Szybciej niż mogliśmy na to liczyć ksiądz Krakowiak podesłał mi drugą część swoich refleksji na temat sprawiedliwości, a ja z najwyższą radością ją publikuję, życząc wszystkim bogatych wrażeń.
Coryllus po raz kolejny się
skompromitował, co powoduje – a propos relacji istniejących miedzy
naszymi blogami – że mowy nie ma, byśmy się od-obrazili. Wspomniana
kompromitacja pana Gabriela polega na tym, że utrzymuje on, iż jeden z
dadaistów tak naprawdę nie jest żadnym ideowcem, lecz po prostu chce się
ożenić, tyle tylko że nie wie, jak to ludziom powiedzieć. Kuriozum i bzdura!
Kompromitacja! Jak można mówić, że ktoś chce się ożenić (zwłaszcza dadaista!),
skoro w warunkach pandemii nie można wesel robić??!! To elementarne, drogi
Watsonie.
Kto nie wie o co chodzi, winien
przeczytać poniższy tekst, który choć w ogóle nie dotyczy kolejnej
kompromitacji Coryllusa, niesie ze sobą stosowne wyjaśnienie.
Minionego lata, podczas prowadzonych
przeze mnie rekolekcji Pomocników Maryi Matki Kościoła, dotknęliśmy tematu
sprawiedliwości, a mówiąc ściśle tego, co jest treścią 4. Błogosławieństwa Chrystusa
Pana: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą
nasycen”. Toyah, który w tych rekolekcjach brał udział i przysłuchiwał się
mojemu gadaniu, powiedział w końcu – a propos sprawiedliwości – że on
nigdy w ten sposób o tym nie myślał. Przypomniałem sobie o tym właśnie teraz,
jako o czymś znamiennym, bo jeśli Toyah, było nie było facet bystry (choć
nieoczytany) i w miarę pobożny, o chrześcijańskim ujęciu sprawiedliwości (bo
przecież o tym mówiłem) nigdy nie myślał, to co dopiero ci, którzy… No właśnie.
O czym Toyah nigdy nie myślał, a na
rekolekcjach się z tym spotkał? Chodziło o jedną drobną rzecz, a mianowicie o
wskazanie, że sprawiedliwość człowieka jest bezpośrednio związana z
osiągnięciem przez niego zbawienia, oraz że sprawiedliwym ma być każdy
człowiek, a nie tylko sędzia, względnie ci od których zależy sprawiedliwy
kształt świata, bo ustanawiają, czy egzekwują jakieś prawo.
Kwestia zbawienia jest tutaj kluczowa
(wspomniałem o niej w części 1., załamując ręce nad idealizmem protestujących młodych, niedoświadczonych, nieoczytanych i
aspirujących z deficytami) i, rzekłbym – najgłębiej ewangeliczna. Proponuję, byśmy się nad tym
trochę zastanowili, tym bardziej, że ostatnio nastąpił wysyp aforyzmów
autorstwa kapłanów, którzy ubolewając nad niesprawiedliwością rzeczywistości
świata tego, jednocześnie bardzo pragną by świat stał się lepszym i lepszym
stał się Kościół (najbardziej nagłaśniani aforyści: o. Adam Szustak, oraz
autorzy tekstu „5 x NIE / 5 x TAK. Apel zwykłych księży”). W aforyzmach tych
obecna jest przede wszystkim teza o zbyt dużym zaangażowaniu politycznym
Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁEJ EWANGELICZNOŚCI Tegoż, czytaj: „Kościół
sam sobie jest winien, że ludzie – zwłaszcza młodzi – mają go gdzieś”.
Początkowo odniosłem wrażenie, że zasadniczy aforyzm tych wypowiedzi brzmi
następująco: „Sprawiedliwość to usilne i pełne entuzjazmu dążenie, do coraz
głębszej ewangeliczności polskiego Kościoła (CGEPK) poprzez coraz głębszą
liberalizację polskiego społeczeństwa (CGLPS).”
