Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bilderberg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bilderberg. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 28 maja 2020

Czy Rafał Trzaskowski zaprosi do Grupy Bilderberg Michała Szczerbę?


Przepraszam wszystkich Czytelników, a zwłaszcza pana Mirka, który, jak wiem, od rana czeka z palcem nad odpowiednim klawiszem – i z myślą o którym w znacznym stopniu powstają te teksty –  ale dziś nie będzie już nic nowego. Sytuacja na scenie zrobiła się bowiem ostatnio tak przewidywalna, że jedyne co mógłbym dziś zrobić to zacytować Norwida z jego nieśmiertelnym „jak się nie nudzić na scenie tak małej, tak niemistrzowsko zrobionej” i się zamknąć. A Bóg mi świadkiem, że ostatnie dni pod tym względem do nieustanna walka, by jednak coś z tej nędzy wydusić. A więc dziś już nic nowego nie dam rady powiedzieć, natomiast na całe szczęście mam swoje stare teksty, w dodatku, jak ostatnio zauważyłem znacznie od dzisiejszych bogate w słowo, a zatem można się w tego typu kryzysowych sytuacjach skutecznie poratować.
      Ale stało się jeszcze coś, co daje mi naprawdę dużą satysfakcję. Otóż wymyśliłem sobie, że aby owe wspominki nie były wyjęte tak zupełnie bez planu, zaryzykuję i odnajdę tekst dokładnie sprzed 10 lat, a więc z 28 maja 2010 roku...  i proszę sobie wyobrazić, że on jak ulał pasuje do niedawno podanej przez reżimowe media informacji, że Rafał Trzaskowski został przez Radosława Sikorskiego wprowadzony do towarzystwa o nazwie Bilderberg. Ja oczywiście widziałem jak owe media próbują biednym, nic nie rozumiejącym z tej znaczącej przecież informacji, obywatelom tłumaczyć czym jest owa plazma i przyznaję, że trochę mi było żal, że to się tak w końcu musiało rozleżć po kościach. A tu proszę! Mamy jak znalazł. Mój tekst sprzed dokładnie 10 lat spada nam niemal prosto z nieba. Zapraszam.


       Znów ktoś powiedział, że Wałęsa to głupek, a na dodatek agent i dziwkarz i pan Bolesław nie wytrzymał. On oczywiście nie wytrzymał już dużo wcześniej, ale tym razem nie wytrzymał na dobre. A przynajmniej tak mówi. Skąd taka reakcja? Ja w Salonie przeczytałem wczoraj, że Jarosław Kaczyński uprawia seks doodbytniczy z Ludwikiem Dornem, a informacja ta została ubarwiona bardzo szczegółowymi i niemniej realistycznym opisami tego pożycia, a mimo to nie słyszałem, żeby którykolwiek z panów przy tej okazji ogłosił, że zrzeka się wszelkich dotychczas uzyskanych honorów i wyjeżdża z Kraju. Ktoś mi powie, że te plwociny na temat Dorna i Kaczora to rojenia chorego umysłu, podczas gdy pan Bolesław, nawet jeśli nie jest dziwkarzem, to z pewnością jest głupkiem i agentem. No ale przecież cała cywilizowana opinia publiczna gotowa jest zaświadczyć własnym życiem, że to wszystko są oszczercze brednie, a sam były prezydent może na to nawet dać słowo honoru. Więc o co chodzi?
      Dobrze. Wiem. To wciąż niczego nie wyjaśnia. W końcu obraza to obraza. Tu, na mnie na przykład, wciąż tabuny czerwonych pająków mówią, że jestem komunistą i mimo że to nieprawda, to ja bardzo jestem z tego powodu załamany. Ale czy ja grożę, że jak oni nie przestaną, to ja wyemigruję? Komunista zresztą to pikuś. Inni bowiem opowiadają, że ja jestem do bani nauczycielem. I też jest mi przykro, bo jakże tak! Ale nawet tu nie grożę, że w tej sytuacji się pogniewam, oddam wszystkie swoje dyplomy, ordery, puchary i cholera wie co jeszcze, zamknę się w sobie i przestanę chodzić do knajpy z moimi byłymi uczniami. Pozdrowienia!
