probostwie oczekiwał tego co się stanie. Około 4 po południu zajechał p. Kenemann z panem Kubeczakiem, a po nim przyszli z miasta p. landrat ze Śremu z miejscowym burmistrzem. Przedstawiono ks. dziekanowi pana Kubeczaka jako proboszcza, na co ks. dziekan odpowiedział: „ich erklaere hiermit, der Herr ist nur ein Eindringling, der unter kirchliche Cenauren verfällt.” Zaprotestował też przeciw zajęciu probostwa, które p. landrat intruzowi oddał. Żądał potem p. landrat wydania książek kościelnych, a kiedy ks. dziekan odmówił, sprowadzono ślusarza, który otworzył zamek od szafy do akt kościelnych. Wyjęto tedy książki metryczne i oddano je panu Kubeczakowi. Zażądał p. landrat kluczy od kościoła; odpowiedział ks. dziekan, że odebrał klucze kościelnemu i oddał je parafianom, którzy jedynie prawo do kościoła mają, że ich przeto nie wyda. Nalegał koniecznie o wydanie, a na stanowcze oświadczenie ks. dziekana: „machen Sie mit mir, was Sie wollen – ich bin auf alle Ewentualitäten bereit, aber die Schlüssel von der Kirche bekommen Sie nicht, denn mein Gewissen erlaubt es mir nicht dieselben auszuliefern” – przywołał ślusarza. Udali się ci panowie wraz z żandarmem do drzwi kościelnych i kazali gwałtem otworzyć. Skoro świętokradztwa tego dopełnili, ks. dziekan ubrał się w komżę, wszedł do świątyni Pańskiej, udał się prosto do ołtarza i zabrał Sanctissimum w bursę. Tabernaculum zostawił otwarte, a lampę ks. Bąk [wikaryusz] zagasił. Po drodze do Włościejewek, dokąd ks. dziekan Sanctissimum odwiózł, ludzie z płaczem klękali i tak biadali, żeby to było i najtwardsze serce wzruszyło. 
Wiarus, 1.09.1874: Ks. Kubeczak, ten sam co w pismach niemieckich wyparł się polskości, otrzymał (…) od p. Kenemanna z Klenki prezentę na probostwo w Książu. Patron zarazem uwiadomił o tem ks. dziekana Rzeźniewskiego w Jarocinie z prośbą, aby wyznaczył dzień, w którym by nowego proboszcza w urzędowanie chciał wprowadzić. Ks. dziekan Rzeźniewski stanął wprawdzie w Książu, ale oświadczył radzcy ziemiańskiemu, że kluczy do kościoła nie wyda, bo ks. Kubeczak nie jest już księdzem katolickim i nie jest potwierdzony na proboszcza przez władzę duchowną. Kiedy wobec żandarmów, komisarza i burmistrza na rozkaz radzcy ziemiańskiego przywołany ślusarz kościół otworzył, ks. dziekan oświadczywszy zebranym parafianom, że wszelkie czynności kapłańskie nowo kreowanego proboszcza będą nieważne, jako wykonane przez księdza, pod klątwą kościelną zostającego, wyniósł z kościoła Sanctissimum. Miejscowy wikariusz [ks. Bąk], na przedstawienie nowego proboszcza przez radzcę ziemiańskiego oświadczył uroczyście, że przedstawionej osobistości, która zerwała z Kościołem nigdy za prawnego proboszcza nie uzna.
Ze Śremu patrol wojskowy wysłano do Książa, który aresztował kilka osób z powodu, że w niedzielę, gdy się miało odprawiać nabożeństwo, lud powynosił chorągwie i obrazy a na ks. K. plwano. Daj Boże, aby nie przyszło jeszcze do krwi rozlewu! 
Kuryer Poznański, 1.09.1874: Z Książa piszą nam pod dniem 30 sierpnia: Ks. dziekan Rzeźniewski, przybywszy do Włościejewek, złożył Najświętszy Sakrament we Wielkim Ołtarzu i zgromadziwszy lud, odmówił wraz z wiernymi modlitwy expiacyjne. Dziś rano udał się do Włościejewek tutejszy wikaryusz ks. Bąk i odprawił tam nabożeństwo. Włościejewki nie mają swojego proboszcza i właśnie dziś przypada tam odpust Poświęcenia Kościoła.
Tu u nas p. Kubeczak, przenocowawszy we dworze, gdzie mu p. Kenemann mieszkanie tymczasowo urządził, udał się dziś rano do kościoła, aby odprawić jutrznią. Przed kościołem zastał tłum ludu, który nie pokazywał przyjaznego usposobienia. Dawały się słyszeć wyrazy, które p. Kubeczakowi przyjemne być nie mogły. Zamięszało go to i nie długo myśląc zrejterował ogrodami do dworu. (…) Kościelny podziękował był za służbę a organista się nie zjawił. Około godziny 10 wyszli z dworu p. Kubeczak, burmistrz i dwóch żandarmów i postępowali ulicą ku kościołowi. Po drodze odzywały się głosy oburzenia. Wołano: „to nie ksiądz – idzie jak złoczyńca między żandarmami. Nie chcemy takiego proboszcza!” Pan Kubeczak nasłuchał się wielu nieprzyjemnych rzeczy. Kobiety szczególniej oburzenie mu pokazywały. Im bliżej kościoła, tem bardziej tłum się zwiększał i wrzawa tem silniej rosła. Ktoś p. Kubeczaka kijem szturchnął, mówią, że plwano na niego. (…) Pan Kubeczak znowu tak jak rano cofnął się i bocznemi ścieżkami dostał się do dworu. Nabożeństwo świętokradzkie nie odbyło się. Wkrótce potem wyniesiono chorągwie i obrazy z kościoła i spora gromada odniosła je do Włościejewek. Między tłumem zjawił się pan landrat i starał się uspokoić wzburzone umysły.(…)
Mieszkańcy Książa (…) pokazali oburzenie i dziwować się temu niepodobna, może poszli nieco za daleko, ale w gruncie nie maja żadnego zamiaru czynnie występować. Jak wszędzie tak i tutaj rozumiemy, że nieporządkiem i gwałtami przysłużylibyśmy się tylko przeciwnikom naszym i że opór bierny najlepiej przystoi tym, którzy chcą wiernie dotrwać przy Kościele, zalecającym cierpliwość i roztropność. Do kościoła sprofanowanego nie pójdziemy, pana Kubeczaka nie przestaniemy uważać za intruza, zostaniemy wiernymi katolikami do śmierci, ale zaręczamy, że spokój u nas zakłócony nie będzie.
Gazeta Warszawska, 2.09.1874: Wikary Kubeczak mianowany proboszczem przez kollatora Książa, został tam installowany 29 sierpnia. Dziekan Rzeźniewski z Jarocina i wikary z Książa odmówili mu wydania kluczów i ksiąg kościelnych. Kościół i szafę z księgami skutkiem tego odbito przemocą. (…) Urzędowa Posener Ztg. donosi, że wczoraj z powodu wprowadzenia nowego proboszcza przez kollatora zaszły w Książu rozruchy. Po rozpoczęciu nabożeństwa, tłum głównie złożony z kmieci, wszedł do kościoła, poprzedzany chorągwiami, krzyżami i obrazami obchodził go do koła, aby przeszkodzić nabożeństwu. Proboszcza Kubeczaka znieważano, tak, że nareszcie musiano zażądać pomocy siły zbrojnej ze Śremu.
Gazeta Toruńska, 2.09.1874: Ks. Kubeczak w Książu. Wszystkie dzienniki poznańskie, tak polskie jak i niemieckie, zamieszczają obszerne opisy zajść jakie towarzyszyły instalacyi policyjno - administracyjnej ks. Kubeczaka na proboszcza w Książu. Korespondent śremski do Dziennika Poznańskiego tak donosi: „Dnia 29 sierpnia nastąpiła rzeczywiście instalacya policyjno - administracyjna ks. Kubeczaka jako nowego proboszcza w Książu. (…) Po tej introdukcyi, która odbyła się z wielkim taktem władz, powinność swoją czyniących, jako też z wielką godnością obecnych osób duchownych, śmiało wiarę swoją wyznających, nowy proboszcz przeniósł się na mieszkanie, nie na probostwo, lecz do dworu swego kościelnego patrona w Książu. Jak ten pierwszy akt dramatu niespodziewanego odbył się spokojnie, tak drugi, zdaje się, będzie miał smutne następstwa. Otóż d. 30 z.m. po południu o godz. 3 przybył do naszego miasta obwodowy komisarz ksiązki, żądając od radzcy ziemiańskiego pomocy wojskowej, bo w Książu mogą powstać nieporządki i zaburzenia z powodu nowego proboszcza. Jakoż zrekwirowana władza wojskowa dała natychmiast szesnastu żołnierzy ze swej szczupłej liczby wojska, która się tutaj po wyjściu załogującego batalionu na rewią pozostała. Żołnierze z nabitą bronią ostremi ładunkami wsiadłszy na przysposobione trzy ekstrapoczty, ruszyli cwałem do Książa. Poprzedził ich radzca ziemiański. Mamy wszelką nadzieję, że radzca ziemiański znaną swoją oględnością i umiarkowaniem potrafi ukoić wszelkie zbyteczne wezbrane wzburzenie, jeżeliby jakiekolwiek było w Książu, i nie dopuści pożałowania godnego krwi rozlewu.”
Powyższą korespondencyę uzupełniamy doniesieniem Posener Ztg. Pisze ona: „W Książu nastąpił wczoraj (w niedzielę) rokosz kościelny. Jak nam ztamtąd donoszą, wprowadzili w sobotę „państwowo-katolickiego” wikariusza Kubeczaka z Borku, zamianowanego proboszczem przez patrona, właściciela dóbr p. Kenemana, a potwierdzonego przez regencyą, na probostwo panowie: patron, landrat Boehm z Śremu i burmistrz miejski. Obecny dziekan i wikariusz wzbronili się zwykłym sposobem wydania kluczy i ksiąg kościelnych, z powodu czego tak szafa od akt kościelnych jak i kościół przez ślusarza musiały być otworzone. Gdy wczoraj miało się zacząć nabożeństwo niedzielne, wtargnęły do kościoła masy ludu, po większej części włościan, i wynieśli z świątyni śród przekleństw i krzyku wszystkie chorągwie, krzyże, obrazy itd., przyczem niektórzy tak dalece się zapominali, że plwali na „proboszcza” Kubeczaka. Pobiciu uszedł tylko w ten sposób, że żandarm wciąż stał przy jego boku. Wskutek tego zarekwirował komisarz obwodowy wojsko z Śremu, zkąd wczoraj po południu o godzinie 2 ekstrapocztą wyruszyło 2 podoficerów z 12 ludźmi, opatrzonymi w ostre ładunki, do Książa. Również udał się tam p. landrat w towarzystwie wszystkich żandarmów z Śremu. Podobno aresztowano kilka osób.”
Kurjer Warszawski, 3.09.1874: Prassa niemiecka zajmuje się ciągle rzeczonym wypadkiem w Książu, śledząc na nim skuteczność nowych praw majowych (z 21go maja 1874 r.): ksiądz Kubeczak wszedł na probostwo z mocy tych właśnie praw. Jestto pierwsze obsadzenie urzędu kościelnego, w którym dawne prawo prezentacji i patronatu zamienione zostało na prawo formalnej nominacji. Sprawowanie urzędu nie idzie ks. Kubeczakowi łatwo; na nabożeństwach bywa po kilkanaście osób a i te jeszcze powodują się ciekawością jedynie.
Wiarus, 3.09.1874: Ks. Kubeczak, jak już wiadomo, chciał zeszłej niedzieli w Książu odprawić nabożeństwo, ale lud mu w tem przeszkodził. Jak twierdzą, sołtys Siejak z Brzostowni od ołtarza go odtrącił. Sołtysa i czterech innych aresztowano. Zjechał prokurator i radzca prezydyalny z Poznania. Śledztwo się toczy.
Kuryer Poznański, 3.09.1874: Korespondencja z Książa: Był tu prokurator p. Warmbrunn i sędzia śledczy, niestety Polak. Bardzo to boleśnie, że Polaków przeciw Polakom używają. Indagowano ludzi jednego po drugim. Pytano jednego z prowizorów czy dziekan w czasie swojej bytności w Książu lud podburzał. Na to zapytanie prowizor oświadczył: „Ksiądz dziekan przywołał nas i powiedział, że chcą tu narzucić proboszcza, który nie ma zatwierdzenia od władzy duchownej i że takie wdzierstwo klątwie podpada; że nie wolno nam chodzić na jego nabożeństwa i z rąk jego Sakramentów przyjmować. Przedkładał zaś i prosił, żebyśmy się jak najspokojniej zachowali, żadnych zgiełków nie czynili i tylko naszą nieobecnością w kościele, protestowali.”(…)
[Pan landrat i pan komisarz obwodowy] księdzu Bąkowi zakazali miewać nabożeństwo w Włościejewkach i słychać, że chcą [tamtejszy] kościół zamknąć. (…) Pan Kubeczak wprowadził się na probostwo, gdzie go żandarmi pilnują. Znalazł podobno kościelnego w osobie znanego z oziębłości katolika.
Orędownik, 3.09.1874: Potem wszystkiem, co z Książa się dowiadujemy, trudno przypuścić, że panu Kubeczakowi na jego nowem stanowisku będzie wygodniej niż w Borku. Naszem zdaniem, człowiek, który żywi w sercu jeszcze choć odrobinkę poczucia jeżeli już nie religijnego, to poczucia honoru (…), nie narzucałby się gwałtem na przewodnika duchownego całej masie ludu, który nim gardzi i swej wzgardy dobitne daje dowody. Z naszej strony nie chcemy narzucać panu Kubeczakowi naszego przekonania – owszem, niech dalej wytkniętą sobie raz drogą postępuje, a będzie świat, będzie naród polski w jeden dowód bogatszy, że odstępstwo od wiary łączy się ze zdradą narodu.
Gazeta Toruńska, 4.09.1874: Nowy „proboszcz” [w Książu] sprawował dziś po raz pierwszy funkcyą, błogosławiąc za pozwoleniem (?) odnośnych rodziców (?) ciało dziecka.
Wiarus, 5.09.1874: Ks. Kubeczak rzeczywiście w Książu się trzyma i chował już dziecko, ale w asystencyi żandarma. Bez tego snać ani rusz. Za pogrzeb nie wziął zapłaty.
Czas, 6.09.1874: W wojennym pochodzie na zagładę kościoła katolickiego, rząd pruski nie zdoławszy złamać oporu hierarchii duchownej, dotarł już do wiernego ludu. Oczywiście, że i pod tym względem Wielkopolska ma pierwszeństwo nad innemi prowincyami katolickiemi Cesarstwa Niemieckiego. Wszak tutaj, prowokując zaburzenia ludu, można je wyzyskać dla ucisku narodowości polskiej. Zajścia podczas instalacyi X. Kubeczaka na probostwie w Książu świadczą, że jeśli rząd nie cofa się przed żadną ostatecznością, nie mniejszą stałość w wierze znajduje u ludu, co u biskupów i duchowieństwa. Lud stanął w obronie ołtarzy, (…) [a] odstępcę wprowadzonego przez żandarmów przywitał oznakami wzgardy. (…) Lud katolicki nie mógł bez objawów oburzenia przyjąć zaboru kościoła i wydania go w ręce świętokradzkie. (…) Próba z odstępcą Kubeczakiem nie powiodła się; lud w obronie wiary dał się porwać oburzeniu aż nadto dającemu się wytłumaczyć; czy rząd chce tę próbę rozszerzyć na kraj cały i wzniecić walkę religijną, czy znajdzie do tego dość narzędzi równie uległych a równie odważnych jak X. Kubeczak, coby chcieli pod opieką żandarmów odprawiać nabożeństwo i kryć się za zasłoną bagnetów przed wzgardą swych parafian? 
Kuryer Poznański, 7.09.1874: Z listu, który w tej chwili odbieramy (…) dowiadujemy się, że wczoraj we Włościejewkach ksiądz dziekan Rzeźniewski klątwę większą na ks. Michała Kubeczaka rzucił.
Orędownik, 8.09.1874: Oprócz trzech uwięzionych od niedzieli, Józefa Siejaka z Brzóstowni, Benona Zielińskiego także z Brzóstowni i Lisa z Konarskiego, uwięziono jeszcze i innych trzech ludzi wiejskich z Zakrzewa i zdaje się z Radoszkowa – a we wtorek dwóch obywateli ksiązkich: Józefa Falkiewicza, piekarza i Dembowskiego cieślę.
Na odbytym przez siebie pogrzebie ksiądz Kubeczak przemówił do zgromadzonych, że jest takim samym księdzem jak inni etc. – pokazywał tonzurę swoją ale miał też powiedzieć, że kościół jest sprofanowanym i dla tego chwilowo nabożeństwo w nim się odprawiać nie może. Ma być wprzód poświęcony – ale przez kogo?! 
Dziennik Poznański, 8.09.1874: W kościele włościejewskim rzuconą została większa ekskomunika na księdza Kubeczaka podczas wielkiego nabożeństwa w obec dwutysięcznej blizko liczby zebranych parafian. Z ust władzy kościelnej – reprezentowanej przez księdza dziekana Rzeźniewskiego – dowiedzieli się licznie zebrani parafianie (…) jakiego pasterza dostała parafia książska, usłyszeli wypowiedziane wskazówki, jak się mają zachować w obec narzuconego proboszcza, przez Kościół wyklętego, jak sobie mają postąpić w razie, jeżeli będą potrzebowali pociechy religijnej, bądź to na łożu śmiertelnem, bądź też w razie pogrzebu, chrztu lub ślubu. Rozłamana i z ambony przez księdza dziekana zrzucona świeca woskowa zrobiła wielkie na parafianach wrażenie, którzy śród płaczu uroczyście oświadczyli, że zawsze pozostaną wierni religii rzymsko-katolickiej i żadnego przez Kościół wyklętego księdza nigdy słuchać nie będą.
Wiarus, 8.09.1874: Ekskomunika większa rzuconą została na ks. Kubeczaka, w Włościejewkach przez ks. dziekana Rzeźniewskiego. Ks. Kubeczak tymczasem msze odprawia w Książu. Z ciekawości ludzie zaglądają do kościoła, przeważnie z obcych parafii. Kościelnym został p. Knie, organistą p. Herczyński, gospodynią na probostwie p. Amalia Flige. Proboszcz po niemiecku koresponduje, nawet z organistą i dzierżawcą. Żandarmi pilnie patrolują.
Gazeta Toruńska, 9.09.1874: Dnia 6 bm. rzucił ks. dziekan Rzeźniewski klątwę większą na ks. Michała Kubeczaka w kościele w Włościejewkach, a to podczas wielkiego nabożeństwa wobec dwutysięcznej blisko liczby zebranych Parafian. Scena rozłamywania i rzucenia z ambony przez ks. dziekana świecy woskowej, zrobiła wielkie wrażenie na parafianach.
Orędownik, 10.09.1874: Dowiadujemy się, że ks. dziekan Rzeźniewski w ubiegłą niedzielę w czasie nabożeństwa we Włościejewkach w imieniu delegata apostolskiego [tj. tajnego oficyała] rzucił klątwę większą na ks. Michała Kubeczaka; poczem zgasił i złamał ks. dziekan zapaloną świecę woskową. Na lud tłumnie zebrany uczynił ten akt straszny kary kościelnej, wymierzonej na kapłanie, przejmujące wrażenie. Ks. dziekan w gorących słowach prosił zebranych zanoszących się od płaczu, aby spokój i powagę zachowali; po odprawionem nabożeństwie przez ks. wikaryusza Bąka, rozeszli się wszyscy spokojnie do domu.
Czas, 12.09.1874: W niedzielę 6 bm. dziekan X. Rzeźniewski ogłosił w kościele w Włościejewkach pod Książem exkomunikę w następującym brzmieniu:
„Ksiądz Michał Kubeczak, dotychczasowy wikaryusz w Borku wdarł się z pogwałceniem wszelkich przepisów Kościoła św. rzymsko-katolickiego na probostwo w Książu i przywłaszczył sobie jurysdykcyą kościelną, którą tylko od Biskupa pozyskać może, przez co popadł samo z siebie pod ekskomunikę papieską latae sententiae.
Przy jego niekanonicznej introdukcyi wspomniałem o cenzurach kościelnych, jakie na siebie ściąga. Niepoprawny, zamiast w skrusze serca przepraszać Boga za dane zgorszenie, z oburzającą bezczelnością dopuszcza się świętokradztw, odprawia msze i podejmuje funkcye, przysługujące tylko prawowitemu pasterzowi.
Aby wiernych uchronić od szkody, jakąby mogli ponieść na duszach swoich, gdyby pobałamuceni na jego świętokradzkie nabożeństwo chodzili i od niego Sakramentów św. żądali – powagą Wszechmocnego Boga Ojca i Syna i Ducha św., Świętych Apostołów Piotra i Pawła i wszystkich Świętych, upoważniony przez Władzę Duchowną, w imieniu delegata Apostolskiego rzucam na ks. Michała Kubeczaka wielką Klątwę Kościelną. Ogłaszam go za wykluczonego z Kościoła rzymsko-katolickiego, pozbawionego przywilejów sług Kościoła św., osądzonego z czartem na wieczne potępienie, jeżeliby w Klątwie tej bez pojednania się z Bogiem zeszedł z tego świata”.

