Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tablica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tablica. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 maja 2011

Spieprzaj dziadu!

Na początek dnia, przedstawiam tekst całkowicie niezaplanowany, ale, jak by nie patrzeć, konieczny nie tylko jako zamknięcie ostatniej sprawy Ziemkiewicza, ale przede wszystkim ostateczne z nim pożegnanie. O nim już tu więcej nie będzie.
Otóż parę dni temu na blogu naszego kolegi Andrzeja przeczytałem o pewnym ziemkiewiczowskim wpisie, zamieszczonym na jego z kolei blogu, który Andrzejowi się spodobał – Andrzej, w odróżnieniu ode mnie, Ziemkiewicza chyba lubi. No i stało się tak, że Andrzej, powołując się na Ziemkiewicza, wszczął alarm, że oto na grobie bł. Jerzego Popiełuszki została zmieniona treść tablicy i nagle zamiast dotychczasowej informacji, że Ksiądz został zamordowany przez SB, jak byk stoi tylko tyle, że został zamordowany. Ponieważ wiadomość ta mną odpowiednio wstrząsnęła, chcąc na ten temat dowiedzieć się czegoś więcej, wlazłem na blog Ziemkiewicza, ale tam przeczytałem tylko tyle, że Ziemkiewicz zaszedł nad ten grób, spojrzał, i stwierdził, że treść napisu została zmieniona. No i do tego jest jeszcze odpowiednia refleksja. I nic więcej.
Ponieważ ciekawość mnie zżerała, wszedłem w googla i wpisałem: „Popiełuszko”, „tablica”, „zmieniona”, „SB”… i zero. Nic. Nawet odniesienia do tekstu Ziemkiewicza. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że Ziemkiewicz coś popieprzył. Że ktoś mu coś powiedział, albo on sam przeczytał gdzieś na blogach, no i podał jako swoje. Tyle że zaraz sprawdziłem raz jeszcze u źródła, a tam stoi wyraźnie nie to, że on o tej zmianie wie, ale że on ją widział na własne oczy. I to ledwo co. Przyszedł tam, rzucił okiem i szok! No więc – wstyd mi dziś, jak nie wiem co – ale uznałem, że nie mam się co stawiać, bo, cokolwiek mi o Ziemkiewiczu sądzić, przesadzać nie powinienem. Coś tam być musiało.
No i wczoraj, już późną nocą, czytam nowy wpis na blogu Andrzeja, a tam informacja, że Ziemkiewicz się pomylił, sprawę sprostował i wszystko już jest gites. Tyle że sam Andrzej znowu za wiele na ten temat nie pisze. Tyle że Ziemkiewicz się pomylił, ale sprawę wyjaśnił. No więc znów – za to poświęcenie poproszę o kolejne parę groszy – polazłem do Ziemkiewicza, a tam całe długie wyjaśnienie, w dwóch aż suplementach. Otóż, okazuje się, że faktycznie, na tablicy nikt nic nie zmienił. Ona jest taka jak była jeszcze za władzy ludowej. Problem jest tylko taki, że Ziemkiewicz nie ma pojęcia, dlaczego on napisał jak napisał. On tam był i widział. Co ciekawsze, ludzie z którymi on tam był, też potwierdzali, że SB zniknęło. Co jeszcze ciekawsze, Ziemkiewicz, który tam był i wszystko widział, nagle przyznaje, że on tym swoim znajomym uwierzył na słowo i z lenistwa nie sprawdził. A więc wszystko, cholera, wygląda na jakiś cud. Jak ktoś mi nie wierzy, albo myśli, że ja się upiłem, to proszę uprzejmie. Jest cytat:
Przejrzałem wszystkie dostępne mi zdjęcia grobu i nie jestem w stanie znaleźć napisu w brzmieniu, który podsunęła mi pamięć. Co najdziwniejsze, moje wspomnienie potwierdzali wczoraj ludzie, z którymi tam byłem, dlatego odruchowo uznałem rzecz za pewną i nie sprawdziłem − to oczywiście żadne usprawiedliwienie. Być może w pamięci połączył mi się napis z grobu z napisem z jakiejś tablicy pamiątkowej (może w Toruniu?) Na bieżąco, w weekend nie jestem w stanie zweryfikować mechanizmu błędu…
