Na
samym początku dzisiejszej notki przyznać muszę bez bicia, że nigdy dotychczas
o bokserze nazwiskiem Łukasz Janik nie słyszałem. A nie jest tak, że ja się
sportem, choćby i tym bokserskim, nie interesują. Wiem kto to był Cassius Clay,
Sonny Liston, a nawet Ingermar Johanson. Mało tego, ja wiem również, kim był
Jerzy Kulej i Lucjan Trela. Co tam Trela i Kulej? Ja doskonale rozpoznaję
nazwiska takie jak Artur Szpilka, czy Tomasz Adamek. O Łukaszu Janiku w życiu
nie słyszałem. I oto dziś dowiaduję się, że ów Janik to nadzwyczajny wręcz
talent, niemal kandydat do tytułu mistrza świata, tyle że jego nieszczęście
polegało na tym, że on, zamiast trenować i walczyć, kurwił się, ćpał i chlał,
no i tak jakoś mu na tym zeszło.
Skąd zatem ja się o jego istnieniu dowiedziałem? Otóż, jak się okazuje, dziś po 20 latach łajdaczenia się, które w pewnym momencie doprowadziło go niemal do granicy śmierci, Janik poznał Chrystusa i to wydarzenie uczyniło z niego zupełnie nowego człowieka. Jak odczytuję dziś z jego osobistego świadectwa, Janik odnalazł drogę do Boga i w ten sposób wyznaje co następuje: „Widzę, że mogę być dla innych przykładem i pokazać, że to Jezus Chrystus przemienił moje życie. Dlatego wolałbym chyba teraz poświęcić resztę swojego życia na walkę, ale nie na ringu, a o to, żeby ludziom żyło się lepiej”.
Skąd zatem ja się o jego istnieniu dowiedziałem? Otóż, jak się okazuje, dziś po 20 latach łajdaczenia się, które w pewnym momencie doprowadziło go niemal do granicy śmierci, Janik poznał Chrystusa i to wydarzenie uczyniło z niego zupełnie nowego człowieka. Jak odczytuję dziś z jego osobistego świadectwa, Janik odnalazł drogę do Boga i w ten sposób wyznaje co następuje: „Widzę, że mogę być dla innych przykładem i pokazać, że to Jezus Chrystus przemienił moje życie. Dlatego wolałbym chyba teraz poświęcić resztę swojego życia na walkę, ale nie na ringu, a o to, żeby ludziom żyło się lepiej”.
Ktoś zapyta, jak to się
stało, że zaćpany, nieprzytomny od wódy i przygnieciony owym, jak sam mówi
„szybkim seksem”, nagle ujrzał Chwałę Bożą? Otóż któregoś dnia Janik ciężko zapadł
na sepsę, ciężko do tego stopnia, że otarł się o śmierć i gdy odzyskał
przytomność... oddajmy mu może głos:
„Kiedy wróciłem do swojego ciała, miałem świadomość, że przeżyłem bardzo
długą podróż, ale jednak wróciłem na ziemię. Mimo że po sepsie przez dwa tygodnie
przebywałem w śpiączce, to nie miałem takich odczuć. Po tym, jak wyszedłem ze
śmierci klinicznej, musiałem poznać Boga. Powróciłem do medytacji buddyjskich.
Nie było to jednak to, czego szukałem. W pewnym momencie przyznałem się przed
swoją kobietą, że wstydzę się tego, że nie czytałem Pisma Świętego.
Pamiętam jak dziś, gdy wahałem się, aby
użyć słowa ‘wstydzę się’, ale przełamałem się. Powiedziałem jej dokładnie tak:
Wstydzę się, że mam 33 lata i nigdy nie czytałem Pisma Świętego, a przeczytałem
tyle książek. Czy to na studiach, czy podczas obozów sportowych. Próbowałem
medytacji buddyjskich, a nigdy nie zapoznałem się z historią Jezusa Chrystusa.
Następnego dnia znalazłem na ulicy... Pismo Święte. Przyciągnęło mnie do siebie
na drugą stronę ulicy. Przez 100-200 metrów szedłem nie wiadomo gdzie. Pod
przystankiem leżała broszura z Ewangelią świętego Mateusza i Pierwszy List do
Koryntian”.
No i pięknie. Nawrócenie, jak
by powiedział bohater słynnej kreskówki dla dzieci Flop „to rzecz dla Binga”. Sprawa
jednak polega na tym, że abyśmy mogli gładko przejść do całego sensu owego –
jak wszyscy już pewnie teraz widzimy – szyderstwa, wrócę do czegoś, bez czego
to wszystko pozostaje jakoś niepełne. Otóż kiedy przychodzi do momentu gdy
Janik odpowiada na pytanie, jak w ogóle, pomijając przygodę z sepsą, doszedł do
Boga i jaką widzi dla siebie przyszłość, pojawiają się następujące słowa:
„Od dziecka wierzyłem w Boga. Przeszedłem jednak kryzys, kiedy dorosłem
i zobaczyłem, jak naprawdę wyglądają powszechne Kościoły. Księża potrafili
tylko wyciągać pieniądze od ludzi, a do tego dochodziły afery z dziećmi. Ludzie
potrafią pójść do kościoła, a zaraz po wyjściu z niego obgadywać drugą osobę.
To wszystko zraziło mnie do Kościoła jako instytucji. Dlatego Boga starałem się
szukać w innych miejscach. Najpierw w medytacjach buddyjskich, które chwilowo
mnie wyciszały. [...]
