niedziela, 26 lipca 2020

Cały ten jazz, czyli o dawnych warszawskich domówkach


Dzisiejszy tekst miał tu się właściwie oryginalnie pojawić kilka dni temu, jednak ostatecznie uznałem, że jemu należy się miejsce w „Warszawskiej Gazecie”, więc najpierw trafił tam. Dziś jednak nadszedł ten moment, by go zaprezentować i na tym blogu, co czynię z największą przyjemnością. Przed nami dżeeeeezzzz...

       Wydaje mi się, że o muzyce nie pisałem tu nigdy. Stało się jednak tak, że Wirtualnej Polsce wywiadu poświęconego Rafałowi Trzaskowskiemu i jego ojcu Andrzejowi, udzielił – jak zdecydowała się to określić redakcja, „legendarny” – muzyk Michał Urbaniak, który stwierdził co następuje:
Żeby dostać dotację z ministerstwa wystarczy napisać projekt pod tytułem ‘Kocham Polskę’ albo ‘Mazowsze moich marzeń’. Ja nawet mam taki projekt folkowy z polską muzyką ludową, nagrany z muzykami nowojorskimi – Herbie Hancockiem i Marcusem Millerem. Ale z przekory na razie go nie wydaję, bo nie będę robił patriotycznych projektów pod rządy PiS”.
       Ponieważ tak się składa, że ja uważam się za eksperta w dziedzinie jazzu, również jazzu polskiego, przede wszystkim pragnę poinformować, że „legendarność” Urbaniaka wynika wyłącznie z tego co on i jedna z jego żon, Urszula Dudziak, ogłaszali w mediach. Pomijając tę część, Urbaniak dla polskiej sceny jazzowej pozostaje postacią bez znaczenia. Był Stańko, był Namysłowski, był Muniak, był oczywiście Komeda, tyle że oni akurat jakieś zasługi dla polskiej sceny jazzowej mieli. Jedynym osiągnięciem Urbaniaka natomiast był wyjazd do Nowego Jorku i pewne wrażenie jakie tam zrobił jako dość sprawny skrzypek sprawiło, że był on angażowany do niektórych sesji jako sideman. Przy tej okazji od razu należy się wyjaśnienie: słynny „udział” Urbaniaka w nagraniu przez Milesa Davisa płyty „Tutu” sprowadzał się do tego, że on, na życzenie producentów nagrania, wysłał Milesowi krótki skrzypcowy fragment, który ten wkleił do jednego nagrania, i do tego się sprowadzały ich relacje.
       Kiedy więc dziś Urbaniak opowiada o jakiejś mitycznej sesji z polską muzyką ludową, z udziałem Herbiego Hancocka, którą on mógłby w jednej chwili wydać na płycie, moim zdaniem kłamie jak bura suka. A o pozycji jaką dziś Urbaniak zajmuje na scenie, świadczy choćby ogłoszenie na Facebooku, w którym on zachęca do kupowania którejś ze swoich płyt z jego osobistym autografem.
      Ale, jak mówię, to jest zaledwie nędzny, politycznie motywowany wybryk, większość rozmowy natomiast dotyczy Rafała Trzaskowskiego i jego ojca, który realnie stanowił jeszcze większą jazzową porażkę od Urbaniaka. I tam też pytany czy zna osobiście Rafała Trzaskowskiego wspomina Urbaniak:
Była taka domówka w domu u państwa Trzaskowskich. Muzycy, filmowcy, pisarze. No, warszawka. Ja – młody – miałem dwa zadania: biegać po alkohol i inne delicje na dół do delikatesów oraz zająć się dzieckiem Andrzeja. Więc go niańczyłem”.
      A ja sobie myślę, że szkoda, że ten wywiad ukazał się dopiero po wyborach, bo to byłoby naprawdę coś. Obraz Rafała Trzaskowskiego, czterotygodniowego dzidziusia, w domu pełnym nawalonej warszawskiej żulerii, nad którym opiekę wobec niemożności Trzaskowskiej i Trzaskowskiego, by się zająć własnym dzieckiem, sprawował, między jedynym a drugim skokiem po wódę, jeszcze jeden ledwie aspirujący żul.
      W tym stanie rzeczy, mnie akurat, gdy chodzi o Rafała Trzaskowskiego, nic już nie dziwi.





2 komentarze:

  1. Oni tak całe życie na tych domówkach.
    https://gwiazdy.wp.pl/mika-urbaniak-przerywa-milczenie-przyznala-sie-do-strasznej-choroby-6473313120053377a

    OdpowiedzUsuń
  2. @crimsonking
    Zabawne jest że oni wszyscy mają chorobę dwubiegunowo-aktywną. To jest trochę tak jak w tym dowcipie.
    -Mam migrenę, książę.
    -To nie migrena. Pani po prostu łeb napierdala.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...