      A więc może chodzi o to, że na Wałęsę gadają w książkach i w telewizji, a na mnie tylko w Salonie? Może i tak. Kto wie? No ale w czym Salon gorszy od mainstreamu? Przecież już dawno mądrzejsi ode mnie wyjaśnili, że w zinformatyzowanym i oplecionym medialną siecią świecie nie ma już właściwie podziału na media ważniejsze i mniej ważne. Internet w dzisiejszej dobie wygrywa wybory. Telefony komórkowe obalają rządy. Niedawno w telewizji widziałem, że prawdziwa sztuka filmowa już nie jest tworzona w Hollywoodzie, ani nawet w Nowym Jorku, nie mówiąc już o Indiach, lecz w youtubie i wspominanych już kamerkach firmy Samsung. Więc jak to jest? Jak ja tu napiszę, że Wałęsa to komunistyczny szpicel i pospolity złodziej, to pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje dopóki nie wydrukuje tego IPN albo Arcany? A niby dlaczego? Panie Prezydencie, moim zdaniem jest Pan ruskim bucem i kapusiem! Halo? Słyszy mnie Pan? Chce Pan na bilet?
      Cała Polska, od jakichś 15 lat, wie na sto procent, że Lech Wałęsa był tajnym, świadomym i bardzo chętnym do pracy współpracownikiem tajnych służb komunistycznej represji. Każdy Polak, jeśli tylko jest minimalnie zainteresowany życiem publicznym, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Lech Wałęsa, będąc wiceprezydentem u Mieczysława Wachowskiego, ukradł, a zapewne także zniszczył, całą kupę bardzo tajnych i cennych dokumentów świadczących o jego uwikłaniu we współpracę agenturalną. I nie ma tu żadnych wyjątków. Powyższy stan rzeczy jest znany każdemu, a jeśli ktoś nie chce o tym rozmawiać, albo wręcz te fakty kwestionuje, to wyłącznie ze względów politycznych i z uwagi na bieżące interesy. Nie ma ludzi w Polsce – za wyjątkiem osób kompletnie nieprzytomnych – którzy wierzą w to, że Lech Wałęsa jest autentycznym bohaterem polskiej walki o niepodległość. Ostatni tacy wymarli doszczętnie wspomniane już 15 lat temu.
      Ale jest jeszcze coś co każdy – niekoniecznie nawet zdrowo myślący – Polak doskonale wie. To mianowicie, że Lech Wałęsa jest najzwyklejszym, najbardziej przeciętnym durniem. Kiedy oglądamy Lecha Wałęsę w telewizji, czytamy jakąś jego prasową wypowiedź, albo idziemy na jakieś z nim spotkanie i słuchamy jak plecie, wiemy znakomicie, ze mamy do czynienia ze zjawiskiem w publicznej przestrzeni absolutnie wyjątkowym. I – podkreślam to raz jeszcze – wie to każdy: ja, Państwo, Monika Olejnik, a nawet Bronisław Komorowski i Donald Tusk, nie mówiąc już o Palikocie. Każdy człowiek, który ma oczy które widzą i uszy które słyszą, wie że tu nawet nie ma o czym gadać. Pozostaje czysta polityka i bezczelne kłamstwo.
