piątek, 30 maja 2008

Grzegorz Przemyk, czyli krótkie słowo o pamięci, o symbolach i zapomnieniu



Parę dni temu, jeden z milicjantów, którzy zamordował Grzegorza Przemyka (ten od “Bijcie tak, żeby nie było śladów”) został skazany na 4 lata więzienia. Oglądałem w telewizji transmisję z odczytania wyroku, słuchałem, jak pani sędzia uzasadnia te cztery lata. Po raz nie wiem który od tamtych lat, przed moimi oczyma stanął ten warszawski komisariat i to wszystko, co się zdarzyło w ciągu tych kilku dni, zanim Grzegorz Przemyk zmarł i przyznam, że się po prostu bardzo wzruszyłem.
Wzruszyłem się tak, że postanowiłem znaleźć jakieś ładne zdjęcie maturzysty z tamtych lat i wkleić je do mojego bloga. Żeby tu był i żeby dawał świadectwo.
Wszystko co wiem o Grzegorzu Przemyku to to, że jego matka była działaczką warszawskiego komitetu prymasowskiego, że jakoś tam działała w opozycji, a sam Przemyk chyba również kręcił się w tym ówczesnym opozycyjnym towarzystwie i tyle.
Widziałem jeszcze niedawno jakieś zdjęcie w Rzepie, gdzie widać Przemyka w większej grupie, obok osób tych bardziej już znanych z opozycji lat osiemdziesiątych. I to już naprawdę wszystko.
Nie wiem, jaki był. Nie wiem, czy był dobrym uczniem, czy był miły, czy był wesoły, czy koledzy go lubili, czy nie. Słyszałem najróżniejsze plotki na jego temat, ale ponieważ większość z nich była rozpowszechniana jeszcze w czasach Większego Kłamstwa, to nie umiem się do nich odnieść.
Ale powtarzam, o Przemyku wiem tylko tyle, że chyba orientował się, co to komuna, że grał na gitarze, że miał ładne spojrzenie... no i że ot tak sobie, bez najmniejszego powodu, został śmiertelnie zakatowany przez milicjantów na warszawskim posterunku.
Pomyślałem sobie również, patrząc na to zdjęcie obok i na inne jeszcze, jak siedzi gdzieś i gra na gitarze, że Grzegorz Przemyk to był bardzo ładny chłopak. I od razu pokazałem to zdjęcie mojej córce, która powiedziała, że jest rzeczywiście ładny i że wygląda, jak perkusista z The Kooks.
I wówczas pomyślałem sobie, że jaka to okropna ironia naszych nowych, polskich czasów, że gdy z jednej strony brakuje nam ludzi-symboli, gdy brakuje nam tego gestu, który pokaże nam, czym jest historia i w co warto wierzyć, a z drugiej strony tak chętnie ulegamy najprzeróżniejszym głupim mitom, a bohaterów odnajdujemy w kompletnie bezsensownych i tak strasznie pustych miejscach, Grzegorz Przemyk nie stał się ikoną dla mojej córki i jej rówieśników.
Powtarzam, nie wiem jaki był Przemyk. Nie wiem, czy gdybym go znał, albo, gdybym go może uczył, nie uważałbym go za jeszcze jednego z tysiąca byle jakich dzieci, którzy jedyne co potrafili to idealnie opanować sztukę irytowania innych.
Wiem natomiast, że z całą swoją historią, z tym jak okropnie umarł, ze swoim ładnym spojrzeniem, z tą gitara, na T-shircie mojej córki wyglądałby wcale nie gorzej niż Jim Morrison.
I pomyślałem jeszcze coś: że tak bardzo dużo jest – bardziej lub mniej zasłużonych – bohaterów tych paskudnych komunistycznych czasów, którzy bardzo dobrze by się prezentowali, jako ikony i przedmiot autentycznego, młodzieżowego kultu.
No ale, jak mówię, pomyślałem sobie to wszystko i tyle.
Dziś, czytając komentarze do mojego porannego wpisu, znalazłem uwagi podpisane przez mojego salonowego kolegę Infidela następującej treści:

Zamieściłeś zdjęcie G. Przemyka. Jest dość ciekawe, że narodził się pewien kult, bo Przemyk jest ofiarą systemu, jednakże w portalu nasza-klasa do klasy zapisały się tylko 4 osoby, podczas gdy równoległe klasy pękają w szwach. Zastanawiam się, ile osób co roku idzie tego dnia na mszę do Św. Krzyża?
Odpisałem Infidelowi, że też myślę sobie o tej sytuacji i jest mi, owszem, przykro, że tak to się dzieje. Że uważam iż Grzegorz Przemyk powinien być postacią kultową dla polskich dzieci i młodzieży ze względu na swoją historię i na ten symbol, który niesie. No i oczywiście przez to, że spełnia wszystkie konieczne warunki, jakie można postawić postaci kultowej w świecie kultury popularnej.
No i wtedy zareagował inny mój kolega z portalu, którego z imienia z litości nie wymienię, następującym tekstem:

