poniedziałek, 10 sierpnia 2020

O tym jak hartowały się panie Margot i Łania


         Nie wiem, ile z nas na to zwróciło uwagę, ale ja, owszem, nie mogłem nie zauważyć, że po stronie najbardziej wściekłego antypisu mnożą się ostatnio jak grzyby po deszczu opinie, że śp. Lech Kaczyński to był naprawdę fantastyczny gość, wielki polityk, wrażliwy i pełen empatii człowiek, który w życiu by nie pozwolił swojemu strasznemu bratu tak zniszczyć ten kraj i ten naród. Ja natomiast jestem osobą odpowiednio doświadczoną, a i pamięć mam też nie najgorszą, i na ten rodzaj zakłamania reaguję z zaciśniętymi pięściami. Otóż lata 2005-2010 to był czas tak strasznej nienawiści, skierowanej na wszystkich możliwych frontach polityczno-medialnej agresji, nawet nie w stronę Jarosława Kaczyńskiego, ale właśnie Lecha, że czasem wydaje mi się, że to jak dziś traktowany jest Andrzej Duda, to w porównaniu z tym co się działo wtedy, to dziecięca zabawa w kółko graniaste. Moim zdaniem intensywność tamtego ataku, była tak straszna, że jestem w stanie uwierzyć, że jest to jedyny wypadek w historii współczesnego świata, gdzie pojedynczy akt czystej, żywej nienawiści zmaterializował się w postaci śmierci – śmierci uproszonej, śmierci wręcz wymodlonej. Czegoś, co jakby pojawiło się ot tak, za jednym pstryknięciem palców.
      Wrzuciłem tu wczoraj swój najnowszy felieton napisany na zamówienie „Warszawskiej Gazety”, gdzie wspomniałem o Hubercie H. , menelu sprzed lat, który być może jako jeden z pierwszych z nich uruchomił ów atak. Ponieważ wraz z ową publikacją otrzymałem szereg próśb od młodszych czytelników, bym wyjaśnił, kto zacz ów Hubert, chętnie opowiem tamtą historię. Zwłaszcza że przy ostatnich protestach w sprawie aresztowanego Michała Sz. jego wspomnienie wydaje się być wybitnie aktualne. A stało się tak, że pewnego dnia w grudniu roku 2010, tuż po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na urząd Prezydenta RP, na Dworcu Centralnym w Warszawie pojawił się ów jakiś Hubert H., który zaczepiając ludzi, klnąc przy tym na czym świat stoi, ściągnął na siebie uwagę dworcowej policji, która postanowiła się nim zająć. Podczas owej konfrontacji, Hubert H. najpierw w odpowiednio wulgarny sposób zwymyślał policjantów, a następnie zarzucił im, że zostali na na niego nasłani przez tego – i tu pojawiły się kolejne wyzwiska – Kaczora. W tej sytuacji, Hubert H. został najpierw – nie bez kłopotów – doprowadzony na posterunek policji, przesłuchany, następnie zwolniony, a policja zgodnie z przepisami skierowała sprawę do sądu o awanturnictwo, agresję wobec policji, no i wreszcie obrazę Prezydenta RP.
        Przyszedł czas rozprawy, na której Hubert H. się oczywiście nie pojawił, został jednak namierzony przez śląską policję aż tu w Katowicach, no i doprowadzony na miejsce. I w tym momencie ruszyła akcja, której nawet w porównaniu z tym, z czym mamy do czynienia dziś, nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Jako pierwszy zareagował dzisiejszy Rzecznik Praw Obywatelskich, a wówczas jeden z prezesów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Adam Bodnar, i wezwał sąd do natychmiastowego umorzenia sprawy wobec Huberta H., a swoje oczekiwania wyraził w następujący sposób:
Można twierdzić, że słowa pana Huberta były rodzajem swoistej skargi obywatelskiej wyrażonej w języku, którym on się posługuje na co dzień, bo nie zna innego. Te wypowiedzi są naganne, ale powinny się skończyć zwykłym mandatem i odwiezieniem na izbę wytrzeźwień, a nie angażowaniem całego aparatu państwowego”.
        Kiedy okazało się, że ponieważ Hubert H wcześniej był wielokrotnie karany za kradzieże, rozboje, a także oczywiście alimenty,  takie rozwiązanie wobec niego akurat, jest niemożliwe z przyczyn formalnych, Adam Bodnar, zamiast się spalić ze wstydu, wraz z reprezentowaną przez siebie Fundacją opłacił dwóch adwokatów, którzy wzięli na siebie sprawę wywalczenia dla Huberta H. uniewinnienia.
