Pisałem tu bardzo niedawno o krzyżach – dwóch wtopionych w siebie krzyżach – jakie wznoszą się nad murem Kopalni Wujek. Pisałem o tych krzyżach, dzieliłem się swoimi na ich temat, i na temat ich historii refleksjami, i jakoś nie starczyło miejsca i okazji, by wspomnieć jeszcze o pewnym bardzo istotnym i niezwykłym bardzo wydarzeniu, jakim było zamknięcie dla ruchu ulicy prowadzącej obok kopalni. Pamiętam, jak kiedyś, dawno jeszcze, zanim Kopalnia Wujek znalazła swoje miejsce we współczesnej historii Polski, pod kopalnią jeździły samochody, i właśnie pod kopalnią jeździły autobusy z Katowic do Ligoty na przykład. Pamiętam też jednak, jak w pewnym momencie System uznał, że ten drewniany krzyż, który tam sobie stał i nie chciał ani spłonąć, ani zgnić, ani choćby się przewrócić, stanowi element niebezpieczny i że, skoro nie da się go stamtąd zabrać, to przynajmniej należy go jakoś zasłonić. Domami, betonem, drogą, krzakiem – obojętne. Byleby jak najmniej oczu na niego patrzyło.
Pamiętam tę satysfakcję, jaką wówczas wszyscyśmy czuli. Satysfakcję z tego powodu, że ten krzyż okazał się tak ważny – a przy okazji tak straszny i budzący taki niepokój – że już nie wystarczyło postawić tam mundurowe i cywilne służby, które legitymowały każdego, kto tamtędy przechodził i postanowił na chwilę przystanąć, nie mówiąc już o tych, którym wpadł do głowy niemądry pomysł, by zapalić tam świeczkę, albo coś głośno powiedzieć, ale trzeba było jeszcze zrobić coś więcej, a mianowicie nie dopuścić do tego, by ktokolwiek, jadąc tamtędy autobusem, rzucił na ten krzyż okiem. Ależ to była satysfakcja! Że mało im było tych potłuczonych zniczy. Trzeba było jeszcze zasłonić ludziom oczy.
Dziś patrzę na miejsce przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, kompletnie puste, odgrodzone od świata rzędami stalowych barierek, chronione przez policję i służby miejskie…. I ten drewniany krzyż, ledwo widoczny wśród tej dziwnej konstrukcji. I pamiętam ten nieustanny ruch, ten tłum przesuwający się od rana do wieczora tam i z powrotem, tych ludzi pozujących czy to na tle Pałacu, czy może przed Poniatowskim na koniu, te wciąż tam obecne kamery, czekające aż może za chwilę wyjedzie Prezydent, lub wyjdzie któryś z jego urzędników i coś zechce nam powiedzieć, a pokazujące głównie spacerowiczów chcących pomachać swoim bliskim przed telewizorami. Patrzę na ten przedziwny gest strachu władzy i jej przeraźliwej niekompetencji i myślę sobie, że niech tak jeszcze jakiś czas będzie. Niech tak zostanie. Niech ten obraz zapadnie w pamięć ludzi. Niech wstrząśnie umysłami.
I nagle słyszę, jak któryś z urzędników zapowiada, że być może, jeśli ludzie z różańcami, szepczący swoje modlitwy, nie odejdą sprzed okien Pałacu Prezydenta, jeśli dalej będą patrzeć się na ten krzyż, trzeba będzie coś zrobić, żeby tam też przestały jeździć te autobusy. Ciekawe, co się stało? Czy to możliwe, że w pewnym momencie ktoś z obsługi Pałacu zauważył, że kiedy przejeżdża autobus, wszystkie głowy zwracają się w stronę tego krzyża? Czy może jest tak, że ludzie w autobusach, mijając Pałac, nagle się żegnają, albo układają palce w znak zwycięstwa, a może bystry wzrok któregoś z tych ludzi w oknie zauważył, że oni coś mówią i odczytał z ruchu warg jakieś groźne przesłanie? Czyżby znów poszło o te oczy?
