Ponieważ zarówno wczoraj jak i dziś
jestem nieustannie zarobiony, a mam swoje obowiązki przynajmniej wobec jednego
czytelnika, chciałbym dziś przypomnieć pewien bardzo stary, bo jeszcze z roku
2008 tekst o czarnych i czerwonych. Biorąc pod uwagę choćby dzisiejsze oświadczenie prezydent Gdańska w kwestii kolejnej rocznicy masakry w Poczcie Gdańskiej, wcale nie aż tak zdezaktualizowany.
Już wiele lat temu zauważyłem, to tu to
tam, młodzież, czy może jedynie dzieci, z naszywkami głoszącymi niezmiennie
hasło „Precz z faszyzmem”. Poetyka tego hasła była oczywiście różna, bo oprócz
podstawowego „Precz z faszyzmem”, wyrażało się ono też przez przekreślone słowo
„faszyzm”, albo przez zdanie „faszyzm to śmierć”, czy też przez zwykłe,
króciutkie „tęp faszyzm”.
Jeszcze wcześniej, pamiętam, kiedy
istniała jeszcze instytucja zwykłych przyjaźni listowych, a nie typu gadu-gadu,
często dzieci, umieszczające w gazecie swoje zdjęcia i notki, informowały
potencjalnych przyjaciół, że nienawidzą kłamstwa i faszyzmu, albo chamstwa i
faszyzmu, albo głupoty i faszyzmu. Nigdy przenigdy nie udało mi się zauważyć
jednego wpisu z informacją „nie lubię komunistów i chamów”, ani też idąc ulicą,
nigdy nie udało mi się dostrzec licealisty, czy gimnazjalisty z plecaczkiem, na
którym miałby wypisane hasło „komunizm nie!”, na przykład. Byli oczywiście
tacy, którzy nie manifestowali żadnych innych poglądów, jak tylko ten, że Iron
Maiden, ale „powiedz nie komunizmowi” – nigdy.
Myślałem o tym zjawisku bardzo długo i
kiedy wreszcie popracowałem kilkanaście lat w najróżniejszych szkołach,
potrafiłem mniej więcej odpowiedzieć sobie na nurtujące mnie pytanie: dlaczego
faszyzm - nie, a komunizm - obojętnie. Młodzież, którą pytałem o to, czym jest
dla nich faszyzm, odpowiadała, wbrew pozorom, nie że faszyzm to Hitler, czy
wojna, czy nawet Niemcy. Większość z nich powtarzała to, co wcześniej czytałem w
ogłoszeniach pen-palowych, czyli, że faszyzm to kłamstwo, chamstwo i głupota.
Szczerze powiem, że ta odpowiedź była dla
mnie tylko częściowo zaskakująca. Ja na przykład, podobnie jak wielu moich
znajomych, przyznaję się do tego, że wielokrotnie słowa „komunista” używałem
bardzo szeroko, po to, by dokonać wartościowania osoby, której nie lubię.
Czasem, jak coś mi się bardzo nie podobało, mówiłem „Co za komuna!”, albo
bardziej dosadnie „Chuj pierdolony komunista”. Więc, gdyby mnie ktoś zapytał,
czym jest dla mnie komunista, czy komunizm, mógłbym odpowiedzieć – przyznaję,
przewrotnie – że na przykład komunista to swołocz, a komuna to syf.
To wszystko jednak, co powyżej napisałem,
nie zmienia faktu, że problem pozostaje. Dlaczego kultura popularna – bo na
pewno nie tylko młodzieżowa – traktuje pojęcie faszyzmu o wiele szerzej, niż
pojęcie komunizmu? Dlaczego jeśli chcemy kogoś obrazić, albo zakwestionować
coś, co dla nas jest ewidentnie złe, większość z nas może pozwolić sobie na
myślowy skrót związany ze słowem „faszyzm”, ale już nie tak często ze słowem
„komunizm”?
Odpowiedź na to pytanie – przynajmniej
częściowa – leży w jednym z bardzo starych artykułów w „Gazecie Wyborczej”.
Pamiętam bowiem do dziś – jak ktoś chce, niech szuka i sprawdzi – pamiętam
bardzo dobrze, że kiedy ministrem sprawiedliwości w rządzie Jana Krzysztofa
Bieleckiego został Wiesław Chrzanowski, „Wyborcza” uznała za stosowne zwrócić
uwagę na to, że po raz pierwszy w powojennej demokratycznej Europie ministrem
został faszysta.
Dlaczego odpowiedź znajduje się akurat w
tych słowach i dlaczego jest odpowiedzią jedynie częściową? Otóż Jan Krzysztof
Bielecki, co dziś może niewielu chce pamiętać, został powołany na szefa rządu
przez Lecha Wałęsę. Lecha Wałęsę, który – o czym też niewielu chce dziś
pamiętać – był w tamtym czasie postacią równie znienawidzoną i zohydzoną przez
establishment, jak dziś Lech Kaczyński. Więc automatycznie, w pierwszych dniach
swojej pracy, zanim establishment zauważył, żę jest bezpiecznie, „Gazeta Wyborcza”
waliła we wszystko, co wiązało się z osobą Lecha Wałęsy bez najmniejszego
wstydu. Więc walnęła też w dobre imię Wiesława Chrzanowskiego.
