Tym razem, w odróżnieniu od wielkanocnych
konferencji księdza Rafała Krakowiaka, tych ostatnich, które miały miejsce
podczas zeszłotygodniowych rekolekcji, nie będę tu zamieszczał, natomiast wszystkim tym, którzy mają pragnienie by ich
wysłuchać – a to jest moim zdaniem jak najbardziej konieczne – one są dostępne przede wszystkim na youtubie tu,
ale również na facebookowej stronie Pomocników Matki Kościoła ,
do polubienia której zachęcam z całego serca. Dziś natomiast chciałbym bardzo wrócić
do minionego piątku, kiedy to Ksiądz podzielił się z nami swoją refleksją na
temat opisanego przez Marka ścięcia Jana Chrzciciela przez Króla Heroda. Jak
mówię, owej konferencji można wysłuchać i tu i tam, tu jednak na blogu
przedstawić pragnę swoją interpretacje tego, co nam Ksiądz przedstawił,
interpretację, którą on swoją drogą miał okazję poznać i mnie za nią w żaden
sposób nie skarcił.
A było tak, że zanim ksiądz Krakowiak
rozpoczął swoje wystąpienie, proszę sobie wyobrazić, że zaprezentował nam
krótki skecz z Monty Pythona, gdzie Eric Idle jest oskarżony o wielokrotne
morderstwo. Tych którzy ów skecz pamiętają, proszę o cierpliwość, tych
natomiast, którzy nie wiedzą o czym mowa, o chwilę uwagi. Otóż jest tak, że
przed sądem staje Eric Idle, bardzo elegancki, grzeczny, niezwykle kulturalny i
skruszony wielokrotny zabójca, a sędzia grany przez Terry’ego Jonesa odczytuje
niezwykle długą listę jego ofiar, po czym zwyczajowo prosi oskarżonego o
komentarz. W tym momencie Eric Idle, jak mówię, wręcz karykaturalnie grzeczny,
kulturalny i elegancki, najpierw wszystkich obecnych gorąco przeprasza za to co
zrobił, obiecuje, że już nigdy więcej tak potwornej zbrodni nie popełni, a
następnie rozciąga swoje przeprosiny na sędziego, prokuratora, policjantów i
wreszcie na ławę przysięgłych, że przez jego zachowanie oni wszyscy musieli się
tak bardzo natrudzić... i oto wraz z każdą chwilą jego wzruszającej przemowy,
wszyscy się wzruszają i ostatecznie sędzia skazuje zabójcę na sześć miesięcy w
zawieszeniu, a to tylko dlatego, że ten prosił o jak najsurowszy wymiar kary.
I w tym momencie, kiedy już wszyscy
skończyliśmy się śmiać, przyszedł czas na Marka:
„Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu,
z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego
brata». A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go
zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk
przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę.
Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie”.
Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie”.
Powtórzę: to jak Ksiądz zinterpretował
zarówno jedno jak i drugie, można sobie już samemu obejrzeć, ja natomiast –
nadzwyczaj poruszony tym co zobaczyłem i usłyszałem – miałem myśli bardzo od refleksji
Księdza różne. Otóż ja przede wszystkim zwróciłem uwagę na to, że morderca –
zapewne nadzwyczaj okrutny i bezwzględny – zjednał sobie sympatię sądu nie
przez to, że oni w wszyscy w gruncie rzeczy uważają, że zabić kogoś to
fantastyczna zabawa, ale wyłącznie przez to, że przede wszystkim on bardzo
wszystkich za swój czyn przeprosił, a przy tym był tak szalenie kulturalny,
grzeczny i elegancki. To co na sądzie zrobiło takie wrażenie, to owo piękne,
wzruszające przemówienie, wygłoszone ciepłym, pełnym poczucia wyrządzonej
krzywdy głosem; to owo przemówienie i jego autor sprawiło, że zarówno sędzia, prokurator,
jak i ława przysięgłych, ale też policjanci zmaltretowani podczas akcji przez
oskarżonego, sprawiają, że pod koniec wszyscy biją mordercy brawo i śpiewają mu
„Sto lat”.
