sobota, 21 listopada 2020

O cywilizacyjnej wyższości kibola prawaka nad kibolem lewakiem

 

Dziś, jak zawsze w okolicach weekendu, przedstawiam swój najnowszy felieton napisany dla „Warszawskiej Gazety”. I znów o Ameryce i jej wariactwach. Zapraszam.

 

      Gdy pierwszy raz zobaczyłem obrazek jak to w szeregu miast Stanów Zjednoczonych, po rzekomym wyborczym zwycięstwie Joe Bidena, ludzie którzy w obawie przed zamieszkami zaczęli zdejmować z okien domów, sklepów i różnego rodzaju punktów usługowych deski mające chronić ich dobytek przed agresją dzikiego tłumu, zacząłem się zastanawiać, czemu oni to robią, gdy przecież jako ludzie z pewnością zapobiegliwi powinni brać pod uwagę, że zamieszki, których oni się tak bali, wcale jeszcze nie są wykluczone. W końcu przecież mogą się zacząć awanturować wyborcy Donalda Trumpa, najpierw rozczarowani samym wynikiem wyborów, a następnie być może odrzuconymi przez wszystkie kolejne instancje wyborczymi protestami kampanii Trumpa. Co ja mówię „mogą”? Oni powinni się zacząć awanturować. Co ja mówię „powinni”? Oni muszą. W końcu czegóż innego można się spodziewać po owej prawicowej, faszystowskiej  tłuszczy, która jak powszechnie wiadomo poza nienawiścią nie czuje nic.

      Tak sobie o tym myślałem, kiedy oto dotarła do nas informacja, że w Waszyngtonie odbył się wielki marsz zwolenników prezydentury Trumpa, w większości ludzi nie tyle rozczarowanych samym wynikiem wyborów, co sposobem w jaki one zostały przeprowadzone – ich zdaniem, w oparciu o powszechne i w największym stopniu bezczelne oszustwo. Powtórzę: Mamy ogromny, jak słyszę, wielusettysięczny marsz ludzi jednoznacznie niezadowolonych i nikt nie jest ranny, żadna szyba nie zostaje wybita, żadne auto podpalone, żaden policjant nie zadźgany nożem. Ludzie się zbierają, wyrzucają z siebie swoje żale, demonstrują swoją solidarność z prezydentem Trumpem i pewnie spokojnie rozeszliby się do domów, gdyby na końcu nie zostali zaatakowani przez... tak tak, pro-Bidenowskie  bojówki, które nie były w stanie znieść tego spokoju. No i zastanawiam się, czy przypadkiem, przerażeni ewentualnymi zamieszkami, których potencjalną skalę mogli ujrzeć jeszcze całkiem niedawno, postanowili przed tą dziczą się zabezpieczyć, nie uznali, że skoro prawdziwa dzicz została usatysfakcjonowana, można odetchnąć? Chyba tak. A o tym że się nie mylę, znakomicie zaświadczyły owe setki tysięcy ludzi zebranych w Waszyngtonie.

     I oto mijają powyborcze dni, a ja już nie tyle od samego Donalda Trumpa, co od paru bardzo wydaje się kompetentnych osób słyszę, że każdy kto się zna na amerykańskiej konstytucji, amerykańskim systemie wyborczym,  i tym w jaki sposób jest prowadzony cały proces zatwierdzania wyniku wyborów, wie doskonale, że szanse na to, by Joe Biden utrzymał stan którym się od pewnego czasu tak bardzo ekscytuje, są praktycznie żadne. Jeśli obowiązujący w Stanach Zjednoczonych system kontroli procesu wyborczego nie zostanie gwałtownie zmieniony – a na to się nie zanosi – to po swoich pierwszych, głównie medialnych, sukcesach, Joe Biden odbije się najpierw od Sądu Najwyższego, następnie od  Kongresu, któremu przewodniczyć będzie wiceprezydent Pence, a na końcu od większości z 51 stanów, w których przewagę akurat mają Republikanie.

      No i wtedy dopiero zobaczymy jak szybko ci cwaniacy zaczną ponownie zabijać okna deskami. 




  

     

 

2 komentarze:

  1. Ten pan w tle idealnie pokazuje czym jest ta tzw. "tęczowa rewolucja". Tam jest czyste zło i emocje. I nic więcej. A sytuacja jest taka, że właśnie Facebook na stronie Bidena zmienił opis z prezydenta-elekta na zwykłego polityka. Oni już wiedzą. Tych desek na zabijanie okien i drzwi może braknąć bo jedna ze stron i tak uzna że wybory zostały sfałszowane. Sytuacja u nich i u nas różni się tylko skalą zjawisk.

    OdpowiedzUsuń
  2. @crimsonking
    Jest jeszcze coś. Twitter dziś zdecydowanie rzadziej oznacza tweety Trumpa jako "disputable"

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...