Dziś,
znów w pierwszym możliwym terminie, przedstawiam swój najnowszy felieton dla
„Warszawskiej Gazety”. O wyborach w Stanach i żółtym psie, no bo o czym innym?
Jeszcze nie do końca opadł kurz jak Joe Biden i Kamala Harris na swoich
twitterowych profilach zamieścili informację, że oboje już nie są zwykłymi
politykami, ale odpowiednio prezydentem oraz wiceprezydentem elektem, część
naszych mediów zaczęła powtarzać jeden po drugim, że Joe Biden to dopiero drugi
w amerykańskiej historii prezydent katolik. Przyznam, że sam nie mam tu
szczególnej wiedzy. Owszem, o ile dobrze pamiętam, katolikiem był prezydent
Kennedy, zamordowany przez mafię dziwkarz, oraz jego żona, wariatka i alkoholiczka. Czy ktoś jeszcze? Jak się
okazuje, nikt, a ja już tylko powiem że mnie to nie dziwi.
Dziwi mnie natomiast fakt, że
nagle, gdy, jak się zdaje, prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie stary,
ledwo przytomny socjalista-pedofil, a po jego, niewykluczone, że nieodległej,
śmierci, urząd przejmie szczera marksistka, wielu z nas dostaje
niezrozumiałego, radosnego ożywienia na wieść, że amerykańskim prezydentem
będzie katolik. I kiedy owo zachowanie mnie tak bardzo irytuję, to nawet nie
przez to, że z Bidena katolik mniej więcej taki sam jak z Bronisława Komorowskiego,
czy z Ewy Kopacz, z tą różnicą, że im jeszcze, zaprzyjaźnieni księża udzielali
komunii, podczas gdy temu zboczeńcowi, nawet w obliczu jego urzędu, owego gestu
regularnie odmawiano. Szczerze powiedziawszy, to co na temat katolicyzmu Joe
Bidena myślą jedne czy drugie media, mnie kompletnie nie interesuje, natomiast,
owszem, interesuje mnie ów katolicyzm, jednak z powodów zupełnie odmiennych od
tego, czego by się można było spodziewać.
Otóż nie wiem, czy czytelnikom
„Warszawskiej Gazety” jest to wiadome, ale w amerykańskiej politycznej historii
od co najmniej stu lat funkcjonuje pojęcie „żółtego psa”, a konkretnie „partii
żółtego psa” i owo pojęcie jest nieodłącznie związane z Demokratami w tym
sensie, że wedle owej teorii, wyborcy Partii Demokratycznej, jeśli im jako
kandydata zaproponuje się żółtego psa, to oni go zaakceptują bez mrugnięcia
okiem, o ile na przeciwko stanie jakikolwiek Republikanin. Skąd się wziął ów
epitet, już tłumaczę.
Oto podczas wyborów roku 1928,
Demokraci z głębokiego Południa byli tak zaczadzeni nienawiścią do
Republikanów, że zdecydowali się zagłosować na katolika Ala Smitha, byleby
prezydentem nie został Republikanin Herbert Hoover. Natychmiast więc uznano, że
skoro oni – często sympatycy Ku-Klux-Klanu, dla których nie istniało nic
gorszego niż Czarni, Żydzi i oczywiście katolicy – zgodzili się na Smitha, to
byliby też gotowi zaakceptować choćby i Żyda, czy Murzyna nawet. Murzyna? Czemu
nie? Nawet żółtego psa, byleby tylko prezydentem nie został Republikanin. I
stąd od tego czasu wedle popularnej opinii Partia Demokratyczna to Partia
Żółtego Psa.
Z tego co wiemy, wcale niemało
głosów uzyskał na tradycyjnym Południu Joe Biden, przynajmniej formalnie,
katolik. Czy zatem może być tak, że oni świetnie wiedzą, że Biden to jest
porządny satanista? I stąd to wszystko? Nie zdziwiłbym się. Tylko czemu my z
jednego i drugiego aż tak bardzo się cieszymy.
@toyah
OdpowiedzUsuńW "Przeminęło z wiatrem" (M. Mitchell) jest taka sprzeczka pomiędzy Scarlet a Rett'em (oboje słabo przyzwoici, choć dzielni) o to, że Rett zabiera małą Bonnie na mityngi polityczne demokratów zajmujące się wypędzaniem (per fas et nefas) republikanów z południa USA:
"Odwrócił się ku niej ze zmarszczonymi brwiami.
- Jak możesz dopatrywać się czegoś złego w tym, że mała dziewczynka siedzi na kolanach ojca podczas zebrań politycznych? Możesz zresztą uważać, że to głupio wygląda, ale zapewniam cię, że tak nie jest. Ludzie przez długie lata będą pamiętali, że Bonnie
siedziała na moich kolanach, kiedy pomagałem wypędzać republikanów z Georgii. Ludzie będą pamiętali to przez długie lata... - Rozpogodził się i w oczach jego ukazały się złośliwe błyski.
- Czy wiesz, że kiedy pytają ją, kogo kocha najbardziej, odpowiada: „Tatusia i demokratów” a kogo najbardziej nienawidzi, odpowiada: „Skallwagów”. Ludzie, Bogu dzięki, pamiętają takie rzeczy."
============
PS. A tu cytat z Wiki słabo podejrzanej o niechęć do demokratów:
"JFK przegrałby najprawdopodobniej wybory prezydenckie, gdyby nie Giancana, który miał wrzucić około 200 tysięcy głosów (Kennedy wygrał z Richardem Nixonem różnicą ponad 118 tysięcy głosów w skali całej Ameryki, czyli 49,7% do 49,6%). Później Sam chwalił się, że to on wybrał Kennedy’ego na urząd prezydenta.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sam_Giancana