niedziela, 25 października 2020

Przemsa: ...który za dobro wynagradza a za zło karze

Pamiętam, jak bardzo się bałem, czy moje dzieci urodzą się zdrowe. Chętnie teraz skłamałbym, że martwiłem się, czy sobie poradzą w życiu,gdyby miało okazać się, że są kalekie lub upośledzone. Brzmiałoby to dobrze, a i mnie samemu pozwoliłoby nazwać te lęki racjonalnymi. Sęk jednak w tym, że akurat to niespecjalnie spędzało mi sen z powiek. Jedynym, co tak naprawdę zginało mi kolana i splatało dłonie do żarliwej modlitwy, był blady strach, że okażę się wtedy zwykłym gówniarzem, który zostawi żonę lub będzie pił, a najprawdopodobniej uskuteczni jedno i drugie. Możliwość aborcji wprawdzie wykluczałem, ale też z bardziej przyziemnych niż te wynikające z poszanowania każdego życia powodów. Szczęśliwie wiedziałem z góry, że moja małżonka nigdy się na nią nie zgodzi. Ostateczne każde z dzieci przyszło na ten świat zdrowe. Zakochałem się w nich bez pamięci zapominając, jak jeszcze niedawno przerażała mnie myśl, że gdyby obciążały je jakieś straszne wady, być może byłbym zdolny je zostawić.

Gdy przypomniałem sobie to teraz z wiadomych powodów, przyszło mi do głowy, że musi to wyglądać podobnie u sporej części przyszłych rodziców (a przynajmniej ojców) którzy - jak i ja w tym okresie - są zwyczajnie niedojrzali. Każda bowiem z tych ponurych wizji wynikała ze strachu, że to mnie, rodzicowi, pogorszy się komfort życia; że nigdy nie będzie mi dane pochwalić się jaki piękny, zdolny i mądry jest mój malec. To, że dzieci takie od pierwszych dni swojego życia będą skazane wyłącznie na wegetację i cierpienie, przyjmowałem za oczywistość, z którą się nie polemizuje. Najważniejsze przecież było, żeby mnie (nam, rodzicom) nie zaczęło się żyć gorzej. Wielokrotnie - bo przecież nie zawsze - stoi za tym czysty, pragmatyczny egoizm sprawiający, że niektórym nie jest dane nawet się urodzić. Cala reszta to tylko narracja pomagającą zagłuszyć sumienie. 

Co być może zaskoczy tych, którzy do tego miejsca doczytali, pomimo surowej oceny siebie sprzed lat tych kilku czy nastu, nie mam teraz wyrzutów sumienia. Nie chcę też z wyższością szydzić z tych, którymi targają równie przyziemne obawy. Pół żartem mógłbym przecież napisać, że zawsze są szanse, że i ich Bóg uzna za wystarczająco niedojrzałych, by oszczędzić dźwigania ciężaru najwyraźniej ponad siły...
Nie, nic z tych rzeczy.
Zmierzam do tego, że w którąkolwiek stronę nie pójdziemy w swoich rozważaniach na temat aborcji, okaże się, że szukamy usprawiedliwienia dla siebie samych, bo - choćby tylko podskórnie - czujemy, że ona czymś złym. Dla wierzących, że Boga nie ma, to faktycznie nie musi być problem, ale już ktoś uznający, że On istnieje musi zadać sobie pytanie, czy aby na pewno tam na górze zostanie ze zrozumieniem przyjęte tłumaczenie, że wicie Panie Boże rozumicie, ale mie rozchodziło się o to, że jak dziecko jest chore, to po co ono ma się rodzić i rodzicom trosk przysporzyć? Mało to my mieli w tych ciężkich czasach na głowie?

Biorąc pod uwagę, że na szali jest życie wieczne, nie chciałbym usłyszeć, że powinienem był przecież wiedzieć, że Ten, Który Jest Sędzią Sprawiedliwym ów "zlepek komórek" nie tylko kocha, ale i ma wobec niego bardzo sprecyzowane plany, które dla własnego komfortu Mu pokrzyżowałem. Między innymi dlatego właśnie katolicyzm light à la Hołownia mnie nie interesuje.


przemsa

5 komentarzy:

  1. @Przemsa
    Bardzo porządnie to przedstawiłeś, no i ta puenta - czapki z głów. Ja bym jeszcze tylko dodał, że tamta nasza niedojrzałość prezentowała się w tym, że myśmy uznali, że zdrowe dzieci gwarantują większy święty spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Myślę, że zasadniczo w temacie dzieci, które się jeszcze nie urodziły, żyjemy złudzeniami.

      Usuń
  2. Napisałeś o czymś co w głowach mają wszyscy, ci co są za i ci przeciwni, i zrobiłeś to pięknie. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tekst jest znakomity. Prosty i prawdziwy...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...