W miniony
weekend, jak już część z nas wie, udałem się z żoną moją do Zakopanego, gdzie
większość czasu spędziliśmy dzielnie walcząc z deszczem. W niedzielne
przedpołudnie kupiliśmy sobie po pelerynie za pięć złotych i wyruszyliśmy na
spacer Doliną Kościeliską pod sam prawie Giewont i z powrotem, a potem, jak by
tego było mało moim emerytowanym nogom, dołożyliśmy do tego spacer kolejny
Drogą pod Reglami w kierunku Doliny Strążyskiej. Każdy kto tamtędy szedł wie,
że owa droga, choć ogólnie rzecz biorąc dość płaska, przez niewielkie, choć
nieustanne, podejścia i zejścia, potrafi zmęczyć, zwłaszcza kogoś, kto tak jak
ja ma już swoje lata, w dodatku nie koniecznie spędzone na fizycznym wysiłku.
Szliśmy więc sobie już jakieś pół godziny, gdy podczas kolejnego zejścia, minął
nas biegacz, a ja z dziką satysfakcją w głosie wrzasnąłem za nim: „Z górki to każdy głupi potrafi!” I w tym
momencie biegacz się zatrzymał spojrzał na mnie baranim wzrokiem i oto co
nastąpiło dalej:
- No teraz biegnę z
górki, ale chyba wcześniej musiałem jakoś na nią wbiec, co nie?
- Kiedy wcześniej? Jak myśmy tam włazili, to pana nie widzieliśmy.
- No bo jak wyście
tam wchodzili to ja byłem jeszcze z tyłu.
- No ale myśmy pana
nie widzieli nawet dwa kilometry wcześniej. Cały czas tu leziemy i nie
widzieliśmy żywego ducha. Mieliśmy kilka ciężkich podejść i tam nikogo nie
było. Dopiero teraz pana spotykamy jak pan biegnie z górki, co jak mówię,
potrafi każdy głupi.
- No ale ja
wyruszyłem na trasę kiedy wyście już przeszli kawał drogi i dopiero teraz was
dogoniłem.
- Dopiero teraz? To
chyba nie ma się pan czym chwalić. Dlatego mówię, z górki to potrafi każdy.
Spróbowałby pan tak jak my wbiec pod górę.
- No ale ja
wcześniej kilka razy zaliczyłem te górki.
- Chyba jednak nie
za szybko, skoro dopiero teraz pana tu widzimy. Myśmy idąc wolnym krokiem
doszli tu znacznie szybciej.
- No ale przecież
mówię, że ja zacząłem biec długo po was.
- Jak długo?
- No nie wiem. A jak długo wy już idziecie?
- Z pół godziny?
- No wiec ja biegnę
od 10 minut.
- 10 minut?
Ciekawe, bo 10 minut temu też pana nie widzieliśmy.
- No ale nie
mogliście mnie widzieć, bo ja wtedy byłem jeszcze w Kirach.
- W jakich Kirach?
Co pan bredzi? My idziemy z Doliny Kościeliskiej.
- No ale ta wieś u
ujścia Doliny nazywa się Kiry. I ja stamtąd biegnę.
- No i dobrze. Tyle
że w takim razie myśmy też tam byli i też tam pana nie widzieliśmy.
- Przecież mówię,
że nie mogliście mnie widzieć, bo już byliście na trasie.
- A skąd ja mogę
wiedzieć, że pan nie kłamie? Od pół godziny nie widzieliśmy tu nikogo, a pan
nagle na nas wyskakuje i mówi, że biegnie tuż za nami.
- Przecież nie
mówię że tuż za wami. Tuż za wami byłem przez chwilę, chwilę temu, a wcześniej
biegłem sam, pod górę, na dół, pod górę, znów na dół, no i wreszcie was dogoniłem.
- A ja mówię, że
dogonił nas pan, bo z górki każdy głupi potrafi. A poza tym, skąd mam mieć
pewność, że nie siedział pan tu w krzakach i nie czekał na nas aż się pojawimy,
a potem na nas wyskoczył, udając że jest taki szybki?
- W krzakach? A po
cholerę miałbym się chować w krzakach i wam coś pokazywać? Przecież ja was
nawet nie znam.
- No to nie jest
wcale takie pewne. Ja jestem bardzo popularnym prawicowym blogerem o imieniu
Toyah, a pan pewnie nienawidzi PiS-u i chciał mi dokuczyć.
- Ja ani się
polityką nie interesuję, ani o panu nie słyszałem, więc też nawet mi w głowie,
by urządzać tu takie popisy.
- To czemu pan tu
się popisywał, że jest taki szybki, co?
- Normalnie
biegłem. Przed nikim się nie popisywałem. Nawet nie wiedziałem, że was tu
spotkam.
- To ciekawe, czemu
pan nie pokazał nam, jak wbiega pod górę, tylko wybrał to miejsce?
W tym
momencie biegacz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu machnął ręką i
pobiegł dalej. Więcej go nie zobaczyliśmy. W sumie ciekawe. W końcu gdzieś tam
musiał być.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.