Przypominam, że moją książkę „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph” można aktualnie zamawiać również bezpośrednio u mnie pod adresem toyah@toyah.pl. Na życzenie, z przyjemnością dorzucę dedykację.


wtorek, 27 lutego 2018

Ksiądz Rzeźniewski i inni, czyli o przełamanej i zrzuconej z ambony świecy (repryza Don Paddingtona #2)

Ja wiem, że dzieję się tyle ciekawych rzeczy, jak chocby wywiad Jonnego Danielsa dla tygodnika „Sieci”, że aż nie wypada zajmować się jakimiś starociami, no ale, jak już wspominaliśmy, na mnie w tych dniach liczyć za bardzo nie ma jak, a co nam swego czasu napisał nasz kochany ksiądz Rafał Krakowiak przypominane być musi, a zatem dziś druga część jego niezwykłego „powrotu do przyszłości”. Zachęcam gorąco.




Prolog
Z „Allokucji” papieża Piusa IX, 23.12.1872: „Głęboka boleść Nasza na widok tylu Kościołowi wyrządzonych krzywd i niesprawiedliwości we Włoszech, nie pomału wzmaga się jeszcze, kiedy spojrzymy na prześladowanie, jakie i gdzieindziej Kościół święty, a zwłaszcza w nowem niemieckiem ponosi cesarstwie – gdzie nie skrycie tylko, ale otwarcie a podstępnie, z całą przemocą obalić go usiłują – i ludzie nie tylko, że niewyznający naszej wiary św., ale zgoła nieznający jej nawet, śmią przywłaszczać sobie prawo orzekania o dogmatach i władzy katolickiego Kościoła. Nadto w chwili, gdy najsrożej prześladują Kościół, głoszą jeszcze bezwstydnie, że żadnej nie wyrządzają Mu krzywdy, i do tego dodają jeszcze szyderstwo i potwarz – bo kiedy biskupi, kapłani i lud wierny dla uległości prawom i samowoli rządu nie chcą poświęcić praw Bożych i wyrzec się posłuszeństwa swego Kościołowi, ani sprzeniewierzyć się obowiązkom, jakie religia nakłada, to oni winę stworzonego przez siebie srogiego prześladowania Kościoła, katolikom przypisują. Daj Boże, aby władze świeckie, licznemi nauczone doświadczeniami, przekonały się w końcu, że wśród ich poddanych ci właśnie najgorliwiej oddają cesarzowi co jest cesarskiego, którzy z całą sumiennością usiłują oddawać Bogu co jest Boskiego”.

Powybijano mu szyby w jego pomieszkaniu
Przegląd Lwowski, 1.03.1873: „[Duchowieństwo wielkopolskie] licząc 8oo księży, w całości zupełnej – bo 9ciu niepodpisanych różnicy nie robi – dekanatami w gorących słowach, złożyło adresy u stóp J. O. księdza Prymasa, z zapewnieniem niezłomnej wierności wobec istniejących i grożących Kościołowi prześladowań ze strony rządu”.

Kuryer Poznański, 22.12.1873: „Korespondencja z Borku: Znany ze swego niewzruszonego przywiązania do Kościoła św. wikariusz tutejszy ks. M. Kubeczak założył Towarzystwo młodzieży katolickiej pod wezwaniem św. Ludwika, w którem ta młodzież (…) odbiera nauki, zmierzające do jej uszlachetnienia i umoralnienia, a zarazem do wzbudzenia w niej przywiązania do wiary i obyczaju przodków. (…) [Ks. Kubeczak] pomimo słoty i zimna na czele wiernego sprawie narodowej ludu pospieszył na przedwyborcze zgromadzenie do Krotoszyna, by w tym ludzie zaniedbanym (…) obudzić zajęcie do spraw narodowych. (…) [Ks. Kubeczak] stoi na czele Spółki pożyczkowej i wszelkich dokłada starań, by uwolnić naszych mieszczan i nasz lud wiejski z rąk lichwiarzy! A wszystko to czyni z narażeniem własnej osoby w obec niesprzyjających stosunków”.

Kuryer Poznański, 2.01.1874: „Przed niejakim czasem umieściliśmy w piśmie naszem list z Borku, w którym była wzmianka o ks. Kubeczaku, wikaryuszu miejscowym. Wzmianka ta nie miała nic ubliżającego dla ks. Kubeczaka, który jeśli chciał sprostować szczegóły listu, mógł to uczynić prosto i zwięźle. Ks. Kubeczak inaczej tę rzecz zrozumiał i chcąc skorzystać z okoliczności, aby się zalecić władzom świeckim, napisał do nas list, który nas bardzo zadziwił i gdyśmy tego listu zaraz nie umieścili, dał go wydrukować w Ostdeutsche Ztg. (…) Z przebiegu listu księdza Kubeczaka podnosimy jedynie, iż za największą swoją chlubę uważa kapłan ten, że go korespondent do Ostdeutsche Ztg. nazwał ‘staatsfreundlicher Ortsvicar’”.

Gazeta Toruńska, 6.01.1874: „Jest w mieście Borku w powiecie krotoszyńskim ksiądz wikaryusz nazwiskiem Michał Kubeczak, który na swoje wielkie zmartwienie dostał się w gazety. Rzecz poczęła się w Kuryerze Poznańskim, który w najlepszej myśli zamieścił nadesłaną mu korespondencyę z Borku 18 grudnia, a tem samem ogłosił, że ks. Kubeczak założył towarzystwo młodzieży katolickiej, pospieszył na zgromadzenie przedwyborcze do Krotoszyna i stoi na czele Spółki pożyczkowej. Wszystko to było zmyślone; jakiś figlarz zażartował sobie z Kuryera i to chwalił w ks. Kubeczaku, czego ten nietylko że nigdy nie zrobił, ale czego się jaknajmocniej wyrzeka jakoby przyczytywanej mu zbrodni. W te tropy bowiem pospieszył oburzony o takie okropne posądzenie go ks. Kubeczak z sprostowaniem do Kuryera, a gdy listu jego natychmiast nie umieszczono, uznał za stosowne odeprzeć „oszczerstwa” te w Ostdeutsche Ztg. (…) Ks. Michał Kubeczak powiada nam tedy, że nigdy nie założył towarzystwa młodzieży katolickiej, nigdy na czele Spółki nie stał, a nawet do żadnej nie należy, nareszcie nigdy się na żadne przedwyborcze zebranie nie udawał. Na tem było można poprzestać, a byłaby rzecz wyświecona i mystyfikator zawstydzony. (…) Mystyfikator [ów jednak] lubo sobie pozwolił niewczesnego żartu, według pojęć w naszem społeczeństwie utartych i w całym świecie za uczciwe i honorowe uchodzących, w niczem ks. Kubeczakowi nie ubliżył, oszczerstwa względem niego się nie dopuścił, gdyż mu haniebnych, złych, lub choćby tylko lekkomyślnych czynów nie przypisywał. Ks. Kubeczak poszedł przecież w uniesieniu dalej i raz się już puściwszy na odpowiedź w piśmie niemieckiem, trafiał widocznie w gust Ostdeutsche Ztg. prawiąc, że nigdy się w polskie sprawy wyborcze nie mięszał, że rządowi wierny od dziecka, że ta wierność jego chlubą, że go boli, iż pewne stronnictwo w złośliwem zapoznaniu swych obowiązków wobec państwa, odmawia ustawom posłuszeństwa, czego on się nigdy nie dopuści. W końcu donosi, że uczynił u prokuratoryi wniosek, o wytoczenie śledztwa przeciw autorowi artykułu. Śmiać się, czy płakać?...”

Kuryer Poznański, 3.02.1874: „Stało się. To, cośmy przewidywali od dawna, czegośmy się od dwóch miesięcy ciągle obawiali, nastąpiło. Dziś rano o 4, uwięziony został nasz Najprzewielebniejszy Arcypasterz i wywieziony. (…) Nie pozwolono nikomu towarzyszyć dostojnemu więźniowi. (…) Zachowajmy wszyscy poważny chrześcijański spokój, jaki przystoi ludziom, którzy czują głęboko i chcą obowiązku swego święcie dopełnić. Oprócz tego słuchajmy gorliwie i statecznie prawej kościelnej władzy zastępczej”.

Kuryer Poznański, 4.02.1874: „Wczoraj, po zamknięciu już Kuryera otrzymaliśmy z Ostrowa następujący telegram: ‘Dziś o trzeciej godzinie po południu przywiózł p. dyrektor policyi Staudy księdza Prymasa do tutejszego więzienia. Umieszczono go w celi zwyczajnej pod No 25’”.

Gazeta Toruńska, 11.02.1874: „Z Poznania: Wczoraj odczytano w kościołach tutejszych Okólnik ks. Biskupa sufragana Janiszewskiego, donoszący wiernym o nieszczęściu, jakie spotkało obie archidyecezye nasze i oznajmujący im, że podczas uwięzienia naszego Arcypasterza rządy sprawować będą dwaj oficyałowie, zajmujący obecnie te posady, każdy we właściwej archidiecezji [Gniezno: ks. kanonik Wojciechowski; Poznań: ks. Biskup Janiszewski]”.

Orędownik, 2.04.1974: „Ks. Prob. Hübner z Książa umarł nagle w Gostyniu. Pojechał tam odwiedzić brata swego ks. Filipina, Marcina. Przybył na miejsce o godzinie 9 wieczorem, w godzinę później przestał żyć. Ciało sprowadzono na żądanie parafian do Książa”.

Kuryer Poznański, 20.04.1874: „Księdza oficyała i kanonika Wojciechowskiego, zastępcę Najprzewielebniejszego księdza Prymasa w archidyecezyi gnieźnieńskiej, odstawił dnia 17 b.m. o godzinie 5 z południa urzędnik więzienny z Gniezna inspektorowi więzienia powiatowego w Bydgoszczy, w którem czcigodny prałat odsiedzieć ma karę czteromiesięcznego więzienia. (…) W miejsce księdza Wojciechowskiego wstąpił w urzędowanie oficyała jeneralnego dla archidyecezyi gnieźnieńskiej, stosownie do dawniejszego rozporządzenia (…), ksiądz kanonik licencyat Korytkowski”.

Gazeta Toruńska, 15.07.1874: „[Podajemy fakt], o którym milczelibyśmy zupełnie, gdybyśmy nie przewidywali, że fakt taki i podobne jemu objawy wyzyskane będą przez prasę niemiecką, a może i nie przez samą prasę tylko, jako argumenty za słusznością rządu berlińskiego w walce z Kościołem. Otóż znany nam już ks. Kubeczak z Borku występuje w niemieckich pismach poznańskich z oświadczeniem, że jest Niemiec, a mimo że się czuje dobrym księdzem katolickim, uznaje przecież pruskie ustawy majowe. Gdyby kogoś brać miała pokusa wywodzenia czegoś z podobnych oświadczeń, niech zważy, że wyjątki są w każdej społeczności; a co się tyczy szczegółowo ks. Kubeczaka, niech jego świadomość jako dobrego księdza katolickiego, położy na równi z jego świadomością jako Niemca”.

