Dzisiejsza notka czekała na swoją kolej
już dłuższy czas, jednak przez to, że zawsze brakowało odpowiedniej okazji, zwlekałem z nią długie miesiące, no i
wreszcie przyszła pora by powiedzieć coś, jak sądzę, dotychczas tu nie
wspominanego. Zacznijmy jednak od początku. Otóż tak się złożyło, że w
ostatnich dniach telewizja TVN24 wyrokiem sądu zmuszona była do opublikowania
następującej informacji:
„W programie ‘Szkło kontaktowe’
ministrowi kultury przypisano wypowiedź, która miała paść w rozmowie
z brytyjską prasą. Co takiego Gliński miał powiedzieć, czego
w rzeczywistości nie powiedział? ‘Jeżeli trochę artystów wymrze
z powodu koronawirusa, to zostaną tylko ci najlepsi’ -
te słowa miał według TVN24 wypowiedzieć Gliński.
Przypisywane wicepremierowi Piotrowi
Glińskiemu stwierdzenie w rzeczywistości nigdy nie zostało przez niego
wypowiedziane”.
Gdy chodzi o kolejną sprawę, dotychczas żadne
sprostowanie się nie pojawiło, natomiast rzecz jest w toku i należy się
spodziewać, że i tu dojdzie do przeprosin. O co poszło tym razem? Otóż aktorka
Krystyna Janda na swoim profilu na Facebooku poinformowała o skierowaniu przez
MEN do szkół podręcznika, gdzie niejaka prof. Maria Ryś rzekomo przekonuje, że
„źródłem szczęścia dla katoliczki
jest usługiwanie mężowi – robienie posiłków, prania, sprzątanie domu, etc.”
i do tego dodaję następującą refleksję: „Nie
włączam telewizji, ponieważ płynący z niej jad i bezeceństwo mogłyby
zatruć wspaniałą atmosferę naszej katolickiej rodziny. Mój mąż szybko spełnia
swój obowiązek małżeński, ja zaś przeczekuję to w milczeniu,
ze spokojem i godnością prawdziwej katoliczki, modląc się
w myśli o zbawienie tych nieszczęsnych istot, które urodziły się
kobietami, ale którym lubieżność Szatana rzuciła się na mózg”.
Ponieważ tu akurat też okazało się, że
nie mamy do czynienia z pełną fikcją, lecz istnieje zarówno prof. Ryś jak i jej
podręcznik, tyle że bez zacytowanych przez Jandę fragmentów, Janda dziś ma
problem, z którego w jaki sposób wyjdzie, to się dopiero przekonamy.
Jak by tego było mało, tygodnik
„Newsweek” ma przeprosić ministra Glińskiego za aż trzy kłamstwa zamieszczone w
jednym splunięciu, a ja mam pewien problem. Nie jest nim jednak dobre imię ani
ministra Glińskiego, ani prof. Ryś, lecz to, że zarówno informacja podana przez
telewizję TVN24, jak i przez Krystynę Jandę, i na doczepkę przez „Newsweeka”, nie
zostały wymyślone tam na miejscu, lecz zostały wyszukane w Sieci i potraktowane
przez jednych i drugich z całym dobrodziejstwem inwentarza. A tym samym, martwi
mnie też to, że to właśnie na internetowych portalach tworzone są tego typu
informacje, których jedynym celem jest przede wszystkim szczuć, szczuć i
jeszcze raz szczuć, a w drugiej kolejności doprowadzić do tego, by druga strona, przez te kłamstwa, dostała na nich jeszcze większej cholery i by napięcie
jakiego jesteśmy świadkami od tylu lat, nigdy nie opadło.
No ale to akurat rozumiem. Tak zwana
„totalna opozycja” od wielu już lat ma świadomość tak wielkiego zagrożenia, że
im naprawdę nie pozostało wiele ponad owo kłamstwo, dzięki któremu udaje się skutecznie
podtrzymywać wściekłość swoich wyznawców. A w tej sytuacji jest czymś
oczywistym że część z nich tworzy tego typu fałszywe informacje, następnie je
rozpowszechnia, a cała reszta kolportuje je dalej, w przekonaniu, że
wreszcie chwycili byka za rogi. I tak się jak najbardziej zachowała w opisanym
przez mnie wypadku stacja TVN24 oraz Krystyna Janda. Oni uwierzyli w coś, w co normalny
człowiek by nie uwierzył.
