środa, 15 lipca 2020

O nich i o demokracji, którą gardzą


       Ja oczywiście od dawna wiem, czego, gdy chodzi o politykę, mogę się spodziewać po ludziach prostych, zajętych sprawami dnia codziennego, a zatem nie dziwi mnie też zupełnie to, gdy oni przy każdej kolejnej próbie analizy tego co się dzieje na tej naszej politycznej scenie, wygłaszają opinie, które nijak się mają do rzeczywistości. Nie mam zresztą do nich o to pretensji, bo wiem, że gdy chodzi o bezpośrednie podejmowanie wszelkich życiowych decyzji, oni radzą sobie znakomicie, a to, że w sytuacji gdy trzeba się wypowiedzieć na temat owych zawiłości, jakich nam dostarcza życie,  sobie zwykle nie radzą. I nic nie szkodzi. To bowiem jest zajęcie dla nas, wariatów, dla których i tak już nie ma miejsca w tym świecie.
     A zatem, jak mówię, nie oczekuję tu jakichś demonstracji szczególnej przenikliwości z tej akurat strony, natomiast wydaje mi się, że mam prawo liczyć na to, że durniami nie okażą się ludzie, którzy zajmują się polityką zawodowo. O co chodzi? Otóż – nie po raz pierwszy zresztą w naszej najświeższej historii – po niedzielnych wyborach pojawiły się przeróżne wyliczenia, prezentowane po wszystkich możliwych stronach jak najbardziej profesjonalnej politycznej sceny, z których mieliśmy się dowiedzieć, że Andrzej Duda wygrał wyłącznie dzięki głosom albo tak zwanej „ściany wschodniej”, albo rolników, albo wieśniaków, albo ludzi bez wykształcenia, albo bezrobotnych mieszkańców małych miasteczek, albo wreszcie – a to jest coś co na mnie zrobiło wrażenie szczególne – głosom wyborców Konfederacji, która w związku z tym sukcesem oczekuje dziś od Prawa i Sprawiedliwości jakichś szczególnych gratyfikacji.
       Ja oczywiście rozumiem to myślenie. Gdyby je odwrócić, to w roku 2007, 2011, czy w owym strasznym roku 2010, moglibyśmy powiedzieć, że Platforma Obywatelska, czy sam Bronisław Komorowski odnieśli zwycięstwo dzięki wsparciu wyborców SLD, świeżej emigracji, czy aspirujących pracowników wielkich miejskich korporacji. Tymczasem prawda wówczas wyglądała tak, że zarówno Platforma Obywatelska jak i Bronisław Komorowski – choć gdy chodzi o niego mamy, jak wiemy, wciąż pewne kwestie do wyjaśnienia – wygrali dlatego, że dostali więcej głosów niż strona przeciwna, a owe głosy nie pochodziły ani wyłącznie od komuchów, ani od młodych wykształconych z wielkich ośrodków. Nie tylko.
      Podobnie też dziś, kiedy słucham choćby przedstawicieli środowisk narodowych, którzy mi tłumaczą, że jeśli Andrzej Duda jest dziś prezydentem, to wyłącznie dzięki temu, że część z nich w pewnym momencie się ogarnęła i przypomniała sobie o tym, czym jest Polska, to ogarnia mnie z jednej strony autentyczne niedowierzanie, a z drugiej bierze jasna cholera, bo wiem, że za tym szaleństwem musi stać metoda. Przepraszam bardzo, ale sprawy mają się tak, że Andrzej Duda został prezydentem ponieważ zagłosowało na niego niemal 10,5 miliona Polaków i doprawdy naprawdę niewielka ich część to byli ci wyborcy Konfederacji, którzy niemal w ostatniej chwili zdecydowali się oprzytomnieć, czy też owi symboliczni już rolnicy, a to z tego prostego powodu, że 10,5 miliona to nie w kij dmuchał. I jeśli mamy stosować logikę, którą stosują ci durnie, to ja równie dobrze mogę oświadczyć, że Andrzej Duda został prezydentem wyłącznie dzięki mojemu poparciu, poparciu mojej rodziny i poparciu moich znajomych, ludzi wykształconych, płacących podatki i zamieszkujących duże miasta, ale również dzięki poparciu tych 15 procent osób które w pierwszej turze zagłosowali na Roberta Biedronia. To my i oni daliśmy zwycięstwo Andrzejowi Dudzie, a nie Krzysztof Bosak ze swoimi kompleksami. A gdy chodzi natomiast o rolników i mieszkańców wiosek na wschodzie Polski, to ich zasługa dla zwycięstwa Andrzeja Dudy jest równie ważna jak głos mojej młodszej córki. Bo tak wygląda demokracja, że każdy głos ma taka samą moc, a to co się w ostatecznym rozrachunku liczy to zwykła przytomność umysłu, która ma oczywiście swoje szczególne ścieżki, ale nikomu nie odbiera szansy na opamiętanie.
         I powiem uczciwie, że to jest coś co mnie zwyczajnie obezwładnia. Kiedy słyszę te wszystkie głosy na temat tego, kto konkretnie doprowadził Andrzeja Dudę do tego zwycięstwa, chce mi się wyć. I autentycznie nie potrafię uwierzyć, że ci wszyscy eksperci, rozdzielający owe zasługi to tu to tam, są naprawdę szczerzy. Jak bowiem możemy twierdzić, że jesteśmy w stanie autorytatywnie stwierdzić, skąd konkretnie pochodziły owe pół miliona głosów, które dały Andrzejowi Dudzie drugą kadencję? Od rolników, od Bosaka, od małomiasteczkowej hołoty? Przepraszam bardzo, ale czemu nie ode mnie? Czy ja przypadkiem może nie głosowałem?
       I to jest moim zdaniem problem naszej elity intelektualnej – zamieszkującej zresztą najróżniejsze części tej naszej przestrzeni – że oni kompletnie nie są w stanie pojąć, czym jest demokracja. Tymczasem ona sprowadza się do tego, że każdy głos ma tę samą wagę i każdy jest tak samo ważny dla ostatecznego wyniku jakiejkolwiek rozgrywki. To jest tak oczywiste, że przyznam, że jest mi autentycznie wstyd, że muszę to wyjaśniać. Jest mi autentycznie wstyd tłumaczyć ludziom, wydawałoby się bardziej ode mnie autoryzowanych do tego by komentować sprawy publiczne, że gdyby nie głosy moje, mojej rodziny, moich znajomych i milionów zwykłych obywateli od morza do tatr i od Bugu do Odry – często obrzydliwie bogatych i wykształconych – rolnicy spod Włodawy, Nowego Targu i Ropczyc, ale również ta nędza od Korwina Mikkę i Brauna zwyczajnie nie mieliby nic do gadania i dziś prezydentem byłby Rafał, a pierwszą damą niejaka Gośka.