A więc, jak się okazuje, może się zdarzyć, że ta szara konstrukcja na Krakowskim Przedmieściu jeszcze bardziej poszarzeje i w tej swej szarości zatryumfuje.. Że już nie tylko nie będzie jej ubarwiał płomień świecy, czy blask kwiatów, ale nawet czerwień przejeżdżających autobusów. I przyjdzie też w końcu ten dzień, kiedy już nawet odejdą ludzie sprzed tych stalowych barier, zabiorą te swoje brzozowe patyki, i pojawi się ktoś z miasta z miotłą i uprzątnie puste znicze, a z nimi tę kartkę papieru z namalowanym krzyżem. I wtedy wreszcie powstanie prawdziwy pomnik. Pomnik pamięci 96 ludzi pomordowanych w Smoleńsku. Pomnik najbardziej piękny i adekwatny, bo idealnie symboliczny i tak bardzo żywy swoim śmiertelnym chłodem.
I tak będziemy na niego patrzeć, dzień po dniu – my tu z tej strony, a oni stamtąd, przez swoje okna, lub przez przyciemnione szyby wyjeżdżających stamtąd i powracających samochodów. Pani Toyahowa – gdybyście ją znali! – znów się dziś roześmiała i powiedziała coś takiego: „A to jaja! Kaszalot wziął pewnie go na stronę i powiedział: ‘Słuchaj Broniu, to tak być nie może. Niech oni tu nie łażą. To nasz domek. Ja tu będę sadzić marchewkę. Zrób coś. I przestań się już zajmować ta polityką…” No i się rozgadała. I popłynęła ta nie kończąca się, szydercza pieśń pani Toyahowej, której nikt inny nie potrafi tak jak ona zaśpiewać, a ja nie jestem nawet w stanie powtórzyć. Ale która daję tyle wiary i radości. Don Paddington z pewnością byłby z niej dumny.
"Wchłaniając ten komunikat..." — cz. I
OdpowiedzUsuńtoyahu,
niech zamykają Krakowskie. Albo rozebrać teraz ten zbędny Pałac Namiestnikowski, działkę po nim zaorać, i przedłużyć ogrody od promenady nad Wisłą do samego Krakowskiego Przedmieścia, które niech lud Warszawy - i wszyscy goście - obejmą w posiadanie. Na wieczną pamiątkę ostatniego wielkiego Prezydenta Rzeczypospolitej…
…albo…
…znieść te zainstalowane tam w strachu i wstydzie namiestnikowskie łańcuchy i wszelkie barierki, a następnie urządzić tam plac dla odwiedzających Pomnik Smoleński. Piechotą odwiedzających to Miejsce Nadziei. Z dziećmi, z wrotkami, na rowerach. Niech wokół tego Pomnika Katynia in statu fieri trwa życie, niech słychać głosy warszawiaków a nie ptaków.
Kiedyś, jeszcze za czasów dworca Warszawa Główna, piosenki o stołecznym cyrku śpiewał Wojciech Młynarski ("Niedziela na Głównym" — sławetna parodia Gilberta Bécaud i jego "Dimanche à Orly"), a niezaczadzony jeszcze wtedy grafik Jacek Fedorowicz uprawiał wielogłosową szyderę o dyrekcji cyrku (w budowie). Telewizyjna wojna domowa, czterdziestolatek, kobieta pracująca, Maliniak, czarna wołga i cyrk na kółkach. Niesamowite ile można było wyciągnąć z tego jednego Centralnego, czy innej betonowej szopy (w budowie).
Tow. Siwak, dzielny brygadzista w gumiakach, kradł lokomotywy i kładł tym samym podwaliny pod swoją karierę ambasadora (nie żartuję - to fakt) Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, Tow. Wrona (w budowie), inny brygadzista tyle że w trepach, wysługiwał się zdolniejszymi w dowodzeniu jednostką wojskową, a sam pilnie notował i kładł tym samym podwaliny pod swoją karierę… wszyscy wiemy.
