Mieliśmy tu ostatnio kilka dni
bardzo poważnych debat, a zatem uznałem, że nie zaszkodzi choć na chwilę spuścić
z tonu i się trochę zabawić. Oto od jednego z naszych ludzi uzyskałem wczoraj
informację, że w ostatnich dniach świat kultury popularnej został zaatakowany
przez coś, co niemal w jednej chwili uzyskało nazwę Darbygate i moim zdaniem
jest to coś na tyle śmiesznego, że pomyślałem sobie, że czemu nie? Ale
zacznijmy od początku. Otóż okazuje się, że Internet, w którym i nam przyszło
spędzać pewną część swojego czasu, oferuje usługi tak zwanych „social
influencerów”, a więc najczęściej młodych ludzi płci dowolnej, którzy na regularnie
umieszczanych przez siebie filmikach opowiadają o tym, co im się ostatnio
ciekawego przydarzyło i co oni na temat owych zdarzeń sądzą. Czemu ta cała
aktywność służy, czemu zdobyła tak wielka ostatnio popularność, a zwłaszcza, jak
to się dzieje, że jeden „influencer” staje się nagle znacznie bardziej
popularny od „influencera” innego i co sprawia, że jego internetowa aktywność
przynosi mu sławę i jakieś tam pieniądze, powiem uczciwie, że nie mam bladego
pojęcia, no ale przyznaję, że musi być coś, co te kwestie rozstrzyga i nie
zamierzam się tu wymądrzać.
Stało się zatem tak, że gdzieś
w Anglii pewna jak najbardziej typowa wybotoksowana dwudziestoparolatka
nazwiskiem Elle Darby uruchomiła w
Internecie swojego video bloga, w którym zaczęła opowiadać o swoich
koleżankach, sukienkach, kosmetykach, no i w ogóle o życiu i odniosła pewien,
relatywnie niewielki sukces, powiedzmy wielkości określanej jako 80k. W pewnym
momencie owo osiągnięcie tak zamieszało w głowie, że, uznając, że ono się stało
własnością publiczną, napisała list do pewnego luksusowego hotelu w Dublinie o
nazwie Charleville Lodge Hotel, prowadzonego przez parę gejów, z propozycją, by
oni ją i jej chłopaka ugościli za darmo przez tydzień, za co ona, jako wybitna
„social influencerka,” zrobi im odpowiednią reklamę na swoim video blogu, no i
oni dzięki temu odpowiednio zwiększą swoje dochody. I w tym momencie stało się
coś, czego nikt się nie spodziewał, a co uruchomiło lawinę. Otóż, proszę sobie
wyobrazić, że właściciel hotelu, a jednoczesnie restauracji o nazwie White
Moose Cafe, niejaki Paul Stenson, list owej biednej dziewczyny opublikował w
sieci, wraz ze swoją odpowiedzią, którą tu zdecydowałem się zacytować w
całości, bo jest tego warta. Proszę posłuchać:
„Szanowna Społecznościowa Influencerko! (znam Pani nazwisko, ale, jak
sądzę, nazwisk nam używać nie wypada)
Dziękujemy za Pani e-mail z prośbą o
darmowy pobyt w naszym hotelu w zamian za reklamę. Trzeba być osobą o wyjątkowym
tupecie, by nie powiedzieć, o braku szacunku do siebie, by wystąpić z czymś
podobnym.
Jeśli zgodzę się, by spędziła Pani czas w
naszym hotelu wyłącznie za obietnicę wystąpienia w Pani filmie video, proszę mi
powiedzieć, kto zapłaci personelowi za to, że będzie się Panią zajmował? Kto
zapłaci pokojówkom za sprzątanie Pani pokoju? Kelnerom, którzy będą serwować
Pani śniadania? Recepcjoniście, który będzie załatwiał pani codzienne sprawy?
Kto zapłaci za prąd i ogrzewanie, które Pani zużyje w trakcie swojego pobytu?
Za pranie Pani pościeli? Za zużycie wody? A może uważa Pani, że powinienem
poinformować swoich pracowników, że zamiast pensji za obsługę Pani pobytu,
otrzymają szansę występu w Pani video?
Szczęśliwie, my również jesteśmy dość
popularni w mediach społecznościowych, ze 186 tysiącami obserwujących na
Facebooku, 80 tysiącami na Snapchacie, 32 tysiącami na Instagramie, oraz 12
tysiącami na Twitterze, ale – na Boga! – w życiu by mi nie przyszło do głowy,
by prosić kogokolwiek, by mi dał cokolwiek za darmo. Prowadzę również bloga, co
jednak, w moim mniemaniu nie oznacza nic ponad internetową gadkę. Powyższe
statystyki przy tym w żaden sposób nie czynią mnie na tyle lepszym, bym
oczekiwał, że nie będę musiał płacić za coś, za co muszą płacić inni.
Jeśli mogę coś pani doradzić, to
zachęcam, by w przyszłości za usługi płaciła Pani jak wszyscy inni, a jeśli
trafi Pani na hotel, który postanowi skorzystać z Pani oferty, być może zaproponują
Pani apartament w cenie zwykłego pokoju. Takim zachowaniem z pewnością nabierze
pani więcej szacunku do siebie i nie będzie się musiała niepotrzebnie
kompromitować.
Nasza odpowiedź brzmi - nie”.
Opublikował Stenson w
Internecie oba maile i na to nieszczęście wylał się taki hejt, że ona
opublikowała film, w którym zarzuciła Stensonowi psychiczne molestowanie,
sprawą zajęły się najpoważniejsze światowe media i w tym momencie Stenson
wystąpił ponownie, publikując w sieci szyderczy rachunek wystawiony na nazwisko
Darby na sumę 5 289 000 Euro jako
prowizję za reklamę, jaką on zapewnił Darby dzięki temu, że jej nazwisko
pojawiło się w 114 artykułach w 20 krajach na świecie, generując widownię
wielkości 450 milionów. Sprawę skomentował również Linkedin, oceniając te
szacunki jako jak najbardziej rozsądne.
Jak się sprawa dalej będzie
rozwijać, tego nie wiemy, ale domyślać się można, że obie strony na sprawie
wygrają. Chociaż… no nie wiem. Zajrzałem na ów vblog Elle Darby, po raz pierwszy
w życiu obejrzałem – przyznaję, że odpowiednio wstrząśnięty – to, co ona tam
prezentuje, porównałem jej zwykłe, dawne występy z tym, co ona przeżywa dziś, i
wygląda na to, że ona jest w stanie wskazujacym na to, że to już koniec. A
potem porozmawiałem trochę z moją córka, która znacznie lepiej orientuje się
ode mnie, gdy chodzi o tego typu kwestie i ona powiedziała mi, żebym sobie nie
pozwalał na zbyt wiele, bo nie wolno pod żadnym pozorem traktować ludzi bez
szacunku, nawet jeśli uważamy ich za skończonych durniów.
A zatem, postanwiam już być
dziś grzeczny i oświadczam, że geje bywają naprawdę w porządku i zachęcam
wszystkich, by podczas najbliższego pobytu w Dublinie, jeśli nie mają się gdzie
zatrzymać, wybierali Charleville Lodge Hotel. Powinno być, nomen omen, wesoło.
I to jest cały sens powstania
dzisiejszej notki.