Kuryer Poznański, 18.07.1874: „Ks. Kubeczak, bez wszelkiego sromu, że ani jedna żyłka mu nie zadrgnie, oświadcza: ‘Moją narodowością i moją mową jest narodowość i mowa niemiecka’. To śmie pisać człowiek, który się urodził z polskich rodziców, Polakiem w polskim domu wychował, w polskiem społeczeństwie wzrósł i wykształcił. Co powiedzą na to rodzice tego nieszczęśliwca – prości wieśniacy, żyjący dotychczas we wsi Baszkowie? Dochrapał się z wielkimi ich zachodami i za staraniem gorliwych księży synal ich chleba, a teraz się sromotnie wypiera swej chaty i kołyski wieśniaczej, wmawia w rodziców, że nie tylko on sam, ale i oni są Niemcami, że i ich mową jest mowa niemiecka, boć przecie jacy rodzice, taki i syn. (…) Po takiem oświadczeniu, które tylko po spoliczkowaniu prawdy nastąpić mogło, ks. Kubeczak daje sobie sam świadectwo, że jest ‘dobrym’, ‘prawdziwym’, ‘katolickim’ kapłanem (guter, wahrer, katholischer Christ und Priester). Gdyby to inni tak świadczyli o ks. Kubeczaku, toby takie świadectwo coś znaczyło, (…) ale własne a tak pochlebne świadectwo, któremu zresztą liczne fakta z życia jego straszliwy kłam zadają – to szczyt zarozumiałości, pyszałstwa i całkiem przewrotnego sumienia.
Ks. Kubeczak dalej zaręcza o swej wierności dla Kościoła, ale o również takiej samej wierności dla państwa. A jeżeli to państwo, spytamy się, bije na Kościół – po którejże stronie będziesz? Ks. Kubeczak na to pytanie odpowie bez zachłyśnięcia: że ‘państwo zgoła nie myśli o uszczupleniu lub uszkodzeniu prawdziwych interesów zbawienia i wiary katolickiego Kościoła’. To jest jego ‘silnem przekonaniem’, powiada wikariusz z Borku”.

Kuryer Poznański, 24.07.1874: „Ks. Oficyał Korytkowski w Gnieźnie nie tylko skazany został za ‘nieprawne’ pełnienie obowiązków Oficyała na dziewięć miesięcy więzienia, lecz równocześnie otrzymał od pana naczelnego prezesa (…) nakaz opuszczenia w przeciągu dwudziestu i czterech godzin prowincyi Poznańskiej, Szląskiej, Zachodnich i Wschodnich Prus, oraz obwodu rejencyjnego frankfurtskiego”.

Kuryer Poznański, 27.07.1874: „W tej chwili ks. Biskup Janiszewski został aresztowany i, nie wiadomo gdzie, wywieziony pod eskortą policyjną, celem odsiedzenia 15miesięcznego więzienia”.

Orędownik, 13.08.1874: „Pan Kennemann z Klenki pod Nowemmiastem ogłasza w pismach niemieckich, że jako patron kościoła w Książu ma do dania probostwo przynoszące 1600 tal. dla zgłaszających się księży! Może się zgłosi ks. Hyacenty z Szwajcaryi albo ten proboszcz szwajcarski, co to z panną uciekł”.

Orędownik, 18.08.1874: „Rządowi po uwięzieniu a nawet złożeniu z urzędu Najprzew. naszego Arcypasterza, po uwiezieniu jego zastępców w obu dyecezyach, zależy obecnie na tem, ażeby się dowiedzieć, kto jest zastępcą ks. Arcybiskupa i kto rządzi dyecezyami. Interesami majątku rządzą wprawdzie pp. Massenbach i Nollau, wszakże są jeszcze rządy czysto duchowne, to jest odnoszące się do czysto religijnych spraw, jak np. do dyspens przy małżeństwach, do rozgrzeszeń w wypadkach zastrzeżonych i do ogólnych rozporządzeń dotyczących duchowieństwa całego. Kto dziś tę władzę w obu archidyecezyach posiada, ten jest mimo praw majowych władzą w Kościele, a tego rząd znieść nie może, bo według nowych praw po złożeniu z urzędu ks. Arcybiskupa prawnie nie ma władzy.
W Gnieźnie szukano tego zwierzchnika w ten sposób (…), że wzięto na spytki ks. dziekana Tomaszewskiego, i gdy niczego zeznać nie chciał, wsadzono go nawet na kilka godzin do kozy. [Dość powiedzieć, że] dojść nie mogli, kto jest dziś oficyałem. Podobnie jest i w Poznaniu, gdzie też nikt nie wie, kto jest oficyałem. Uśmiechają się nawet Niemcom widoki, że tego nigdy nie dojdą i będą się musieli biedzić z tajną władzą. Na domysłach oczywiście nie zabraknie. Jedni będą wskazywali na tego, a drudzy na tego, ale jakże komu dowieść, że jest oficyałem? Bo przypuścić można, że w dzisiejszym czasie nie będą wydawane żadne pisma i żadne dokumenta. Dowód więc dałby się tylko w ten sposób postawić, gdyby jaki ksiądz udał się w jakiej sprawie kościelnej do tajnego oficyała, odebrał od niego rozporządzenia i potem poszedł do Naczelnego Prezesa i kazał spisać z siebie protokół, że z tym a z tym księdzem jako z oficyałem miał do czynienia. Byłaby to nikczemna zdrada, którąby się i cyganie brzydzili, zdrada, któraby na wieki hańbą okryła odstępcę. Zresztą po schwyceniu jednego oficyała, będzie już nowy znowu tajny i tak ciągle, że rząd nie będzie sobie mógł dać rady.
Takie to czasy nastały skutkiem praw majowych: rząd samochcąc stworzył sobie jakichś nieprzyjaciół z stanu, który był zawsze podporą tronów”.

Kuryer Poznański, 19.08.1874: „’Tajny Oficyał’. Pod tym tytułem zamieszcza Ostdeutsche Ztg. następującą uwagę: ‘Już w piątek wskazał Kuryer Poznański na to, że obie archidyecezye rządzone być mają przez tajnego oficyała, a Orędownik potwierdza to w wczorajszym numerze z tem nadmienieniem, że rządowi trudnemby było schwytać owego podziemnego oficyała, który zresztą rozkazy swe jedynie ustnie wydaje. (…) Wątpimy, czy rząd nasz wda się w to polowanie na oficyałów. Wystarczy, zdaniem naszem, duchownych, którzy wypełniają rozkazy tajnego rządu kościelnego, po prostu o ile możności z prowincyi wydalić’”.

Kuryer Poznański, 21.08.1874: „Znany ksiądz Kubeczak, wikaryusz w Borku, starał się i otrzymał, jak donoszą do Posener Ztg., od p. Kennemanna prezentę na probostwo w Książu. Korespondent do pomienionej gazety wyraża z tego swe zadowolnienie, raz że tak ‘lojalny’ ksiądz polepszy sobie byt, po drugie, że raz przecie opuści Borek, gdzie mu ciągle wyrządzają jakieś psoty. I tak niedawno powybijano mu podobno szyby w jego pomieszkaniu, tak że burmistrz tamtejszy widział się zmuszonym postawić przed jego domem straż. Czy ksiądz Kubeczak jest zdecydowany objąć zarząd probostwa bez zatwierdzenia go przez władzę kościelną, o tem korespondent do Posener Ztg nic nie wspomina”.

Gazeta Toruńska, 21.08.1874: „Piszą z Trzemeszna, (…) [że] ks. dziekan Tomaszewski, po raz drugi zawezwany na termin, aby świadczył kto jest obecnie następcą ks. Korytkowskiego [tj. tajnym oficyałem], odmówił znowu zdania świadectwa i dla tego skazano na karę dwudziestu pięciu tal”.

Z odezwy ks. Kubeczaka do duchowieństawa, ogłoszonej w „Ostdeutsche Ztg.”:
„Odezwa otwarta do moich Braci w urzędzie!
(…) Powstaje ruch pomiędzy duchownymi na prowicyi; duch opozycyi przeciwko upornemu postepowaniu służalców Rzymu (Römlinge) zdaje się budzić. Z najserdeczniejszą radością witam odbyte już zgromadzenia czcigodnego duchowieństwa w powiatach kościańskim, wągrowieckim i pleszewskim i piszę się na postawione przez nie nader ważne kwestye, wołając głośno i z całej piersi: Tak! na czasie jest, moi drodzy Bracia! uznać prawa państwowe bez wszelkiej chwiejności, poddać się bez zastrzeżenia prawom majowym! (…) Niestety! żałować należy, że tak wielu dobrych i uczonych braci pozwoliło owładnąć i kierować się przez ów bezbożny (verruchter) ultramontanizm, że w skutek tego wierni księża, którzy w winnicy Pańskiej podług Jego rozporządzeń prawdziwie dobrze i sumiennie pracują, obecnie z powodu ich winnego i chętnego posłuszeństwa prawom państwowym, są wyśmiewani i wyszydzani. Tak, gdyby nasi księża Biskupi byli poważną, w skutki brzemienną sprawę Kościoła gruntowniej, bliżej i dojrzalej rozważyli i zbadali, a następnie z rządem porozumieć się chcieli, natenczasby prawa z maja nie były potrzebne, natenczasby Kościół nasz jak dawniej zażywał najpiękniejszego pokoju. Lecz oni myśleli i wierzyli wraz z równousposobionem, ślepo im posłusznem niższem duchowieństwem, że szydząc otwarcie i stawiając zacięty opór prawom państwowym, rzucą pomiędzy wierny lud niebezpieczną zapaloną pochodnią i utrzymają się przy wysoko pieniącym się sterze niedostępnej żądzy panowania. (…) Lud [zachowuje się] bardzo spokojnie, widząc dobrze, że rząd, który się o jego dobro stara i troszczy, nie narusza jego wiary, jego Kościoła, jego świętości. To pochwały godne zachowanie się jest dowodem zdrowego jego rozumu i poglądu na stosunki obecne. Czcigodni Bracia! nie pozwólmy się przez niego pod tym względem zawstydzić, my, którzy mamy być jego jasnem światłem i zdrową solą! A zatem wołam dziś jak zawsze, najniższy pomiędzy Wami, z wysokości mojej Boreckiej stolicy: „Nunc est tempus acceptabile, fratres.” Teraz jest na czasie, Bracia, ażebyśmy powstali z naszych posad, zgromadzili się, obradowali i postanowili stałą uchwałę pod względem tego, co nam czynić należy i co nam i ludowi Chrystusa ku prawdziwemu dobru i zbawieniu posłużyć może. (…) Liczba nasza – przyjaznego państwu duchowieństwa – nie jest małą i nie należy jej lekceważyć. Piła, Gniezno, Poznań, Borek, Kościan, Wschowa, Obra, Bledzew posiadają swych wiernych państwu. (…) Cieszyłbym się jednakże niezmiernie, gdyby całe katolickie duchowieństwo w Prusach przejąć się chciało tym samym duchem pokoju i miłością do Chrystusa i przyjąć i zachować w obec rządu tę samą postawę i wierność. Przez to wymownie udowodniłoby, że (…) i w Prusach obowięzuje nas wszystkich ta sama zasada Zbawiciela: ‘Oddajcie cesarzowi, co cesarskiego, a Bogu, co boskiego’”
Przy najserdeczniejszem pozdrowieniu
Wasz wierny brat w urzędzie
Kubeczak, wikariusz.
Borek, 23 sierpnia 1874”.

Kuryer Poznański, 25.08.1874: „Ks. Kubeczak uznaje i pochwala tych księży (…), którzy agitują przeciw prawowitej władzy kościelnej! Zaiste, ta pochwała publiczna w piśmie publicznem niemieckim ze strony tego człowieka, zdolną jest nawet ślepym otworzyć oczy!...”

Orędownik, 27.08.1874: „Ks. Kubeczak zamieścił odezwę w ‘Ostojczerce’, ażeby wszyscy księża odpadli od Rzymu i uznali prawa majowe”.