Ja nie widzę tych, którzy Siwaków, Jaruzeli i innych z tej złodziejskiej, sprzedajnej bandy kiedykolwiek wywieszają. Choć dla zdrowia wszystkich należało by rozliczyć zbrodnie i osądzić zbrodniarzy, w pierwszej chwili, albo nawet dziś. Gdzie są analizy historyczne, socjologiczne mówiące o tym jak całej grupie bezwzględnych bandziorów udaje się trwała instalacja w aparacie wpływu? Jeszcze gorsza sytuacja niż ta w 1989 roku panuje obecnie, gdyż dziś o wiele więcej jest zdeklarowanych beneficjentów systemu rozdzielczego, przekonanych do władzy i jej konfitur, gotowych do posłuszeństwa za kolejną łyżeczkę do otwartego dzióbka.
Niestety.
"Wchłaniając ten komunikat..." — cz. II
OdpowiedzUsuńtoyahu,
Dziennikarze, o dziennikarze!
Działka proszku na receptę, albo mały nosek od dobrego kolegi, i dalej kłamią — o trzeźwych, że są pijani, o modlących się, że są opętani. To słownictwo jest nam dobrze jeszcze znane; a gadającym w telewizorni głowom (gdy te są młodsze i mniej jarzące podstawowe pojęcia) tak trochę podsuwane. Przez absolwentów studiów właściwych, we właściwych miejscach zażywanych.
Jest na to rada.
Posłużę się teraz wczesnym Passentem, z lat gdy właśnie wracał ze stypendium w Harvardzie (USA funduje, Passent studiuje). Miał ten typ wtedy obsesję na punkcie nieskuteczności indoktrynacji mas inteligenckich przez kierowane do rzeczonych pismo, a jako destruktywnie narcystyczna osobowość (pozdrowienia dla czytających to psychiatrów!) miał był Passent obsesję na punkcie nieskuteczności JEGO pisaniny. Na rednacza, który to Miecio był wywalał zdolniachę na ostatnią stronę, i obcinał mu glossy, a przez to niestety i wierszówkę. Konfiturki, znaczy się, redukował, ten podły Miecio. Czytelnicy byli Passentowi już wtedy całkowicie obojętni. Pisał tylko pod wypłacających paski.
A pisał ze świętym oburzeniem o tym, że nie ma szans ta jego gazeta z przekupką na targu, gospodynią domową, chłopem co to o polityce z kumem rozprawia, księdzem który o Panujezusie naucza. I miał słuszność. Co więcej, sądzę że ta passentowa obserwacja jest dziś bardziej aktualna niż wtedy, kiedy on tę swą niemoc wykrzykiwał — kiedy to było — czyżby już czterdzieści lat temu?
Zakładajmy własne agencje informacyjne. Do czorta z płatnymi dezinformatorami. Potrzeba wiadomości z Krakowskiego? Zajrzeć na blog, zadzwonić skajpem do znajomego, który tam na Złotej czy Tamce mieszka. Samemu filmować zdarzenia historyczne. Zamieszczać je dla innych w sieci. LINKOWAĆ porządnie swoją pracę, niech będzie ona łatwa do odszukania!
I opowiadać o tym. Czas na zdecydowaną akcję przyjdzie.
Drogi Alfonsie!
OdpowiedzUsuńObie Twoje propozycje - i ta nad "albo", ale też i ta pod - są zachwycające.
A raport z PRL-u? Cóż powiedzieć!
Ruszam do części drugiej komentarza.
@Y.B.K.
OdpowiedzUsuńE tam! Co do dziennikarzy, to ja już najlepsze czytałem. W ostatniej Gazecie Polskiej jest Tekieli, który - jeśli idzie o mnie - zamyka sprawę.
"Są ludzie, którym jeśli staniesz na drodze, zabiją".
Toyahu.
OdpowiedzUsuńWybacz, nie wiem jak ten wpis skomentować. Poddaję się. Przestałeś do mnie docierać.
Jak każdy czytelnik tego bloga, kupujący Twoją twórczość, mam prawo zapytać: kiedy wyjdziesz z tego "doła" i przestaniesz nudzić.
O, nudzić to jest dobre słowo. Pod jednym Twoim wpisem napisałem bardziej dobitnie. Wcale tego nie żałuję.
Twój Gemba
@Gemba
OdpowiedzUsuńJestem pewien, że najlepiej będzie jak wreszcie przestaniesz, jak to zgrabnie określiłeś, kupować te teksty. Dla spokoju Twojego i mojego sumienia. Da się to zrobić?