      A więc w tej sytuacji, kiedy głosy wyrażające w stosunku do Lecha Wałęsy czystą pogardę nie chcą zamilknąć, Wałęsa wybucha i mówi, że on już ma dość. Ja oczywiście do pewnego stopnia go rozumiem. On wprawdzie zaprzecza wszelkim pomówieniom, twierdzi, że nie dość, że jest czysty jak złoto, to jest człowiekiem mądrym, sprytnym i bardzo przenikliwym, ale osobiście jestem przekonany, że zna swoje intelektualne i moralne ograniczenia bardzo dobrze, czuje je, męczy się z nimi i w gruncie rzeczy ich nienawidzi. I to jest sytuacja bardzo niekomfortowa. On, dzięki tej swojej historii i tym przedziwnym zakrętom losu, znalazł się tu gdzie się znalazł, z tą całą swoją sławą i nadmuchaną wielkością, z tymi doktoratami, z tymi pieniędzmi, z tą rozpoznawalnością i absolutnie nie jest w stanie sobie z tym poradzić. I gdyby jeszcze świat mu dał na chwilę odetchnąć, to może by sobie znalazł jakieś spokojne miejsce i żył jak zwykły człowiek –  owszem, kiedyś bardzo znany, a nawet przez wielu uwielbiany – ale teraz już tylko jako ten właśnie zwykły człowiek. Myślę, że można by nawet było się tak umówić, że prawo by mu dało dożywotnią absolucję.
      Tymczasem, niestety, całe bandy bezwzględnych kombinatorów, ze szczerze powiem, że nie do końca dla mnie pojętych powodów, postanowiły grać tym biednym człowiekiem tak długo aż go prawda i zwykłe, ludzkie pragnienie sprawiedliwości dopadnie i zetrze w pył. Cóż za brak litości! Cóż za wyrachowanie! I po co? Jaka będzie z tego bezpośrednia korzyść?
      Załóżmy nawet to, że Donald Tusk, razem ze swoim nowym kumplem Napieralskim zlikwidują IPN? Załóżmy nawet takie rozwiązanie, że jakimś cudem uda się doprowadzić do tego, że wprowadzi się ustawowy zakaz mówienia źle o Lechu Wałęsie. Wszędzie. W książkach, gazetach, telewizji, a nawet w rozmowach prywatnych. Załóżmy nawet, że Parlament uchwali w budżecie specjalny fundusz na rozwój prac badawczych nad historyczną wielkością Lecha Wałęsy. Mało tego – niech nawet Parlament uchwali likwidację z polskiego słownika imienia Bolesław. I co to zmieni? Prawo i Sprawiedliwość nie wygra następnych wyborów parlamentarnych? Nie żartujmy. Andrzej Olechowski zostanie przyszłym prezydentem Polski?
      Andrzej Olechowski. Oto dopiero nadchodzi ciekawy kawałek tej historii. Bo tak naprawdę tu wcale nie chodzi o Wałęsę. On już jest ostatecznie skończony. Z niego już nic nie będzie. Ta przygoda jest już dawno zamknięta. Tu nawet nie chodzi o Donalda Tuska i te wszystkie nadzieje, jakie z nim wiążą całe grupy naiwnych komentatorów w rodzaju Krzysztofa Leskiego. Powiem więcej. Tu nawet nie jest problemem Janusz Palikot i jego nieuchronnie zbliżające się przywództwo w Platformie. Skoro już zdecydowaliśmy się na tę demokrację, to nawet dziesięć stadionów dla Legii Warszawa, kolejne 15 kanałów tematycznych telewizji TVN i sześć orderów uśmiechu dla pani Bożeny, nie zmienią faktu, że do następnych wyborów pójdą wyłącznie osoby zaangażowane całym sercem. Sercem prawdziwym, a nie okrwawionym mięśniem. Tu może chodzić najwyżej o kogoś takiego jak Andrzej Olechowski.
      Kiedy Lech Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś, a jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. Ale co tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego zycia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że Olechowski osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, wiemy o istnieniu tworu o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z Wikipedii:
Grupa Bilderberg albo Klub Bilderberg - nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki, biznesu i przemysłu. Spotkania grupy odbywają się raz do roku. Podczas nich omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące polityki i ekonomii. Pierwsze spotkanie tego typu miało mieć miejsce w holenderskim Hotelu de Bilderberg (stąd pochodzi nazwa grupy) w Osterbeek w maju 1954, a odbyło się z inicjatywy wpływowego polskiego polityka i emigranta Józefa Retingera, który był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960. Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates, czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby, spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku.
