sobota, 29 sierpnia 2020

Czy Diabeł jest kłamcą?


Ponieważ niepostrzeżenie nadszedł weekend, to uznałem, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zakończyć serię wspomnień i przedstawić mój najnowszy felieton dla "Warszawskiej Gazety". Wprawdzie trudno mu będzie konkurować choćby z wczorajszym tekstem księdza krakowiaka, ale z nim akurat konkurować w ogóle nie jest łatwo. A zatem zapraszam – Czy Diabeł to bezczelny kłamczuch?      

     Wraz z atakiem ideologii LGBT pojawiają się coraz częściej głosy powtarzające argument, że społeczna niechęć wobec osób „seksualnie nienormatywnych” prowadzi do tego, że wielu z nich popełnia z rozpaczy  samobójstwa. Gdy jednak przychodzi do przykładów, powracają trzy imiona: Dominik, Milo oraz Michał i sprowadzona do maksymalnego minimum historia o trzech homoseksualistach zaszczutych przez heteroseksualne społeczeństwo do punktu, gdzie jedynym rozwiązaniem okazała się śmierć.
      A choć ja oczywiście wiem, że śmierć jest kiepskim powodem do awantur, to chciałbym się tu jednak trochę poawanturować, z tego choćby względu, że każdy z tych przypadków to bezczelne oszustwo, używane przez wspomniane środowiska wyłącznie do autopromocji. Gdy chodzi o owego Dominika, to wedle słów jego matki, on nigdy nie miał jakichkolwiek skłonności homoseksualnych, a zaszczuty został, przy kompletnej bezczynności nauczycieli, podobnie jak wiele innych dzieci przed nim, przez swoich kolegów ze szkoły tylko za to, że był dzieckiem grzecznym i spokojnym.  Kolejny z nich był ciężko zaburzonym matematycznym geniuszem, który w pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie jest ani mężczyzną, ani kobietą, ani w ogóle nikim, zmienił sobie imię na Milo, kazał na siebie mówić „coś”, w rezultacie czego popadł w tak ciężkie szaleństwo, że ostatecznie postanowił umrzeć. Co więcej, o żadnym szczuciu mowy być nie mogło, bo on przez kolejne lata przebywał wyłącznie w towarzystwie sobie podobnych, gdzie był traktowany jak bohater i jeśli mu było źle, to wyłącznie ze sobą. Homoseksualistą, owszem, był ów Michał, tyle że ten z kolei zatrudnił się jako model, jako model zaczął robić karierę, ale i to go nie uchroniło przed ciężką depresją, równie ciężkim uzależnieniem się od leków i ostatecznym samobójstwem.
        Proszę zatem zauważyć, że wśród owych trzech bohaterów tęczowej fali był zaledwie jeden gej, którego los nie był inny od losu wielu innych tego typu osób na całym świecie, włącznie z tymi, których ów świat nie dość że nie prześladował, to traktował jak bogów. A to jest aspekt, który mnie prowadzi do refleksji bardziej ogólnych, które wyraźnie wskazują, że oszustwo od samego początku stanowi pierwsza naturę owej perfidnej ideologii.
       Nie wiem, czy Czytelnicy „Warszawskiej” wiedzą, ale owa tęczowa flaga oryginalnie miała osiem kolorów, z różowym na samej górze. Kiedy ci, którzy całym tym biznesem od początku kręcili uznali, że tęcza z różowym paskiem to żadna tęcza, tylko jakiś żart, w dodatku ich kompromitujący, różowy pasek usunęli, a następnie, by jakoś zademonstrować swój sprzeciw wobec oczywistej symboliki chrześcijańskiej, usunęli kolor indygo, będący symbolem Zmartwychwstania i zostawili sobie ów kikut, przy wybranych przez siebie okazjach udający tęczę biblijną.
       To że wielu z tych co się wokół tego całego LGBT kręcą to zwykła ludzka patologia, to akurat świetnie wiemy. Dobrze jest też jednak pamiętać, że to jest banda ciężkich i cwanych nadzwyczaj oszustów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...