Ale, gdyby ktoś myślał, że pozostaniemy już tylko w bojaźni przed nieznanym, pojawia się kolejny suplement, gdzie Rafał Ziemkiewicz wyjaśnia, jak sprawa była dramatycznie prosta. Otóż on faktycznie widział, że nie ma informacji o SB, tyle, że on już sobie przypomina całą historię. Tego SB tam nie ma jeszcze od czasów PRL-u, kiedy to komuniści kazali treść oryginalnej tablicy zmienić. Esbecy wspomniani tam byli na samym początku, ale szybciutko wkroczyła komunistyczna władza i tę parę literek usunęła. I dowcip – no, naprawdę, jakie to śmieszne! – polega na tym, że Ziemkiewicz parę dni temu poszedł ze znajomymi na ten grób i wszyscy nagle dostali jakiegoś zaćmienia. Po prostu ten PRL i to wszystko – ten PiS, Kaczyński, Smoleńsk, Platforma, Rzeczpospolita, codzienna walka, nowa powieść – tak im wszystkim jakoś w głowach poprzestawiało, że wyszło jak wyszło. Proszę uprzejmie. I tu stać mnie na cytat:
Już wszystko sprawdziłem (niedziela wieczór): wychodzi, że popisałem się sensacją z gatunku ‘królowa Bona umarła!’. Od dziś złośliwi zamiast ‘refleks szachisty na urlopie’ będą mogli mówić o ‘refleksie Ziemkiewicza’ Istotnie, było napisane ‘zamordowany przez SB’, ale na pierwotnym nagrobku. Słowa te zniknęły już wtedy, gdy zastępowano go obecnym, przy którym modlił się Jan Paweł II. Niechybnie był to kompromis organizatorów papieskiej pielgrzymi z peerelowskimi władzami”.
A więc sprawa jest żałośnie prosta. Ziemkiewicz zwyczajnie miał marny refleks, i tyle wszystkiego. Pewnie z przepracowania. Oni zmienili napis prawie trzydzieści lat temu, a on głupi myślał, że to teraz. On, jeszcze jako młody człowiek, zobaczył jak ten napis zmienili, i nagle dziś sobie z tego zdał sprawę! Jak ten czas szybko leci! No ale tym razem już bez żartów. Każdy musi przyznać, że świat przyśpieszył. Tyle się dzieje, że nawet nie ma jak tego kontrolować. Dobrze że w ogóle jakoś idzie. I to idzie nienajgorzej. A o tym najlepiej świadczy wywiad, jakiego Rafał Ziemkiewicz udzielił Nowemu Ekranowi. Jakiż on mądry! Jak on wszystko wie! Ileż ciekawych spostrzeżeń ma nam do przekazania! On tam nawet, z całą swoją skromnością, oferuje swoje usługi jako nowy premier. Oczywiście nie bezpośrednio, bardzo dyskretnie i skrycie, ale my przecież wiemy, że nikt jak Pan. Prawda, Panie Redaktorze? My wiemy.
Kiedy piszę ten tekst, Łażący Łazarz opublikował już dwie z czterech części tej fascynującej rozmowy z prawdziwym mistrzem. Cała nowoekranowa społeczność – a już zwłaszcza ta, która od początku wiedziała, że ten Nowy Ekran nie powstał sobie tak zupełnie po nic – czeka na części kolejne…
Dziś, kiedy ten tekst już za moment wstawię, widzę, że dwie kolejne części są już gotowe. Nawet je obejrzałem. Jest tak samo ciekawie, jak w pierwszej połowie, tyle że tu Rafał Ziemkiewicz wykonuje pewien gest, który doskonale symbolizuje wszystko to, co mi się dotychczas na jego temat udało powiedziec, to czego mi się powiedziec nie udało, i wszystko to, czego już na jego temat nie powiem, bo mi się nie chce. Otóż w pewnym momencie on wyciąga z kieszeni chusteczkę do nosa, wyciera nią sobie czoło, następnie ogląda, co mu się tam przylepiło, a stwierdziwszy pewnie, że jest okay, wyciera sobie nią nos. Pod moim poprzednim wpisem na jego temat pojawiło się parę komentarzy sugerujących, że Ziemkiewicz to wieśniak. Teraz wiemy już na pewno, że to nieprawda. On wieśniakiem nie jest. Gdyby był wieśniakiem, najpierw by się wysmarkał, a dopiero potem wytarł tym sobie czoło. Dla ochłody.