Grupa Bilderberg nie jest organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii. Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.: Andrzej Olechowski - od 1994, Hanna Suchocka – 1998, Sławomir Sikora (prezes Citibanku) – 2004, Jacek Szwajcowski (prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) – 2005, Aleksander Kwaśniewski - 2008"
      Dlaczego ja się postanowiłem nagle zająć tym „klubem"? Z trzech powodów. Dwa z nich są wymienione w samym tekście w Wikipedii. Pierwszy: „Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów". Drugi: „Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku”. Ci którzy czytają moje teksty z reguły są osobami myślącymi, więc ani słowa już o tym. Po co?
      Jest jednak jeszcze trzeci powód, dla którego się trochę wystraszyłem. Sam Olechowski. On ostatnio, nie wiadomo z jakiej cholernej okazji, pokazuje się publicznie dużo za często. Bardzo dużo za często. Przyłazi, gada i straszy. I ja autentycznie nie wiem, co on tu robi, a – co najgorsze – co on może. A boję się, że on akurat może więcej, niż nam się wydaje. No i wciąż się zastanawiam, czego on tu szuka. Wczoraj występował u Moniki Olejnik i ja po raz pierwszy w życiu widziałem ją w stanie takim, jaki osiągają tylko młode dziewczyny na pierwszej w życiu randce. Bardzo to było ciekawe. Na szczęście, w tym wszystkim są informacje, które każą nam się nie lękać. Nie lękać się i wierzyć, że jest coś, czego bramy piekielne nie przemogą.
      Wczoraj dotarła do nas informacja, że w Ameryce rozbił się samolot należący do człowieka nazwiskiem Irving Moore 'Bud' Feldkamp III, wielokrotnego milionera i właściciela największej w Stanach sieci klinik aborcyjnych. Samolot spadł na katolicki cmentarz, tuż przy grobie nienarodzonego dziecka. 14 znajdujących się na pokładzie osób – w tym dzieci i wnuki Feldkampa – zginęło.
      I tak to właśnie się plecie ten świat. Bohaterowie przychodzą, odchodzą, ci prawdziwi i ci zupełnie sztuczni. A świat się spokojnie i pewnie plecie. Czego sobie i Wam życzę.

Jak już wspomniałem, od publikacji tego tekstu upłynęło już 10 lat i też wiele się zmieniło. Z tego co wiem, Andrzej Olechowski wciąż pojawia się w telewizjii TVN24 i Monika Olejnik w dalszym ciągu bardzo się stara pokazać mu, że na nią akurat on może zawsze liczyć i jak się domyślam oni wspólnie apelują, by w najbliższym czasie nie organizować w Polsce jakichkolwiek wyborów.  Mało tego, do grupy Bilderberg został dokooptowany nie tylko Radek Sikorski, ale nawet ta nędza Rafał Trzaskowski. No ale jest jeszcze coś. Otóż, jak wiemy, stary Rockefeller ostatecznie już wykorkował, ale, jak się dowiaduję, wciąż jeszcze żyje Henry Kissinger. Tyle że skoro nagle mamy tu tego Trzaskowskiego i Sikorskiego, to znaczy, że on jest już na tyle nieprzytomny, że nad tym interesem przestał kompletnie panować, podczas gdy inni spieprzyli do Nowej Zelandii. A więc, krótko mówiąc, nie ma o czym gadać, przynajmniej do czasu aż tam dołączy poseł Szczerba. Obiecuję, że na tę okoliczność kupię sobie 16-letniego Lagavulina.