@toyah
OdpowiedzUsuńJestem bardzo dumny z naszych Pań i z Ich Pieśni.
A tak się akurat składa, że od dłuższego już czasu, dużo myślę o roli kobiet w czasach smuty. Tyle tylko, że temat straszliwie mi się rozrasta i nie mam pomysłu, jak to zgrabnie, w formie zwięzłego (he, he: zwięzłego;)...) komentarza ująć.
A propos zaś w nudny zposób ujmowanego przez Pana tematu Krzyża i pomnika, polecam inspirującą wypowiedź p. Magdaleny Merty, wdowy po poległym w Smoleńsku wiceministrze kultury. To też piękna Pieśń:
(Wzywanie do usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego), „to kolejny policzek wymierzony bliskim ofiar katastrofy smoleńskiej. Wydaje mi się, że to małpia złośliwość. Krzyż to najświętszy symbol. Walka z krzyżem? Jakież to niegodne, niskie. Rozumiem, że ten symbol najbardziej bodzie w oczy, ale dla nas to symbol Tego, który się nami opiekuje, pomaga nam najbardziej, do którego się uciekamy w naszych modlitwach. Uważam, że mamy obowiązek bronić tego krzyża. Powiedzieć Złemu i jego akolitom: nie. Mam wrażenie, że obrona tego krzyża jest zrobieniem kroku w stronę Chrystusa, jest powiedzeniem Mu: jesteśmy Ci wierni.
Jeśli jednak dojdzie do zlikwidowania krzyża będę apelowała, byśmy układali przed Pałacem Prezydenckim krzyż z kwiatów, choćby trzeba było robić to codziennie od nowa, jak to miało miejsce za czasów PRLu na Pl. Zwycięstwa. Takie symboliczne miejsce jest Polakom bardzo potrzebne. Ten naród stracił swojego prezydenta. Powinien móc składać mu hołd. Dobrze byłoby, gdyby z czasem przed pałacem stanął pomnik Pary Prezydenckiej. Wtedy to tam składalibyśmy wieńce w hołdzie prezydentowi, który zginął na służbie w czasie tak szczytnej misji. Do tego czasu harcerski krzyż powinien zostać tam, gdzie jest. To przecież także wyraz naszej narodowej solidarności po katastrofie smoleńskiej.”
Całość:
http://www.fronda.pl/news/czytaj/zachowanie_prokuratury_jest_upokarzajace_i_dodatkowo_bolesne
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńDziękuję za to cudownie nudne świadectwo pani Merty. I proszę Księdza o to, by jeśli tylko ogarną Księdza odpowiednie nudy, zachciał nas tu podręczyć.
Są nawet dwa pomniki:
OdpowiedzUsuńhttp://niepoprawni.pl/blog/740/prezydent-rozwiazuje-problem-krzyza-i-nie-tylko-rysunek
Czy ktoś jeszcze uskarża się na nudę?
Sz.Państwo !
OdpowiedzUsuńProszę nie ulegać emocjom, lecz skupić się i uważnie przeczytać, co chciał wyartykułować, lecz napisał chyba niezbyt fortunnie Pan Gemba, oraz raczej docenić Jego szczerość wyznania.
Wg. mnie zupełnie czym innym jest bezpodstawne, bądź prowokacyjne uznanie tekstu autora, jako "nudny", czy mierny, niż z pokorą i szacunkiem wobec bliźniego. Wyznanie publiczne, że tekst czytającemu wydaje się trudny, czy nawet twórczość autora zawężona tematycznie i nie całkiem zrozumiała.
Szczęść Boże !
@Orjan
OdpowiedzUsuńKtoś tak. Ale tylko ktoś. Można się nie przejmować.
@ Toyah
OdpowiedzUsuńCzęść I
Jakoś i mnie naszło na dłuższe, "nudne" przemyślenia więc pozwalam sobie je tu zamieścić:
Płyta pamiątkowa tak, pomnik nie. Pomnik czy obelisk. W Ossowie to nie
pomnik, to nagrobek.