Dlaczego miałby być wzorem dla polskiej młodzieży? to że złapali go i zatłukli na śmierć esbecy to zbrodnia, ale nie powód do kultu.
Przyznam, że zdziwił mnie ten komentarz bardzo, bo w życiu nie pomyślałem, że jeśli idzie o to zdjęcie, o słowa Infidela i w ogóle o problem bohaterów w świecie kultury masowej, może pojawić się tu jakikolwiek dylemat.
No ale rozpocząłem wymianę opinii z tym dziwnym moim kolegą i tłumaczyłem, że nie chodzi o zasługi, nie chodzi o to, kto jaki był, bo to co się naprawdę liczy to symbol, to gest.
Tłumaczyłem, że cały świat, tak czy inaczej czci pamięć Che Guevary, czy Jima Morrisona, niezależnie od tego, czy oni osobiście byli ludźmi wybitnymi, miłymi, szlachetnymi, urokliwymi, ale dlatego, że stanowili symbol naszych tęsknot i ideałów.
Ów mój salonowy kolega wciąż mi odpowiadał, że Guevara i Morrison zdążyli coś zrobić, a Przemyk nie, więc im kultowość przysługuje, a jemu nie.
No i ostatecznie pozostaliśmy niedogadani, a ja na dodatek jeszcze mam ciężki kłopot.
Bo wciąż nie wiem, jaki naprawdę był Grzegorz Przemyk.
Ale tak samo nie wiem, jaki był niejaki Romek Strzałkowski, ani jacyż to wybitni ludzie byli z tych dziewięciu górników z Wujka.
Powiem więcej. Kompletnie nie wiem, czy bohaterka piosenki Boba Dylana, zamordowana z czystej fantazji przez syna bogatego przedsiębiorcy, Hattie Caroll była miłą osobą i czy miała jakieś zasługi.
Nie wiem też, by tak już pozostać przy Dylanie, czy Hollis Brown, farmer, który zastrzelił siebie i swoją rodzinę, bo nie umiał ich wyżywić, był dobrym człowiekiem, czy człowiekiem złym i głupim i czy on też czymś się zasłużył dla ludzkości, choćby tak, jak Che Guevara, albo Kurt Cobein.
Wiem jednak, że i o Hattie Caroll i o Brownie śpiewał nawet Bob Dylan, a o Przemyku śpiewać nagle nie chce nikt.
Powiem więcej, nikt nie chce nawet nosić koszulki z jego wizerunkiem.
Powiem jeszcze więcej. Okazuje się, że pojawiają się ludzie, którzy uważają, że tak jak jest, jest OK.
I to jest dla mnie wiedza porażająca.
I powód, dla którego jednak postanowiłem uczcić osobę Grzegorza Przemyka tym moim skromnym wpisem.
PS
Między dniem, kiedy napisałem ten tekst o Przemyku, a dniem dzisiejszym dowiedziałem się czegoś nowego. Otóż Grzegorz Przemyk miał przyrodniego brata, wówczas jeszcze dziecko, młodszego o 9 lat. Oto co znalazłem w Internecie:

Michał Przemyk, przyrodni brat Grzegorza, dziś student weterynarii, w maju 1983 roku miał dziesięć lat. Dziś niewiele pamięta, poza tym, że Grzegorz mu imponował, tak jak małemu chłopcu imponuje duży.
Pamięta jeszcze dzień swojej pierwszej komunii: - Grzegorz wbiegł tu z naręczem czerwonych tulipanów i dał je mojej mamie. To jest również twoje święto, ciociu - powiedział.
Michał Przemyk przechowuje pamiętnik. Brat wpisał mu się "na pamiątkę" w Wigilię 1981 roku:

Na razie słuchaj starszych, bo mają więcej lat i mogą Cię często ustrzec od błędów i niebezpieczeństw strasznych. Nie oszukuj i nieożartowywuj nikogo. Nie strasz siostry, a opiekuj się nią. Śmiej się dużo, ale szczerze, nie złośliwie. Nie bądź mazgaj (chyba nie jesteś). Nie bądź sknera i pazerus, bo to nie przystoi. Nie bierz przykładu z brata starszego, dopóki nie stanie się godzien tego

Więc idzie o ten wpis. Zakładam, że jest tak, jak relacjonuje Michał Przemyk i jak pisze dziennikarz Wyborczej.
Zatem skoro ktoś w wieku 16 lat potrafi się tak wpisać, jest to niewątpliwie ktoś na pewno bardziej wybitny, niż choćby Ty i ja.
I to jest zamknięcie tego mojego przemykowego wpisu.

2 komentarze:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...