niedziela, 26 lutego 2012

Powrót człowieka z fartuszkiem

Z Andrzejem Olechowskim jest tak, że on zaczyna istnieć wyłącznie wtedy, gdy pojawia się w mediach. Jest to o tyle ewenement, że właściwie trudno sobie wyobrazić drugą taką publiczną postać, która by miała ten właśnie publiczny status. Weźmy Lecha Wałęsę. Jego możemy nie oglądać i nie słuchać przez cały boży rok, a i tak każdy z nas wie, że gdzieś w Gdańsku, czy może choćby i na plaży na Florydzie, Lech Wałęsa spędza swój kolejny dzień. Podobnie Adam Michnik, Jerzy Urban, czy Aleksander Kwaśniewski. Z Andrzejem Olechowskim jest tak, że on się pojawia i znika w sposób tak niezwykły, że trudno nie dojść do przekonania, że, jeśli on nagle jest, to wcale nie tak sobie, bo tak jakoś wyszło, ale w jakimś bardzo precyzyjnie określonym – diabli wiedzą przez kogo – celu.
Przyczyna mojego raptownego zainteresowania się Andrzejem Olechowskim, a, jak to wynika z treści poprzedniego akapitu, ono musi być raptowne w sposób zupełnie naturalny, jest zawsze taka sama, a to mianowicie ta, że oto jego znów się nagle zrobiło bardzo dużo. Co zajrzę do telewizora, czy rzucę okiem na przegląd prasy, nie ma możliwości, bym gdzieś nie trafił na tego człowieka. On znów jest wszędzie i oczywiście nieustannie gada. A ja nie mam wątpliwości, że jeśli ktoś taki jak Olechowski, ni stąd ni z owąd zaczyna się koło nas kręcić, to znaczy, że znów będzie się coś działo, lub, co gorsza, już się dzieje, a on został skierowany na któryś z odcinków, by nadać sprawom odpowiedni kierunek.
Pisałem już tu o Olechowskim, i wówczas sytuacja była dość podobna. A więc, z jednej strony, mieliśmy atmosferę pewnego przełomu, a z drugiej nagle Olechowskiego zrobiło się wszędzie bardzo dużo. Pisałem o nim, bo już wtedy miałem bardzo silne przekonanie, że jeśli któraś z publicznie znanych osób, faktycznie i bezpośrednio reprezentuje System, to właśnie jest to Olechowski. Pamiętam, jak kiedyś, kiedy jeszcze czytałem trochę „Gazetę Wyborczą”, trafiłem na wywiad, z którymś z ważnych polskich masonów. I w rozmowie tej, ów człowiek powiedział, że o ile masoneria stara się trzymać od polityki jak najdalej, to on musi przyznać, że oni raz się w sprawy publiczne, owszem, zaangażowali, a było to przy okazji czerwcowego przewrotu w roku 1992. Myślę, że to nie jest prawda. Może oczywiście być tak, że, bezpośrednio, oni angażują się faktycznie rzadko. Że, powiedzmy, raz im się to zdarzyło wtedy, kiedy niszczono rząd Jana Olszewskiego, a drugi raz, przy okazji sprawy Rywina, kiedy to reprezentowana przez Millera i Kwaśniewskiego post-komuna, została ostatecznie odsunięta od bezpośredniego zarządzania. Natomiast z całą pewnością, oni na wszystko mają oko na bieżąco. I uważam, że właśnie dziś zbliżamy się do czasu, kiedy ci państwo będą się musieli znów zaangażować.