Wiarus, 27.08.1874: „Ks. Kubeczak, jeden z licznych już u nas księży niemieckich, (bo się sam w pismach niemieckich polskości wyparł) ogłosił znów w Ostd. Ztg. odezwę do współkapłanów, w której ich wzywa do wierności dla rządu. Jak Orędownik donosi, ks. Kubeczak nie otrzymał prezenty, spodziewanej od p. Kennemanna z Klenki”.

Gazeta Toruńska, 27.08.1874: „Jeszcze ks. Kubeczak. Pod tytułem: ‘Otwarte wezwanie do moich konfratrów’ ogłasza znany wikaryusz ks. Kubeczak z Borku w Ostdeutsche Ztg. pismo, w którem dając wyraz radości swojej z zebrań duchowieństwa jakie odbyć się miały w kościańskim, wągrowieckim i pleszewskim powiecie celem uznania i poddania się ustawom majowym, wylicza pokrewnych mu duchem duchownych z Piły, Gniezna, Poznania, Borku, Kościana, Wschowy, Obry, Pleszewa i innych i wyraża nadzieję, że choć liczba ta tymczasowo szczupła, nadejdzie jednak czas, gdzie się znajdzie liczba znaczniejsza i wystarczająca, by zadość uczynić potrzebom duchowym parafian”.

Kuryer Poznański, 28.08.1874: „Ks. Kubeczak, dotychczasowy wikariusz w Borku, zamianowanym został niby proboszczem w Książu przez patrona p. Kenemanna z Klenki. Dziś odebrał ks. dziekan Rzeźniewski od patrona zawiadomienie o niminacyi z tą dziwną prośbą, aby wyznaczył dzień do wprowadzenia w urząd nominata”.

Orędownik, 1.09.1874: „A więc jednak zwyciężył ks. Kubeczak i dokazał swego (…)! [Potwierdzamy jednak] zarazem z najautentyczniejszego źródła, że p. Kennemann ofiarował prezentę na probostwo w Książu księdzu M. z K., który kategoryczną dał odpowiedź: że jakkolwiek probostwo, które obecnie zajmuje mało tylko jest donośnem, jednak mu wystarczy, o większe starać się nie myśli. Dopiero odebrawszy odpowiedź odmowną od ks. M., zdecydował się prawdopodobnie p. Kennemann na korzyść ks. Kubeczaka. Innych aspirantów na Książ nie było.
Życzymy ks. Kubeczakowi szczęśliwej podróży do Książa, w tej nadziei, że tam uniknie podobnych nieprzyjemności, których często zbyt dotkliwie i dobitnie doznawać musiał od swych niewdzięcznych parafian w Borku. My ks. Kubeczakowi nie zazdrościmy tego malutkiego tryumfu, że przynajmniej ludzie nie naszego narodu i wiary umieją zrozumieć i ocenić jego zasługi”.

CDN



Zachęcam wszystkich do kupowania mojej książki "Marki,dolary, banany i biustonosz marki Triumph", którą można zamówić u mnie osobiście pod adresem toyah@toyah.pl. Dedykacja w cenie.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Ksiądz Rzeźniewski i inni, czyli o przełamanej i zrzuconej z ambony świecy (repryza Don Paddingtona #1)

      W tych dniach, z jednej strony, dość dla mnie trudnych, a z drugiej, jak by nie patrzyć, wyznaczających okrągłą dziesiątą rocznicę prowadzenia tego bloga, co już pewnie bardziej zaprzyjaźnieni z tym miejscem czytelnicy zauważyli, wspominamy stare teksty i – choć wcześniej takiego rozwiązania absolutnie nie brałem pod uwagę –  nagle sobie pomyślałem, że, zakładając, że jeszcze z kolejne dziesięć lat tu współnie pociągniemy, nie jest to rozwiązanie take złe. Powrót do tego, co nas tak bardzo przed laty potrafiło poruszyć, może stanowić całkiem odpowiedni pomost między jednym a drugim. No ale przy tej okazji nagle sobie uświadomiłem, że owe dziesięć lat, to był też w pewnym momencie czas, kiedy pisał dla nas ksiądz Rafał Krakowiak, nasz samozwańczy duszpasterz, znany nam skądinąd jako Don Paddington, którego teksty, z wyjątkiem dwóch, zamieszczonych w książce z listami od prof. Zyty Gilowskiej, nie wyszły poza Sieć, a to jest wielka szkoda.
      Uznałem więc, że korzystając i z mojej chwili słabości, ale też i z owej rocznicowej okazji, poprzypominam parę jego tekstów. Niech zatem na te dni znajdzie się tu miejsce na bardzo poważne wspomnienie pewnego księdza i rozłamanej świecy. Ponieważ mój pierwszy tekst opublikowany został 29 lutego, a w tym roku takiej daty nie ma, natomiast tekst Księdza jest bardzo, bardzo długi i czytanie go zajmie nam aż cztery kolejne dni, tym sposobem gładko wejdziemy we wspomniane kolejne dziesięciolecie. Dziś część pierwsza. Życzę błogosławionych wrażeń.


Prolog
Przegląd Lwowski, 1.05.1873: „W Cesarza potrafił wmówić książę kanclerz [Bismarck], że katolicy chcieli opanować jego rządy – to wystarcza staremu królowi, aby podpisał edykt prześladowania Kościoła. (…) Stary Cesarz upojony zwycięstwami, przekonany jest, że jego rozkazom nic się oprzeć nie zdoła, wszystko woli jego ulegnie. Bawi się przeglądami wojsk, wizytuje swojego siostrzana Rossyjskiego Cesarza. Na parę dni przed wyjazdem do Petersburga, wyprawił weselne gody księciu Albrechtowi podobno synowcowi swojemu, podczas których, aby dopełnić przepisów ceremoniału dworskiego, brał udział w tańcu z pochodniami. (…) Ministrowie [też] tańczyli niezmordowani. Książe Bismarck wyglądał podobno imponująco, jak sam Mars, bóg wojny, feldmarszałek hr. Roon tańczył z uroczystą gracyą armaty oblężniczej”.

