Nie wiem, ile z nas na to zwróciło
uwagę, ale ja, owszem, nie mogłem nie zauważyć, że po stronie najbardziej
wściekłego antypisu mnożą się ostatnio jak grzyby po deszczu opinie, że śp.
Lech Kaczyński to był naprawdę fantastyczny gość, wielki polityk, wrażliwy i
pełen empatii człowiek, który w życiu by nie pozwolił swojemu strasznemu bratu
tak zniszczyć ten kraj i ten naród. Ja natomiast jestem osobą odpowiednio
doświadczoną, a i pamięć mam też nie najgorszą, i na ten rodzaj zakłamania
reaguję z zaciśniętymi pięściami. Otóż lata 2005-2010 to był czas tak strasznej
nienawiści, skierowanej na wszystkich możliwych frontach polityczno-medialnej
agresji, nawet nie w stronę Jarosława Kaczyńskiego, ale właśnie Lecha, że
czasem wydaje mi się, że to jak dziś traktowany jest Andrzej Duda, to w
porównaniu z tym co się działo wtedy, to dziecięca zabawa w kółko graniaste.
Moim zdaniem intensywność tamtego ataku, była tak straszna, że jestem w stanie
uwierzyć, że jest to jedyny wypadek w historii współczesnego świata, gdzie
pojedynczy akt czystej, żywej nienawiści zmaterializował się w postaci śmierci
– śmierci uproszonej, śmierci wręcz wymodlonej. Czegoś, co jakby pojawiło się ot
tak, za jednym pstryknięciem palców.
Wrzuciłem tu wczoraj swój najnowszy
felieton napisany na zamówienie „Warszawskiej Gazety”, gdzie wspomniałem o
Hubercie H. , menelu sprzed lat, który być może jako jeden z pierwszych z nich
uruchomił ów atak. Ponieważ wraz z ową publikacją otrzymałem szereg próśb od
młodszych czytelników, bym wyjaśnił, kto zacz ów Hubert, chętnie opowiem tamtą
historię. Zwłaszcza że przy ostatnich protestach w sprawie aresztowanego Michała
Sz. jego wspomnienie wydaje się być wybitnie aktualne. A stało się tak, że
pewnego dnia w grudniu roku 2010, tuż po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na
urząd Prezydenta RP, na Dworcu Centralnym w Warszawie pojawił się ów jakiś
Hubert H., który zaczepiając ludzi, klnąc przy tym na czym świat stoi, ściągnął
na siebie uwagę dworcowej policji, która postanowiła się nim zająć. Podczas owej
konfrontacji, Hubert H. najpierw w odpowiednio wulgarny sposób zwymyślał
policjantów, a następnie zarzucił im, że zostali na na niego nasłani przez tego
– i tu pojawiły się kolejne wyzwiska – Kaczora. W tej sytuacji, Hubert H.
został najpierw – nie bez kłopotów – doprowadzony na posterunek policji,
przesłuchany, następnie zwolniony, a policja zgodnie z przepisami skierowała
sprawę do sądu o awanturnictwo, agresję wobec policji, no i wreszcie obrazę
Prezydenta RP.
Przyszedł czas rozprawy, na której
Hubert H. się oczywiście nie pojawił, został jednak namierzony przez śląską
policję aż tu w Katowicach, no i doprowadzony na miejsce. I w tym momencie
ruszyła akcja, której nawet w porównaniu z tym, z czym mamy do czynienia dziś,
nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Jako pierwszy zareagował dzisiejszy
Rzecznik Praw Obywatelskich, a wówczas jeden z prezesów Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka, Adam Bodnar, i wezwał sąd do natychmiastowego umorzenia sprawy
wobec Huberta H., a swoje oczekiwania wyraził w następujący sposób:
„Można
twierdzić, że słowa pana Huberta były rodzajem swoistej skargi obywatelskiej
wyrażonej w języku, którym on się posługuje na co dzień, bo nie zna innego. Te
wypowiedzi są naganne, ale powinny się skończyć zwykłym mandatem i odwiezieniem
na izbę wytrzeźwień, a nie angażowaniem całego aparatu państwowego”.
Kiedy
okazało się, że ponieważ Hubert H wcześniej był wielokrotnie karany za kradzieże,
rozboje, a także oczywiście alimenty, takie
rozwiązanie wobec niego akurat, jest niemożliwe z przyczyn formalnych, Adam
Bodnar, zamiast się spalić ze wstydu, wraz z reprezentowaną przez siebie
Fundacją opłacił dwóch adwokatów, którzy wzięli na siebie sprawę wywalczenia
dla Huberta H. uniewinnienia.