Parę dni temu, czytałem trochę rozmowę z Andrzejem Olechowskim, jaką przeprowadził z nim jeden z – nawet nie pamiętam, który, i, jak wiemy, nie ma to żadnego znaczenia – dzienników, i wynika z niej, że zaufanie braci do Donalda Tuska wisi już niemal na włosku. Premier się zwyczajnie źle sprawuje. Od początku roku jest niestety bardzo, bardzo źle. Ale, jak zapewnia Olechowski, System widzi pewne szanse na podtrzymanie status quo. On sam stwierdza, że Donald Tusk wciąż jest w dobrej fizycznej i psychicznej formie, że jego przywództwo w partii wciąż utrzymuje bezpieczny poziom, no a poza tym – i to Olechowski oświadcza bardzo jednoznacznie – nie ma zgody na powrót do władzy Jarosława Kaczyńskiego, gdyż to co proponuje Kaczyński jest dla Systemu nie do przyjęcia. W tej sytuacji, jeszcze trzeba dać Donaldowi Tuskowi jedną – jedną! – szansę. Jeśli ją wykorzysta, przeżyje. Jeśli nie, trzeba będzie pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Tę oto właśnie informację przywiózł Andrzej Olechowski do Polski.
Pozostaje wyjaśnić, dlaczego ja uważam, że to właśnie Olechowski jest tym emisariuszem. Pisałem też i o tym, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Proszę się nie gniewać, jeśli się będę powtarzał, ale uważam, że sytuacja to w pełni usprawiedliwia, i właściwie chyba skłonny jestem obiecać, że ja to, co poniżej będę przypominał za każdym razem, jak Olechowski się będzie pokazywał publicznie. Jest on bowiem od bardzo już dawna nie byle kim. Olechowski to nie z trudem już funkcjonujący Lech Wałęsa. Olechowski to też oczywiście ani Bronisław Komorowski, ani Donald Tusk, ani nawet nie Janusz Palikot. Olechowski to nie telewizja TVN24 i pan Mariusz Walter z rodziną. Jeśli ta nasza szczątkowa demokracja może dostać w łeb, to wyłącznie od kogoś takiego jak Andrzej Olechowski. Kiedy wspomniany wcześniej Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś. On sam nawet chętnie przyznawał, że tak, on jak najbardziej współpracował, i co z tego? A jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. A cóż tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego życia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że on osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, a ustawa ACTA wciąż nie weszła jeszcze w życie, wiemy o istnieniu tworu o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z wikipedii:
Grupa Bilderberg, albo Klub Bilderberg – nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki, biznesu i przemysłu. Spotkania grupy odbywają się raz do roku. Podczas nich omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące polityki i ekonomii. Pierwsze spotkanie tego typu miało mieć miejsce w holenderskim Hotelu de Bilderberg (stąd pochodzi nazwa grupy) w Osterbeek w maju 1954, a odbyło się z inicjatywy wpływowego polskiego polityka i emigranta Józefa Retingera, który był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960. Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates, czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby, spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku. Grupa Bilderberg nie jest organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii. Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.: Andrzej Olechowski - od 1994 Hanna Suchocka - 1998 Sławomir Sikora (prezes Citibanku) – 2004 Jacek Szwajcowski (prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) - 2005 Aleksander Kwaśniewski - 2008
W tych dniach abp Michalik wystąpił ze słowem do swoich wiernych, w którym zwrócił uwagę na fakt, że w Polsce znów się uaktywniły tajne grupy i organizacje mające na celu zniszczenie Kościoła. W reakcji na tę wypowiedz podniosła się naturalna wrzawa, tak wielka, że nawet można było w niej usłyszeć głos Prawa i Sprawiedliwości w osobach niektórych ze swoich przedstawicieli. Że niby o co chodzi? Że a cóż to znów za fobie? Że czyżby znów nadjeżdżali cykliści? I takie tam. Kiedy już pierwsza fala gniewnych pomruków minęła, w telewizji TVN24 wystąpiło dwóch prawdziwych masonów. Najpierw Wielki Mistrz, Tadeusz Cegielski, syn Longina, ojciec Maxa, powiedział, że oni nie mają żadnych wpływów, co oczywiście akurat jest bardzo przykre, bo świat pod masońską władzą byliby znacznie lepszy. Po nim z kolei wystąpił dawny bohater solidarnościowej rewolucji, Wojciech Giełżyński, syn Witolda, jednak niestety, prawdopodobnie ze względu na jego mocno zaawansowany wiek, ów masoński przekaz praktycznie do mnie nie dotarł. Całość poprowadził Maciej Knapik, syn Tomasza, naturalnie, i, krztusząc się ze śmiechu, wyjaśnił, że z tą masonerią to oczywiście jakieś bajki.