Gdyby nie stanął, osądzony będzie zaocznie
Przegląd Lwowski, 15.04.1873: „Katolicki dziennik Germania nr. 62 w artykule napisanym przez pewnego protestanta pod tytułem ‘Książe Bismark i Kościół’, odpowiada treściwie a dosadnie ks. Bismarkowi, który równie zuchwale jak solistycznie śmiał dowodzić, że prawa kościelne świeżo w berlińskim parlamencie ukute, ani cechy kościelnej nie mają, ani przeciw Kościołowi nie są zwrócone, lecz są czysto politycznej, czy państwowej natury. Przytaczamy ten ustęp, bo jest wybornem streszczeniem i komentarzem zarazem tego, co rząd pruski przeciw Kościołowi zamierza.
‘Książe Bismark utrzymuje najprzód, że nowe wnioski prawa, nie mają ‘charakteru kościelnego’, i że ‘tu wcale nie chodzi o jakowąś walkę z Kościołem’. Jakież jest jednak właściwe znaczenie tych nowych projektów praw odnośnie do Kościoła?
1. Papież nie może wykonywać żadnej dyscyplinarnej władzy w katolickim Kościele Niemiec, a więc nie może być już więcej najwyższa Głową w tej części powszechnego Kościoła.
2. Dyscyplinarna władza Kościoła zostanie aż do najmniejszych rozmiarów ścieśniona i przelana na cywilny urząd – na sąd dla spraw kościelnych, który to sąd (według objaśnień rządu) wyrokować ma i o nauce i o kulcie religijnym.
3. Obsadzanie księży należy do państwa.
4. Wychowaniem, kształceniem i egzaminami duchowieństwa zarządzać będzie państwo.
Dodać tu należy przeprowadzone już po części prawa:
5. Kazania podpadają wyjątkowemu karnemu prawu.
6. Szkoła usunięta z pod wpływu Kościoła.
7. Kościelne zakony i zgromadzenia są po części zniesione, po części zniesieniem zagrożone.
8. Dalsze ścieśnienia i naruszania praw Kościoła są urzędownie zapowiedziane.
Te więc urządzenia i rozporządzenia nie noszą na sobie żadnego kościelnego charakteru, i nie są przeciw Kościołowi wymierzone? Potrzeba jest doprawdy mieć jakieś ciekawe zaufanie w swoją własną wymowę, ażeby spodziewać się, że podobnym twierdzeniom kto uwierzy.”
Przegląd Lwowski, 1.05.1873: „W Prusiech Książe Bismarck już się otwarcie przyznaje, że dąży do zupełnej zagłady katolicyzmu. Biskupi przewidując co ich czeka, zebrali się na naradę w Fuldzie – pojechał tam i Najdostojniejszy X. Prymas Arcybiskup Poznański”. 
Okólnik Biskupów z Państwa Pruskiego do Czcigodnego Duchowieństwa i wszystkich wiernych Ich dyecezyj, Fulda, 2.05.1873: „Niebawem wyjść ma szereg praw, które w zasadniczych punktach stoją w sprzeczności z postanowionem od Boga urządzeniem i wolnością Kościoła. Jak skoro te prawa sejmowi zostały przedłożone, uznaliśmy za święty obowiązek Biskupiego naszego Pasterstwa, żeby tak wobec tronu, jak wobec obu Izb sejmu otwarcie i stanowczo przeciwko nim głos nasz podnieść. (…) Przeprowadzenie [bowiem] takich praw koniecznie za sobą pociągnąć musi: oderwanie Biskupów od widomej Głowy całego Kościoła katolickiego; oderwanie duchowieństwa i ludu wiernego od prawowitych Jego Biskupów; oderwanie Kościoła w kraju naszym od Kościoła obejmującego ziemię całą, a założonego przez wcielonego Boga i Zbawiciela świata, i całkowite zniweczenie organizacyi od Boga temuż Kościołowi nadanej. (…) Wspomnione projekta dotychczas nie są jeszcze prawomocne: Cokolwiek przecież nastąpi, My za łaskę Bożą statecznie i jednomyślnie bronić będziemy zasad w memoryałach Naszych wyłuszczonych, zasad nie naszych, lecz zasad chrześcijaństwa i wiecznej sprawiedliwości i (…) nie zezwolimy w rzeczach administracyi i zarządu kościołów Nam powierzonych na nic, coby się przepisom wiary katolickiej i boskim prawom Kościoła sprzeciwiało. Wy zaś, kochani Współpracownicy i Dyecezyanie, trzymajcie się z waszej strony niezłomnie onej prawdy, że ten tylko prawowitym jest Biskupem, który jako taki posłany jest od Ojca św. i Stolicy Apostolskiej (…). Tak samo zawsze tych tylko będzie wam wolno za prawowitych dusz waszych pasterzy uznawać, którzy przez prawowitych Biskupów do tego urzędu za godnych i zdolnych uznani, z ich rąk ten urząd otrzymali, od nich swe posłannictwo odebrali, z nimi w społeczności pozostają. Wszelki inny byłby wtrętem. (…) Pozdrowienie i błogosławieństwo w Panu!
Podpisy: +Paweł, Arcybiskup Koloński; +Mieczysław, Arcybiskup Gnieźnieński i Poznański; +Henryk, książę Biskup Wrocławski; +Piotr Józef, Biskup Limburski; +Krzysztof Florencyusz, Biskup Fuldajski; +Wilhelm Emmanuel, Biskup Moguncki, za pruską cząstkę swej dyecezyi; +Konrad, Biskup Paderbornski; +Maciej, Biskup Trewirski; +Jan Henryk, Biskup z Osnabrück; +Lotaryusz, Biskup z Leuka, rządca archidyecezyi Fryburgskiej, za księztwo Hohenzollern; +Filip, Biskup Warmiński; +Jan Bernard, Biskup Monasterski; +Wilhelm, Biskup Hildesheimski; za Biskupa Chełmieńskiego, Klingenberg, Wikaryusz jeneralny i Kanonik katedralny.
Dziennik Poznański, 14.05.1873: „Cesarz powrócił wraz z księciem Bismarckiem w niedzielę w nocy z Petersburga nazad do Berlina i położy prawdopodobnie już w tych dniach swój podpis pod uchwalone przez obiedwie Izby prawa kościelno-polityczne”. 
Orędownik, 17.05.1873: „Rozprawy w Izbach nad prawami kościelnemi zakończono. W ministerstwie oświecenia pracują dniem i nocą podobno, ażeby je przygotować do publikacyi, opatrzyć sankcyą monarszą i ogłosić za prawomocne. Prawa te rozkładają się na cztery oddziały i dają rządowi moc: 1) kształcenia duchowieństwa, 2) mianowania duchownych na posadach, 3) oznaczania granic kar kościelnych i 4) sądzenia spraw duchowieństwa w osobnym na to utworzonym trybunale. Innemi słowy: nie biskupi, ale rząd kieruje duchowieństwem. (…) Rozstrzyga się więc w tych dniach ważna sprawa między prawami Kościoła, a przywłaszczoną władzą rządu w sprawach kościelnych. Że przyjdzie do zatargów, że pokój publiczny może być wstrząśnięty, przewidują wszyscy”.
Adres pruskich biskupów do swego rządu, 26.05.1873: „Zmuszeni jesteśmy, podpisani arcybiskupi i biskupi z najgłębszym żalem oświadczyć jak najuniżeniej, iż nie możemy przyczynić się do wykonania praw, na dniu 15go t. m. publikowanych. Rozporządzenia te naruszają prawa i wolności, należne według zrządzenia Boskiego Bożemu Kościołowi. (…) Kościół nie może bez zaprzeczenia Boskości Chrystusowi i Bożego pochodzenia jego nauce i zakonowi, bez oddania samego chrystyanizmu pod samowolą ludzką, uznawać zasady pogańskiego państwa, jakoby ustawy państwa były ostatecznem źródłem wszelkiego prawa, a Kościół te tylko prawa posiadał, które mu prawodawstwo i ustawy państwa nadają. Uznanie zatem praw owych byłoby zaparciem Boskiego początku chrześcijaństwa, ponieważ przyznawałoby bezwarunkowe prawo państwu określenia całej dziedziny życia chrześcijańskiego przez prawodawstwo.
Podpisy: +Paweł, Arcybiskup koloński; +Mieczysław, Arcybiskup gnieźnieński i poznański; +Henryk, książę Biskup wrocławski; +Piotr Józef, Biskup limburgski; +Krzysztof Florenty, Biskup fuldajski; +Wilhelm Emanuel, Biskup moguncki; +Leonard, Biskup padernbornski; +Maciej, Biskup trewirski; +Jan Henryk, Biskup osnabrycki; +Lotar, Biskup leukajski i zarządca archidyecezyi fryburgskiej, za kraje Hohenzollerskie; +Filip, Biskup warmiński; +Jan Bernard, Biskup monasterski; +Wilhelm, Biskup hildesheimski; z osobnego polecenia ks. Biskupa chełmińskiego Jana, jeneralny wikaryusz Klingenberg”.
Kuryer Poznański, 14.07.1873: „Tutejsze naczelne prezydium poleciło landratom, a obecnie także dziekanom w całej prowicyi, ażeby donosili mu o wszelkiej opróżnionej posadzie proboszcza lub innego urzędu duchownego. Dziekani jednak przesłali podobno rozporządzenie powyższe Jeneralnemu Konsystorzowi Arcybiskupiemu z prośbą o udzielenie wskazówek, jak sobie w tym razie mają postąpić. [Należy sądzić], że władza duchowna zakaże zapewne udzielenia jakichkolwiek w tej mierze doniesień, tem więcej, że od czasu wykonywania praw kościelnych [majowych], „Urzędowy Dziennik Kościelny” nie ogłasza już opróżnionych posad, ani też ich obsadzania”. 
Kuryer Poznański, 2.08.1873: „Jak się dowiadujemy, Najprzewielebniejszy ksiądz Prymas zapozwany został przed sąd kryminalny na 8 bm. za to, że już po ogłoszeniu praw kościelnych przeznaczył księdza Arndta na probostwo w Wieleniu”.
Z listu ks. abp Mieczysława Ledóchowskiego do Królewskiego Sądu Powiatowego, 6.08.1874: „Pospieszam uprzejmie oświadczyć, że kanoniczna instalacja duchownego na probostwo jest aktem wyłącznie kościelnym, do którego spełnienia każdy Biskup dyecezyalny nie tylko jest uprawnionym, ale i ściśle zobowiązanym. (…) Skutkiem tego zabrania mi sumienie w wyznaczonym w tym celu terminie się stawić, by się tłumaczyć w sprawie rzeczywiście uskutecznionej instalacyi dotychczasowego wikarego Antoniego Arndta z Czarnkowa na probostwo w Wieleniu bez poprzedniego zawiadomienia o tem naczelnego prezesa”.
Wiarus, 7.08.1873: „Korespondencja z Wielenia: Na rozkaz p. landrata z Czarnkowa zwołał u nas sługa miejski wszystkich katolików na zebranie do strzelnicy na niedzielę w południe 12 godz. Nie wiedzieliśmy z razu co znaczy tak niezwykłe obwieszczenie, i już się różnych rzeczy obawiać zaczęła publiczność nasza. Dla tego też na zebranie nikt się nie stawił, prócz dwóch katolików – niemców. Tym p. landrat w asystencji p. burmistrza i komisarzy policyjnych odczytał rozporządzenie, które ks. Arendta odsądza od pełnienia obowiązków kapłańskich a grozi karą surową wszystkim, którzyby ks. Arendta do odprawienia mszy, pogrzebów, ślubów, chrztów itd. wzywali. Rozporządzenie to odczytano w niemieckim i polskim języku”. 