Natomiast, jak idzie o mnie, to ja już mu chyba podziękuję. I pozwolę sobie mieć nadzieję, że Rafał Ziemkiewicz jednak czyta ten blog. I że trafi na ten wpis. Bo chcę mu coś na pożegnanie powiedzieć. I na to przeznaczę osobny akapit.
Spieprzaj dziadu!

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Zrób to sam, czyli jak zostać kurwą

Kiedy doszła do mnie pierwsza, jakże sensacyjna i budująca jednocześnie, wiadomość, że władze rosyjskie udzieliły swej łaskawej zgody, by rodziny poległych w Smoleńsku mogły jednak podejść do strzępów polskiego samolotu, oczywiście byłem dumny i szczęśliwy. Jednocześnie jednak wiedziałem, że jakąś cenę za tę uprzejmość trzeba nam będzie zapłacić. W końcu, coś za coś, czyż nie? Dziś już wiem zarówno ja, jak i cała Polska, że ceną tą okazało się usunięcie oryginalnej tablicy ze słowem ‘Katyń’ i z krzyżem ze smoleńskiego obelisku i wstawienie tam innej. Lepszej, ładniejszej i bardziej adekwatnej. A więc, chyba nie jest najgorzej. A może nawet jest lepiej. Bo skoro ładniejszej, to na cóż tu narzekać? Kiedy nasz prezydent Komorowski w dziś, już za chwilę, spotka się na tym miejscu kaźni ze swoim serdecznym kolegą Miedwiediewem i się uścisną, pamiątkowa fota, którą ktoś im z pewnością strzeli, będzie z pewnością bardziej w stylu.
Ktoś powie, że owszem – panowie prezydenci będą mieli sytuację znacznie bardziej komfortową, natomiast należy też pomyśleć o wrażliwości samych rodzin, które mogą się tu, w tej nowej sytuacji, poczuć nie do końca na miejscu. No ale musimy też pamiętać, że to właśnie ich interes został tu, że tak powiem, utargowany. To one w końcu – te rodziny – chciały dotknąć wraku. No i dotknęły. Niech się więc cieszą. Jest jednak jeszcze coś, o czym nie wolno zapominać. Jak czytałem we wcześniejszych zapowiedziach, w planie zwiedzania wraku było też ustawienie zniczy w kształcie krzyża. To ja tym razem już bardzo przepraszam. A niby z jakiej okazji ten kolejny krzyż? Co to za dziwne pomysły? To niby miały być już dwa krzyże? Jeden na ziemi, a drugi na tablicy. A to szanowni państwo nie wiedzą, że miejsce krzyża jest w kościele? Naprawdę, apelujmy o opamiętanie.