A ja zachowuję tradycyjny spokój. Wiem z całą pewnością, że coś się dzieje. Inaczej, Andrzej Olechowski nie zabierałby głosu i nie pokazywał swojej boskiej czupryny publicznie. Siedziałby gdzieś w Szwajcarii, Brukseli, czy Paryżu i rysował te swoje kółka i trójkąty. Skoro jednak się pokazał, to znaczy, że coś jest na rzeczy. A więc ja osobiście mam oczy i uszy otwarte, i tego samego życzę wszystkim czytającym ten tekst. Bo nie ma nic gorszego, niż dostać w łeb przy śniadaniu, lub, co gorsza, przy kolacji.

Proszę o wspieranie tego bloga w każdy możliwy sposób. Numer konta jest obok po prawej, a książka do kupienia ciut wyżej. Dziękuję.

wtorek, 31 marca 2009

O czarnych klubowiczach i Dobrej Nowinie

Od pewnego czasu chodzi po głowie Andrzej Olechowski. I nie jest tak, że na starość – zupełnie naturalnie – zgłupiałem i zacząłem sobie przypominać czasy, gdy byłem młodszy. Nie jest też tak, że widząc, jak Platforma Obywatelska stopniowo gnije, pomyślałem sobie, że dla jakości życia publicznego w Polsce byłoby lepiej, gdyby to agenci wzięli się za rządzenie, a nie amatorscy piłkarze z prowincji. A mogłoby przecież o to chodzić. Niedawno nawet Jarosław Kaczyński zasugerował, ze Michał Boni jest najsprawniejszym ministrem u Donalda Tuska. Przyczyną mojego raptownego zainteresowania się Andrzejem Olechowskim nie jest też fakt, że w momencie jak Lech Wałęsa ogłosił, że się wyprowadza z Polski i da nam wreszcie spokój, pomyślałem sobie, że oto wykrusza się stara gwardia ubowców i moja myśl automatycznie skierowała się na tego dziwnego osobnika.
Nie. Nic z tego. Jest bowiem tak, że z mojego punktu widzenia, skoro już Platforma ma gnić, niech gnije do końca, aż zacznie śmierdzieć, a Wałęsie nie uwierzę nawet jak nagle oświadczy, że idzie wiosna. Andrzej Olechowski zainteresował mnie z tej prostej przyczyny, że jego się nagle zrobiło bardzo dużo. Nie ma chwili, żebym nie otworzył telewizora i nie zobaczył tego komucha. On jest wszędzie i bez przerwy. I gada, gada, gada, gada. A ja uważam, że jeśli ktoś taki jak Olechowski, ni stąd ni z owąd zaczyna na mnie wyskakiwać, jak – nomen omen – diabeł z pudełka, to znaczy, że się kroi grubsza afera. Dlaczego on jest, w moim pojęciu, taki ważny? Dlatego mianowicie, ze Olechowski od bardzo dawna nie jest byle kim. Olechowski to nie upadły Wałęsa. Tego już, nawet wbrew temu dzisiejszemu cyrkowi, o którym na swoim blogu tak ładnie dziś napisał FYM, nic nie wskrzesi. Ta przygoda jest już dawno zamknięta. Tu też nie chodzi o Donalda Tuska i te wszystkie nadzieje, jakie z nim wiążą całe grupy naiwnych komentatorów w rodzaju Krzysztofa Leskiego. Powiem więcej. Tu nawet nie jest problemem Janusz Palikot i jego nieuchronnie zbliżające się przywództwo w Platformie. Skoro już zdecydowaliśmy się na tę demokrację, to nawet dziesięć stadionów dla Legii Warszawa, kolejne 15 kanałów tematycznych telewizji TVN i sześć orderów uśmiechu dla Bożeny Walter, nie zmienią faktu, że do następnych wyborów pójdą wyłącznie osoby zaangażowane całym sercem. Sercem prawdziwym, a nie okrwawionym mięśniem. Jeśli ta nasza szczątkowa demokracja może dostać w łeb, to wyłącznie ze kogoś takiego jak Andrzej Olechowski.