Dlaczego jednak nazwano Chrzanowskiego
faszystą? Odpowiedź jest następująca: zrobili tak dlatego, bo nie mogli go
nazwać komunistą, a poza tym, nawet gdyby mogli, efekt nie byłby tak czysty. Bo
cóż by to mogło oznaczać, że Chrzanowski jest komunistą? Nie bardzo wiele.
Komunistą bowiem, tak czy inaczej, byli prawie wszyscy. I Jaruzelski był
komunistą i Kuroń i Michnik i Gierek. Komunistą był i Jerzy Urban i Daniel
Passent i aktor Siemion i piosenkarka Irena Santor. Komunistą był, jak mówię,
każdy z wyjątkiem paru – zupełnie, jak to wtedy mówiono, „zoologicznych”, czy
„jaskiniowych” antykomunistów. I to nie komunistą w przenośni, nie komunistą w
myślowym skrócie, nie komunistą w figurze potocznej. Oni wszyscy, tak czy
inaczej, byli komunistami w sensie dosłownym.
Takim komunistą jednak nie był
Chrzanowski. A, jak mówię, nawet gdyby był, to propaganda antypolska nie mogła
go tak nazwać, bo obywatelom do których słowa propagandy były kierowane,
mogłoby się jeszcze coś pomieszać. Więc Chrzanowski został faszystą, czyli
głupkiem, chamem i oczywiście kłamcą. I tak to się plotło nam kiedyś i tak nam
się plecie do dzisiaj.
Jeśli więc dziś ja o sobie powiem, że
uważam to wszystko, czego dokonała Wielka Czerwona Rewolucja za czyste dobro,
jeśli powiem, że moim bohaterem jest człowiek o nazwisku Trocki, jeśli powiem,
że Marks to największy filozof wszystkich czasów; nawet jeśli oświadczę, że
wszystko, co robię i wszystko, co będę robił w swoim dalszym życiu będzie
robione dla Wielkiej Czerwonej Rewolucji, wszystko to, w kraju, w którym
propagowanie komunizmu jest prawnie zakazane, ujdzie mi na sucho, pod warunkiem,
że na tym samym oddechu wyduszę z siebie, że ja absolutnie nie mam na myśl
komunizmu i że moja Czerwona Wielka Rewolucja nie miała nigdy absolutnie nic
wspólnego z komunizmem. A jeśli ktoś tak mówi, to z pewnością jest czarnym
faszystą.
I odwrotnie. Jeśli stanę publicznie i
publicznie powiem, że Okres Wielkiej Niemieckiej Rzeszy był jedynym okresem w
historii Europy, kiedy panował porządek i były przestrzegane zasady, a
jednocześnie zaznaczę, że Hitler absolutnie mi się nie podoba i nie chcę mieć z
nim nic wspólnego, to mój los jest na zawsze przesądzony. Mogę nie wiadomo jak
długo powtarzać, że III Rzesza, to wcale nie był faszyzm, a wielu żołnierzy
wojsk hitlerowskich wcale nie było faszystami – nic mi to absolutnie nie da. I
słusznie.
Natomiast ktoś wciąż może mnie pytać,
dlaczego sprawa czerwonej zarazy jest nadal kompletnie nierozwiązana. I
dlaczego, wszystko na to wskazuje, nierozwiązana musi pozostać. Czyżby
faktycznie większość z nas to byli najprawdziwsi komuniści, a tak mało wśród
nas było faszystów? Czyżby tu szło o grę interesów? Nie wierzę. To być nie
może!
Przynajmniej jeszcze nie dziś.
@toyah
OdpowiedzUsuńPoważne autorytety, jak np. Wikipedia, twardo stoją na stanowisku merytorycznym, że określenie "faszysta" jest wyłącznie pejoratywnym epitetem. W odniesieniu do kultury i pojęć zachodnich cytują przy tym p. Samanthę Power (Harvard), że (cyt.):
"Faszyzm – w odróżnieniu od komunizmu, socjalizmu, kapitalizmu czy konserwatyzmu – jest słowem pejoratywnym używanym częściej do oznaczania swoich wrogów niż deskryptorem używanym do rzucania na nich światła."
Jeśli więc ktoś nazwie drugiego faszystą, to po prostu chce mu NABLUZGAĆ wcale za faszystę nie uważając. W tym senie nie uważając, że wcale nie przypisuje temu drugiemu merytorycznych faktów z zakresu faszyzmu, ale rzucając wyłącznie przezwisko, aby upowszechnione zastąpiło ono NIEISTNIEJĄCE fakty.
@toyah
OdpowiedzUsuń(wzięło i urwało końcówkę, czyli wnioski)
Z tego wynika, że kto drugiego nazywa faszystą, ten na pewno jest chamem, bo ludzie kulturalni przy byle podnieceniu własnym drugich nie przezywają.
@orjan
OdpowiedzUsuńTy wiesz ze to jest ciekawe. Chyba jestem kulturalny, bo chyba nigdy na nikogo nie powiedziałem: "Ten komunista". Jedynie jak któreś z moich dzieci pytało, kto to jest na przykład ten na dole w środku, to mówiłem że to komunista, ale wyłącznie opisowo.