Na
tyle na ile udało mi się zauważyć, wśród wielu ekspertów wynajmowanych przez
popularne media do komentowania pandemii, pierwszym gościem zarówno telewizji
TVN24, portalu onet.pl, oraz oczywiście „Gazety Wyborczej” jest prof. Krzysztof
Simon, „członek Komitetu Immunologii i
Etiologii Zakażeń Człowieka Polskiej Akademii Nauk, wiceprzewodniczący
Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, sekretarz
Polskiego Towarzystwa Naukowego AIDS, prezes Polskiego Towarzystwa
Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, i wreszcie ordynator 1. Oddziału
Chorób Zakaźnych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. J.
Gromkowskiego przy ul. Koszarowej we Wrocławiu oraz konsultant wojewódzkim
w dziedzinie chorób zakaźnych”. To co w przypadku owej gwiazdy zwraca
szczególną uwagę, to poza nieustannym podróżowaniem między wspomnianymi
redakcjami, jego niezwykle silne zaangażowanie nie tylko, a może nawet nie
przede wszystkim, w sprawy związane z covidową zarazą, lecz w bieżącą walkę
polityczną. Przyznaję, że siłą rzeczy nie miałem zbyt wiele okazji, by śledzić
komentarze prof. Simona, to jednak co udało mi się usłyszeć, pozwala uznać, że
mimo wszystkich wspomnianych dystynkcji, z niego lekarz jak nie przymierzając z
koziej dupy trąba, czy może bardziej konkretnie – jak z niegdysiejszego Jacka
Santorskiego psycholog. Krótko mówiąc, Simon to przede wszystkim jeszcze jeden
członek któregoś z wielu opozycyjnych ruchów od KOD-u, przez Obywateli RP, na
Strajku Kobiet skończywszy. Gdy chodzi natomiast o jego przydatność jako
eksperta z zakresu epidemiologii, to proszę sobie wyobrazić, że zaledwie w
ciągu 4 dni udzielił on dwóch dłuższych wypowiedzi portalowi onet.pl, które
chciałbym zacytować w najbardziej istotnych fragmentach. Otóż najpierw prof.
Simon, wypowiadając się na temat ryzyka zakażenia, powiedział co następuje:
„Wbrew obiegowym opiniom, o zakażeniu
koronawirusem SARS-CoV-2 i przebiegu choroby COVID-19 nie zawsze jednak
decyduje wiek. Zdarza się, że nawet dziewięćdziesięciolatkowie nie chorują,
mają jedynie lekkie przeziębienie. Natomiast pod respiratory trafiają ludzie
młodzi, w wieku zaledwie 30-45 lat, nadwrażliwi na zakażenie”.
Jasne? Jasne. Dziwimy się? Ależ skąd! Nie
trzeba być profesorem nauk medycznych, by to wiedzieć na podstawie prostych
obserwacji. To jednak co zrobiło na mnie wrażenie, to wczorajsza wypowiedź
Profesora, również na ten sam temat, a więc szans jakie mamy, by się uchronić.
Posłuchajmy:
„Demonstracje odbywają się na
świeżym powietrzu i jakieś ryzyko zakażenia jest, niewielkie. Ktoś powiedział,
że to się w takim razie również odnosi do cmentarzy, a tymczasem my jedno
krytykujemy, a drugie nie. Ale proszę zwrócić uwagę, że tu jest mowa o innej
populacji. Nie do końca można porównać ryzyko zakażenia
wirusem SARS-CoV-2 podczas ulicznych manifestacji z tym, jakie istniałoby na
cmentarzach. To jest coś innego”.
Tu na chwilę owemu ciekawemu profesorowi
przerwę, by zwrócić uwagę na to, co się stało. Otóż wedle jego naukowej wiedzy,
gdy chodzi o podatność na zakażenie wirusem, wiek nie ma nic do rzeczy. Jak
zresztą stwierdza on w innym miejscu, to co się przede wszystkim liczy to
wielkość wchłoniętej dawki, a ta nie koniecznie wybiera. Jednocześnie jednak,
podczas gdy nie liczy się ani szczególnie wiek, ani poziom indywidualnej odporności,
to z pewnością znaczenie ma miejsce, w którym się narażamy na atak wirusa: na
ulicach podczas demonstracji jest właściwie bezpiecznie, podczas gdy na
cmentarzach musimy uważać, zwłaszcza gdy nie jesteśmy młodymi, politycznie
zaangażowanymi idiotami, ale starymi pisowcami.
&*##@%))+?
I oto teraz pozwolę sobie wrócić do
wypowiedzi Profesora, gdzie ten tłumaczy nam logikę swojej wypowiedzi. Otóż tu
nawet nie chodzi o miejsce, a może nawet do końca nie o wiek. To czy człowiek
jest młody, czy stary też w istocie rzeczy o niczym nie decyduje. Rzecz w
odpowiednim połączeniu wieku z intencjami, z jakimi się wystawiamy na
koronawirusową agresję. Posłuchajmy raz jeszcze:
„Ludzie na ulicach to są młodzi ludzie, którzy nie tolerują tego, co się
w tym państwie dzieje. Oni nie walczą z epidemią, oni walczą o wolność.
Szczególnie kobiety. Naruszaną przez naszych domorosłych talibów. 70-80 proc.
społeczeństwa protestuje przeciwko ciągłym awanturom w tym kraju”.
Ktoś się zapyta, co mnie w tych dniach
wzięło na zajmowanie się jakimiś freakami. Najpierw próbuję tłumaczyć jakimś
satanistom, czym jest tak zwana „wolność wyboru”, następnie biorę się za dwóch
wariatów, którzy widząc jak dramatycznie mało mają do powiedzenia, uznają, że
może im sie uda wejść na scenę demonstrując światu dziurę w swojej dupie, no a
dziś zajmuję się tym cudakiem, który z jednej strony, jak się zdaje, świata nie
widzi poza zaszczytami, którymi jest regularnie karmiony przez swoich kumpli
lekarzy, a z drugiej jest do tego stopnia głupi, że nie jest w stanie zauważyć,
że w swojej jakże typowej starczej histerii, wszystkie owe zaszczyty w paru zaledwie
zdaniach unieważnia.
Otóż chodzi o to, że ja naprawdę bardzo
źle znoszę ten rodzaj obłędu, i to niezależnie od tego, czy jego ofiarą pada
sędzia, lekarz, pisarz, nauczyciel, czy artysta estradowy. Wystarczy mi to, że
z jednej strony mamy ową kompromitację, a z drugiej świat, który ma ją przed
oczami, a zachowuje się jakby ona była idealnie przezroczysta. Krzysztof Simon
jest lekarzem – nie uzdrowicielem, nie czarownikiem, nie znachorem, lecz lekarzem
– a więc kimś do kogo przychodzą obcy ludzie z nadzieją, że ten im pomoże w ich
pandemicznych zmartwieniach. Przychodzą więc, a tymczasem pierwsze pytanie
jakie pada w trakcie wywiadu, to „Co dla pani jest ważniejsze? Wolne sądy, czy prawny
zakaz aborcji? Wolne sądy? Brawo! Nie jest pani talibem. Mam dla pani dobrą
wiadomość: może pani zdjąć maseczkę”.
„Co dla pani jest ważniejsze? Wolne sądy,
czy prawny zakaz aborcji? Zakaz aborcji? Wypierdalać!”
A my się dziwimy, że już nawet do Stanów
Zjednoczonych dotarło zjawisko masowych fałszerstw wyborczych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.