       Podczas procesu Hubert H. twierdził, że ze zdarzenia nic nie pamięta, bo był pijany do nieprzytomności, ale jest mu bardzo przykro, przeprasza Prezydenta, którego wprawdzie nie lubi i na którego nie głosował, ale szanuje urząd i błaga, by go nie wsadzać do więzienia, z którego ledwo co wyszedł, ani też nie kazać mu płacić grzywny, bo jest biedny, natomiast chętnie wykona jakieś prace społeczne. Zeznający w sądzie policjant oczywiście poświadczył, że H.: „był bardzo agresywny, nie chciał pokazać dokumentów, używał wulgarnych słów, pochwalił nam się, że opuścił właśnie więzienie, przy legitymowaniu nie stawiał oporu, były natomiast problemy z doprowadzeniem go do komisariatu”, jednak co ciekawe dodał, że on w ogóle nie wyglądał na pijanego i owa linia obrony jest dla policji zaskoczeniem.
       No i wtedy, w czasie gdy prezes Bodnar ze swoimi ludźmi walczyli o honor Huberta H., do akcji ruszyły media, robiąc z owego menela wręcz bohatera narodowego, który odważył się sprzeciwić faszystowskiemu reżimowi. O wypowiedź proszono kolegów Huberta H. z dworca, ale i on sam udzielał wywiadów, występując we wszelkich możliwych telewizjach, a Piotr Najsztub w telewizyjnym studio TVN przeprowadził z nim długi wywiad, gdzie ten opowiedział o swoim życiu bezdomnego człowieka, zaszczutego przez faszystowskie państwo.
      „Gazeta Wyborcza” udała się oczywiście na Dworzec Centralny, przeprowadziła szereg rozmów z dworcowymi menelami, a na drugi dzień, pisząc o prezydencie Kaczyńskim per „kaczka”, zrelacjonowała stan rzeczy:
Komentuje Sławomir, od pięciu lat mieszka na Dworcu Centralnym
  - Jak Lepper wyzywa polityków, to wszystko się rozchodzi po kościach. A jak chłopak powiedział kilka mocniejszych słów w nerwach, to od razu po sądach go ciągają. To znaczy, że już nikt już prezydenta nie może skrytykować? To jakie to wolne państwo.
Daniel, od dwóch lat mieszka na Dworcu Centralnym
  - Skoro żyjemy w wolnym kraju, to każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Bez względu na to, czy jest bezdomnym, czy adwokatem. Ciekawe, czy tak samo policja zareagowałaby, gdyby ‘wiązkę’ na najpopularniejszych polskich bliźniaków powiedział jakiś lepiej ustawiony gość. Najłatwiej przyczepić się do bezdomnego. Jego nikt nie obroni
”.
       Po „Wyborczej” oczywiście odezwał się też obecny na scenie od dziesięcioleci w roli Piotra Ikonowicza, Piotr Ikonowicz, by nazwać Huberta H. „człowiekiem bezdomnym i bezbronnym”, no i na koniec wreszcie wszedł na scenę się i sam Mieczysław Wachowski ogłaszając:
      Za słowa ‘Muchy obesrały portret najjaśniejszego pana’ w ‘Szwejku’ szynkarz poszedł do więzienia. Dziś za słowa ma być skazany człowiek, który jest bezsilny wobec potęgi państwa. Boję się, że Kaczyńscy fundują Polakom uruchomienie najgorszych procedur z czasów głębokiej komuny. Zakaz wypowiedzi, zakaz zgromadzeń, wszystko ku temu zmierza. A przecież nie mógł pijany człowiek z dworca obrazić głowy państwa. Jeśli jest taka małostkowość, to współczuję temu państwu”.
      Ostatecznie, sąd uniewinnił Huberta H i umorzył sprawę. W ustnym uzasadnieniu sentencji sędzia podkreśliła, że „nietrzeźwy człowiek nie może realnie godzić w powagę urzędu głowy państwa, tym bardziej, że H. nie jest żadnym autorytetem” i dodała, że „w ocenie sądu, wypowiedzi oskarżonego nie wpłynęły na efektywność wykonywania zadań przez prezydenta, nie osłabiły też jego władzy”.
       Również prezes Bodnar wyraził zadowolenie z wyroku, zaznaczając jednak, że „ta sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu. Tak naprawdę powinna zostać umorzona na wcześniejszym etapie – a taką decyzję powinien podjąć prokurator lub wręcz policjanci, którzy nie zawiadamialiby i nie sporządzali tak poważnych notatek”.
       Kancelaria Prezydenta nie skomentowała wyroku, wyjaśniając, że od samego początku nie była stroną w sprawie.
       Hubert H. w sądzie się nie pojawił i przeniósł się na stałe do Katowic, gdzie przez kilka kolejnych lat można go było oglądać jak paraduje w ewidentnie sprezentowanych mu przez telewizję TVN24 ciuchach, i gdzie ostatecznie chyba zapił się na śmierć. A ja się tylko dziwię, że ci wszyscy, którzy dziś demonstrują w obronie tej lesbijki Michała Sz. nie wznoszą jego wizerunku na swoich tęczowych sztandarach. W końcu w Internecie bez większego kłopotu można znaleźć jeszcze jego zdjęcia. Tu by się naprawdę dało wyciąć coś fajnego.