Kiedy Lech Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś, a jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. Ale co tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego zycia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że Olechowski osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, wiemy o istnieniu tworu o nazwie Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z wikipedii:
Grupa Bilderberg albo Klub Bilderberg – nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki, biznesu i przemysłu. Spotkania grupy odbywają się raz do roku. Podczas nich omawiane są najważniejsze w danym czasie dla świata sprawy dotyczące polityki i ekonomii. Pierwsze spotkanie tego typu miało mieć miejsce w holenderskim Hotelu de Bilderberg (stąd pochodzi nazwa grupy) w Osterbeek w maju 1954, a odbyło się z inicjatywy wpływowego polskiego polityka i emigranta Józefa Retingera, który był stałym sekretarzem grupy aż do śmierci w 1960.Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates, czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby, spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku.Grupa Bilderberg nie jest organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii. Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.:Andrzej Olechowski - od 1994 Hanna Suchocka - 1998 Sławomir Sikora (prezes Citibanku) – 2004 Jacek Szwajcowski (prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej) - 2005 Aleksander Kwaśniewski - 2008
Dlaczego ja się postanowiłem nagle zająć tym „klubem”? Z trzech powodów. Dwa z nich są wymienione w samym tekście w wikipedii. Pierwszy: „Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów”.
Drugi:„Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku”. Ci którzy czytają moje teksty z reguły sa osobami myślącymi, więc ani słowa już o tym. Po co?
Jest jednak jeszcze trzeci powód, dla którego się trochę wystraszyłem. Sam Olechowski. On ostatnio, nie wiadomo z jakiej cholernej okazji, pokazuje się publicznie dużo za często. Bardzo dużo za często. Przyłazi, gada i straszy. I ja autentycznie nie wiem, co on tu robi, a – co najgorsze – co on może. A boję się, że on akurat może więcej, niż nam się wydaje. No i wciąż się zastanawiam, czego on tu szuka. Wczoraj występował u Olejnikowej i ja po raz pierwszy w życiu widziałem ją w stanie takim, jaki osiągają tylko młode dziewczyny na pierwszej w życiu randce. Bardzo to było ciekawe.
Na szczęście, w tym wszystkim są informacje, które każą nam się nie lękać. Nie lękać się i wierzyć, że jest coś, czego bramy piekielne nie przemogą. Wczoraj dotarła do nas informacja, że w Ameryce rozbił się samolot należący do człowieka nazwiskiem Irving Moore 'Bud' Feldkamp III, wielokrotnego milionera i właściciela największej w Stanach sieci klinik aborcyjnych. Samolot spadł na katolicki cmentarz, tuż przy grobie nienarodzonego dziecka. 14 znajdujących się na pokładzie osób – w tym dzieci i wnuki Feldkampa – zginęło.http://www.fronda.pl/news/czytaj/szokujacy_wypadek_ktorego_nie_opisza_wielkie_media
I tak to właśnie się plecie ten świat. Bohaterowie przychodzą, odchodzą, ci prawdziwi i ci zupełnie sztuczni. Podobnie jak kanalie – najprawdziwsze, najczystsze kanalie. A świat się spokojnie i pewnie plecie. Czego sobie i Wam życzę.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...