Dzisiejszy tekst miał tu się
właściwie oryginalnie pojawić kilka dni temu, jednak ostatecznie uznałem, że
jemu należy się miejsce w „Warszawskiej Gazecie”, więc najpierw trafił tam.
Dziś jednak nadszedł ten moment, by go zaprezentować i na tym blogu, co czynię
z największą przyjemnością. Przed nami dżeeeeezzzz...
Wydaje mi się, że o muzyce nie pisałem
tu nigdy. Stało się jednak tak, że Wirtualnej Polsce wywiadu poświęconego
Rafałowi Trzaskowskiemu i jego ojcu Andrzejowi, udzielił – jak zdecydowała się
to określić redakcja, „legendarny” – muzyk Michał Urbaniak, który stwierdził co
następuje:
„Żeby dostać dotację z ministerstwa wystarczy
napisać projekt pod tytułem ‘Kocham Polskę’ albo ‘Mazowsze moich marzeń’. Ja
nawet mam taki projekt folkowy z polską muzyką ludową, nagrany z muzykami
nowojorskimi – Herbie Hancockiem i Marcusem Millerem. Ale z przekory na razie
go nie wydaję, bo nie będę robił patriotycznych projektów pod rządy PiS”.
Ponieważ tak się składa, że ja uważam
się za eksperta w dziedzinie jazzu, również jazzu polskiego, przede wszystkim
pragnę poinformować, że „legendarność” Urbaniaka wynika wyłącznie z tego co on
i jedna z jego żon, Urszula Dudziak, ogłaszali w mediach. Pomijając tę część,
Urbaniak dla polskiej sceny jazzowej pozostaje postacią bez znaczenia. Był Stańko,
był Namysłowski, był Muniak, był oczywiście Komeda, tyle że oni akurat jakieś
zasługi dla polskiej sceny jazzowej mieli. Jedynym osiągnięciem Urbaniaka natomiast
był wyjazd do Nowego Jorku i pewne wrażenie jakie tam zrobił jako dość sprawny skrzypek
sprawiło, że był on angażowany do niektórych sesji jako sideman. Przy tej
okazji od razu należy się wyjaśnienie: słynny „udział” Urbaniaka w nagraniu
przez Milesa Davisa płyty „Tutu” sprowadzał się do tego, że on, na życzenie
producentów nagrania, wysłał Milesowi krótki skrzypcowy fragment, który ten
wkleił do jednego nagrania, i do tego się sprowadzały ich relacje.
Kiedy więc dziś Urbaniak opowiada o
jakiejś mitycznej sesji z polską muzyką ludową, z udziałem Herbiego Hancocka,
którą on mógłby w jednej chwili wydać na płycie, moim zdaniem kłamie jak bura
suka. A o pozycji jaką dziś Urbaniak zajmuje na scenie, świadczy choćby
ogłoszenie na Facebooku, w którym on zachęca do kupowania którejś ze swoich
płyt z jego osobistym autografem.
Ale, jak mówię, to jest zaledwie nędzny,
politycznie motywowany wybryk, większość rozmowy natomiast dotyczy Rafała
Trzaskowskiego i jego ojca, który realnie stanowił jeszcze większą jazzową
porażkę od Urbaniaka. I tam też pytany czy zna osobiście Rafała Trzaskowskiego
wspomina Urbaniak:
„Była taka domówka w domu u państwa
Trzaskowskich. Muzycy, filmowcy, pisarze. No, warszawka. Ja – młody – miałem
dwa zadania: biegać po alkohol i inne delicje na dół do delikatesów oraz zająć
się dzieckiem Andrzeja. Więc go niańczyłem”.
A ja sobie myślę, że szkoda, że ten
wywiad ukazał się dopiero po wyborach, bo to byłoby naprawdę coś. Obraz Rafała
Trzaskowskiego, czterotygodniowego dzidziusia, w domu pełnym nawalonej
warszawskiej żulerii, nad którym opiekę wobec niemożności Trzaskowskiej i
Trzaskowskiego, by się zająć własnym dzieckiem, sprawował, między jedynym a
drugim skokiem po wódę, jeszcze jeden ledwie aspirujący żul.
W tym stanie rzeczy, mnie akurat, gdy
chodzi o Rafała Trzaskowskiego, nic już nie dziwi.
Oni tak całe życie na tych domówkach.
OdpowiedzUsuńhttps://gwiazdy.wp.pl/mika-urbaniak-przerywa-milczenie-przyznala-sie-do-strasznej-choroby-6473313120053377a
@crimsonking
OdpowiedzUsuńZabawne jest że oni wszyscy mają chorobę dwubiegunowo-aktywną. To jest trochę tak jak w tym dowcipie.
-Mam migrenę, książę.
-To nie migrena. Pani po prostu łeb napierdala.