Ponieważ poważnie było wczoraj, dziś
mogę sobie pozwolić na chwilę oddechu i wkleję tu swój ostatni felieton z
„Warszawskiej Gazety”. O Hubercie H. ... Wróć. Pomyłka. O Andrzeju Stasiuku
oczywiście.
Zanim przejdę do rzeczy, chciałbym podzielić
się pewnym wspomnieniem. Rzecz miała miejsce kilka już dobrych lat temu podczas
targów książki w Krakowie. Spotykałem się z Czytelnikami, czas nam mijał
radośnie, gdy nagle na stoisku obok pojawił się pisarz Andrzej Stasiuk, a wraz
z nim mniej więcej 30-osobowa kolejka łowców autografów. Zwróciłem na nich
uwagę jako że oto zostałem skutecznie odgrodzony od handlu, i powiem szczerze,
że w obawie, że kolejne dwie czy trzy godziny mam z głowy, nieco się zasmuciłem.
Szczęśliwie jednak, już po chwili okazało się, że te 30 osób to było wszystko i
już po chwili wokół Stasiuka, a przy tym też wokół nas, zrobiło się bardziej przestronnie.
Korzystając z okazji, zajrzałem do opuszczonego przez czytelników sławnego
pisarza i ujrzałem go, samotnego i ponurego, dłubiącego w nosie. Wróciłem do siebie, zająłem się swoimi
sprawami i oto nagle zobaczyłem coś czego nigdy nie zapomnę. Oto przed moimi
oczyma pojawiło się jakieś długowłose dziecko, dźwigające wypełnione książkami
pudło, a za nim odpowiednio nadęty Stasiuk opuszczający teren targów.
Przyznam, że się uśmiechnąłem,
natomiast jeśli dziś sobie przypominam tamto zdarzenie, to dlatego, że
wspomniany Stasiuk udzielił szeroko komentowanego wywiadu „Newsweekowi” i
wypowiedział kilka kwestii, które dziś, z myślą o czytelnikach „Warszawskiej”, przytoczę:
„Wolność
jest trudna. Wkurza mnie nie to, że lud wybiera, jak chce,
bo ma do tego prawo, tylko, że wybiera skurwysynów, którzy
nim manipulują”;
„Ćwierć wieku to jednak za mało, aby wydostać się
z postsowietyzmu pomieszanego z naszą polską plemiennością,
z naszym dworkowo-chałupowym samozadowoleniem i poczuciem
wszechświatowej wyjątkowości”;
„Mówienie o Dudzie nie ma najmniejszego
sensu. Oczywiście jest brzydki i okropnie mówi, ale to nie Duda jest
problemem, tylko Jarek. Nie oszukujmy się. Człowiek, który na własnym
narodzie odreagowuje osobiste kompleksy i mści się za to, że Bóg
go stworzył takim, jakim jest”.
I wreszcie:
„Biologia jest nieubłagana. Wymiana pokoleń
dokona tego, czego nie dało rady 10 mln popierających
Rafała Trzaskowskiego”.
Dziś
poważne prawicowe media całkiem poważnie komentują słowa Stasiuka, plotąc coś
na temat chamstwa i pogardy, a ja pragnę poinformować, że to nie Stasiuk jest
problemem, ale przede wszystkim ci co go uwiarygadniają, choćby zauważając jego
istnienie, ale też ci, którzy – o zgrozo! – uważają za stosowne wchodzić z nim
w polemikę. Czytam zacytowane słowa i przypomina mi się pewien niegdysiejszy
pijaczek sprzed lat, który pewnego dnia na Dworcu Centralnym w Warszawie
zaczepiał ludzi, przeklinając na czym świat stoi prezydenta Lecha Kaczyńskiego
i przez to na kilka dni stał się gwiazdą ogólnopolskich mediów.
Otóż w przypadku Stasiuka mamy do czynienia ze zjawiskiem podobnym. Tyle
że wtedy mieliśmy przed sobą klasycznego menela, dziś natomiast sławnego pisarza.
Źródło owego obłędu jednak zawsze było takie
samo. Owa zżerająca duszę frustracja.
Niech
Pan Bóg ma nas w Swojej opiece.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.