6 komentarzy:

  1. @toyah

    Osobiście ciekaw to ja nie jestem, ale obiektywna konieczność wyjaśnienia nabrała teraz wagi publicznej

    Mianowicie, najdelikatniej sprawę ujmując, istota dowodu na prawdziwość deklarowania związku lesbijskiego między biologicznymi i anatomicznymi mężczyzną i kobietą sprowadza się zagadnienia, kto kogo i czym seksualnie zadowala w ramach instrumentarium będącego w ich naturalnej dyspozycji.

    Być może w zbiorze podobno aż ponad 50 (?) - jak by to zgrabnie nazwać - architektur gender, mieści się także platoniczny związek lesbijski mężczyzny i kobiety. Wtedy wyżej zarysowana kwestia dowodowa byłaby bezprzedmiotowa. Jednak wtedy, czyli po upadku więzi seksualnej, po prostu odsłoniłaby się kwestia uczynienia sobie z deklarowanego związku genderowego stałego źródła dochodu.
    To już pachniałoby oszustwem na szkodę podmiotów finansujących. Tych finansujących w dobrej wierze, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      A ja już tylko liczę na to, że do tematu wrócimy.

      Usuń
    2. @toyah

      Ofensywa LGBT (jak zwał, tak zwał) nie ma celu w wydobyciu ich do równouprawnienia. Celem jest wydarcie dla LGBT pozycji nadzorczej, aby ogół zniewolić obowiązkiem służby dla LGBT.

      Żądanie osobistej bezkarności harcowników w oparciu o obyczajowy immunitet należy do doraźnej taktyki. W razie osiągnięcia celu Margot i Łania dostaną taką bezkarność, że przez kraty nieba nie zobaczą

      Ogół ma oddać pod NIETOLERANCYJNY NADZÓR LGBT wszystko, co go określa, czyli swoją tożsamość i cywilizację rozumianą jako sposób (całokształt) urządzenia życia zbiorowego.
      Najpierw zaś poszczególni ludzie mają oddać w nadzór LGBT swoje sumienia, co równa się rezygnacji z człowieczeństwa.

      Usuń
  2. @orjan
    Zabawnym paradoksem jest to, że pierwszą ofiarą owej fali padł ten jakiś Jedliński.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @toyah

      No właśnie tego typu konsekwencje miałem na myśli pisząc o perspektywach wolności dla dzisiejszych harcowników LGBT w ich ewentualnie przyszłym świecie. Tu mi się uparcie kojarzy:

      https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d4/Pieter_Bruegel_de_Oude_-_Twee_geketend_apen.jpg

      Ten Jedliński miał kwalifikacje do prezesury zarządu politpoprawnego radia, ale powyżej tego radia i jego założycieli jest jakaś rada nadzorcza LGBT, której podpadł i plum, nie ma.

      Ta fala wyjaśnia, dlaczego McDonald's nabrał czegoś w usta na widok tego przykucającego w oknie cheer-lgbt-era w czerwonej bluzie McDonald.

      Ciekawe, czy McDonald wspiera LGBT i czy ten okienny przykuc miał bluzę z tego wsparcia.

      Usuń
    2. @toyah

      c.d.

      Po tym, jak całkowicie odrzuciłem piwo Lech (wiesz dlaczego), teraz pozbywam się Żywca.

      Jak już parokrotnie sens tego ustalaliśmy, nie o to chodzi, czy spowoduję im jakąkolwiek przykrość. Chodzi o to, aby nie powodować przykrości samemu sobie. Nie trefić się.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...