W ostatnich dniach, co chwila któryś z
moich znajomych pyta mnie, co ja sądzę na temat pandemii, która, o ile dobrze
liczę, od siedmiu miesięcy trzyma nas mniej lub bardziej zdecydowanie za
gardło. Wydawało mi się, że ja już parokrotnie tu wyraziłem swoje zdanie na
temat każdej kolejnej fazy tego dziwnego projektu, no ale skoro wciąż istnieje
oczekiwanie, że będę coś wyjaśniał, to trudno – przychodzi mi znów wyjaśniać.
Otóż jest tak, że choć mam oczywiście szereg przeróżnych przypuszczeń na temat
tego co się dzieje, przyznaję zupełnie uczciwie, że tak naprawdę nie wiem nic.
Nie wiem, skąd się ów wirus wziął, nie wiem jak on w rzeczywistości wygląda i
jak działa, nie mam bladego pojęcia, dlaczego – mimo że z czysto ludzkiego punktu
widzenia, ani na początku, ani nawet dziś, nie widać w tym by się nim zajmować najmniejszego
sensu – cały praktycznie świat w jednej niemal chwili stanął wobec niego na
baczność i tak stoi do dziś, nie umiem wreszcie kompletnie przewidzieć, jak to
się wszystko dalej potoczy. Czy już do końca swojego życia będę musiał
codziennie sprawdzać, ile to kolejnych osób zachorowało, a ile zmarło we
Francji, Wielkiej Brytanii, w Brazylii, w Indiach, w Niemczech, we Włoszech,
czy w Polsce; czy już do końca życia będę musiał wysłuchiwać informacji o tym,
który to słynny sportowiec, muzyk, polityk, czy aktor zachorował na COVID19;
czy już do samej śmierci będę musiał po wyjściu z domu zakładać maseczkę i tak
w niej paradować po bliższej i dalszej okolicy? A może to wszystko się skończy tak
samo nagle jak się zaczęło, już w ciągu najbliższych paru miesięcy? Powtórzę
raz jeszcze: ja nie wiem nic.
Wiem natomiast coś, co sprawia, że kładę
uszy po sobie i nawet nie próbuję pyskować. Oczywiście, wciąż zadaję różnego
rodzaju pytania, bo każdy chyba przyzna, że powodów do tego jest tu cała masa,
a z każdym dniem ich jeszcze przybywa. Zadaję pytania, wyrażam różnego rodzaju
wątpliwości, ale wciąż wiem to jedno: nie mam się co stawiać, bo po przeciwnej
stronie mam dosłownie cały świat. Nawet wczoraj wieczorem w Wiadomościach obejrzałem
obrazki z wojny między Azerbajdżanem i Armenią i w tym całym nieszczęściu,
wśród wystrzałów i ogólnego dymu, zobaczyłem jakąś siedzącą na tych gruzach
kobietę... z maseczką na twarzy. Maseczką dokładnie taką samą, jaką widzę
codziennie tu w mieście i jaką widziałem wszędzie przez miniony weekend w
Zakopanem. Właśnie tak. Gdzie nie spojrzę, praktycznie każdy nosi maseczkę. W
Zakopanem spędziliśmy trzy dni i przez ten czas udało mi się spotkać może dwie,
trzy osoby, które nie miały zasłoniętych ust i nosa. Wczoraj i przedwczoraj, po
powrocie do Katowic widziałem dwie takie osoby. Przepraszam bardzo, ale nawet
gdybym otrzymał bezpośredni i najbardziej twardy dowód na to, że jedyny sens
tych maseczek jest taki, że ktoś nam kompletnie nieznany postanowił nas
wszystkich wziąć za pysk, to ja i tak bym ją nosił. Dlaczego? Bo przede
wszystkim, wciąż bym nie wiedział, kto to taki, o o co mu chodzi, ale też wiem,
że jako ten jeden w całym tłumie ludzi bez twarzy wyglądałbym jak jakiś idiota.
Ale jest jeszcze coś. Otóż ja zawsze byłem przeciwko demonstracjom pozbawionym jakiegokolwiek
praktycznego sensu. Bo co ja z tego będę miał, że zacznę paradować po okolicy
bez maseczki, nawet jeśli nie dostanę mandatu? Udowodnię sobie, jaki byłem
mądry, dzielny i inteligentny. Przepraszam bardzo, ale ja to wiem i bez tego
rodzaju testów.