Kuryer Poznański, 18.08.1873: „Jak się dowiadujemy, Najprzewielebniejszy ks. Prymas dostał w sprawie księdza Arndta, ze względu, że pismo jego do sądu zawierało przyznanie faktu, zapozew na nowy termin na 28. b.m., z tem zastrzeżeniem, że gdyby nie stanął, osądzony będzie zaocznie”.
Kuryer Poznański, 23.08.1873: „Księdza Arndta, proboszcza w Wieleniu, skazał sąd powiatowy (…) na 10 talarów grzywien, albo na trzydniowe więzienie za danie ślubu. Jak wiadomo, ksiądz Arendt instalowany został na proboszcza w Wieleniu, bez współudziału p. naczelnego prezesa, jak tego świeże prawa polityczno-kościelne wymagają i dla tego rząd uważa każdą jego czynność kościelną za nieważną i karygodną”.
Dziennik Poznański, 30.08.1873: „W dniu wczorajszym tutejszy sąd powiatowy wydział karny, (…) skazał zaocznie księdza Arcybiskupa za obsadzenie probostwa w Wieleniu bez poprzedniego o tem zawiadomienia rejencyi, na 200 tal. kary pieniężnej. Prokurator pan Dresler wnosił o wymierzenie kary 500 talarów lub cztero-miesięczne więzienie”.
Kuryer Poznański, 9.09.1873: „Jak się dowiadujemy, Sąd powiatowy zakomunikował Najprz. ks. Prymasowi nową skarge prokuratora o dziewięć przekroczeń co do obsadzenia posad duchownych bez porozumienia się z rządem”. 
Kuryer Poznański, 26.09.1873: „Dowiadujemy się, że wyznaczony został ks. Prymasowi termin na siódmego października w sprawie zamianowania ks. Wendlanda wikaryuszem do Śremu i ks. Baranieckiego wikaryuszem do Czarnkowa”.
Dziennik Poznański, 30.09.1873: „Dowiadujemy się, że tutejsza rejencya postanowiła od dnia 1 października r.b. odjąć ks. Arcybiskupowi temporalia, to jest od daty powyższej nie wypłacać mu należnej pensyi. Nadto zawezwała księdza Arcybiskupa, aby w ciągu dwóch tygodni pod karą 500 talarów obsadził zgodnie z przepisami praw polityczno-kościelnych probostwo w Wieleniu; prócz tego sąd wezwał Go o zapłacenie 400 tal. jako kary wymierzonej Nań za nominowanie wikariuszów bez zawiadomienia o tem rejencyi”.
Orędownik, 9.10.1873: „Wczoraj w południe o godzinie 12 toczył się w tutejszym sądzie kryminalnym zaocznie proces przeciw Najprzew. ks. Prymasowi o obsadzenie posad wikaryuszy w Czarnkowie i w Śremie bez poprzedniego zawiadomienia naczelnego Prezesa. (…) W imieniu prokuratorii przemawiał p. Heynemann, asesor. (…) Sąd po 10 minutach narady orzeka, ze Ksiądz Arcybiskup (…) przekroczył prawa majowe kościelno-polityczne. Zważywszy, że już raz poprzednio był o takie same przestępstwo karany, skazuje sąd obżałowanego na 600 tal. grzywien, event. na 4 miesiące więzienia”.
Kuryer Poznański, 31.10.1873: „Na dzień 18 listopada wyznaczono Najprz. ks. Prymasowi w tutejszym sądzie kryminalnym termin, w czterech osobnych sprawach, o obsadzenie czterech wikaryatów bez opowiedzenia się rządowi”.
Kuryer Poznański, 4.11.1873: „Wczoraj o godzinie 4 po południu odbyła się w pałacu arcybiskupim przez policyą egzekucya zapowiedziana przez p. Naczelnego Prezesa pismem wręczonem Najprzewielebniejszemu ks. Prymasowi w samą uroczystość Wszystkich Świętych”. 
Wiarus, 4.11.1873: „Pisma niemieckie podają bliższe szczegóły z egzekucyi odbytej u ks. Arcypasterza. Kary pieniężnej nie chciał ks. Arcypasterz zapłacić, a to dla tego, że jej nie uznaje, bo wypełniał swoją powinność, nadto, gdyby zapłacił, wywołałby zgorszenie u wiernych. Zresztą dziwi się ks. Arcypasterz, że żądają pieniędzy, kiedy mu dochody zatrzymano.
Poszedł wiec egzekutor po konie i powóz, ale nie było ich w co ubrać, bo egzekutor zapomniał obłożyć aresztem półszorki. Zawołano wiec trzech żołnierzy, którzy konie zaprowadzili, a powóz zaciągnęli do składu fantów”.
Kuryer Poznański, 10.11.1873: „Zagrożono ks. Prymasowi na drodze administracyjnej, że jeśli w przeciągu dwóch tygodni [opowiedziawszy się wpierw rządowi] Wielenia nie obsadzi, zapłaci nową karę 1000 talarów. Za Wieleń ma tedy zapłacić Arcypasterz 1900 talarów, mianowicie 200 tal. kary sądowej i dwie kary administracyjne dawniejsze 200 i 500 talarów”.
Gazeta Toruńska, 20.11.1873: „Sąd [poznański] zawyrokował w zbiorowym procesie przeciw ks. Arcybiskupowi z powodu ustanowienia czterech wikaryuszów. (…) Prokurator podniósł w wywodzie swoim poprzednie ukaranie ks. Arcybiskupa (…) w całem zaś postepowaniu Prymasa dopatrywał uporczywego oporu władzom państwa. Wnosi więc wobec takiej „krnąbrności” o surową karę, gdyż o maksymum ustawą dozwolone, a więc o 4000 tal. lub 2 lata więzienia. Sąd uznawszy ks. Arcybiskupa winnym w wszystkich czterech razach, zawyrokował 2000 tal. lub rok i miesiąc więzienia”.
Kuryer Poznański, 24.11.1873: „Najprz. ks. Prymas zapozwany został na nowy termin, mający się odbyć 23 grudnia, a więc przed samymi świętami, z powodu, że nie doniósł królewskiej rejencyi o zamianowaniu [kolejnych] trzech wikaryuszów”. 
Orędownik, 25.11.1873: „Druga sądowa egzekucya odbyła się zeszłej soboty w pałacu Arcybiskupim. Zabrano pełen wielki wóz najdroższych mebli. Egzekucya ta nastąpiła z tego powodu, że wartość koni i powozów zabranych podczas pierwszej egzekucyi nie starczyła, by pokryć grzywny, na które Najprzewieleb. ks. Arcybiskup skazany został w drugim procesie”.
Kuryer Poznański, 25.11.1873: „Dziś w południe toczył się znowu w sądzie kryminalnym proces przeciw Najprz. ks. Prymasowi o obsadzenie dziewięciu wikaryatów bez poprzedniego zawiadomienia Naczelnego Prezesa, stosownie do przepisu praw majowych. (…) Królewski prokurator pan Müller wnosi ze względu na wytrwałość w oporze przeciw istniejącemu prawu oskarżonego, który to opór wszelkie stosunki państwowe nadweręża, oraz ze względu na wysokie stanowisko i wykształcenie ks. Arcybiskupa o najwyższą karę, to jest 9000 talarów grzywien, resp. 2 lata więzienia. Kolegium sądowe (…) przychyla się po króciutkiej naradzie do wywodów pana prokuratora i skazuje ks. Prymasa na 5400 tal. grzywien, a w razie niemożności zapłacenia kary na 2 lata więzienia”.
Wiarus, 27.11.1873: „Na mocy §§ 24 i 25 prawa z dnia 12 maja r.b. odebrał onegdaj 24 bm. ks. Arcybiskup wezwanie od Naczelnego prezesa, aby złożył urząd arcypasterski. Gdyby ks. Arcybiskup nie uczynił zadość wezwaniu w przepisanym terminie, natenczas sprawa o usuniecie go z urzędu będzie oddaną trybunałowi berlińskiemu dla spraw kościelnych, w celu wytoczenia śledztwa”.
Dziennik Poznański, 24.12.1873: „Ks. Arcybiskup hr. Ledóchowski skazanym został w dniu dzisiejszym przez tutejszą deputacyą sądową dla spraw karnych na 9900 tal. grzywien, za powierzenie urzędów duchownych wbrew prawom majowym. (…) Kary więziennej nie substytuował tym razem sąd karze pieniężnej, bo na maximum kary więziennej 2 lat, wedle praw majowych, skazanym już jest ks. Arcybiskup. Grzywny, na jakie ks. Arcybiskup dotąd skazany został, przenoszą już 20000 tal”.
Kuryer Poznański, 2.01.1874: „We środę [31 grudnia] przybyli [do pałacu arcybiskupiego] egzekutorowie i policya, aby zabrać resztę mebli z apartamentów na pierwszem piętrze. Zabrano i wywieziono kilka wielkich i pięknych zwierciadeł, ryciny w bogatej oprawie, kredensa, stoły, dwa łóżka, kilka lamp itd. W dolnych pokojach nie ruszono niczego”.
Kuryer Poznański, 8.01.1874: „Najprzewielebniejszy ks. Prymas otrzymał od tutejszego sądu apelacyjnego wezwanie, w skutek rekwizycyi najwyższego trybunału do spraw kościelnych, aby się stawił w dniu 14 b.m. o 11 rano w rzeczonym sądzie, gdzie ma nastąpić przedwstępne przesłuchanie Jego Arcybiskupiej Mości. W zapozwie nadmienione jest, że gdyby ks. Arcybiskup dobrowolnie się nie stawił, wyznaczony będzie nowy termin, na który przymusowym sposobem sprowadzony będzie”.
Kuryer Poznański, 15.01.1874: „Najprzewielebniejszy X. Prymas, (…) na wczoraj zapozwany, aby się przed panem Guderianem, sędzią śledczym, specyalnie ku temu wyznaczonym, stawił, (…) oczywiście nie stanął, lecz odpowiedział na piśmie w sposób następujący: ‘Uwiadamiam uprzejmie Szanownego Pana, że gdy ustawy świętego katolickiego Kościoła zabraniają jego członkom, a tem bardziej Biskupom, iżby sądom świeckim w rzeczach czysto duchowych i kościelnych władzę jurysdykcyi przyznawali, ja także z mojej strony nie mogę uznać ani kompetencyi Szanownego Pana, ani kompetencyi trybunału królewskiego dla spraw kościelnych w Berlinie, i że nie godzi mi się stanąć dobrowolnie na termin (…) w celu przesłuchania mnie w sprawach, które się jedynie do wykonywania mego pasterskiego urzędu odnoszą’”.
Dziennik Poznański, 4.02.1874: „W dniu dzisiejszym spełniono czyn od dawna przewidziany, którego po imieniu nazwać nie pozwalają nam względy prasowe…
W nocy o godzinie 4 policya miejscowa z dyrektorem swym p. Staudy na czele, przy pomocy wojska, które otoczyło pałac arcybiskupi, weszła doń i aresztowała ks. Arcybiskupa hr. Ledóchowskiego.
Ks. Arcybiskupa wsadzono do powozu przygotowanego i pod strażą wojskową odwieziono na kolej marchijską, zkąd zapewne, jak to już poprzednio rozgłaszały dzienniki niemieckie, powieziono go do Frankfurtu n. Odrą. Aresztowanie to i wywiezienie ks. Arcybiskupa nastąpiło jak się zdaje w skutek niemożności zapłacenia nałożonych nań kar pieniężnych za niestosowanie się do praw majowych, a świeżo nakazana egzekucya sądowa w pałacu arcybiskupim, nie byłaby doprowadziła do żadnego rezultatu, gdyż zabrano już przy pierwszych egzekucyach wszystko to, co tylko miało jakąkolwiek wartość”.
CDN

