Ludzie
utrudzeni
albo
skołowani odwracają
się od psychologicznego
i duchowego
wymiaru życia. Czymś
świętym staje się to, co nieświęte. Zwodzą
pułapki
materialnych, psychicznych
i duchowych pozorów.
To
co lśniące, łatwe, szybkie
do osiągnięcia -
staje się pociągające.
Atrakcyjne
jednostki
mają magiczną moc przyciągania i
stają się
autorytetami
i
fetyszami.
Pełnią
funkcję, często
nieświadomie,
współczesnych wyroczni
i królów
z dawnych mitów i
bajek.
Ich
naśladowanie,
dając
złudne poczucie atrakcyjności i mocy zastępuje
prawdziwy
rozwój.
Sztuczne
słońca
oślepiają
i rozpalają emocje, które spopielają prawdę
i zdolności
samoobronne.
Także
na drogach. W wypadkach komunikacyjnych
na świecie w ciągu 100 lat zginęło 30 milionów ludzi. W naszym
kraju od 1999r. wydarzyło się około 1 miliona wypadków, zginęło
ponad 110.000 tysięcy osób, ponad 1 milion zostało rannych.
Średnia
dzienna z 2019r.
to
83 wypadki, 97 rannych, 8
osób zabitych.
Podobnie
jak na jezdniach, tak i na drogach życia
swą ziemską wędrówkę przerywa samobójstwem
co roku 800 tysięcy ludzi, w
Polsce średnio 14 osób dziennie. Nie do zliczenia są ukryte ofiary
wewnętrznych sił destrukcji.
Na
co dzień doświadcza się wymuszeń. Trudno jest pozwolić się
wyprzedzić. Łatwiej jest postawić progi zwalniające na jezdniach
aniżeli
w głowach.
Odurzenie,
złośliwość
i
chęć
utarcia nosa poszerzają drogę do zatracenia. Jezdnie upodabniają
się do bitewnych pól. Przydrożne
krzyże powszechnieją. Ciężkie
przeżycia i moralizatorskie
apele są
niewystarczające do wewnętrznej
przemiany.
Ludzie
oswajają się z krzywdzeniem i bezsilnością. Odreagowywane
są
niespełnienia i poniżenia.
Realizuje
się śmiercionośny
aspekt popędu
agresji.
Powtarzają
się urazy...
Quo
vadis?
Dziękuję za ten tekst. Bardzo potrzebny. Codziennie przed snem dziękuję Świętemu Krzysztofowi (no i oczywiście mojemu kochanemu Aniołowi Stróżowi) za moje darowane mi jeszcze raz życie. Cztery razy mnie uchronili przed przynajmniej kalectwem. W 2010 po raz ostatni musieli ostro interweniować - bo w końcu zmądrzałam. Wtedy moja toyotka poszła na złom, a ja jeszcze nie. Kazali mi trochę poleżeć w szpitalu, żeby mi się we łbie nie poprzewracało od tego mojego dotychczasowego "wielkiego farta". Od tamtej pory bardzo się staram jeździć jak trzeba. I wszyscy moi najbliżsi też. Mamy za dużo do stracenia i nie chcemy krzywdzić innych. Dajemy się wyprzedzać. Jest dużo takich ludzi jak my. Nie jest źle.
OdpowiedzUsuń