Etykietki i granie nimi. Nie wiem kiedy to się
rozpoczęło, ale odebrano słowom ich prawdziwe znaczenie i sens i zaczęto
przylepiać etykietki. I grac nimi na potegę. Także zmienia się sens prostych
symboli. I tez gra się nimi. Każdy, gdy się zastanowi to widzi w tym
kłamstwo, fałsz i hipokryzje. Niemałą role ma w tym tzw. poprawność
polityczna. Co to własciwie jest? Kto to własciwie wymyslił? Dla mnie to
jeszcze jedna zasłona dymna, by nie nazywać rzeczy po imieniu. Doktor
złapany kamerą jak przyjmuje łapowkę nie może być nazwany złoczyńcą czy
przestępcą, bo sad go jeszcze nie skazał. Śmierć Prezydenta nie może być
nazywana zbrodnią bo jeszcze nie określono winnych. Kłamstwo i fałsz w
dużych i małych sprawach. Dlatego tez nie jestem tak srodze oburzony na
młodych matołków grających w piłkę przed Krzyżem, bo oni się w tym całym
relatywizmie wychowali i nie znają innego życia. Także taką Olejnik, Lisa
czy Miecugowa trudno do końca potępić, bo oni również żyją w takim tylko
środowisku, gdzie te współczesne paskudne normy są czymś oczywistym i
normalnym. I najprawdopodobniej nie otrzymali właściwego wychowania.
Natomiast państwo Bartoszewski, Kutz, Środa czy ks. Sowa to już zupełnie inny
kaliber i inna odpowiedzialność. Kto jest zatem Super- szatanem? Czy można
powiedzieć, ze jest nim Adam Michnik? Czy może jest to grupa, która
sprzedała nas przy okrągłym stole? A może niewidoczni manipulatorzy z
różnych służb pociągający za sznurki? Kto zbudował to cale zło? Zło tak
straszne, ze mentalność Polaków jest w bardzo złym stanie.
cdn.
@jazgdyni
OdpowiedzUsuń"Nie wiem kiedy to się
rozpoczęło ...".
Jak to kiedy? Za wielkiego językoznawcy STALINA. Te współczesne pętaki, to tylko zamaskowane epigoństwo.
@jazgdyni i orjan
OdpowiedzUsuńRozpoczęło się to wg. mnie znacznie wcześniej, kiedy nastąpił upadek pierwszych ludzi.
"On to rzekł do niewiasty : Czy rzeczywiście Bóg powiedział : Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?....."
Wczoraj i dzisiaj też sieją zwątpienie zadając nam różne pytania. Np: czy rzeczywiście ten krzyż powinien, musi stać tam, gdzie został postawiony?....
A nawet bywa i tak, że nas nie pytają, tylko decydują za nas albo zachęcają, aby bez ograniczeń korzystać z życia i swawoli, dowolności tzn. "jeść owoce ze wszystkich drzew".
Szczęść Boże !
@Sz. Toyahu !
OdpowiedzUsuńTrudno jest przecenić Pana uzdolnienia edytorskie i dotychczasową twórczość, oraz wartość i styl tekstów autorskich.
Natomiast mam wrażenie, że zbyt często ogranicza się Pan, do zdawkowych odpowiedzi i unika dłuższej konwersacji i dialogu, także nie zawsze stara się wnikliwie, dogłębnie, a zatem rzetelnie poznać i właściwie odczytać, oraz zrozumieć intencje interlokutora. Ponadto ku mojemu zdumieniu, a nawet zgorszeniu zachęca Pan innych, aby podobnie postępowali tzn. "nie przejmowali się".
Uwzględniam to, że jest Pan twórcom i właścicielem bloga, oraz gospodarzem, tego forum.
Jednak proszę ewentualnie wyjaśnić - co Pana inspiruje i upoważnia, do takiej szczególnej postawy wobec wybranych osób?....
Szczęść Boże !
@Zibik
OdpowiedzUsuńCzy Ty przypadkiem nie połączyłeś w jedno dwóch pojęć: dialogu i dialektyki?
Zwykle, gdy ktoś u Toyaha domaga się dialektyki, chce się pięknie różnić i inne takie, to wkrótce okazuje się troll'em.
