Kiedy patrzymy na Polskę, którą zapewne nam już niedługo zostawią ci, co ją do końca przeżuli i wypluli, jak nikomu niepotrzebny śmieć, i użalamy się nad naszym i jej losem, zwykle zauważamy tylko to, co mamy przed oczami na co dzień. Będziemy tu więc mieli albo tę wszędzie panoszącą się biedę, kolejki w ośrodkach zdrowia, bezrobocie, rozgrzebane miasta i prowadzące do nich drogi, te lombardy na każdym rogu, te banki, te budki z kebabami, te sklepy ze starą odzieżą, wreszcie to, o czym możemy przeczytać w gazetach, czy usłyszeć w telewizji, a więc informacje o katastrofie budżetowej, natomiast już nawet nie będziemy mieli siły na to, by spojrzeć nieco w przyszłość i zapytać, co dalej. Nie znajdziemy ani siły, ale też i czasu, by rzucić okiem na to, co jest jednak jakoś tam ukryte, bo z natury rzeczy niedotykalne i niewidzialne, a poza tym, przez swoją swego rodzaju abstrakcyjność, w pewnym sensie kompletnie dla nas nierealne.
Weźmy na przykład informację, która pojawiła się przy okazji ogłoszenia przez Donalda Tuska zapaści budżetowej, i została w sposób naturalny kompletnie zlekceważona. Otóż MON wedle nowego, oszczędnościowego, planu, będzie miało zmniejszony budżet o ponad 3 mld złotych, z tym oczywiście zastrzeżeniem, że pensje nawet nie drgną. Jak się natomiast dowiadujemy z doniesień nadchodzących już zupełnie niezależnie od tych najświeższych, gdyby, jakimś dziwnym cudem, sąsiednia Białoruś zechciała uderzyć na Polskę, wystarczyłoby im pół dnia, by ich wojska zajęły cały kraj. I to oczywiście, również jest wiadomość nieistotna, budząca powszechne wzruszenie ramion, no bo o czym tu myśleć? O inwazji Białorusi na Polskę? A cóż to za temat?
Popatrzmy na przykład na pewien garnizonowy kościół, który, tak się złożyło, mamy tuż za oknem. To jest kościół szczególny, bardzo skromny, z bardzo konserwatywną atmosferą, kościół, który wielu ludzi uznało za swój jedyny i wieczny kościół, również nasz kościół. z początkiem nowego roku dostaliśmy nowego proboszcza, pułkownika Jerzego Niedzielskiego. Ja wiem, że księża, z którymi jestem zaprzyjaźniony, bardzo nie lubią, gdy ja coś takiego mówię, ale tu nie ma możliwości, by o tym nie wspomnieć. Otóż ksiądz Jerzy Niedzielski, to ksiądz wybitny. Przez te pół roku, jak tu jest, on ludzi, którzy przychodzą do naszego kościoła najzwyczajniej w świecie zaczarował. Nie będę wchodził w szczegóły, ale, jak kto chce, można go znaleźć na youtubie. Wystarczy wpisać nazwisko.
O co chodzi? Rzecz w tym, że on ledwo przyszedł, już od nas odchodzi. Dlaczego? Okazało się, że rząd kazał znacznie zmniejszyć liczbę kapelanów wojskowych, i biskup polowy musiał przearanżować całą administrację obsługi tych szczególnych parafii, no i Niedzielski zostaje przeniesiony tam, gdzie będzie bardziej przydatny. Sprawa jest jednak zrozumiała. Skoro nie ma wojska, to po ciężką cholerę komukolwiek kapelani i garnizonowe kościoły? Ale kogo to obchodzi poza tymi biednymi ludźmi, którzy żałują swojego ukochanego księdza? A czemu on odchodzi? Jak to czemu? Bo jest kryzys i nie ma pieniędzy. No a poza tym, jak już powiedzieliśmy, po co garnizonowi kościół, skoro nie ma garnizonu?
Niedługo po Smoleńskiej Katastrofie, nasz przyjaciel i samozwańczy, a przez nas z radością i dumą tu przyjęty, kapelan tego bloga, ksiądz Don Paddington, wygłosił cudowne kazanie, w którym przedstawił Polskie Wojsko, już tylko jako wspomnienie, jeśli wciąż niekiedy zaznaczające swoją obecność, to tylko w formie dekoracji wykorzystywanej na okoliczność imprez, takich jak właśnie pogrzeb ofiar smoleńskiego nieszczęścia. A ja sobie przypominam inną wypowiedź, jeszcze sprzed wielu, wielu lat, kiedy dziennikarz, dziś już nieco odsunięty na dalszy plan, Jan Ordyński szydził w Polskim Radio, że po ciężką cholerę Polsce jakieś wojsko, skoro Europa przede wszystkim jest ostatecznie bezpieczna, a poza tym, skąd nam, Polakom, w ogóle chodzą po głowie tak głupie myśli, jak stawianie oporu przeciwko potężnym sąsiadom? Czy myśmy może już od tego naszego nacjonalizmu oszaleli? Komu my się chcemy postawić? Rosji? Niemcom? Dziś pewnie do tej kolekcji Jan Ordyński dodałby jeszcze Białoruś.
Nie mamy wojska. Mamy tylko pewną skromną reprezentację, gdy trzeba się gdzieś ładnie pokazać. No i ten zdychający już ordynariat polowy ze swoimi kapelanami i rozsianymi po całej Polsce kościołami, które i tak, prędzej czy później zostaną, jak znam życie, przejęte przez Dominikanów i zamienione na akademickie ośrodki duszpasterskie, gdzie pobożni studenci będą mogli sobie pośpiewać przy dźwiękach gitary, bębenków i fujarki.
Przepraszam bardzo, ale znów mamy sytuację bardzo gardłową. Wakacje zawsze nas nieco przyginały do ziemi, tym razem jednak wygląda na to, że jest gorzej, niż kiedykolwiek. I nie ma wątpliwości, że jeśli tu mi się nie uda od Was niczego wyprosić, reszta miesiąca jest zwyczajnie nie do przeżycia. A, jak już wspominałem, prędzej pójdę na żebry do mojego teścia, niż wezmę kolejny kredyt. Co i tak wychodzi na jedno. Bardzo proszę o zrozumienie i dziękuję.
Przepraszam bardzo, ale znów mamy sytuację bardzo gardłową. Wakacje zawsze nas nieco przyginały do ziemi, tym razem jednak wygląda na to, że jest gorzej, niż kiedykolwiek. I nie ma wątpliwości, że jeśli tu mi się nie uda od Was niczego wyprosić, reszta miesiąca jest zwyczajnie nie do przeżycia. A, jak już wspominałem, prędzej pójdę na żebry do mojego teścia, niż wezmę kolejny kredyt. Co i tak wychodzi na jedno. Bardzo proszę o zrozumienie i dziękuję.