Chcąc sobie także pewne rzeczy w głowie uporządkować, pomyślałem sobie,
że aforyzmy młodych,
niedoświadczonych, nieoczytanych i aspirujących z deficytami, to swego rodzaju
wersja ekspresjonizmu, natomiast kapłańskie aforyzmy to czysty dadaizm (nie ma
znaczenia jak rozumiemy terminy „ekspresjonizm” i „dadaizm”; co to kogo
obchodzi?; grunt, że technicznie terminy owe są użyteczne i efektowne
publicystycznie). Po chwili jednak, choć pozostałem przy ocenie o
ekspresjonizmie i dadaizmie, coś wewnątrz mnie zadrżało w proteście przeciwko
przypisywaniu dadaistom pragnienia CGEPK poprzez CGLPS. Oni oczywiście –
powtórzmy to z mocą – chcą lepszego świata i lepszego Kościoła, ale nie w ten
sposób! No gdzie? Jak? Fuj! Absolutnie, że nie! Dlatego też trwajmy przy
wspomnianej już tezie kapłanów – aforystów, o zbyt dużym zaangażowaniu
politycznym Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁEJ EWANGELICZNOŚCI Tegoż, co
możemy rozumieć w sposób następujący: „Kościół sam sobie jest winien, że ludzie
– zwłaszcza młodzi – mają go gdzieś”.
Co tu
dużo mówić… To może nie jest tak mocne jak CGEPK poprzez CGLPS, ale swój
procent też ma. Gdy bowiem zapoznałem się
z tymi dadaistycznymi wypowiedziami, poczułem się osobiście skarcony przez
moich Czcigodnych Konfratrów – aforystów (a jest za co mnie karcić; publikuję
wszak na blogu politycznym fanatycznego pisiora, żeby nie powiedzieć:
kaczysty!) i jedyne co mocno skruszony mogę w tym momencie zrobić, to głosić
Ewangelię, bijąc się jednocześnie w otłuszczoną kapłańskim lenistwem pierś, że
robiłem to dotąd mało ochoczo, a nade wszystko w zgodzie z Nią nie żyłem i nie
żyję.
Przechodząc więc do adremu,
zwróćmy się ku Dobrej Nowinie o Zbawieniu, a konkretnie ku Kazaniu na górze (Mt
5 – 7), ze szczególnym uwzględnieniem 8 Błogosławieństw, których częścią
jest wspomniane wcześniej 4. Błogosławieństwo:
„Jezus, widząc tłumy,
wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy
otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni
ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy
się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi,
albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy
łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego
serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy
wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy
cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo
niebieskie.
Błogosławieni
jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią
kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie,
albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków,
którzy byli przed wami.” (Mt 5, 1 – 12)
Zanim przejdziemy do 4.
Błogosławieństwa, proszę pozwolić, że poczynię swego rodzaju uwagę
interpretacyjną do 8 Błogosławieństw (być
może nam się to w przyszłości przyda).
Określenie „błogosławieni” należy rozumieć jako „szczęśliwi” (w
oryginalnym tekście greckim Ewangelii wg. św. Mateusza: μακαριοι).
Błogosławieństwa są tak
skonstruowane, że w każdym z nich jest podany warunek uzyskania
błogosławieństwa/uszczęśliwienia – np. ubóstwo w duchu, miłosierdzie, czystość
serca itp. – oraz mowa jest o nagrodzie, która jest efektem spełnienia owego warunku.
W każdym Błogosławieństwie ową nagrodą jest zawsze
zbawienie (królestwo niebieskie), opisywane przez Chrystusa jako pocieszenie,
posiadanie na własność ziemi, nasycenie, dostąpienie miłosierdzia, oglądanie
Boga, ucieszenie się godnością synów Bożych.
A teraz już tylko o sprawiedliwości…
Można przypuszczać, że gdy Pan Jezus ogłosił światu treść 4.