Podczas procesu Hubert H. twierdził, że ze zdarzenia nic nie pamięta, bo
był pijany do nieprzytomności, ale jest mu bardzo przykro, przeprasza
Prezydenta, którego wprawdzie nie lubi i na którego nie głosował, ale szanuje
urząd i błaga, by go nie wsadzać do więzienia, z którego ledwo co wyszedł, ani
też nie kazać mu płacić grzywny, bo jest biedny, natomiast chętnie wykona
jakieś prace społeczne. Zeznający w sądzie policjant oczywiście poświadczył, że
H.: „był bardzo agresywny, nie chciał pokazać dokumentów, używał wulgarnych
słów, pochwalił nam się, że opuścił właśnie więzienie, przy legitymowaniu nie
stawiał oporu, były natomiast problemy z doprowadzeniem go do komisariatu”,
jednak co ciekawe dodał, że on w ogóle nie wyglądał na pijanego i owa linia
obrony jest dla policji zaskoczeniem.
No i
wtedy, w czasie gdy prezes Bodnar ze swoimi ludźmi walczyli o honor Huberta H.,
do akcji ruszyły media, robiąc z owego menela wręcz bohatera narodowego, który
odważył się sprzeciwić faszystowskiemu reżimowi. O wypowiedź proszono kolegów
Huberta H. z dworca, ale i on sam udzielał wywiadów, występując we wszelkich możliwych
telewizjach, a Piotr Najsztub w telewizyjnym studio TVN przeprowadził z nim długi wywiad, gdzie ten opowiedział o swoim życiu bezdomnego człowieka, zaszczutego przez
faszystowskie państwo.
„Gazeta
Wyborcza” udała się oczywiście na Dworzec Centralny, przeprowadziła szereg
rozmów z dworcowymi menelami, a na drugi dzień, pisząc o prezydencie Kaczyńskim
per „kaczka”, zrelacjonowała stan rzeczy:
„Komentuje Sławomir, od pięciu lat mieszka na
Dworcu Centralnym
- Jak Lepper wyzywa polityków, to wszystko się rozchodzi po kościach. A jak chłopak powiedział kilka mocniejszych słów w nerwach, to od razu po sądach go ciągają. To znaczy, że już nikt już prezydenta nie może skrytykować? To jakie to wolne państwo.
Daniel, od dwóch lat mieszka na Dworcu Centralnym
- Skoro żyjemy w wolnym kraju, to każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Bez względu na to, czy jest bezdomnym, czy adwokatem. Ciekawe, czy tak samo policja zareagowałaby, gdyby ‘wiązkę’ na najpopularniejszych polskich bliźniaków powiedział jakiś lepiej ustawiony gość. Najłatwiej przyczepić się do bezdomnego. Jego nikt nie obroni”.
- Jak Lepper wyzywa polityków, to wszystko się rozchodzi po kościach. A jak chłopak powiedział kilka mocniejszych słów w nerwach, to od razu po sądach go ciągają. To znaczy, że już nikt już prezydenta nie może skrytykować? To jakie to wolne państwo.
Daniel, od dwóch lat mieszka na Dworcu Centralnym
- Skoro żyjemy w wolnym kraju, to każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Bez względu na to, czy jest bezdomnym, czy adwokatem. Ciekawe, czy tak samo policja zareagowałaby, gdyby ‘wiązkę’ na najpopularniejszych polskich bliźniaków powiedział jakiś lepiej ustawiony gość. Najłatwiej przyczepić się do bezdomnego. Jego nikt nie obroni”.
Po
„Wyborczej” oczywiście odezwał się też obecny na scenie od dziesięcioleci w roli
Piotra Ikonowicza, Piotr Ikonowicz, by nazwać Huberta H. „człowiekiem
bezdomnym i bezbronnym”, no i na koniec wreszcie wszedł na scenę się i sam
Mieczysław Wachowski ogłaszając:
„Za
słowa ‘Muchy obesrały portret najjaśniejszego pana’ w ‘Szwejku’ szynkarz
poszedł do więzienia. Dziś za słowa ma być skazany człowiek, który jest
bezsilny wobec potęgi państwa. Boję się, że Kaczyńscy fundują Polakom
uruchomienie najgorszych procedur z czasów głębokiej komuny. Zakaz wypowiedzi,
zakaz zgromadzeń, wszystko ku temu zmierza. A przecież nie mógł pijany człowiek
z dworca obrazić głowy państwa. Jeśli jest taka małostkowość, to współczuję
temu państwu”.
Ostatecznie, sąd uniewinnił Huberta H i umorzył sprawę. W ustnym
uzasadnieniu sentencji sędzia podkreśliła, że „nietrzeźwy człowiek nie może
realnie godzić w powagę urzędu głowy państwa, tym bardziej,
że H. nie jest żadnym autorytetem” i dodała, że „w ocenie
sądu, wypowiedzi oskarżonego nie wpłynęły na efektywność wykonywania
zadań przez prezydenta, nie osłabiły też jego władzy”.
