sobota, 31 października 2020

Don Paddington: Aforyści, czyli w gębę ci plują, a ty udajesz, że deszcz pada, oraz o innych takich perełkach myśli, albo o pragnieniu sprawiedliwości. Część 2.

 Szybciej niż mogliśmy na to liczyć ksiądz Krakowiak podesłał mi drugą część swoich refleksji na temat sprawiedliwości, a ja z najwyższą radością ją publikuję, życząc wszystkim bogatych wrażeń.

 

 

      Coryllus po raz kolejny się skompromitował, co powoduje – a propos relacji istniejących miedzy naszymi blogami – że mowy nie ma, byśmy się od-obrazili. Wspomniana kompromitacja pana Gabriela polega na tym, że utrzymuje on, iż jeden z dadaistów tak naprawdę nie jest żadnym ideowcem, lecz po prostu chce się ożenić, tyle tylko że nie wie, jak to ludziom powiedzieć. Kuriozum i bzdura! Kompromitacja! Jak można mówić, że ktoś chce się ożenić (zwłaszcza dadaista!), skoro w warunkach pandemii nie można wesel robić??!! To elementarne, drogi Watsonie.

      Kto nie wie o co chodzi, winien przeczytać poniższy tekst, który choć w ogóle nie dotyczy kolejnej kompromitacji Coryllusa, niesie ze sobą stosowne wyjaśnienie.

 

      Minionego lata, podczas prowadzonych przeze mnie rekolekcji Pomocników Maryi Matki Kościoła, dotknęliśmy tematu sprawiedliwości, a mówiąc ściśle tego, co jest treścią 4. Błogosławieństwa Chrystusa Pana: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasycen”. Toyah, który w tych rekolekcjach brał udział i przysłuchiwał się mojemu gadaniu, powiedział w końcu – a propos sprawiedliwości – że on nigdy w ten sposób o tym nie myślał. Przypomniałem sobie o tym właśnie teraz, jako o czymś znamiennym, bo jeśli Toyah, było nie było facet bystry (choć nieoczytany) i w miarę pobożny, o chrześcijańskim ujęciu sprawiedliwości (bo przecież o tym mówiłem) nigdy nie myślał, to co dopiero ci, którzy… No właśnie.

      O czym Toyah nigdy nie myślał, a na rekolekcjach się z tym spotkał? Chodziło o jedną drobną rzecz, a mianowicie o wskazanie, że sprawiedliwość człowieka jest bezpośrednio związana z osiągnięciem przez niego zbawienia, oraz że sprawiedliwym ma być każdy człowiek, a nie tylko sędzia, względnie ci od których zależy sprawiedliwy kształt świata, bo ustanawiają, czy egzekwują jakieś prawo.