Jest to "spiżowe prawo" każdego bloga, bo tu chodzi o spotkania, a nie o nawalanki.
Wreszcie, ze ściśle literackiego punktu widzenia sam blog (a co dopiero pojedyncze komentarze), to formy żywe i krótkie. Doktoraty robi się gdzie indziej.
PS. co za baran wymyślił, że można sie pięknie różnić. Tak-tak / nie-nie i do widzenia. Reszta od farmazonów jest.
PPS. Gdy piszę "Ty" z dużej litery, to tak, jakbym pisał Pani/Pan. Nie obrażaj się.
Da się zrobić.
OdpowiedzUsuńPozwolisz tylko, że nieśmiało zapytam? Kiedy wróci Toyah, którego teksty wyciskały łzy wzruszenia?
M.
@orjan
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że "tu chodzi o spotkania", lecz po co, te przykre i wg. mnie czasami zbędne lub przedwczesne rozstania?....
Ponadto "formy żywe i krótkie" (lapidarne) nie są tożsame z odpowiedziami zdawkowymi.
Zauważyłem, że u Toyaha sztuka dyskutowania, oraz wymiana myśli nie jest priorytetem.
On tzn. Pan Toyah koncentruje się, skupia na artykule wiodącym, a wyróżnia tych, co trafnie odczytują Jego intencje, oraz myśl wiodącą - przesłanie publikacji i z Nim zgadzają się.
Natomiast nie adwersarzy, lecz nowych interlokutorów, czy oponentów wg. mnie zbyt pochopnie ocenia, a nawet dyskwalifikuje, bądź zalicza, do trolli.
Chylę czoła przed tymi, którzy potrafią wyrażać nie tylko swoje myśli w sposób lapidarny.
Inspirujący tekst wiodący autora i owo "spotkanie" różnych osób tj. razem współtworzone publiczne forum, chyba trudno przecenić, bo stanowi szczególną wartość w blogosferze.
Ps. Nie mam zwyczaju obrażać się, ani obrażać innych. Zdecydowanie wolę konwersować, czy dyskutować, a nawet polemizować za pomocą argumentów.
@zibik
OdpowiedzUsuńChyba powinienneś nieco wyluzować. Ja u Toyaha zawsze piszę to co mi się akurat chce. Bardzo często nie na temat, lub obok tematu.
Trafnie odgadujesz, że "sztuka dyskutowania nie jest tu priorytetem. Jeśli odbywa się, to raczej ad hoc, między komentatorami. Można powiedzieć, u Toyaha w gościnie chętnie wtedy udzielanej.
Ten blog, to rodzaj strumienia świadomości, ale takiego, który przy byle okazji swobodnie bifrukuje.
Tkwi w nim kilka skał. "Od tego bieg strumienia się zmienia, po jakich toczy się kamieniach", że sobie tu poparafrazuję.
Trolle zwykle rozbijają się właśnie na tych kamieniach.
Ja bym tej bifrukacji na jakąś tam polemikę nie zmienił. Ją możesz bowiem znaleźć wszędzie.
@Zibik
OdpowiedzUsuńOdczep się. Gemba to mój kolega. My od miesięcy balansujemy na krawędzi. On to wie równie dobrze jak ja.
Co do moich komentarzy, ja nie mam możliwości spędzać więcej czasu w necie niż robię to teraz. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja tu wklejam ostatnio nawet i dwa teksty dziennie. A jak je wklejam, to znaczy, że najpierw je piszę. Prawda?
Zaraz wróci moja żona i mnie opieprzy, że znów nic nie robię. Więc może się nie gniewaj, ale skońćzę już z Toba gawędzić.
@Gemba
OdpowiedzUsuńJak idzie o Ciebie, to możliwe, że nigdy.
Natomiast ja też mam nieśmiałe pytanie, czy Ty nie myslisz, że się trochę ostatnio za bardzo wybeszczelniasz?
@Zibik
OdpowiedzUsuńJedną sprawę musze jednak wyjaśnić. To jest nieprawda, że ja ludzi oskarżam o trollowanie bez dyskusji. Zwróć uwagę na przykład, ile czasu poświęciłem chocby temu "obserwatorowi" zanim z niego wylazło to co wylazło. Zwróć uwagę ile się nagadałem z tym "a", zanim uznałem, że nie warto.