I tu pojawia się nowy, i o wiele bardziej
zaskakujący, szczegół. Otóż, jak się okazuje, po naszej, tak zwanej „prawej”,
stronie dzieje się coś wręcz identycznego. Wspominałem tu już o tworzonych to tu to tam przez prawicowych śmieszkach memach, gdzie na przykład zamieszcza się zdjęcie, niech to będzie znów Janda, i dopisuje się jej jakąś absurdalną kompletnie, nawet jak na jej możliwości, wypowiedź, w stylu że wszystkie kalekie dzieci trzeba dusić jak koty, lub że Polska powinna zostać przez sąd w Strasburgu pozbawiona swojej państwowości. Wygląda na to, że owa prawicowa propagandowa myśl rozwija się w tempie przyspieszonym. Proszę
sobie wyobrazić, że po prawicowej części Tweetera ogromną karierę robi pewien
człowiek, podpisujący się „Człowiek Bóbr” i zajmujący się głównie tworzeniem
fałszywych kont różnych znanych polityków antypisowskiej opozycji i
zamieszczaniem tam wymyślonych przez siebie, a mających ich kompromitować,
komentarzy. Ponieważ ów Człowiek Bóbr swoje zadanie wykonuje nadzwyczaj profesjonalnie,
jego tweety są odbierane powszechnie i zupełnie poważnie, jako wypowiedzi
oryginalne i tym samym w jednej chwili
generują tak nieprawdopodobny hejt, że cała prawa strona internetu wręcz się
unosi z nienawiści.
Czemu ów dziwny człowiek to robi? Z
informacji zamieszczonej na jego profilu dowiadujemy się, że to jest „satyra”,
a zatem możemy się też domyślić, że on nas chce rozśmieszyć. Przyjmuje on więc
postać powiedzmy Joanny Kluzik Rostkowskiej, publikuje jej rzekomy apel o
powszechny udział w uroczystym paleniu książek z wierszem Tuwima o Murzynku Bambo, jednak
zamiast śmiechu jest już tylko zbiorowe plucie w stronę Bogu ducha winnej
posłanki Rostkowskiej przez ludzi, którzy zwyczajnie nie zorientowali się, że
to była tylko taka „satyra”. A skoro plucie, to oczywiście coraz większa
nienawiść i coraz większe pragnienie śmierci. Dokładnie takie samo, z jakim
mamy do czynienia po drugiej stronie. Wystarczy rzucić okiem na Twittera.
No i znów pada pytanie, czemu on to
robi? Tak jak mówiłem, biorę pod uwagę taką możliwość, że przeciwna strona, w
swojej desperacji, uznała że możliwości uczciwej walki zostały im odebrane i im
nie pozostaje już nic innego jak zastosować metody wyjątkowe. Czemu jednak ów
Człowiek Bóbr – dziś już posiadacz jednego z najbardziej popularnych prawicowych profilów
na Twitterze – produkuje ów hejt? Otóż ja mam na to jedną odpowiedź. On nie
walczy ani o niczyje zwycięstwo, ani niczyją porażkę. Ale on nie uprawia też zwykłej satyry – tam gdzie nie ma śmiechu, tam też nie ma i satyry, prawda? – natomiast,
owszem, wygląda na to, że jego jedynym celem jest podtrzymanie – po obu zresztą stronach – owego poziom
wściekłości, jak nas zabija od niemal trzydziestu już lat. Jestem przekonany,
że kiedy on czyta te wszystkie komentarze ludzi, którzy w sposób oczywisty nie
zorientowali się, że mają do czynienia ze zwykłą prowokacją, i zanurzyli się w
swoim codziennym pragnieniu śmierci, jego satysfakcja wcale nie jest związana z
tym, że znów mu się udało nabrać paru znajomych, ale jest wynikiem owej kolejnej
fali nienawiści, jaką udało mi się stworzyć.
Po raz więc trzeci, zadaję to samo
pytanie, tym razem już wcale nie czemu oni to robią, ale czemu robi to on? I
wychodzi mi na to, że to nie jest żaden Człowiek Bóbr, polski prawicowy
wesołek, ale zwykły ruski troll, którego jedynym celem jest czuwanie, by owa
nienawiść nigdy nie zgasła. No i właściwie, skoro doszliśmy aż tak daleko, to
ja biorę również mocno pod uwagę taką możliwość, że również ci wszyscy, którzy
podrzucają Krystynie Jandzie swoje ciekawostki, to są owego Człowieka Bobra
koledzy z korporacji umieszczonej gdzieś w Kaliningradzie.
Prowadzę ten blog już grubo ponad 10
lat i właściwie za każdym razem gdy pojawiał się jakiś temat, a wraz z nim jego
bohater, zastrzegałem się, że oni tu są wyłącznie pretekstem do szerszych
refleksji. Tym razem przyznaję: bohaterem mojego dzisiejszego tekstu jest
publikujący na Twittterze Człowiek Bóbr. Mam nadzieję, że go zniszczę.
@Toyah
OdpowiedzUsuńCo daj Panie Boże! Amen.