I
teraz, ja nie wiem i chyba nie wie nikt, jakimi ludźmi był Król Herod i jego
bratowa Herodiada, ale nie mogę się pozbyć myśli, że oni mogli być naprawdę
ludźmi bardzo eleganckimi i kulturalnymi, a kto wie, czy nawet – w wymagających
tego sytuacjach – nie nadzwyczaj grzecznymi i sympatycznymi. Nie mogę też się
pozbyć myśli, że gdy chodzi o Jana, to ona akurat nie był ani sympatyczny, ani
kulturalny, ani też szczególnie elegancki, gdy stał pod tym pałacem i uparcie
informował Heroda, że to co on robi to występek i straszny grzech. Wręcz
przeciwnie, ja bym się nie zdziwił, gdyby było tak, że on wyzywał Króla od
najgorszych zarówno zwracając sie bezpośrednio do niego, jaki i głosząc ową
prawdę o grzechu wobec napotkanych ludzi. Nie zdziwiłbym się, gdyby miało sie
okazać, że jego gniew był tak wielki, że Królowi rzeczywiście nie pozostało już
nic innego jak się go zwyczajnie bać.
Ale byli
tam też zwykli ludzie i ja jestem ciekawy, co oni czuli, gdy patrzyli na grzech
Heroda i słuchali tyrad Jana. Oni z całą pewnością musieli wiedzieć, że Król
zgrzeszył. Wedle obowiązującego Żydów prawa, to co Herod i Herodiada uczynili
kwalifikowało się do najwyższej kary, bo kary Bożej. I tu ja również nie mogę
odpędzić od siebie myśli, że jeśli oni nie położyli uszu po sobie i nie
zamknęli się w swoich domach, to najprawdopodobniej uznali Jana za awanturnika,
a jego słowa za... tak, tak, nie bójmy się tych słów... mowę nienawiści. Ja mam
bardzo poważne podejrzenie, że przy zachowaniu wszelkich należnych proporcji,
wielu z nich mogło uznać, że Jan zwyczajnie pluje jadem, stygmatyzuje i próbuje
narzucać swoją wizję świata tym którzy akurat jej nie podzielają, a których
jedynym grzechem, prawdę powiedziawszy, było tylko to, że się kochali.
No i, co
wcale nie najmniej ważne, w nich, co bardzo prawdopodobne, bardzo duży niesmak musiało
budzić to Janowe chamstwo, ten jego brak kultury, ta wykrzywiona nienawiścią
twarz wreszcie. I kiedy to wszystko sobie próbuję wyobrazić, myślę sobie, że
zapewne już po tym, jak Salomea swojej mamie przekazała ów półmisek z głową,
lud odetchnął z ulgą. Bo choć grzech jednak zatriumfował, to przynajmniej
przegrała nienawiść. A skoro nie można mieć wszystkiego, to niech przynajmniej
będzie miło.
I tu też
chciałbym na zakończenie wrócić do skeczu o kulturalnym zabójcy i wrażliwych sądach.
To jest oczywiście Monty Python, a więc owo charakterystyczne przerysowanie. Na
to oczywiście nikt z nas się nabrać nie da. Jestem natomiast przekonany, że bez
najmniejszego problemu można by było ową historię napisać ponownie, tym razem
zupełnie na poważnie i zupełnie na poważnie ją zekranizować, żeby wraz z
sędzią, prokuratorem oraz policjantami płakalibyśmy też my. Co ja mówię „można
by”? Przecież już dziś w historii kina można znaleźć niezliczone opowieści,
gdzie tak naprawdę jedynym negatywnym bohaterem jest tak zwana nienawiść i jej
jad.
I to tyle owej refleksji. Na koniec już po
raz kolejny zachęcam wszystkich do śledzenia duszpasterskiej aktywności księdza
Krakowiaka, no a skoro tak, to i niezbędnym też będzie nawiązanie kontaktu z Pomocnikami
Matki Kościoła z Poznania. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.