Jest wręcz odwrotnie do tego co mi zarzucasz. Ja raczej z tzw. przyjaciółmi mało gadam. Jeśli wpadam w chęć dyskutowania, to właśnie z tymi, którzy coś do mnie mają. Tak jak na przykład z Tobą teraz.
Weź takiego księdza Paddingtona. Czy ja kiedykolwiek z nim zamieniłem więcej niż zdanie? Może, ale jakoś nie pamiętam.
Natomiast świetnie pamiętam jeszcze czasy Salonu, kiedy to całymi miesiącami traciłem czas na dyskusje, które i tak się musialy skończyć obrażaniem mojej rodziny, mojej wiary, moich emocji i wreszcie życia jakie prowadzę. A wszystko po to, żeby się później dowiadywać, że ja jestem taki pan, kótry toleruje wyłącznie poklaskowiczów.
Wybacz, ale myślę, że się mylisz.
@orjan
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją troskę o mnie i sugestię, abym "wyluzował". Dotychczas nie czułem się w waszym gronie sztywno, czy zbyt zdeprymowany, lecz po ostatnim wpisie Toyaha w stylu "odczep się"... Mam wrażenie, że trudno mi będzie być całkiem na luzie, bo zaczynam być, przez Niego napiszę oględnie tylko tolerowany.
Pięknie opisałeś, czym wg. Ciebie jest ten blog. Ponieważ jeszcze nie jestem taki, jak "skała w strumieniu", a więc mogę jedynie mieć się na baczności, abym nie został wyrzucony na brzeg albo nie rozbił się na jednej z nich.
Domyślam się, że ów "strumień świadomości" najpierw "swobodnie bifurkuje", a nawet "zmienia bieg", aby potem ponownie łączyć się i jednoczyć.
@Sz.Toyahu
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że Gemba i inni są Twoimi kolegami, bądź przyjaciółmi. Dziękuję za próbę wyjaśnienia, w czym rzecz?....Oczywiście zauważam, doceniam i podziwiam m.in. Twoją płodność edytorską. Absolutnie nie gniewam się, ani obrażam, a nawet doskonale znam i rozumiem, czym są reprymendy ukochanej żonki. Też znajduję się w podobnych sytuacjach.
Odnośnie moich wcześniejszych sugestii, bądź uwag to nie jest tak, że ja Ciebie "oskarżam", czy
cokolwiek "zarzucam".....
Mam przeświadczenie, być może bezpodstawne, że jesteś osobą bardzo zdyscyplinowaną i wiele wymagającą, od siebie i innych.
A ci inni bywają różni, nie zawsze
są tacy, jakbyśmy chcieli i oczekiwali. Dobrze, że starasz się ich, także mnie wysłuchać i zrozumieć, lecz nieraz warto zamiast karcić, czy "obcinać", raczej zachęcić, skłonić interlokutora, czy komentatora, do współtworzenia owego "strumienia świadomości", jak pięknie to ujął
Twój kolega Orjan.
Oczywiście artykuł wiodący zawsze jest najważniejszy, lecz czytelnicy zwykle również chętnie interesują się treścią i formą komentarzy.
Wybacz jeśli w czymkolwiek Ciebie uraziłem, pozdrawiam serdecznie.
Szczęść Boże !
@Zibik
OdpowiedzUsuńNo i co Ci odpowiedzieć?
Te toyahowe skały, to sprawy, a nie ludzie. Tu jest żywioł i emocje. Piszemy bez kapoków.
Poza tym, coraz mniej rozumiem z tego, co piszesz. I po co tu piszesz, skoro tak cierpisz. Na mój gust, za dużo w tym jakiegoś egotyzmu. Dlatego radziłem "wyluzuj". Walcz o coś, a nie z prądem (są też inne rzeki).
@Zibik
OdpowiedzUsuńAleż gdzie tam! Ależ skąd! Nie uraziłeś mnie. Po prostu mnie źle oceniłeś. Nie Ty pierwszy, nie ostatni.