Również prezes Bodnar wyraził zadowolenie z wyroku, zaznaczając jednak,
że „ta sprawa w ogóle nie powinna trafić do sądu. Tak
naprawdę powinna zostać umorzona na wcześniejszym etapie – a taką
decyzję powinien podjąć prokurator lub wręcz policjanci, którzy
nie zawiadamialiby i nie sporządzali tak poważnych notatek”.
Kancelaria Prezydenta nie skomentowała wyroku, wyjaśniając, że od samego
początku nie była stroną w sprawie.
Hubert
H. w sądzie się nie pojawił i przeniósł się na stałe do Katowic, gdzie przez
kilka kolejnych lat można go było oglądać jak paraduje w ewidentnie
sprezentowanych mu przez telewizję TVN24 ciuchach, i gdzie ostatecznie chyba
zapił się na śmierć. A ja się tylko dziwię, że ci wszyscy, którzy dziś
demonstrują w obronie tej lesbijki Michała Sz. nie wznoszą jego wizerunku na
swoich tęczowych sztandarach. W końcu w Internecie bez większego kłopotu można
znaleźć jeszcze jego zdjęcia. Tu by się naprawdę dało wyciąć coś fajnego.
@toyah
OdpowiedzUsuńOsobiście ciekaw to ja nie jestem, ale obiektywna konieczność wyjaśnienia nabrała teraz wagi publicznej
Mianowicie, najdelikatniej sprawę ujmując, istota dowodu na prawdziwość deklarowania związku lesbijskiego między biologicznymi i anatomicznymi mężczyzną i kobietą sprowadza się zagadnienia, kto kogo i czym seksualnie zadowala w ramach instrumentarium będącego w ich naturalnej dyspozycji.
Być może w zbiorze podobno aż ponad 50 (?) - jak by to zgrabnie nazwać - architektur gender, mieści się także platoniczny związek lesbijski mężczyzny i kobiety. Wtedy wyżej zarysowana kwestia dowodowa byłaby bezprzedmiotowa. Jednak wtedy, czyli po upadku więzi seksualnej, po prostu odsłoniłaby się kwestia uczynienia sobie z deklarowanego związku genderowego stałego źródła dochodu.
To już pachniałoby oszustwem na szkodę podmiotów finansujących. Tych finansujących w dobrej wierze, oczywiście.
@orjan
UsuńA ja już tylko liczę na to, że do tematu wrócimy.
@toyah
UsuńOfensywa LGBT (jak zwał, tak zwał) nie ma celu w wydobyciu ich do równouprawnienia. Celem jest wydarcie dla LGBT pozycji nadzorczej, aby ogół zniewolić obowiązkiem służby dla LGBT.
Żądanie osobistej bezkarności harcowników w oparciu o obyczajowy immunitet należy do doraźnej taktyki. W razie osiągnięcia celu Margot i Łania dostaną taką bezkarność, że przez kraty nieba nie zobaczą
Ogół ma oddać pod NIETOLERANCYJNY NADZÓR LGBT wszystko, co go określa, czyli swoją tożsamość i cywilizację rozumianą jako sposób (całokształt) urządzenia życia zbiorowego.
Najpierw zaś poszczególni ludzie mają oddać w nadzór LGBT swoje sumienia, co równa się rezygnacji z człowieczeństwa.
@orjan
OdpowiedzUsuńZabawnym paradoksem jest to, że pierwszą ofiarą owej fali padł ten jakiś Jedliński.
@toyah
UsuńNo właśnie tego typu konsekwencje miałem na myśli pisząc o perspektywach wolności dla dzisiejszych harcowników LGBT w ich ewentualnie przyszłym świecie. Tu mi się uparcie kojarzy:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d4/Pieter_Bruegel_de_Oude_-_Twee_geketend_apen.jpg
Ten Jedliński miał kwalifikacje do prezesury zarządu politpoprawnego radia, ale powyżej tego radia i jego założycieli jest jakaś rada nadzorcza LGBT, której podpadł i plum, nie ma.
Ta fala wyjaśnia, dlaczego McDonald's nabrał czegoś w usta na widok tego przykucającego w oknie cheer-lgbt-era w czerwonej bluzie McDonald.
Ciekawe, czy McDonald wspiera LGBT i czy ten okienny przykuc miał bluzę z tego wsparcia.
@toyah
Usuńc.d.
Po tym, jak całkowicie odrzuciłem piwo Lech (wiesz dlaczego), teraz pozbywam się Żywca.
Jak już parokrotnie sens tego ustalaliśmy, nie o to chodzi, czy spowoduję im jakąkolwiek przykrość. Chodzi o to, aby nie powodować przykrości samemu sobie. Nie trefić się.