piątek, 6 listopada 2020

Czy Patryk Vega kręci film o psychopatycznym gwałcicielu z zespołem Downa?

 

Dziś proponuję byśmy zajrzeli do „Warszawskiej Gazety”, której najnowszy numer dziś właśnie trafia do kiosków, a w niej mój najnowszy felieton na tematy jak najbardziej bieżące, plus parę ponurych prognoz.

 

      Gdy Prezydent zaproponował, by owym wilkom spragnionym krwi nienarodzonych dzieci, rzucić na pożarcie te, które i tak mają minimalne szanse, by się w ogóle narodzić, a przez to przynajmniej zamknąć podnoszoną podczas owych marszów śmierci kwestię cierpień kobiet obsadzanych przez „faszystowskie państwo” w roli „żywych trumien”, nie miałem cienia wątpliwości, że owa propozycja automatycznie uruchomi atak na dzieci z zespołem Downa. I nie trzeba było długo czekać, jak pojawiła się kolejna narracja, wedle której kobieta, która zdecydowała się przyjąc na świat dziecko z ową wadą, zgotowała sobie los wcale nie lepszy niż ten, który musiałaby cierpieć, nosząc w łonie „żywego trupa”.

       Oto jak słyszę, dzieci dotknięte zespołem Downa, z reguły wykazują ponadnormalny popęd seksualny, który przy naturalnym w ich wypadku ograniczeniu umysłowym sprawia, że one stają się autentycznym zagrożeniem dla otoczenia. Krótko mówiąc, osoby te bardzo często stają się okrutnymi gwałcicielami. Niedawno któraś z telewizji przeprowadziła rozmowę z biorącą udział w protestach uczennicą, która poskarżyła się, że ona wciąż pamięta, jak jeszcze w gimnazjum musiała regularnie uciekać przez jednym z owych „downów”, który ją seksualnie atakować. O tym, czy jej się w jej gimnazjum zdarzało uciekać też przed innymi, tym razem już całkiem zdrowymi kolegami, którzy się zasadzali na jej dziewczęce wdzięki, nie wspominała, dzięki temu w eter poszedł obraz, na który wielu z utęsknieniem czekało.

       Mało tego. Gdy piszę ten felieton, na Twitterze toczy się wymiana, gdzie ktoś opowiada o swojej kuzynce, która ze zgryzoty spowodowanej koniecznością opiekowania się „stukilogramowym bykiem, umysłowo na poziomie dwulatka, o agresji na niespotykanym w przyrodzie poziomie” popełniła samobójstwo, i zastanawia się, co z tym „fantem” zrobić – „zamknąć w psychiatryku na zawsze czy w ośrodku?”, a tego typu opowieści, jak słyszę, z każdą chwilą tylko przybywa.

       A ja sobie myślę, że przekraczamy kolejną granicę. Dotychczas było tak, że wszystkie te osoby, mniej lub bardziej szczęśliwie starające się przeżyć swój czas na tym świecie, były narażane na publiczne wysłuchiwanie informacji, że stanowią obiektywny kłopot, i to zarówno ze względu na dostarczaną rodzicom codzienną udrękę , jak i na generowane do końca swojego nędznego życia koszta specjalistycznej opieki, a niekiedy też bardzo drogiej rehabilitacji. Dziś, jak mówię zrobiliśmy kolejny krok i one się od nas dowiadują, że większość z nich w większym lub mniejszym stopniu jest obciążona tego rodzaju agresywnym zboczeniem, które ich skazuje bądź to na fizyczną eliminację, bądź na straszenie miłośników amerykańskich horrorów, gdzie głównym straszydłem jest wypuszczone z klatki stukilogramowe dziecko z zespołem Downa, pustoszące spokojne wioski i miasteczka.

     To uliczne szaleństwo – a nie mam co do tego wątpliwości – wkrótce przeminie i wrócimy do naszych codziennych spraw, niestety obawiam się przy tym, że tego zła, jakie dziś jest zasiewane w głowach wielu, już się nie pozbędziemy nigdy.

 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...