      Kwestia zbawienia jest tutaj kluczowa (wspomniałem o niej w części 1., załamując ręce nad idealizmem protestujących młodych, niedoświadczonych, nieoczytanych i aspirujących z deficytami) i, rzekłbym – najgłębiej ewangeliczna. Proponuję, byśmy się nad tym trochę zastanowili, tym bardziej, że ostatnio nastąpił wysyp aforyzmów autorstwa kapłanów, którzy ubolewając nad niesprawiedliwością rzeczywistości świata tego, jednocześnie bardzo pragną by świat stał się lepszym i lepszym stał się Kościół (najbardziej nagłaśniani aforyści: o. Adam Szustak, oraz autorzy tekstu „5 x NIE / 5 x TAK. Apel zwykłych księży”). W aforyzmach tych obecna jest przede wszystkim teza o zbyt dużym zaangażowaniu politycznym Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁEJ EWANGELICZNOŚCI Tegoż, czytaj: „Kościół sam sobie jest winien, że ludzie – zwłaszcza młodzi – mają go gdzieś”. Początkowo odniosłem wrażenie, że zasadniczy aforyzm tych wypowiedzi brzmi następująco: „Sprawiedliwość to usilne i pełne entuzjazmu dążenie, do coraz głębszej ewangeliczności polskiego Kościoła (CGEPK) poprzez coraz głębszą liberalizację polskiego społeczeństwa (CGLPS).”  Chcąc sobie także pewne rzeczy w głowie uporządkować, pomyślałem sobie, że aforyzmy młodych, niedoświadczonych, nieoczytanych i aspirujących z deficytami, to swego rodzaju wersja ekspresjonizmu, natomiast kapłańskie aforyzmy to czysty dadaizm (nie ma znaczenia jak rozumiemy terminy „ekspresjonizm” i „dadaizm”; co to kogo obchodzi?; grunt, że technicznie terminy owe są użyteczne i efektowne publicystycznie). Po chwili jednak, choć pozostałem przy ocenie o ekspresjonizmie i dadaizmie, coś wewnątrz mnie zadrżało w proteście przeciwko przypisywaniu dadaistom pragnienia CGEPK poprzez CGLPS. Oni oczywiście – powtórzmy to z mocą – chcą lepszego świata i lepszego Kościoła, ale nie w ten sposób! No gdzie? Jak? Fuj! Absolutnie, że nie! Dlatego też trwajmy przy wspomnianej już tezie kapłanów – aforystów, o zbyt dużym zaangażowaniu politycznym Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁEJ EWANGELICZNOŚCI Tegoż, co możemy rozumieć w sposób następujący: „Kościół sam sobie jest winien, że ludzie – zwłaszcza młodzi – mają go gdzieś”.

Co tu dużo mówić… To może nie jest tak mocne jak CGEPK poprzez CGLPS, ale swój procent też ma.  Gdy bowiem zapoznałem się z tymi dadaistycznymi wypowiedziami, poczułem się osobiście skarcony przez moich Czcigodnych Konfratrów – aforystów (a jest za co mnie karcić; publikuję wszak na blogu politycznym fanatycznego pisiora, żeby nie powiedzieć: kaczysty!) i jedyne co mocno skruszony mogę w tym momencie zrobić, to głosić Ewangelię, bijąc się jednocześnie w otłuszczoną kapłańskim lenistwem pierś, że robiłem to dotąd mało ochoczo, a nade wszystko w zgodzie z Nią nie żyłem i nie żyję.

 

      Przechodząc więc do adremu, zwróćmy się ku Dobrej Nowinie o Zbawieniu, a konkretnie ku Kazaniu na górze (Mt 5 – 7), ze szczególnym uwzględnieniem 8 Błogosławieństw, których częścią jest wspomniane wcześniej 4. Błogosławieństwo:

„Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. 

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.” (Mt 5, 1 – 12)

 

      Zanim przejdziemy do 4. Błogosławieństwa, proszę pozwolić, że poczynię swego rodzaju uwagę interpretacyjną do 8 Błogosławieństw (być może nam się to w przyszłości przyda). 

Określenie „błogosławieni” należy rozumieć jako „szczęśliwi” (w oryginalnym tekście greckim Ewangelii wg. św. Mateusza: μακαριοι). 

      Błogosławieństwa są tak skonstruowane, że w każdym z nich jest podany warunek uzyskania błogosławieństwa/uszczęśliwienia – np. ubóstwo w duchu, miłosierdzie, czystość serca itp. – oraz mowa jest o nagrodzie, która jest efektem spełnienia owego warunku.

W każdym Błogosławieństwie ową nagrodą jest zawsze zbawienie (królestwo niebieskie), opisywane przez Chrystusa jako pocieszenie, posiadanie na własność ziemi, nasycenie, dostąpienie miłosierdzia, oglądanie Boga, ucieszenie się godnością synów Bożych.