Oczywiście niezmiennie zapraszam do odwiedzania naszej księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, gdzie kupujemy również i moje książki. Jedna z nich, „Marki, dolary, banany i biustonosz marki triumph” można zamawiac bezpośrednio u mnie pod adresem toyah@toyah.pl, z osobistą dedykacją autora.


niedziela, 25 lutego 2018

Mukhtar Mai, czyli splendor na maksa (repryza #2)




      Wczorajszy dzień zdominowały dwa wydarzenia. Pierwsze to Rada Krajowa Platformy Obywatelskiej z udziałem samego Radka Sikorskiego, drugie natomiast to decyzja Denisa Urubko, który,  jak słyszę, w przekonaniu, że zima kończy się w lutym, postanowił machnąć reką na kolegów i zaraz po śniadaniu samotnie ruszył na K-2. A ja, nawet gdybym nagle oszalał i postanowił komentować jedno, albo drugie, to zapewne tekst, który by z tego powstał, byłby tak słaby, że albo bym go wyrzucił, albo musiał się go wstydzić przez całe życie. A on – szczególnie on – nie mógłby być dobry, bo sam nie mam najlepszego nastroju i ostatnio wszystko idzie mi jak po grudzie. A więc ponownie proszę wszystkich o wyrozumiałość i jeszcze raz polecam stary już bardzo tekst, tym razem z roku 2009. Usunąłem z niego dłuższy fragment dotyczący ówczesnej polityki, co dziś dla nas byłoby kompletnie nieciekawe. Reszta pozostaje bez zmian, a ja, podobnie jak wczoraj, mam nadzieję, że starzy czytelnicy przypomną go sobie z przyjemnością, a ci, co go nie czytali, znajdą w nim odpowiednią porcję inspiracji.