Parę dni temu pewien mój kolega wysłał
mi apel stworzony przez niejakiego prof. Sucharita Bhakdiego, jak czytam,
mikrobiologa i epidemiologa, w którym ów zachęca wszystkich ludzi na całym świecie
by o określonej godzinie na 21 minut wylogowali się z Facebooka, Twittera i
Instagrama i w ten sposób zaprotestowali przeciwko wspomnianym maseczkom. We
wspomnianym apelu uderzył mnie fragment następującej treści:
„Rozświetlić mrok.
Gatunek – Człowiek
Miejsce urodzenia – Ziemia
Orientacja polityczna – Wolność
Religia – Miłość”.
Oczywiście, w uzupełnieniu wcześniejszej
wyliczanki, gdzie zwróciłem uwagę na to, czego nie wiem, mogę dodać, że nie
wiem również, ile osób w Polsce – bo świat mnie akurat interesuje w stopniu
znacznie mniejszym – przeczytało ten apel i wyłączyło sobie na te 21 minut
Internet. Ponieważ jednak póki co wszyscy dookoła mnie nie dość, że chodzą w
maseczkach to jeszcze znad ich górnych krawędzi pokazują w miarę wesołe
spojrzenia, myślę, że ich jest jeszcze mniej niż tych dzieci, co ubrane na
czarno kładą się pokotem pod Ministerstwem Edukacji i demonstrują za
zamknięciem szkół.
Ale jest jeszcze coś, jednak zanim
przejdę do rzeczy podzielę się pewnym wspomnieniem. Otóż kiedy byłem jeszcze
bardzo młody, bardzo lubiłem zbierać tak zwane „złote myśli” i pewnego dnia
trafiłem na fragment z Dostojewskiego, który jakimś cudem do dziś pamiętam, a
brzmiał on chyba jakoś tak: „Nawet gdyby
się miało okazać, że Jezus Chrystus jest kłamstwem, wolę pozostać z Nim –
kłamstwem, niż z wami”. Czemu akurat to coś tak się mnie uczepiło, nie
wiem, natomiast wiem, że chodzi mi ta myśl mocno po głowie w tych dniach, gdy
obserwuję cały ten ruch, również wśród moich dobrych znajomych, gdzie
demonstracyjne pokazywanie się publicznie bez maseczek stało się swego rodzaju ambicją.
Otóż znajomi, to znajomi i dla nich mam niezmienny szacunek, natomiast kiedy
widzę, kto tym cały antycovidowym projektem dyryguje – i nie mówię już tylko o
prof. Sucharicie Bhakdim, ale o naszych polskich, jak najbardziej prawicowych,
autorytetach – to chciałbym im wszystkim powiedzieć, że nawet gdyby się miało
okazać, że brnę w kłamstwo, to wolę trzymać sztamę z kłamstwem, niż z nimi. I
nawet jeśli miałbym nosić tę maseczkę do końca mojego świata, to będę ją nosił,
bo zwyczajnie nie zniósłbym sytuacji, że gdzieś jakimś cudem spotkałbym któregoś
z nich z dumnie wyszczerzonymi w moim kierunku zębami i musiał uznać w nim
brata w cierpieniu.
I to jest moje dzisiejsze wyznanie
wiary. Chciałbym jednak przy tej okazji zaapelować do pewnych moich przyjaciół,
by machnęli ręką na to towarzystwo, z którym przecież nigdy nie mieli nic
wspólnego, bo skończą jak pewien bardzo mi bliski człowiek, który w pewnym
momencie swojego życia używał tylko jednego kanału w swoim telewizorze i umarł
w kompletnym splątaniu.
Mnie lekko osłabiają maseczki a najbardziej nowe idee aby nie nosić , no i nie dać się złapać . Taka nowa zabawa, ostatnio w lizaka - miej zawsze lizaka przy sobie, przechytrzysz ORMO .
OdpowiedzUsuń@Pavel
UsuńJa nawet nie wiem, czy to jest taka tylko zabawa. Kiedy widzę ich oczy, to mam wrażenie pewnej determinacji, nie żeby się złapać, ale odwrotnie - pokazać moc.