Błogosławieństwa, słowa Jego wzbudziły żywy oddźwięk w słuchających go
tłumach, bo przypomnę, że sprawiedliwość to z jednej strony „jedno z największych marzeń człowieka”, a z drugiej
strony ludzką codziennością jest głębokie poczucie (mające niewątpliwy wpływ na
kształt marzeń) niesprawiedliwości: niesprawiedliwości życia, losu, Boga,
władzy, sędziego. Poczucie zaś niesprawiedliwości skłania do narzekania,
a czasem nawet do buntu (czyż nie tego właśnie obecnie doświadczamy?). Możemy
więc przyjąć, że Jezus mówiąc o sprawiedliwości jak gdyby dostrajał się do tych
odwiecznych ludzkich narzekań, spowodowanych niesprawiedliwością. Myliłby się
jednak ktoś, kto by sądził, iż Jezus z Nazaretu jest jakimś rewolucjonistą,
który przyszedł zburzyć stary, niesprawiedliwy porządek, aby na jego gruzach
zbudować sprawiedliwy „nowy, wspaniały świat”. Nasz Pan nie jest
rewolucjonistą! Jest Nauczycielem, tłumaczącym na czym sprawiedliwość polega i
jest Mistrzem, pokazującym w jaki sposób należy sprawiedliwość praktykować, by
osiągnąć zbawienie. No właśnie: zbawienie…
Mówi Pan Jezus: „Błogosławieni, którzy
łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” – nasyceni, to
znaczy (zgodnie z uwagą interpretacyjną) zbawieni.
Jak
widać, zbawienie pojawia się na wyciągnięcie ręki już wówczas, gdy
sprawiedliwości łakniemy i pragniemy, co jest dla nas dobrą wiadomością. Złą
wiadomością jest to, że sprawiedliwość trzeba tutaj postrzegać w ściśle
określony (tym samym: nie dowolny) sposób. Spróbujmy się temu przyjrzeć (UWAGA!
Mogą pojawić się nudne definicje!).
Zazwyczaj
sprawiedliwość kojarzy się ludziom z jakimś prawem, tzn. sprawiedliwie jest
wtedy, kiedy władza i ludzie tej władzy podporządkowani, postępują w zgodzie z
jakimś prawem (mam tu na myśli tzw. prawo stanowione). I tak zapewne jest, o
ile założymy, że owo prawo – przepisy prawne – są sprawiedliwe. Musimy jednak
brać pod uwagę i tę możliwość, że ktoś (samorząd, parlament, król) ustanawia,
ogłasza i egzekwuje prawo niesprawiedliwe. A jeśli prawo jest niesprawiedliwe,
to trudno sądzić, by postępowanie w zgodzie z takim prawem, było postępowaniem
sprawiedliwym, a egzekwowanie takiego prawa było wyrazem sprawiedliwości. Pytanie
tylko, skąd wiemy, że jakieś prawo, czy w ogóle cokolwiek, jest
niesprawiedliwe? Ot, zagwozdka!
Leonia Pawlak i ludzie zgadzający się z
jej sposobem myślenia twierdzą, że niesprawiedliwe jest to wszystko, co w danym
momencie im nie odpowiada. Jest to twierdzenie bardzo efektowne, a przy tym pod
pewnym względem skuteczne (zwłaszcza jeśli się ma do dyspozycji granat, lub
tłum młodych,
niedoświadczonych, nieoczytanych i aspirujących z deficytami) ale niestety, niektórzy z dość tajemniczych
względów uważają, że zbyt prymitywne. I proponują, by Leonię Pawlak zastąpić
jakimś referendum, albo najlepiej Wysoką Komisją Mędrców. Hm… A co na ten temat
mówi Biblia?
Biblia
mówi, że trzeba kierować się mądrością. Mądrość zaś – według Pisma Świętego –
polega na tym, by postępować w życiu zgodnie z Prawem Bożym, poprzez które
wyraża się wola Boga. I nie potrzeba tutaj żadnej Komisji Mędrców, bo każdy
chrześcijanin znający treść Dekalogu, może dzięki tej treści z dużą dozą
dokładności określić, co jest dobre, a co jest złe, a tym samym co jest
sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Jeśli więc jesteśmy pytani, skąd możemy
wiedzieć, czy jakiś przepis prawny jest sprawiedliwy, czy też nie, odpowiadamy,
że wiemy to dzięki treści 10. Bożych Przykazań: jeśli prawo stanowione
przez człowieka jest zgodne z Dekalogiem, to możemy sądzić, że owo prawo
jest sprawiedliwe, bądź – uwzględniając złożoność ludzkiej rzeczywistości – ku
sprawiedliwości zmierza, a jeśli jest niezgodne z Dekalogiem, to jest z
definicji niesprawiedliwe.
