sobota, 15 sierpnia 2020

Czy prezydent Łukaszenka w geście dobrej woli zalegalizuje małżeństwa jednopłciowe


Oczywiście nie mogę zaprzeczyć, że wynik wyborów na Białorusi jest dla nas o tyle korzystny, że dzięki niemu głosy porównujące sytuację w Polsce i na Węgrzech do sytuacji na Białorusi nieco przycichły i my tu, przynajmniej na pewien czas, możemy się zająć swoimi bieżącymi sprawami. Nie zmienia to oczywiście faktu, że to co się tam za Bugiem dzieje, nas wszystkich bardzo interesuje i bardzo kibicujemy, by ostatecznie głos narodu zwyciężył. No a przy okazji oczywiście mamy nadzieję, że i tu u nas właśnie głos narodu zostanie wreszcie uszanowany. Tymczasem przedstawiam swój najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazecie”. Jak najbardziej aktualny.



      Ponieważ mieszkam na tyle daleko od Warszawy, by o tym co się tam dzieje być informowanym w stopniu niezbędnym do życia, nie wiem, czy początek tygodnia przyniósł tam jakieś zmiany w kwestii demonstracji w obronie ulicznego chuligana, który stworzył sobie doskonałe alibi, występując jako lesbijka o imieniu Margot. Ponieważ jednak przede wszystkim o nowych awanturach nie słyszałem, natomiast wiem, że dziś cały cywilizowany świat jest zajęty Białorusią, mogę zakładać, że cała ta kolorowa gówniażeria swoje tęczowe flagi zastąpiła flagami czerwono- zielonymi i przeniosła się pod ambasadę Białorusi. Mogę również przypuszczać, że tym razem nikt – ani minister Ziobro ze swoimi prokuratorami, ani tym bardziej Polska Policja – nie będzie im przeszkadzał w miotaniu obelg pod adresem prezydenta Łukaszenki, choćby one się składały wyłącznie ze słów powszechnie uważanych za nieprzyzwoite, a to dlatego, że niedzielne wybory na Białorusi w sposób wręcz zachwycająco skuteczny doprowadziły do ostatecznego zjednoczenia władzy z opozycją, choćby i tą najtwardszą. A kto wie, czy nie zwłaszcza z tą najbardziej twardą.
       A gdy chodzi o mnie, to jeśli cokolwiek mnie tu porusza, to akurat nie to, że wspomniane dzieci przeniosły się spod Świętego Krzyża pod białoruską ambasadę, ale to, że wraz z nimi udały się tam solidarnie polskie władze wraz ze swoimi mediami. Do tego bowiem, że liberalne lewactwo zapluwa się swoimi kompleksami na odcinku Kaczyński – Łukaszenka – Kim Dzong Un – Hitler, zdążyłem się przyzwyczaić; w końcu oni nigdy nie ukrywali, że dla nich między tymi trzema nie ma żadnej różnicy, więc mogą zupełnie spokojnie protestować przeciwko każdemu z nich, z Hitlerem oczywiście, jako wspólnym punktem odniesienia. Odsunięcie każdego z nich od władzy dla nich nie stanowi celu moralnego – bo słowo „moralność” w ich słowniku nie istnieje – lecz czysto polityczny, na którego końcu jest Wielka Tęczowa Rewolucja, która zmiecie z powierzchni Ziemi wszystko co miało odwagę kontestować świat przez nich budowany. I nie oszukujmy się. Dla nich, między Polską, Białorusią i Koreą Północną istnieje tylko jeden punkt wspólny – sprzeciw wobec nowego światowego porządku. Oni mają w kompletnym lekceważeniu to, że Kim zabija swoich przeciwników przy pomocy rakiet przeciwlotniczych, ale też i to, że Kaczyński zachowuje wszelkie cywilizacyjne standardy. Liczy się wyłącznie oddanie hołdu Nowemu Wspaniałemu Światu.
       A zatem zachowanie lewactwa mnie nie zaskakuje. Nie potrafię jednak pojąć, jak doszło do tego że ci co jeszcze niedawno byli w sposób tak strasznie brutalny oskarżani o sfałszowanie wyborów, lub w najlepszym wypadku o to, że ich prezydent został wybrany głosami wiejskiej hołoty, dokładnie to samo dziś zarzucają Białorusi.
       Nie mam pojęcia, co się tam stało, ale czuję, że oni nie musieli niczego fałszować, no i że ta jakaś Cichanouska to cwaniara na miarę naszej Margot. I to niezależnie od tego, co sądzę o tym ruskim bucu Łukaszence.





