poniedziałek, 3 sierpnia 2020

O frustracji która zabija


         Wydaje mi się, że nie muszę o tym przypominać, bo pewnie większość z nas pamięta i bez mojej pomocy, jak to przez całą minioną kampanię prezydencką ogromna część z nas była nieustannie w obawach, że stanie się coś, co sprawi, że Andrzej Duda z Trzaskowskim jednak przegra. Osobiście znałem też nawet takich, którzy twierdzili, że nie mamy szans i trzeba się przygotować na kilka kolejnych lat walki. Skąd te obawy? Otóż pomijając nasze pretensje do bezkompromisowej postawy Telewizji Polskiej, do ciągłych wybryków prawicowych mediów, do całej serii kompromitacji poszczególnych polityków Zjednoczonej Prawicy, no i oczywiście potęgi propagandy dostarczanej przez połączone siły antypolskich mediów, za owym lękiem stała też zawsze tak bardzo charakterystyczna właśnie dla nas ostrożność i spokojny, wynikający z wieloletniej obserwacji zachowań społecznych, swego rodzaju pesymizm. Baliśmy się tej porażki, jednak byliśmy na nią gotowi i pełni – tu aż nazbyt paradoksalnie – jednak jakiegoś optymizmu, każącego nam wierzyć, że i z tej porażki jak niegdyś Orban się otrząśniemy i wrócimy.
       Z drugiej strony – i tu też jestem przekonany, że większość z nas to zauważyła – strona, która po publicznej kompromitacji Kidawy-Błońskiej wystawiła do boju Rafała Trzaskowskiego, robiła wrażenie jakby była najgłębiej przekonana, że po odbiciu Senatu, przed nimi tylko prezydentura Trzaskowskiego, a potem już tylko ostateczne przejęcie władzy i zemsta, zemsta, zemsta. I tu ową postawę prezentowali wszyscy, poczynając od samego kandydata i jego sztabu, a kończąc na aktywnym zarówno na ulicy jaki i w mediach elektoracie. Wystarczyło bowiem, że Trzaskowski z szyderczą śliną na ustach groził dziennikarzom, co z nimi zrobi, kiedy już zostanie prezydentem, przez teksty w „Wyborczej”, „Newseeku”, czy w TVN24, a kończąc na wspomnianej ulicy, natychmiast przewalał się wrzask tryumfu, którego nikt i nic nie było w stanie zatrzymać. Oni wszyscy w pewnym momencie już wręcz przestali dopingować Trzaskowskiego w jego kampanii, ale zajmowali się wyłącznie wymyślaniem wszelkich możliwych przykrości, jakie będą mogli wyrządzić PiS-owi, kiedy już wreszcie te wybory się zakończą.
       Nie pamiętam, czy o tym pisałem osobno, czy może tylko parokrotnie przestrzegałem swoich znajomych tak bardzo pewnych tego, że Trzaskowski jest już prezydentem, a Duda siedzi w więzieniu, na pewno jednak zdarzało mi się pisać, że moim zdaniem nieszczęście tak zwanego „antypisu” polega głównie na tym, że oni od parudziesięciu już lat poruszają się po najbardziej egzotycznych kieszeniach emocji, od euforii, przez rozpacz, po wreszcie wściekłość. Zwracałem na to uwagę i apelowałem do nich, by jednak się aż tak nie nakręcali, bo ten rodzaj braku umiarkowania sprawia, że oni są wiecznie sfrustrowani, a owa frustracja w pewnym momencie prowadzi ich do autentycznej psychicznej choroby, a niekiedy, jak wiemy, nawet zabija. Na nic. Oni nadal zajęci byli tylko snuciem opowieści o tym, jak to Duda z Kaczyńskim i Morawieckim będą wyprowadzani w kajdankach.
        Ale jak mówię, w tych marzeniach utrzymywali ich sami politycy opozycji. Przecież to nikt inny jak Roman Giertych zapewniał, że każdy polityk PiS-u, który w ciągu 24 godzin poprze Trzaskowskiego może liczyć na amnestię, to Trzaskowski zapewniał mieszkańców Katowic, że im już dziś zazdrości wspaniałej Pierwszej Damy, to sztab Trzaskowskiego zapłacił za plakaty z okładką „Newsweeka”, na której jako „Nasza Pierwsza Para” przedstawiony został Rafał z Gośką. A cały uliczny antypis chłonął ów przekaz i już się nie mógł doczekać tej niedzieli.
       Co się działo w poniedziałek – no może we wtorek, bo oni jeszcze jakiś czas byli przekonani, że to się nie dzieje – albo wiemy z autopsji, albo się możemy domyślać. No ale nie minęło tych parę dni, jak ruszyła akcja masowego zaskarżania wyniku wyborów, raz w nadziei, że Sąd Najwyższy tysięcy skarg nie zdoła w terminie rozpoznać, a dwa, w przekonaniu, że oni mają tak mocne argumenty, że te wybory zostaną unieważnione, następnie powtórzone, no i tym razem wreszcie wygrane. Przyznam, że zbyt uważnie tego co się w tych biednych łbach działo nie śledziłem, natomiast wczoraj zobaczyłem, że na Twitterze najważniejszym hasłem jest #Sąd Najwyższy, a tam... daję słowo, że takiego rozżalenia, takiego zawodu, takiej niekiedy furii nigdy w życiu nie widziałem, chyba nawet wtedy, gdy wbrew ich – to są zawsze ci sami ludzie – powszechnemu przekonaniu, Tadeusz Mazowiecki nie został prezydentem w pierwszej turze. A daję słowo, że sam takich znałem.
         Czytałem wczoraj owe tweety i powiem szczerze, że choć one mnie trochę śmieszą, to w ostatecznym rozrachunku jestem w lekkim strachu. Nie wiem, ile dziś w Polsce jest osób, którzy przez tych parę tygodni były zupełnie spokojne, że sąd zarządzi powtórkę wyborów, a może – kto wie? – nawet przyzna zwycięstwo Trzaskowskiemu, ale obawiam się, że przy tym poziomie zawodu, nawet tysiąc osób może spróbować coś zrobić. Co? No,  tego już akurat zwyczajny człowiek przewidzieć nie potrafi. W każdym razie, zachęcam zupełnie szczerze: śpijmy z jednym okiem otwartym.