Biorąc to wszystko pod uwagę, osobiście nie
sądzę, by Panu Jezusowi – gdy mówi o sprawiedliwości – chodziło o zgodność
ludzkiego postępowania z jakimkolwiek obowiązującym prawem, dodajmy: ludzkim
prawem. Chodzi tutaj raczej o zgodność postępowania z prawem, które szanuje
Bożą wolę, bądź wprost o postępowanie zgodne z Dekalogiem. Na pewno bowiem
jest prawdziwe następujące stwierdzenie: „Ten kto żyje w zgodzie z Prawem
Bożym, jest człowiekiem sprawiedliwym”. Problem polega tylko na tym, w jaki
sposób owo Prawo jest przez nas rozumiane i w efekcie, na ile jest możliwe, by
żyć z owym Prawem w zgodzie.
Pan Jezus, w Kazaniu na Górze,
przedstawia tę kwestię następująco:
„Nie
sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale
wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani
jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.
Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i
uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je
wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo
powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w
Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” (Mt 5, 17 –
20)
Dobrze słuchajmy: jeśli nasza
sprawiedliwość (tj. sprawiedliwość praktykowana przez chrześcijan) nie będzie
większa, niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, to nie wejdziemy
do królestwa niebieskiego. Zapytajmy więc w takim razie, na czym polega
sprawiedliwość owych uczonych w Piśmie i faryzeuszów, czyli inaczej mówiąc: na
czym polega sprawiedliwość żydowska?
Myślę, iż owa sprawiedliwość polegała –
czy też polega – na stosowaniu się do litery Prawa. Jest jakieś prawo, w jakiś
sposób sformułowane i dopóki przestrzegamy owych sformułowanych prawem
przepisów, dopóty jesteśmy sprawiedliwi. Mamy na przykład taki zapis prawny:
„Nie zabijaj”. Według pojęć żydowskich, żyjemy w zgodzie z tym prawem dopóki
kogoś nie zabijemy, tzn. nie spowodujemy czyjejś fizycznej śmierci. Ot, po
prostu: póki nie mamy do czynienia z trupem, póty nie zostało złamane 5. Przykazanie. Podobnie rzecz się ma z 7. Przykazaniem: jeśli nie zawłaszczyliśmy cudzej własności, to
nie przekroczyliśmy prawa, a tym samym nie popełniliśmy niesprawiedliwości.
Takie mniemanie o sprawiedliwym, bądź niesprawiedliwym postępowaniu, dotyczy
każdego Bożego Przykazania i takie
właśnie poglądy miał Pan Jezus na myśli, gdy mówił o sprawiedliwości uczonych w
Piśmie i faryzeuszów. Decydująca w ocenie postępowania człowieka jest tutaj
zgodność ludzkiego czynu z literą Prawa, a więc z tym, w jaki sposób owo Prawo
zostało sformułowane. Można to ująć w następującą zasadę: „Kto stosuje się do
litery Prawa, ten postępuje dobrze i jest sprawiedliwy”.
Cóż na
to powiemy? Powiemy: „Dobrze! Tak powinno być. Przykazania Boże są jasno
sformułowane i człowiek owym formułom powinien być wierny. Dekalog nie
może być łamany. Trzeba żyć w zgodzie z literą Bożych Przykazań”. Dlaczego więc
Pan Jezus mówi, że tak pojmowana sprawiedliwość uczonych w Piśmie i
faryzeuszów, z ich „literalnym” podejściem do Dekalogu, jest
niewystarczająca dla chrześcijan? Przecież jest czymś pożądanym, by wszyscy
ludzie stosowali się do litery Prawa, czyli Prawa owego nie łamali. Co się w
tym Chrystusowi nie podoba? Posłuchajmy samego Mistrza:
„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy
kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu:
«Głupcze», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega
karze piekła ognistego. (Mt 5, 21 – 22)
Co wynika z tych słów Chrystusa? Myślę, iż Jezus pokazuje nam tym
tekstem, w jaki sposób chrześcijanie mają rozumieć ową literę Prawa Bożego. Bo
czy rzeczywiście jest tak, że na przykład 5. Przykazanie zostaje
przekroczone dopiero wtedy, gdy ktoś pozbawia kogoś fizycznego życia? A
dlaczego w ogóle doszło do odebrania komuś życia? Stało się tak, ponieważ
zabójca gniewał się na swego brata, nienawidził go, zazdrościł mu, albo go
lekceważył i pogardzał nim.
