Pisałem tu stosunkowo niedawno na temat dość starego już i wydawałoby się zużytego zjawiska – bo jest to w istocie socjologiczne zjawisko – znanego pod nazwą „Korwin”. Mówiąc bardzo krótko, poruszając ów temat, chciałem wskazać na fakt, że cały praktyczny sens obecności Janusza Korwina Mike w polskiej przestrzeni politycznej polega na tym, by uwodzić osoby nieletnie o nadmiernie rozbudzonych intelektualnych aspiracjach, ale też niektórych starszych już obywateli, którzy jednak zatrzymali się w rozwoju właśnie gdzieś tak na poziomie małoletniości, i polityka dla nich to wciąż zaledwie obsesyjna gra w Eurobusiness, gdzie wprawdzie nic nie dzieje się naprawdę, ale przynajmniej można mieć wrażenie, że człowiek o czymś decyduje. Pisałem o Korwinie-Mike, opisując jego metodę polegającą na tym, że najpierw wymyśla się możliwie najbardziej szokująca tezę, następnie, przy zastosowaniu najbardziej prymitywnej sofistyki, dowodzi się jej prawdziwości, a dalej już tylko czeka się na okrzyki podziwu, że no naprawdę tym razem to ten Korwin wszystkich zmasakrował.
Dziś wiem, że Janusz Korwin-Mike swoje przekonanie o konieczności wprowadzenia do polskich szkół polityki, gdzie tak zwani „normalni” uczniowie będą systemowo rozdzielani od „debili”, głosi już od dawna, ja jednak o tym czymś usłyszałem po raz pierwszy dopiero niedawno, przy okazji wywiadu, jakiego ów dziwny człek udzielił telewizyjnemu programowi „Kropka nad i”. Powiedział tam Korwin-Mike, że jest on absolutnie przekonany, że dla dobra jednych i drugich, „debili” (on używa takiego określenia) należy od dzieci normalnie inteligentnych izolować, by jednych i drugich uchronić przed zepsuciem. Jego zdaniem, w opisanej sytuacji, dzieci mądrzejsze, przez swoje wrodzone okrucieństwo, „debili” będą dręczyć, „debile” natomiast będą coraz bardziej się w sobie zamykały. On sam zresztą, jak chętnie przyznał, gdyby miał dziecko z zespołem Downa, prędzej by dla niego szukał towarzystwa wśród innych sobie podobnych, choćby i znalezionych w Internecie, niż narażał na okrutne traktowanie ze stronnych „normalnych” kolegów.
I ja, powiem szczerze, na tego typu gadkę reaguje wzruszeniem ramion. Mam okazję obserwować Korwina od wielu już lat, na różnych poziomach owego szaleństwa, i chyba nie ma nic takiego, co by mnie tu mogło jeszcze poruszyć. Stało się jednak tak, że parę dni temu w Salonie24 trafiłem na notkę blogera Grzegorza Świderskiego, powszechnie znanego libertarianina ze stajni wspomnianego Korwina-Mike, podpisującego się inicjałami GPS, w której ten uzupełnia wypowiedź swojego intelektualnego przywódcy, dość obszernie przy okazji wyjaśniając, o co chodzi z tymi deblami. Już sam tytuł notki „Czy chciałbyś się uczyć z debilem?” mówi wiele, jednak warto zanurzyć się w szczegóły, gdzie otrzymujemy coś takiego:
„Ale to oczywiście nie znaczy, że należy jedne dzieci od innych izolować. W normalnej szkole powinny być co jakiś czas lekcje typu: „spotkanie z ciekawym człowiekiem” i powinien to być nie tylko znany podróżnik czy poeta, ale też debil czy kaleka, a jeszcze lepiej podróżnik-debil i poeta-kaleka. Niech dzieci poznają innych – wtedy łatwiej o tolerancję i akceptację. Ale wspólna nauka powinna być w gronie równych sobie – nie tylko umysłowo, ale i równych sobie temperamentem.