Myślę wciąż o tej zamianie, i jak bym nie liczył, to wciąż mi wychodzi, ze jesteśmy dalej na plusie. No bo zastanówmy się, jaką korzyść mają Rosjanie z tego, że się z nami muszą wciąż zadawać. Przecież nawet ta zmieniona już tablica, to dla nich wyłącznie kłopot, zwłaszcza że nie należy zapominać, że ta zamiana z ich punktu widzenia, jest taka sobie. W końcu wzięli jedną, a dali dwie. Czyż nie? W dodatku, nie należy zapominać, że sam proces zamiany to też nie była dla nich taka wielka przyjemność. Trzeba było w nocy wstać, leźć tam na to lotnisko po śniegu, w mrozie, jedną odkręcać, dwie nowe przykręcać, a kto wie, czy w ogóle były jeszcze za to jakieś pieniądze. A my? Przecież sam zaszczyt i przyjemność spotkania się z prezydentem Rosji starczy za wszystko. Samo to jest czymś tak pięknym i ważnym, że nawet gdyby się nie dało pomacać wraku, i tak nie można by narzekać. Przecież prezydent Miedwiediew to nie byle kto. I sławny, i zapracowany, i przecież w tym czasie, zamiast ściskać się z naszym Bronisławem Komorowskim, mógłby robić sto innych, ciekawszych i bardziej inspirujących rzeczy.
No i wreszcie, sama przyjaźń. Dwadzieścia lat czekaliśmy na to, żeby Rosja znów zechciała uznać Polskę za prawdziwego druha. I skoro wreszcie ten czas nadszedł, naprawdę nie powinniśmy marudzić. Zwłaszcza że nie ma o co. Jakaś tablica? A cóż nam tablica? Raz jest, raz jej nie ma. Raz ta, raz inna. Doprawdy…
Prezydent Komorowski jest już w Rosji. Matko jedyna! Jaka to piękna wiadomość! Przyleciał samolotem do Moskwy, został tam powitany jak prawdziwy przywódca, a kto wie, czy nie dostał coś do jedzenia. Teraz jedzie piękną czarną limuzyną prosto do Katynia. Ileż w tej wyprawie wspanialej symboliki! A tam już czekają na niego wypróbowani przyjaciele, a wśród nich i on. Prezydent Miedwiediew. Jestem pewien, że to będzie dobre spotkanie. Dobre, pożyteczne i pełne ważnych znaczeń. Porozmawiają sobie nasi prezydenci, uradzą co jest do uradzenia, i w ten sposób wkroczymy w kolejny etap dobrych stosunków. A jak Bronisław Komorowski ładnie i po rosyjsku przeprosi za numer z tablicami, to może i dostanie buziaka.
Ja wiem, że to co się stało niemal już rok temu, dla wielu rodzin mogło stanowić bolesne doświadczenie i wielką tragedię. I zdaję sobie też sprawę, że dla wielu z tych osób ów niespodziewany brak oryginalnej tablicy może stanowić jakiś tam – głównie psychiczny – kłopot. Jestem jednak przekonany, że wszyscy sobie z tym wszyscy jakoś poradzą. To są silni ludzie. Zwłaszcza ci, którzy tam dziś postanowili się zjawić. Ale w końcu przecież widok tulących się prezydentów też musi na nich podziałać kojąco. No ale załóżmy nawet, że ktoś tam się źle poczuje. Tu też nie ma obaw. Jak się dowiaduję, rodzinom towarzyszą psychologowie i księża. W tym potencjalnie trudnym momencie i jeden i drugi będzie jak znalazł. Ludzie z ekipy Santorskiego wszystko ładnie im wytłumaczą, a jeśli któremuś z nich wciąż będą po głowie chodzić jakieś złe myśli, to pójdzie do spowiedzi i będzie git.
I tyle. Jeszcze na koniec pozwolę sobie wyjaśnić, skąd dziś ten brzydki tytuł. Doniesiono mi mianowicie niedawno, że ten blog jest bardzo uważnie czytany przez dziennikarza Gazety Wyborczej Orlińskiego, a więc gazety, która w tych dniach naprawdę bardzo się stara, żeby nam wszystkim było lepiej. Panie Orliński, jak się Panu podoba ten tekst? To chyba jest Pański kierunek. Może być? Czy mógłby mi Pan załatwić jego publikację w Wyborczej? Ja mogę takich pisać po parę dziennie. Za ten wezmę powiedzmy pięć stów. I jak trzeba będzie, to mogę od razu napisać jeszcze jeden. Pan wie, że potrafię. Niech będzie za cztery.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...