 

      A teraz już tylko o sprawiedliwości…

      Można przypuszczać, że gdy Pan Jezus ogłosił światu treść 4. Błogosławieństwa, słowa Jego wzbudziły żywy oddźwięk w słuchających go tłumach, bo przypomnę, że sprawiedliwość to z jednej strony „jedno z największych marzeń człowieka”, a z drugiej strony ludzką codziennością jest głębokie poczucie (mające niewątpliwy wpływ na kształt marzeń) niesprawiedliwości: niesprawiedliwości życia, losu, Boga, władzy, sędziego. Poczucie zaś niesprawiedliwości skłania do narzekania, a czasem nawet do buntu (czyż nie tego właśnie obecnie doświadczamy?). Możemy więc przyjąć, że Jezus mówiąc o sprawiedliwości jak gdyby dostrajał się do tych odwiecznych ludzkich narzekań, spowodowanych niesprawiedliwością. Myliłby się jednak ktoś, kto by sądził, iż Jezus z Nazaretu jest jakimś rewolucjonistą, który przyszedł zburzyć stary, niesprawiedliwy porządek, aby na jego gruzach zbudować sprawiedliwy „nowy, wspaniały świat”. Nasz Pan nie jest rewolucjonistą! Jest Nauczycielem, tłumaczącym na czym sprawiedliwość polega i jest Mistrzem, pokazującym w jaki sposób należy sprawiedliwość praktykować, by osiągnąć zbawienie. No właśnie: zbawienie…

 

      Mówi Pan Jezus: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” – nasyceni, to znaczy (zgodnie z uwagą interpretacyjną) zbawieni.

Jak widać, zbawienie pojawia się na wyciągnięcie ręki już wówczas, gdy sprawiedliwości łakniemy i pragniemy, co jest dla nas dobrą wiadomością. Złą wiadomością jest to, że sprawiedliwość trzeba tutaj postrzegać w ściśle określony (tym samym: nie dowolny) sposób. Spróbujmy się temu przyjrzeć (UWAGA! Mogą pojawić się nudne definicje!).

Zazwyczaj sprawiedliwość kojarzy się ludziom z jakimś prawem, tzn. sprawiedliwie jest wtedy, kiedy władza i ludzie tej władzy podporządkowani, postępują w zgodzie z jakimś prawem (mam tu na myśli tzw. prawo stanowione). I tak zapewne jest, o ile założymy, że owo prawo – przepisy prawne – są sprawiedliwe. Musimy jednak brać pod uwagę i tę możliwość, że ktoś (samorząd, parlament, król) ustanawia, ogłasza i egzekwuje prawo niesprawiedliwe. A jeśli prawo jest niesprawiedliwe, to trudno sądzić, by postępowanie w zgodzie z takim prawem, było postępowaniem sprawiedliwym, a egzekwowanie takiego prawa było wyrazem sprawiedliwości. Pytanie tylko, skąd wiemy, że jakieś prawo, czy w ogóle cokolwiek, jest niesprawiedliwe? Ot, zagwozdka!

 

      Leonia Pawlak i ludzie zgadzający się z jej sposobem myślenia twierdzą, że niesprawiedliwe jest to wszystko, co w danym momencie im nie odpowiada. Jest to twierdzenie bardzo efektowne, a przy tym pod pewnym względem skuteczne (zwłaszcza jeśli się ma do dyspozycji granat, lub tłum młodych, niedoświadczonych, nieoczytanych i aspirujących z deficytami)  ale niestety, niektórzy z dość tajemniczych względów uważają, że zbyt prymitywne. I proponują, by Leonię Pawlak zastąpić jakimś referendum, albo najlepiej Wysoką Komisją Mędrców. Hm… A co na ten temat mówi Biblia?

Biblia mówi, że trzeba kierować się mądrością. Mądrość zaś – według Pisma Świętego – polega na tym, by postępować w życiu zgodnie z Prawem Bożym, poprzez które wyraża się wola Boga. I nie potrzeba tutaj żadnej Komisji Mędrców, bo każdy chrześcijanin znający treść Dekalogu, może dzięki tej treści z dużą dozą dokładności określić, co jest dobre, a co jest złe, a tym samym co jest sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Jeśli więc jesteśmy pytani, skąd możemy wiedzieć, czy jakiś przepis prawny jest sprawiedliwy, czy też nie, odpowiadamy, że wiemy to dzięki treści 10. Bożych Przykazań: jeśli prawo stanowione przez człowieka jest zgodne z Dekalogiem, to możemy sądzić, że owo prawo jest sprawiedliwe, bądź – uwzględniając złożoność ludzkiej rzeczywistości – ku sprawiedliwości zmierza, a jeśli jest niezgodne z Dekalogiem, to jest z definicji niesprawiedliwe.