      

3 komentarze:

  1. @toyah

    Jest taki dowcip o Rosjanach: "Wania, a co ty by zrobił, gdyby ty carem został?
    - A siadłby ja z tęgim kijem na rozstajach i kto przechodzi waliłbym w mordę."

    To jest mniej więcej ten nastrój opozycji, takiego zbiorowego Wani. Nic innego w głowie, bynajmniej jakiś program, tylko ZEMSTA! Za co? A za żywota.

    To jest właśnie ten klucz rozpoznawczy! OK. Zemsta, ale co potem? A tu żadnej oferty. Ba! Żadnego pomysłu co zrobić z "tenkrajem" po tym, jak się już zemszczą. Tacy są mściwi!

    Czy któremuś / którejś jest teraz gorzej? Ja nie wiem, bo to są odczucia subiektywne. Waniom jest na pewno gorzej. Członki latają a nie ma ich do czego przyłożyć. No chyba, że do LGBT.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      Nie znałem tego. Jakiż on jest piękny. Jak cudownie adekwatny.

      Usuń
    2. Pasuje idealnie bo to ten sam mental. Emocje emocjami ale cała reszta działa metodą faktów dokonanych. To też mechanizm przejęty w spadku od radzieckich towarzyszy. Czekają na każdy błąd władzy, na każde zawahanie czy nie dość czysto sprecyzowane przepisy. Wojna totalna. Teraz w pierwszym szeregu tęczowa kompania. Plus w tym jest taki że nie są w stanie wymyślić jakiegoś programu politycznego by tym przekonywać wyborców.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...