6 komentarzy:

  1. @toyah

    Jacyś dobrzy ludzie z właściwym sobie esprit d'escalier rozwijają akcję, żeby nie kupować płodów rolnych od rolników z Podkarpacia. Za karę, że A.Duda tam wysoko wygrał.

    To wspaniale, ale to narusza moje interesy. Otóż złożyło się, że od stycznia jeżdżę autem z leasingu i niestety auto to ma rejestrację warszawską. Do tej pory mi to nie przeszkadzało. Ale w Warszawie wygrał R.Trzaskowski, gdy w mojej wiejskiej gminie dostał tęgie baty.
    Stawiam więc ultimatum, albo te dobre ludzie odczepią się od Podkarpacia, albo na podstawie klauzuli rebus sic stantibus żądać będę rozwiązania tego leasingu, bowiem warszawska rejestracja auta naraża moje dobra osobiste, a może i stanowi ryzyko dla mojej nietykalności cielesnej, czego przy zawieraniu umowy strony nie przewidywały.

    To mi bowiem przypomina moje włóczęgi autostopem po kraju za schyłkowego Gomułki, gdy podejrzenie warszawskiego pochodzenia gwarantowało przeszkody w dalszej podróży.

    Jak zabawa, to zabawa. Strategów z byłej wsi Wilanów ostrzegam jednak, że już na dzień dobry pisofcuf jest circa pół miliona więcej i raczej ich przybędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      Przyznaję, Twoja rejestracja to zdecydowany obciach. Co do tego bojkotu, to oni jednak nie potrafią od pięciu lat niczego nowego. Wtedy akurat apelowali o to, by nie jeździć w Bieszczady na wakacje. Teraz te kartofle. No cóż mam powiedzieć?

      Usuń

    2. @toyah

      Obciach, jak cholera. Z drugiej jednak strony w warunkach mam opłacone, że gdyby ktoś np. porysował to auto, to natychmiast dostanę nowy egzemplarz.

      Nie chcę czarnowieszczyć, że skutkiem platfusich wybryków powyborczych warszawiak wyjeżdżający poza rogatki od razu ryzykować będzie lakierem, czy szybą własnego auta. Ostatnio coraz mocniej zarysowuje się bowiem cywilizacyjna przewaga polskich wsi, tym mocniejsza, im bardziej w stronę Podkarpacia.

      Mimo to, na wszelki wypadek, ktoś powinien produkować ochronne naklejki na warszawskie zderzaki np.: "Subcarpathian potatoes on board".

      Usuń
    3. Narzekasz, ale nie wspominasz, że taka rejestracja dodaje - lekko licząc - 20 punktów IQ. Wprawdzie tylko domniemanego i wyłącznie w oczach ludzi u których ilorazu wyższego od 80 nie sposób podejrzewać, ale dla porządku warto jednak odnotować.

      Usuń
    4. @przemsa

      Jak warszawska rejestracja ma dodawać punkty IQ, skoro wszystko na to wskazuje, że do Warszawy jeszcze nie dotarła wiadomość o trzeciej zasadzie dynamiki Newtona?

      PS.: Jechałem dzisiaj A8 i S8 i naprawdę kusiło, żeby na cudzy koszt robić za autostradowego chama. Ale bohatersko oparłem się POkusie.

      Usuń
    5. @orjan
      Chętnie za ten komentarz dałbym Ci lajka, ale nie wiem jak.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...