[Dziś] nie jestem katolikiem, a ewangelistą-protestantem. Kościół to nie gmach
czy budowla, tylko ludzie w Chrystusie, wspólnota. Należę do ruchu
zielonoświątkowego, do Kościoła Chrześcijańskiego ‘Słowo Wiary’. Niedawno
brałem chrzest. Wierzę bardzo w Pismo Święte, a tam jest napisane, że człowiek
powinien wziąć chrzest dopiero jako dorosła świadoma osoba, deklarując tym
samym, że odchodzi od życia dla spełniania swoich cielesnych zachcianek. Dla
mnie Kościół to są ludzie w Chrystusie. Ci, których mam wokół siebie. Wszyscy
żyjemy dokładnie tak, jak to jest napisane w Piśmie Świętym. Jesteśmy życzliwi
dla innych, szczerzy i pomocni. Dla nas liczy się dobro i słowo, które ma nas
łączyć i budować, a nie dzielić. Odrzuciłem zatem cały świat przyjemności
cielesnych, bo to już nie jest dla mnie. Nie ma to dla mnie żadnej wartości w
tym momencie”.
No , jak a w tej sytuacji Janiak widzi swoją przyszłość?
„Jeśli już [miałbym zostać kapłanem], to pastorem. Jak George Foreman. W Piśmie Świętym jest napisane, że pastor
ma być nienagannym mężem jednej żony: wstrzemięźliwym, roztropnym, przykładnym,
zdolnym do nauczania, miłym dla przybyszów. Nie pijakiem, nie awanturnikiem,
nie skąpym na pieniądze, potrafiącym wychować dzieci w posłuszeństwie. Tak aby
móc dawać przykład innym”.
No i znów, ktoś mnie spyta, czego
ja się czepiam? Czy mało wśród nas byłych Szawłów? Proszę zatem dać mi jeszcze chwilę.
Otóż w tekście, którego pochodzenie ujawnię pod sam koniec, znajduje się jeszcze coś. Otóż, jak się
dowiadujemy, kiedy Janiak przebywał akurat we Wrocławiu i z tego szaleństwa w
jakim był wówczas stale pogrążony dostał niespodziewanego ataku padaczki, która
następnie przerodziła się w jak najbardziej solidną sepsę, do mieszkania w
którym się akurat znajdował, zamiast lekarzy pogotowia „przyjechała wówczas do mnie policja, która mnie skatowała. To była ta
sama ekipa, która zatłukła Igor Stachowiaka. Po tym, co się wydarzyło, przez
trzy dni byłem w śpiączce. Leżałem na oddziale intensywnej terapii, a obok mnie
ludzie, którzy byli podtrzymywani przy życiu. Zacząłem wyszarpywać cewnik.
Lekarze usłyszeli, że coś się dzieje i przybiegli. Spytali mnie: ‘To pan
żyje?!’. Byli w ciężkim szoku”.
Aha! A więc jest i
Stachowiak, a ja już myślałem, że się go nie doczekam. Czemu do Janika nie
przyjechało pogotowie, tylko policja i czego oni od Janika chcieli w związku z
owym atakiem padaczki, o to nikt już Janika nie pyta, a on sam też tego już nam nie wyjaśnia, ja natomiast
wyjaśnię, skąd u mnie owo oczekiwanie, że tu musi wyskoczyć Stachowiak. Otóż
proszę sobie wyobrazić, że ów reportaż o wielkim polskim bokserze Janiku ukazał
się nie gdzie indziej jak w naszym ukochanym Onecie. To Onet, a nie kto inny,
zdecydował się nam przedstawić ową fascynującą historię człowieka, który nie
dość że przeżył najpierw piekło, a potem autentyczne nawrócenie, które go
przeniosło z ognia piekielnego do Chrystusa, to jeszcze się w owej drodze nie
pogubił i nie dał się zwieść tym wszystkim, których rozpoznał jeszcze we
wczesnej młodości, jako tych co „potrafią tylko wyciągać pieniądze od ludzi,
a do tego dochodziły afery z dziećmi. Ludzie potrafią pójść do kościoła, a
zaraz po wyjściu z niego obgadywać drugą osobę”.
Przepraszam bardzo, ale
kiedy ja wchodzę na Onet i czytam coś takiego, to mam niemal pewność, że już za
chwilę ktoś taki jak Stachowiak musi się pojawić. W końcu, co tych satanistów
może obchodzić coś takiego jak pojedyncze nawrócenie, zwłaszcza w opowieści kogoś
takiego jak jakiś Janik, niedoszły mistrz świata w boksie?
Jak już pewnie wszyscy
wiemy, grupa wychowanków między innymi owego portalu sprofanowała właśnie
figurę niosącego Krzyż Jezusa, dekorując Go tęczową flagą ruchu LGBT,
anarchistycznymi symbolami, oraz wulgarnymi napisami. Ktoś powie, że ja jestem
przewrażliwiony, że przesadzam, że powinienem się uspokoić i spojrzeć na świat
bardziej przyjaznym okiem. Owszem, może jutro. Dziś jednak czytam Onet i czuję
swąd siarki. Ten sam dokładnie który czułem patrząc na Jezusa na Krakowskim
Przedmieściu dzierżącego tęczową flagę.
To jakaś kolejna "krucjata Onetu"? Wcześniej był taki tekst:
OdpowiedzUsuńhttps://sport.onet.pl/plywanie/agnieszka-czopek-sadowska-pierwsza-polska-medalistka-w-plywaniu-wywiad/8wfnrb0
@crimsonking
UsuńMocne to. Czekamy na kolejnego.