Jeżeli ktoś wierzy, że celem tych, którzy wyprowadzają właśnie ludzi na ulice jest zmiana wyroku TK lub jego unieważnienie, musi mieć nierówno pod sufitem. Wyraziłbym się jeszcze dosadniej, ale nie chcę eskalować.
Od dawien dawna, a przynajmniej do czasu, gdy okazało się, że z Prawem i Sprawiedliwością nie da się teraz wygrać w uczciwych wyborach, a nieuczciwych również nie sposób lekko i łatwo zorganizować, szuka się sposobu, by zradykalizować nastroje społeczne wyciągając Polaków z domów. Dotąd szczęśliwie niespecjalnie się to udawało.
Teraz
wreszcie jest sposobność. I to sposobność wyśmienita, gdyż szaleje pandemia i
wszelkie publiczne zgromadzenia są surowo zabronione. Oznacza to, że
drastycznie wzrasta też prawdopodobieństwo użycia środków przymusu bezpośredniego
do rozpędzenia tłumów. Wraz z tym rośnie również szansa, że poleje się krew.
Uderzony w twarz policjant odda twardą pięścią łamiąc nos ślicznej nastolatki z
dobrego domu (która tylko nie chciała, żeby rząd za nią decydował); komuś
znanemu gumowa kula wybije oko; gaz łzawiący nieomal udusi astmatycznego
intelektualistę w koszulce Che i rogowych okularach itd.
Na to z niecierpliwością czekają inicjatorzy tych zamieszek.
Wreszcie żaden Diduszko nie będzie musiał
się kłaść udając trupa, bo trupy – a przynajmniej poważnie rani – rzeczywiście
się pojawią. Wtedy w świat pójdzie przekaz, że zamordystyczno-faszystowski rząd
Kaczyńskiego strzela do pokojowych demonstrantów walczących o niezbywalne prawo
każdego człowieka, jakim jest prawo do aborcji. Brakuje mi trochę wyobraźni, by
spekulować, co dokładnie będzie dalej, ale z pewnością scenariusze są już
rozpisane. Konfederacja przejdzie samą siebie, Gowin wysunie ze zbolałą miną
szalenie słuszne żądanie nie do spełnienia itp. Najważniejsze będzie to, że
zapanuje chaos. W dobie pandemii zachybocze to łódką tak mocno, że tym razem
może uda się ją wreszcie wywalić.
Dlatego właśnie sytuacja jest bardzo poważna. Wszystko zmierza do tego, by nie dało się już możliwie asekuracyjnie i spokojnie reagować na jawne łamanie prawa przez demonstrujących i zmusić władzę do użycia swojego monopolu na przemoc, czyli by ta zatańczyła dokładnie tak, jak jej zagrają. A akompaniować będą jej na dwa fortepiany. Sponsorzy burd równo, rytmicznie, ale jednak gdzieś z tyłu sceny; pożyteczni idioci natomiast - plus słusznie szczerze oburzeni ludzie przyzwoici - otwarcie, głośno, waląc z całych sił w klawisze podgrzeją atmosferę etiudą c-moll op. 10 nr 12 zwaną „Rewolucyjną”. Już przecież pojawiają się glosy, że jeżeli władza nie potrafi sobie poradzić z bandami profanującymi kościoły, to trzeba ją zmienić...
Obie strony chcą zatem tego samego i nieważne, że wyłącznie jedna czyni to cynicznie, z rozmysłem i bezwzględnie. Niczego to nie zmienia.
Stawia to Prawo i Sprawiedliwość między młotem i kowadłem i zupełnie nie wiem, jak najrozsądniej będzie z tego wybrnąć. Pozostaje chyba tylko ufać w Opatrzność, bo jeżeli teraz ten rząd upadnie, to co się z niego wyłoni sprawi, że wszyscy, ale to naprawdę wszyscy, piszczeć cienko będziemy długo. Oby to się nie spełniło.
przemsa
https://wpolityce.pl/polityka/523807-to-wiec-o-to-chodzi-wymowny-wpis-gajewskiej
OdpowiedzUsuń"„Sorry za utrudnienia, ale mamy rząd do obalenia!” - taki wpis znalazł się wraz ze zdjęciem na Twitterze posłanki Aleksandry Gajewskiej. Wpis został zamieszczony w związku z wczorajszymi protestami w polskich miastach. Czy to właśnie o to chodzi? Wyciąga się tysiące ludzi na ulice w środku pandemii, aby obalić demokratycznie wybrany rząd?"
No szok! Niedowierzanie! Jak to? Naprawdę chodzi o obalenie tego rządu? Ojej, niemożliwe!
@przemsa
OdpowiedzUsuńWreszcie rozumiem sens tego hasła: "wypierdalać".
Tak, to jedyny sens. Byle PiS wypier...
Usuń@przemsa
OdpowiedzUsuńNie powinno być wątpliwym, że istotą tego "co się dzieje?" jest przestępstwo zamachu na konstytucyjny organ RP. Wystarczy wskazać, iż zamach skierowany jest CO NAJMNIEJ przeciwko TK.
Wiadome orzeczenie TK ustaliło prawdziwość a-konstytucyjności konkretnego przepisu pewnej ustawy. Orzeczenie ustala więc tylko stan prawdy konstytucyjnej, a nie jest wyrazem czyjejś woli konstytucyjnej, czy poza-konstytucyjnej.
Co więcej, stan tej prawdy jednomyślnie ustalił w zasadzie cały Trybunał. Przeciwko był tylko niezastąpiony sędzia Kieres, bowiem zdanie odrębne sędziego Pszczółkowskiego dotyczyło (zdaje mi się), tylko momentu ujawnienia tej prawdy.
Jeśli komuś nie podoba się ta prawda konstytucyjna, to powinien ją obalić przedstawieniem argumentacji z samej Konstytucji, że jednak wymaga inaczej. Do tego momentu nie ma dla stanu prawdy żadnego znaczenia, czy skład Trybunału jest prawidłowy, prezesura właściwie obsadzona i czy to w ogóle jest Trybunał w czyimś tam rozumieniu. Prawda co do stanu Konstytucji pozostaje bowiem prawdą obojętnie kto ją wypowiedział. Prawda lezy tam, gdzie lezy, czyli w samej Konstytucji, a nie w - pardon - potrzebach skrobankowych.
Niech więc przeciwnicy wyprowadzą dowód, że orzeczenie TK jest epistemicznie nieprawdziwe względem przepisów Konstytucji. Oczywiście nawet nie spróbują, bo taki dowód jest niemożliwy. Z pretensjami proszę do Kwaśniewskiego i współautorów z 1997r.
Pozostało więc tylko zakwestionowanie orzeczenia, że w danej sprawie deontyczną władzę ma jakaś - na przykład, ale nie tylko - Scheuring_Wielgus z psiapsiółkami, czy jakiś inny/a Margot, a może same psiapsiółki.
Istotą zamętu jest więc wywieranie przemocy dla przechwycenia odpowiedniego obszaru władzy TK, czy to poprzez wywarcie przemocą wpływu na sędziów TK, aby zmienili orzeczenie.
A te koszulki OTUA, i potrzebę niezawisłości sędziów, to już mole zeżarły?
Sęk w tym, że prawda przestała ich już dawno interesować (jeżeli w ogóle kiedykowliek interesowała).
OdpowiedzUsuńMyślę zresztą, że jest to najlepszym dowodem, po czyjej oni wszyscy stoją stronie.