Miałem
już gotowy na dziś tekst, w którym pragnąłem ponownie zachęcić do kupowania
mojej książki „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph”, gdy niebo się
odsłoniło, wyszło słońce i dowiedziałem
się, że Rafał A. Ziemkiewicz przenosi się z TVP do innych mediów, szczęśliwie
takich, z którymi, jak rozumiem, od dłuższego czasu nie utrzymuję kontaktu.
Ponieważ zakomunikował to sam Ziemkiewicz i zrobił to w sposób, który go
charakteryzuje od lat i sprawia, że przez cały ten czas mam na niego ciężką
alergię, postanowiłem dwa kolejne dni poświęcić właśnie jemu. A zatem dziś
wspomnienie jeszcze z roku 2008. Popatrzmy najpierw na tekst, jaki ów dziwny
człowiek opublikował w „Rzeczpospolitej”:
„Po Marku Jurku, Pawle Zalewskim,
Kazimierzu Ujazdowskim i Ludwiku Dornie, żeby wymienić tylko tych czterech,
przyszła kryska na Przemysława Gosiewskiego. Wtajemniczeni twierdzą, że jego
deklaracje, iż sam chce złożyć funkcję szefa Klubu Parlamentarnego PiS, to
tylko ratowanie twarzy – bo o dymisji przesądził już wcześniej Jarosław Kaczyński.
Komentatorzy prześcigają się w
spekulacjach, dlaczego „Gosiu” znany z posłuszeństwa i braku własnego zdania
nagle stracił zaufanie prezesa. Jedni twierdzą, że to wskutek hipokryzji, na
jakiej dał się przyłapać podczas wojny alimentowej, gdy publicznie wytykał
Dornowi to, z czym sam nie jest w porządku. Inni, że nagrabił sobie, udzielając
filipińskiego wywiadu Radiu Maryja. Ci uważający się za najlepiej
zorientowanych wzruszają ramionami, że takie drobiazgi Jarosława Kaczyńskiego
nie interesują, że prawdziwą przewiną Gosiewskiego było budowanie sobie w
partii nieformalnej struktury – a Kaczyński na wszystko, co choćby odrobinę
pachnie mu robotą rozłamową, reaguje alergicznie.
Ja mam swoją teorię. Uważam, że Gosiewski
jest po prostu politykiem jak na obecną fazę rozwojową PiS zbyt
charyzmatycznym, zbyt samodzielnym i zbyt kompetentnym, obdarzonym nadmierną
elokwencją. Nie dlatego, żeby Gosiewskiemu wszystkich tych przymiotów nagle
przybyło, ale dlatego, że poziom tolerancji na nie u Kaczyńskiego stale się
obniża, a co za tym idzie – obniżeniu ulega poziom, powyżej którego członek PiS
musi pakować walizki. W trudnych chwilach, gdy z jednej strony kompromitujące
lanie od FIFA, z drugiej nadciągający kryzys, z trzeciej własna decyzyjna
niemoc, dymisja Gosiewskiego to dla Donalda Tuska prawdziwy powód do radości.
To znak, że PO naprawdę może już przestać podporządkowywać wszystko wykańczaniu
PiS. PiS wykańcza się samo”.
I teraz, skoro już wszyscy mieliśmy
okazję obejrzeć umysł tego człowieka w pełnej okazałości, mój do tego czegoś
komentarz. Przypominam: mamy rok 2008:
Do Rafała Ziemkiewicza mam stosunek
ambiwalentny od czasu gdy pisał w „Najwyższym Czasie” u Korwina. Z jednej
strony, podziwiam go za styl, poglądy i siłę argumentów. Z drugiej, wciąż
pamiętam, na przykład, jak kiedyś, w czasach, gdy w pewnych środowiskach
szukano sposobu, by posłać Kaczyńskiego śladami Waleriana Pańki, Ziemkiewicz, z
naiwnością dziecka, i równie dziecięcą powagą, wsłuchiwał się w głos służb.
Później, przez lata, dawał Ziemkiewicz odetchnąć od swoich ekscesów, by znów
wyskoczyć z czymś na poziomie publicystyki raczej kawiarni Zaklęty Czardasz,
niż, powiedzmy, „Rzeczpospolitej”.
I oto, w dzisiejszej Rzepie, Ziemkiewicz
urywa się z przysłowiowej choinki i postanawia ponownie wysłać Kaczyńskiego na
Księżyc. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Ziemkiewicz zaprezentował swoje
diagnozy na poziomie zwykłych, politycznych argumentów. Niestety, nastąpiła
kolejna zapaść. Tym razem, najbardziej dramatyczna. Ziemkiewicz przedstawia swą
analizę ostatecznego upadku PiS-u na podstawie tandetnej, i zwietrzałej nawet w
TVN-ie, plotki o tym, że Kaczyński postanowił zgnoić Gosiewskiego. Biorąc pod
uwagę fakt, że swoje, bardzo poważne, polityczne refleksje, Ziemkiewicz ubarwia
takimi ciekawostkami, jak ‘filipińska
choroba Gosiewskiego’, ‘wojna
alimentowa’, czy budowanie przez „Gosia"
(a jakże!) ‘nieformalnej struktury’,
należy uznać, że tym razem Ziemkiewicz intelektualnie zszedł tak nisko, jak
dotąd mu się nie zdarzało. Gdzieś w okolice dziennikarza Śmiłowicza.
Pozostało już tylko nazwisko i nowa
powieść. Jak informuje prasa, o dziennikarzu Radku i „bandzie chujków". No i zgrabna, publicystyczna forma. To
jednak zbyt mało. Ja, na przykład, też, bez z najmniejszego wysiłku, potrafię
ułożyć tekst na 247 słów + 3 słowa tytułu. Tyle, że o znacznie większym
bogactwie sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.