Debilizm to stan lekkiego upośledzenia umysłowego. Takie dzieci istnieją. Nie powinno się ich uczyć razem z dziećmi normalnie się rozwijającymi. Niezależnie od poglądów jakichś psychologów na ten temat nie ma w takiej tezie nic obraźliwego. Takie naukowe tezy można i należy stawiać. A potem potwierdzać lub obalać. Przysłowie: „z jakim przystajesz, takim się stajesz” należy weryfikować, a nie obrażać się na nie”.
Jeśli ktoś myśli, że ja się tu będę teraz znęcał na blogerem Świderskim i analizował poziom debilizmu, przez niego akurat reprezentowanego (swoją drogą, skoro już mówimy o weryfikowaniu danych, wypadałoby rzucić okiem choćby na zdjęcie, jakie on sam uznał za stosowne zamieścić na swoim blogu), jest w dużym błędzie. Ponieważ ja wiem, że debili takich jak Świderski, czy Korwin-Mike jest znacznie więcej i w pewnym sensie oni stanowią autentyczna plagę, pozwolę sobie na tak zwaną merytoryczną polemikę.
Otóż, jak już zresztą miałem okazję parę razy w różnych miejscach wspominać, przez niemal dziesięć lat pracowałem w gimnazjum i liceum, gdzie w każdej klasie znajdowało się przynajmniej jedno dziecko autentycznie opóźnione w rozwoju. Niekiedy opóźnione bardzo. I proszę sobie wyobrazić, że przez te wszystkie lata, ja ani nie spotkałem się z choćby jednym przypadkiem wspominanego przez Korwina okrucieństwa w stosunku do owych „debili” ze strony tak zwanych dzieci „normalnych”, ani też, co może jeszcze ciekawsze, nie zauważyłem, by zasada przytaczana przez Świderskiego za Korwinem „z jakim przystajesz, takim się stajesz” realizowała się w jakiejkolwiek innej formie, jak tylko w tej, że dzieci „gorsze”, korzystając z tej wyjątkowej okazji, stopniowo nabierały siły, natomiast dzieci „lepsze”, nic nie tracąc ze swojej intelektualnej przewagi, stawały się bardziej wrażliwe, bardziej opiekuńcze i bardziej cierpliwe. A przez to mądrzejsze. Przystając z „mądrymi”, debile stawały się intelektualnie sprawniejsze, natomiast „mądrzy” przystając z „debilami” doznawali oświecenia, o jakim inaczej nawet nie mogłyby nawet marzyć.
I powiem szczerze, że gdybym dziś któregokolwiek z tych, którzy na jakąkolwiek refleksję mogą sobie pozwolić, poprosił o to, by w jakikolwiek sposób skomentował słowa Korwina-Mike, czy blogera Świderskiego, oni by jedynie splunęli z pogardą, a jeśli by zdecydowali się na jakiś komentarz, to może wyłącznie na to swoje stare „Jeeee, jaki ciul!”.
Piszę ten tekst i mam straszną, nieposkromioną wręcz, potrzebę powiedzenia czegoś, co pozwoli mi już tak do końca załatwić problem zarówno Janusza Korwina-Mike, blogera GPS, jak i całej tej hołoty, która wbija w nas te swoje przenikliwe spojrzenia i zastanawia się, czy jeśli oni się do nas za bardzo zbliżą, to nie dostaną jakich pryszczy, czy wrzodów, które zburzą im ów, tak starannie przez wszystkie te lata pielęgnowany, wizerunek – tu znów pojawia mi się przed oczami owo niezwykłe zupełnie zdjęcie blogera Świderskiego w tych ciemnych okularach i komórką przy uchu. I nic nie umiem wymyślić. To znaczy, nie do końca nic. Jednak nic takiego, co by się wiązało ze słowami. Tu pozostaje wyłącznie brutalna siła.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do nabycia wszystkie moje książki. Powiedziałem wszystkich, jednak muszę się poprawić. Blogera Świderskiego nie zapraszam. Jemu to co tam jest napisane mogłoby rozwalić mordę i miałbym go na sumieniu.
Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do nabycia wszystkie moje książki. Powiedziałem wszystkich, jednak muszę się poprawić. Blogera Świderskiego nie zapraszam. Jemu to co tam jest napisane mogłoby rozwalić mordę i miałbym go na sumieniu.