Pan Jezus wskazuje więc tutaj na
przyczynę, która powoduje przekroczenie litery Prawa. Przecież ludzie nikogo
nie zabijają bez powodu. Zazwyczaj też bez powodu nie kradną, nie cudzołożą,
kłamliwie nie przysięgają... Zanim ktoś złamie literę Prawa (zabije, zdradzi
żonę, dokona kradzieży, fałszywie kogoś oskarży), to wpierw w owym człowieku
pojawia się pycha, gniew, chciwość, zazdrość, nieczystość, lenistwo,
łakomstwo... I już w tym momencie, gdy człowiek coś takiego w sobie odczuwa,
przekracza któreś z Bożych przykazań: nie zabił, ale gotów jest zabić, ponieważ
nienawidzi i gniewa się na swego brata; nie zdradził żony, ale gotów jest
wiarołomstwo popełnić, ponieważ nie panuje nad żądzą, którą odczuwa wobec innej
kobiety; nie ukradł, ale gotów jest to uczynić, ponieważ chciwość go zaślepia.
Wynika więc z tego, że Pan Jezus wskazuje na konieczność zachowywania nie tylko
litery Prawa, ale też tego, co nazywamy duchem Prawa. Cóż z tego, że ktoś
litery Prawa nie przekracza, skoro nie żyje duchem Prawa? Ktoś taki jest albo
obłudnikiem, ukrywającym przed światem prawdę o swoich uczynkach, albo też
nader lekkomyślnym człowiekiem, który lekceważąc przyczyny prowadzące do
przekroczenia litery Prawa i nie panując nad nimi, wcześniej czy później ową
literę Prawa złamie. Powie ktoś: „Nas to nie dotyczy. My jesteśmy chrześcijanami
i nie myślimy jak żydzi”. Naprawdę? W takim razie skąd biorą się te
chrześcijańskie dusze, które spowiadają się mniej więcej tak: „Proszę księdza:
nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem, żony nie zdradziłem, do kościoła
chodzę. Więcej grzechów nie pamiętam. Proszę o rozgrzeszenie”? Przecież jest to
spowiedź chrześcijanina, który myśli jak żyd. A Pan Jezus mówi temu
chrześcijaninowi: „Jeśli sprawiedliwość twoja nie będzie większa od
sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów, jeśli nie będziesz żył duchem
Prawa Bożego – nie wejdziesz do królestwa niebieskiego”.
Błogosławieni,
którzy łakną i pragną sprawiedliwości... Błogosławieni,
którzy łakną i pragną żyć w zgodzie z duchem i literą Prawa Bożego. Oni będą
zbawieni.
W
tym miejscu, w tradycji chrześcijańskiej pojawia się zazwyczaj rozważanie o
dobrym władcy i o zbawiennym wpływie ducha i litery Prawa Bożego na prawo
stanowione, które traktowane tutaj jako wychowawca, jest w ścisłym związku z
ludzką obyczajowością (pomijamy tutaj akademicki spór, czy prawo stanowione
wynika z obyczaju, czy też obyczaj kształtowany jest przez prawo). Ponieważ
jednak, jak o tym wspomniałem na wstępie, dadaiści orzekli, że wpływ ducha i
litery Prawa Bożego na prawo stanowione skutkuje „zbyt
dużym zaangażowaniem politycznym Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁĄ
EWANGELICZNOŚCIĄ Tegoż”, dalsze zajmowanie się tym tematem jest
bezprzedmiotowe.
Są jednak jeszcze inne kwestie dotyczące sprawiedliwości,
które w związku z 4. Błogosławieństwem warto poruszyć. Ale o tym, w następnej
części (o ile nastąpi).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.