      Biorąc to wszystko pod uwagę, osobiście nie sądzę, by Panu Jezusowi – gdy mówi o sprawiedliwości – chodziło o zgodność ludzkiego postępowania z jakimkolwiek obowiązującym prawem, dodajmy: ludzkim prawem. Chodzi tutaj raczej o zgodność postępowania z prawem, które szanuje Bożą wolę, bądź wprost o postępowanie zgodne z Dekalogiem. Na pewno bowiem jest prawdziwe następujące stwierdzenie: „Ten kto żyje w zgodzie z Prawem Bożym, jest człowiekiem sprawiedliwym”. Problem polega tylko na tym, w jaki sposób owo Prawo jest przez nas rozumiane i w efekcie, na ile jest możliwe, by żyć z owym Prawem w zgodzie.

 

      Pan Jezus, w Kazaniu na Górze, przedstawia tę kwestię następująco:

„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.” (Mt 5, 17 – 20)

      Dobrze słuchajmy: jeśli nasza sprawiedliwość (tj. sprawiedliwość praktykowana przez chrześcijan) nie będzie większa, niż sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, to nie wejdziemy do królestwa niebieskiego. Zapytajmy więc w takim razie, na czym polega sprawiedliwość owych uczonych w Piśmie i faryzeuszów, czyli inaczej mówiąc: na czym polega sprawiedliwość żydowska?

 

      Myślę, iż owa sprawiedliwość polegała – czy też polega – na stosowaniu się do litery Prawa. Jest jakieś prawo, w jakiś sposób sformułowane i dopóki przestrzegamy owych sformułowanych prawem przepisów, dopóty jesteśmy sprawiedliwi. Mamy na przykład taki zapis prawny: „Nie zabijaj”. Według pojęć żydowskich, żyjemy w zgodzie z tym prawem dopóki kogoś nie zabijemy, tzn. nie spowodujemy czyjejś fizycznej śmierci. Ot, po prostu: póki nie mamy do czynienia z trupem, póty nie zostało złamane 5. Przykazanie. Podobnie rzecz się ma z 7. Przykazaniem: jeśli nie zawłaszczyliśmy cudzej własności, to nie przekroczyliśmy prawa, a tym samym nie popełniliśmy niesprawiedliwości. Takie mniemanie o sprawiedliwym, bądź niesprawiedliwym postępowaniu, dotyczy każdego  Bożego Przykazania i takie właśnie poglądy miał Pan Jezus na myśli, gdy mówił o sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów. Decydująca w ocenie postępowania człowieka jest tutaj zgodność ludzkiego czynu z literą Prawa, a więc z tym, w jaki sposób owo Prawo zostało sformułowane. Można to ująć w następującą zasadę: „Kto stosuje się do litery Prawa, ten postępuje dobrze i jest sprawiedliwy”.

      Cóż na to powiemy? Powiemy: „Dobrze! Tak powinno być. Przykazania Boże są jasno sformułowane i człowiek owym formułom powinien być wierny. Dekalog nie może być łamany. Trzeba żyć w zgodzie z literą Bożych Przykazań”. Dlaczego więc Pan Jezus mówi, że tak pojmowana sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszów, z ich „literalnym” podejściem do Dekalogu, jest niewystarczająca dla chrześcijan? Przecież jest czymś pożądanym, by wszyscy ludzie stosowali się do litery Prawa, czyli Prawa owego nie łamali. Co się w tym Chrystusowi nie podoba? Posłuchajmy samego Mistrza:

„Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: «Głupcze», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego. (Mt 5, 21 – 22)

      Co wynika z tych słów Chrystusa? Myślę, iż Jezus pokazuje nam tym tekstem, w jaki sposób chrześcijanie mają rozumieć ową literę Prawa Bożego. Bo czy rzeczywiście jest tak, że na przykład 5. Przykazanie zostaje przekroczone dopiero wtedy, gdy ktoś pozbawia kogoś fizycznego życia? A dlaczego w ogóle doszło do odebrania komuś życia? Stało się tak, ponieważ zabójca gniewał się na swego brata, nienawidził go, zazdrościł mu, albo go lekceważył i pogardzał nim.

