Pisałem tu niedawno, powołując się na bardzo chłodne analizy pewnego prawnika nazwiskiem Grzegorz Górski, że Joe Biden może już dziś swoje marzenia o prezydenturze odłożyć na półkę, ponieważ cały zapisany w amerykańskiej konstytucji system najpierw zatwierdzania, a następnie ogłaszania ostatecznego wyniku wyborów, nie może dopuścić do tego, by wyłącznie ze względu na fantazję – nomen omen – Demokratów, amerykańska demokracja miała w ciągu zaledwie paru miesięcy zsunąć się do pozycji Wenezueli, czy dawnego Związku Sowieckiego. Przedstawił Górski rozciągający się przed nami kalendarz wydarzeń od dziś do stycznia przyszłego roku, pokazując bardzo precyzyjnie, jak przez pierwsze tygodnie, praktycznie do końca roku, przy wsparciu największych mediów oraz skorumpowanych sądów Biden będzie systematycznie i coraz bardziej oficjalnie pompowany jako zwycięzca listopadowego pojedynku, by wreszcie okazało się, że są instancje – oraz konstytucyjne gwarancje – które, jak już wspomniałem, ten obłęd zatrzymają.
A co
do tego że Górski ma rację, upewniła mnie relacja, jaką przedstawił na youtubie były burmistrz Nowego Jorku, a dziś prawnik prezydenta Trumpa, Rudy Giuliani, w oparciu o zeznania
nadzwyczaj wiarygodnych świadków całej serii wyborczych przestępstw, jakie
miały miejsce 3 i 4 listopada w rządzonym przez Demokratów Detroit. Wystąpienie
Giulianiego trwa ponad 30 minut i kto zna język i ma ochotę choćby się sprawdzić, może sobie go wysłuchać, ja tymczasem, siłą rzeczy w ogromnym skrócie, opowiem, na czym polega problem, z którym będzie sobie musiała poradzić Ameryka. Przed nami dwa oficjalne, poświadczone urzędowo, świadectwa osób, które
pracowały w swoich lokalach wyborczych, w pierwszym wypadku miejskiego
urzędnika, w drugim republikańskiego obserwatora. Otóż – przypominam, że to nie
są jakieś listy, czy notatki, ale zatwierdzone podpisem z odpowiednią pieczęcią
oświadczenia, składane ze świadomością, że za kłamstwo idzie się do paki na co
najmniej 5 lat, zwłaszcza gdy to jednak Biden zostanie prezydentem – oboje zwracają
uwagę na następujące przypadki łamania prawa:
1. 1. Szef komisji wyborczej oficjalnie
nakazał wszystkim członkom, by głosy wysłane po 3 listopada, antydatować, tak
by mogły zostać zaliczone jako ważne;
2. 2. Członkowie komisji namawiali w sposób
otwarty do głosowania na Joe Bidena, a jeśli ktoś nie potrafił się zorientować
w procedurze, szli z nim do kabiny i tam dokładnie ich instruowali co do
dalszych kroków;
3. 3. Szef komisji polecił wszystkim
członkom komisji, by nie porównówali podpisów złożonych na nadesłanych kopertach,
by sprawdzić, czy osoba zarejestrowana oraz głosująca to ta sama osoba;
4. 4. Szef komisji polecił członkom
komisji, by w przypadku braku dokumentu potwierdzającego tożsamość odebrać głos
na tak zwany „krzywy ryj”;
5. 5. Gdy o godzinie 4 nad ranem liczenie
głosów zostało zakończone i okazało się, że Donald Trump ma ponad 100 tys. głosów więcej, na dziedziniec z tyłu budynku wjechały dwie furgonetki, z
których wyniesiono ponad 100 tys. wypełnionych mniej lub bardziej starannie kart
i rzucono je na stoliki do liczenia;
6. 6. Przewodniczący komisji zarządził, by
jeśli gdziekolwiek będzie brakowało nazwiska, czy podpisu, członkowie komisji
mają ten brak osobiście uzupełnić;
7. 7. Kontrolujący przebieg wyborów
Republikanin stwierdził, że wczesnym popołudniem 4 listopada okna lokalu
zostały zasłonięte deskami (co jest zapisane, jako sprzeczne z prawem);
8. 8. O godzinie 14 ów mężczyzna wyszedł na
krótką przerwę, by zaczerpnąć powietrza i mimo wszelkich niezbędnych
zaświadczeń, nie został już przez ochronę do środka wpuszczony;
9. 9. Wedle wielu innych relacji, w wielu
miejscach kraju, obserwatorzy republikańscy nie zostali dopuszczeni do obserwowania
głosowania oraz liczenia głosów.
Jak informuje Giuliani, tego typu
skierowanych do amerykańskich sądów skarg jest już grubo ponad sto i wszystkie
relacjonują przebieg wyborów w dokładnie ten sam sposób. A ja się zastanawiam,
jak to jest, że – niezależnie od tego, czy te oświadczenia to szczera prawda,
czy stek kłamstw – już dziś niemal wszystkie oficjalne i nieoficjalne media
jednym głosem oświadczają, że kampania Trumpa złożyła do sądów szereg
protestów, nie przedstawiając przy tym ani jednego dowodu? Przecież to że te
dowody – jakiekolwiek by one się ostatecznie okazały być – dziś są, to nie jest
opinia, ale fakt. One istnieją fizycznie i jedyny problem jaki z nimi mamy to
ten, że Giuliani je, owszem, pokazał, natomiast nic mi nie wiadomo o tym, by
owe oświadczenia zostały zaprezentowane w CNN, czy w New York Timesie, czy w
Onecie, choćby i z odpowiednim komentarzem.
No i naprawdę nie rozumiem, jak to jest,
że gdy Trump umieszcza na Twitterze informację, że wygrał wybory, pod jego
wpisem znajduje się ostrzeżenie, że to jest wiadomość nieprawdziwa, natomiast
gdy to samo o sobie pisze Biden, żadnego ostrzeżenia nie widać.
No i jest coś jeszcze. Otóż wczoraj
gdzieś znalazłem informację, że rosyjski klub Spartak Moskwa zamieścił w sieci
zabawny rzekomo bardzo mem, nawiązujący do tweeta Trumpa, w którym ten
informuje, że wygrał wybory, gdzie widzimy informację, że Spartak w roku 2017
pokonał na Anfield Liverpool 7:0, no i że ów mem cieszy się nadzwyczajną wręcz
popularnością, budząc na całym świecie powszechny rechot. A ja bardzo
przepraszam, ale skoro doszło już do tego, że kampania na rzecz prezydentury
Joe Bidena osiągnęła punkt, gdzie oni zaczynają się zabawiać pod ruskie żarty
nadawane przez piłkarzy Spartaka Moskwa, to ja już naprawdę coraz bardziej
zaczynam się bać tego co się stanie, gdy po 20 stycznia okaże się, że to jednak
Trump jest nadal prezydentem. I z jednej
strony, oczywiście boję się bardzo o Amerykę, a z drugiej zastanawiam się, czy
to nie jest tak, że oni wszyscy doskonale wiedzą, że dowody na te oszustwa są
na tyle mocne, że im już tylko pozostaje przejęcie władzy siłą i dziś już tylko
potrzebują do tego odpowiedniej ilości armatniego mięsa. .. i właśnie się nim
obkładają. Choćby i tu u nas w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.