      We wczorajszej „Rzeczpospolitej” znalazłem artykuł absolutnie niezwykły, a zatytułowany „Słynna ofiara gwałtu zgodziła się na ślub”. Artykuł dotyczy niejakiej Mukhtar Mai, mieszkanki pakistańskiej wioski Meerwala. Pani Mai zyskała sławę wykraczającą zarówno poza wioskę z której pochodzi, jak i poza sam Pakistan, gdy w roku 2005 magazyn Glamour przyznał jej tytuł kobiety roku. 
      Zanim wyjaśnię o co chodzi, kilka słów na temat magazynu dla kobiet o nazwie „Glamour”. Ponieważ po domu w którym mieszkam, oprócz młodego Toyaha, kręcą się jeszcze trzy kobiety, moja perspektywa jest nieco szersza, niż mogłaby być, gdybym miał tylko Toyahową, albo w ogóle mieszkałbym sam. Dzięki zatem tej perspektywie, wiem też, co to takiego ów Glamour. W zeszłe wakacje jechaliśmy nad morze i każde z nas kupiło sobie coś do podróży. Któraś z nich wzięła ten właśnie „Glamour”. No i już wiem. Patrząc na rzecz najbardziej ogólnie, jest to dokładnie takie samo gówno, jak dziesiątki innych magazynów dla kobiet i mężczyzn, jakie zalewają nasz kraj od początku lat 90-tych. Jeśli to akurat pismo różni się czymś od sobie podobnych, to być może tym, że jest bardziej od tamtych skupiony na wyrafinowanym seksie, ostrej zabawie, no i przede wszystkim odrzuceniu zahamowań.
      Przygotowując się do pisania tego tekstu, zajrzałem na internetową stronę magazynu, żeby choć bardzo pobieżnie móc pokazać, o co tam chodzi. Niestety, jak bym się nie przymierzał, wychodzi mi na to, że każdy wklejony przeze mnie link, nieuchronnie poprowadzi do jakiejś perwersji. To co „Glamour” proponuje, to albo historie o dziewczynach które wynajmują mieszkania za seks, albo o dziewczynach, które muszą się upić, albo ‘najarać’, żeby ten seks był udany, albo o mężczyznach, którzy golą sobie owłosienie łonowe, żeby mieć więcej partnerek, albo o kobietach, które się wstydzą, a nie powinny. I wszystko to w formie albo bezpośrednich relacji podpisanych „Angelika, lat 27, niezależna finansowo, pracuje w biurze w Warszawie, mieszka sama”, albo „Julia, lat 30, mieszka w Poznaniu, pracuje w biurze nieruchomości”, albo ankiet, gdzie „setki naszych czytelniczek” odpowiadają na pytania, typu „Czy wolisz mężczyznę przebranego za policjanta, czy za strażaka?”, albo „Czy wolisz rozpiąć rozporek i zobaczyć ołówek, czy rozpiąć rozporek i zobaczyć grzybka?”…
      Szlag ich trafił! W sumie, nie ma się czemu dziwić. Od czasu, jak na naszym rynku pojawiły się kolorowe –  ciekawe, że niemal wyłącznie niemieckie – magazyny, które polskie dzieci zaczęły czytać zamiast „Płomyczka”, czy „Filipinki”, doskonale wiadomo było co się wydarzy jutro, a co za rok. I w sumie, nawet nie ma się co oburzać. Było oczywiste, że skoro pojawił się kolorowy, błyszczący papier, a wraz z tym papierem kolorowe, bardzo wyraźne zdjęcia, to na tych zdjęciach będą raczej gołe cycki, niż… no co? Nawet, cholera, nie wiadomo co. Jeśli się zastanowić tak bardzo solidnie, to co nam mogła zaproponować nowoczesna, niemiecka kultura? No co? Więc, jeszcze raz, szlag ich trafił! Zwłaszcza że oni są tu tylko przy okazji. A mianowicie przy okazji tej Mukhtar Mai.
      Mukhtar Mai mieszkała w Pakistanie, w wiosce o nazwie Meerwala i któregoś dnia miejscowi obywatele przyłapali jej brata, jak romansował z dziewczyną nie dość że z innego plemienia, to jeszcze taką która stała wyżej od niego w społecznej hierarchii. W tej sytuacji mężczyzna został osądzony i w efekcie wyroku – pobity, a następnie zgwałcony. To jednak nie wszystko. Wiejski sąd uznał też, że ze względu na rangę przestępstwa, zbiorowo zgwałcona również powinna być siostra przestępcy. I wyrok został wykonany. Tradycja pakistańska w takiej sytuacji każe skazanej kobiecie popełnić samobójstwo. Mukhtar Mai jednak tu się postawiła i postanowiła walczyć. Ostatecznie, sąd państwowy w Pakistanie uznał miejscowe zwyczaje za bezprawne, lokalny sąd rozwiązał, sędziów skazał na śmierć, a pani Mai wypłacił 8 tys. dolarów odszkodowania. Dzielna kobieta za otrzymane pieniądze założyła szkołę dla dziewcząt i zorganizowała ogólnokrajowe centrum na rzecz kobiet. I w związku z tym właśnie, tygodnik Glamour, „za niezłomną walkę o prawa kobiet w Pakistanie”, odznaczył ją tytułem Kobiety Roku.
      Dalsze losy pani Mai są już dla nas mniej istotne, a dla europejskich kaznodziei wręcz nieciekawe, ale dla porządku należy wspomnieć, że ta bohaterska kobieta, w obawie przed zemstą lokalnych debili, otrzymała ochronę w postaci niejakiego Gabola. Tak się zdarzyło, że ów Gabol się w Mai zakochał i zażyczył sobie, żeby ta została jego żoną. Ponieważ miał już jedną żonę, Mukhtar Mai mu odmówiła. Na to ten zagroził, że najpierw się ze swoją starą żoną rozwiedzie, a później ewentualnie popełni samobójstwo, co niechybnie doprowadzi do tragedii, bo – według niepisanego lokalnego prawa – w odwecie za rozwód Gabola, dwóch braci jego żony będzie musiało porzucić z kolei swoje żony, które – tak na marginesie – są Gabola siostrami. W tej sytuacji, Mukhtar Mai przyjęła oświadczyny Gabola i została jego tzw. żoną równoległą. Oczywiście, całkowicie zgodnie z lokalnym zwyczajem. Nam na dziś pozostaje tylko wrócić do magazynu „Glamour”, ale jeszcze zanim to nastąpi,wyrazić nadzieje, że nie okaże się już za chwilę, że lokalni mają też jakieś szczególne pomysły na sytuację, co zrobić z człowiekiem, który ożenił się z właścicielką tytułu Kobiety Roku miesięcznika „Glamour”. No i że nowy ochroniarz pani Mai też się w niej nie zakocha. W końcu, opcji z pewnością jest wiele.
      No więc wracajmy do „Glamouru”. Oczywiście ja mógłbym się teraz zacząć wyzłośliwiać nad niemieckim, holenderskim, czy amerykańskim (wszystko jedno – na pewnym poziomie to jest absolutnie bez znaczenia) magazynem i zacząć się zastanawiać, czy gdyby Mukhtar Mai – nie z przymusu, ale z własnej woli – kurwiła się wśród warszawskich biznesmenów za darmowe miejsce do spania, czy za drinka w lokalu, to redaktorki i wydawcy tego „przepysznego” potworka też by się zainteresowali jej losem? A gdyby się już tym losem zainteresowali, czy za to że też lokalne, tyle że europejskie, zwyczaje doprowadziły ją do aż takiego upodlenia, daliby jej tytuł Kobiety Roku? A może by jej zaproponowali, żeby za drobne pieniądze pozowała do półnagich zdjęć, które oni, w pięknych kolorach, publikowaliby w każdym możliwym miejscu swojego portalu internetowego? Ku uciesze obślinionych ‘koniobójców’ w rodzaju „Tomasza – menadżera, 27 lat”, czy „Karola – prawnika, 27 lat”, albo „Irka – lekarza, 30 lat”.
      Dziś jednak wciąż nie o tym. Dziś o zwyczajach. Lokalnych zwyczajach, o tradycji i o tolerancji. Kwestia ta pojawiła się ponownie przy okazji wizyty Ojca Świętego Benedykta XVI w Afryce. Okazało się, że plaga AIDS, z jaką mamy do czynienia na tym kontynencie od szeregu lat, nie jest w żaden sposób spowodowana tym że Afrykanie bez najmniejszego opamiętania, na wszystkich możliwych poziomach, prowadzą rozbuchaną aktywność seksualną, lecz tym, że Kościół Katolicki nie pozwala im używać prezerwatyw. Na jakiekolwiek propozycje sugerujące taką możliwość, że może jednak Afrykanie mogliby otrzymać ze strony cywilizowanego świata ofertę większej wstrzemięźliwości, podnosi się histeryczny krzyk, że ta afrykańska ruja i porubstwo to święty lokalny obyczaj, który nie jest od naszego ani gorszy, ani lepszy, lecz zaledwie inny, i jedyne co nam pozostaje, to go uszanować. Powinniśmy ze zrozumieniem pochylić się nad tym nieprzytomnie pieprzącym się nieszczęściem i rozdać im po paczce kondomów i właśnie przez szacunek dla tej niezawinionej przecież przez nikogo śmierci, powstrzymać się od podłej indoktrynacji. Zwłaszcza że ta indoktrynacja może dotrzeć też do niektórych, bardziej wyzwolonych kulturowo, środowisk europejskich i wprowadzić tam niepotrzebny poziom zdenerwowania.
      Więc oto okazuje się, że nad wszystkim moralnymi, kulturowymi i cywilizacyjnymi dylematami unosi się wieczny duch tolerancji i zrozumienia dla indywidualnych i grupowych obyczajów i nawyków. Należy się spodziewać, że jeśli w tym kierunku pójdzie logika historii, to staniemy w obliczu sytuacji, gdzie nie będzie już ani zła, ani dobra, ani podłości, ani wielkości, ani czynów niskich, ani postępków szlachetnych. Będą tylko lokalne zwyczaje, indywidualne nawyki i kulturowe gesty. Na naszym, najbardziej nam bliskim podwórku, będzie to wyglądało tak, że premier Tusk będzie grał w piłkę od rana do wieczora, z przerwą na wyjazd na narty, albo na mały spacerek, a oficjalne wyjaśnienie będzie takie, że on tak właśnie lubi i trzeba go zrozumieć. Jego partyjni koledzy będą już tymi ‘lodami’ które ukręcili rzygali, a oficjalny komunikat zapewni, że wszystko się odbywa zgodnie z lokalnym standardem. Za wszystkie medyczne usługi będziemy płacić z własnej kieszeni, pod warunkiem, że nie chodzi o przeprowadzenie aborcji albo „zabiegu odłączenia od pokarmu”, które będą refundowane z NFZ, bo takie są europejskie standardy. A na każdym rogu będzie stał piękny i elegancki burdel z odpowiednim sklepem oferującym fachową literaturę dla pań, panów i tych pozostałych, a jak komuś to nie będzie pasowało, może się przenieść gdzieś w białoruskie lasy i założyć tam swoją własną cywilizację.
      Tylko co z Pakistanem? No, tu jednak musielibyśmy się zwrócić o pomoc do samego wydawcy magazynu „Glamour” i, być może, jego czytelników. Ja jednak sobie wyobrażam rozwój sytuacji w taki sposób, że jakaś delegacja pisma mogłaby się udać do tego dalekiego i jakże egzotycznego kraju i spróbować odbyć z lokalnymi społecznościami kilka narad odnośnie współpracy. Strona, że tak powiem, reprezentująca kulturę światową, zapewniłaby lokalnym mieszkańcom prawo do niezakłóconego prawa realizacji swoich odwiecznych zwyczajów, włącznie do zbiorowego gwałtu na siostrach mężczyzn naruszających miejscowe przepisy. Natomiast strona pakistańska umożliwiłaby przedstawicielom Europy i Świata uczestniczenie w tych rytuałach, zarówno osobiście, jak i przez obecność przedstawicieli mediów. Wówczas to Pakistańczycy mieliby poczucie przynależności do wielkiej rodziny narodów postępowych, a my, choćby tu w Polsce, moglibyśmy z błyskiem w oczach czytać barwne relacje w miesięczniku „Glamour”, w rodzaju:„Tomasz – menadżer w międzynarodowej firmie z Warszawy, lat 32: Jeśli idzie o moje erotyczne fantazje, to bardzo bym chciał wziąć udział w zbiorowym gwałcie. Bardzo lubię, kiedy moja partnerka krzyczy na maksa. Myślę sobie, że ona pewnie nie cierpi być spocona, gdy uprawiamy seks, a właśnie to doprowadza mnie do szaleństwa. Nic nie jest bardziej podniecające niż widok kilku kropel potu pomiędzy jej piersiami. To także dowód jej zaangażowania i wysiłku, jaki włożyła we wspólne igraszki. Uważam, że wygląda wtedy pięknie.



Nasze książki, jak zawsze, są do nabycia w księgarni pod adresem www.basnjakniedzwiedz.pl, natomiast, kto wie, czy nie najwazniejsza z nich wszystkich, "Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph", bezpośrednio u mnie. Zainteresowanych proszę o kontakt mailowy na toyah@toyah.pl. 




Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...