    

1 komentarz:

  1. @toyah @Integrator

    W micie L.Wałęsy mamy spór o płot i motorówkę, jednak zanim przeskoczył, to miał on jakieś wcześniejsze zadania, albo - jak chcą dociekliwi - był uprzednio zadaniowany w aktywności opozycyjnej.
    W tym sensie, chociaż w stoczni nie pojawił się zupełnie znikąd, to nie był też zapalnikiem, ani katalizatorem stoczniowego strajku, od którego wszystko się zaczęło łącznie z dalszą karierą Lecha przechodzącą potem w upadek Bolesława.

    Natomiast S.Cichanouska pojawiła się zupełnie znikąd. Wikipedia maluje, że po studiach (pewnie ok. 2005r.) „pracowała jako tłumaczka w różnych organizacjach, w tym w irlandzkiej organizacji charytatywnej”. Ale doinformowana Wyborcza uściśla, że S.Cichanouska „po urodzeniu dzieci (para ma czteroletnią córkę i dziesięcioletniego syna) już nie pracowała zawodowo i poświęciła się domowi”.
    Z tego wynikałoby, iż jakoś od 2010r. była poza jakąkolwiek aktywnością społeczno polityczną. Tylko przy mężu, jednak w żadnej mierze, aż po miarę obyczajową, nie była przypadkiem typu Evity Peronowej.

    Nagle, ale zupełnie znikąd, jest więc politykiem o sporym a rosnącym znaczeniu i chyba o ewentualnie istotnych wpływach w narodzie. Ona nie wytworzyła obecnej białoruskiej fali, lecz fala ta wynosi ją w górę, choć ona sama jest gdzie indziej, niż wznosi się ta fala.

    W tym momencie rozpoczyna się analogia do polskiego przeżycia w stanie wojennym, gdy L.Wałęsa siedział (inni mówią, że odpoczywał) w internowaniu. Stamtąd, sam nic organizacyjnego nie robiąc, był mimo to jakby zwornikiem, punktem odniesienia, a organizacyjnie biorąc, w kraju i za granicą był aż personifikacją całej aktywności opozycyjnej i narodowej sam palcem w bucie aby nie ruszając (to nie zarzut, a opis). W końcu samo pozowanie do wspólnego z nim zdjęcia tworzyło pomazańców do funkcji państwowych.

    Przy wszystkich możliwych różnicach właśnie taka analogia się tworzy i wypada mieć nadzieję, iż nie zostanie brutalnie przerwana. Powstaje bowiem szansa, iż – obojętnie skąd i dlaczego się sama wzięła – S.Cichanouska stanie się rodzajem personifikacji białoruskiej opozycji a przez to opozycja ta po pierwsze określi się i nareszcie uzyska zdolność reprezentacji. To byłby ogromny krok naprzód.

    W tym momencie, mając w świadomości ewentualne przemiany osobowościowe typu bolek-lech-bolek, wypada zauważyć, że takie ewolucje mogą w przyszłości zniekształcać przejawy i praktykę aktywności społecznej Białorusinów, lecz jej nie powstrzymają jako takiej. Personifikacja ma bowiem skutek drugostronny, a nieuchronny w postaci emancypacji. O ile zaś personifikacja jest co do zasady odwoływalna, to emancypacja jest nieodwoływalna i ma własny napęd. Tego Białorusi życzę i to należy wspierać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...