      Pan Jezus wskazuje więc tutaj na przyczynę, która powoduje przekroczenie litery Prawa. Przecież ludzie nikogo nie zabijają bez powodu. Zazwyczaj też bez powodu nie kradną, nie cudzołożą, kłamliwie nie przysięgają... Zanim ktoś złamie literę Prawa (zabije, zdradzi żonę, dokona kradzieży, fałszywie kogoś oskarży), to wpierw w owym człowieku pojawia się pycha, gniew, chciwość, zazdrość, nieczystość, lenistwo, łakomstwo... I już w tym momencie, gdy człowiek coś takiego w sobie odczuwa, przekracza któreś z Bożych przykazań: nie zabił, ale gotów jest zabić, ponieważ nienawidzi i gniewa się na swego brata; nie zdradził żony, ale gotów jest wiarołomstwo popełnić, ponieważ nie panuje nad żądzą, którą odczuwa wobec innej kobiety; nie ukradł, ale gotów jest to uczynić, ponieważ chciwość go zaślepia. Wynika więc z tego, że Pan Jezus wskazuje na konieczność zachowywania nie tylko litery Prawa, ale też tego, co nazywamy duchem Prawa. Cóż z tego, że ktoś litery Prawa nie przekracza, skoro nie żyje duchem Prawa? Ktoś taki jest albo obłudnikiem, ukrywającym przed światem prawdę o swoich uczynkach, albo też nader lekkomyślnym człowiekiem, który lekceważąc przyczyny prowadzące do przekroczenia litery Prawa i nie panując nad nimi, wcześniej czy później ową literę Prawa złamie. Powie ktoś: „Nas to nie dotyczy. My jesteśmy chrześcijanami i nie myślimy jak żydzi”. Naprawdę? W takim razie skąd biorą się te chrześcijańskie dusze, które spowiadają się mniej więcej tak: „Proszę księdza: nikogo nie zabiłem, nikogo nie okradłem, żony nie zdradziłem, do kościoła chodzę. Więcej grzechów nie pamiętam. Proszę o rozgrzeszenie”? Przecież jest to spowiedź chrześcijanina, który myśli jak żyd. A Pan Jezus mówi temu chrześcijaninowi: „Jeśli sprawiedliwość twoja nie będzie większa od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów, jeśli nie będziesz żył duchem Prawa Bożego – nie wejdziesz do królestwa niebieskiego”.

 

      Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości... Błogosławieni, którzy łakną i pragną żyć w zgodzie z duchem i literą Prawa Bożego. Oni będą zbawieni.

W tym miejscu, w tradycji chrześcijańskiej pojawia się zazwyczaj rozważanie o dobrym władcy i o zbawiennym wpływie ducha i litery Prawa Bożego na prawo stanowione, które traktowane tutaj jako wychowawca, jest w ścisłym związku z ludzką obyczajowością (pomijamy tutaj akademicki spór, czy prawo stanowione wynika z obyczaju, czy też obyczaj kształtowany jest przez prawo). Ponieważ jednak, jak o tym wspomniałem na wstępie, dadaiści orzekli, że wpływ ducha i litery Prawa Bożego na prawo stanowione skutkuje „zbyt dużym zaangażowaniem politycznym Kościoła, a co za tym idzie ZBYT MAŁĄ EWANGELICZNOŚCIĄ Tegoż”, dalsze zajmowanie się tym tematem jest bezprzedmiotowe.

Są jednak jeszcze inne kwestie dotyczące sprawiedliwości, które w związku z 4. Błogosławieństwem warto poruszyć. Ale o tym, w następnej części (o ile nastąpi).



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...