Gdybym był znanym, cenionym i lubianym publicystą opiniotwórczym, zastanowiłbym się kilka minut zanim zasiadłbym do pisania notki, którą tą refleksją właśnie rozpocząłem. Ponieważ jednak nie ciąży na mnie odium „warzechowatości”, śmiało mogę zaryzykować i już teraz stwierdzić, że przy okazji tzw. „Piątki dla zwierząt” Jarosław Kaczyński po raz kolejny powiedział „sprawdzam” mając pewność, że ci, którzy tak ostro licytują nie tylko trzymają w dłoni same blotki, to jeszcze niespecjalnie rozumieją, że są uczestnikami trochę bardziej skomplikowanej rozgrywki niż „Dureń” plastikowymi kartami.
Ja wiem, że wprawdzie z trzema literkami przed nazwiskiem,
ale jednak jestem tylko taksówkarzem, tym niemniej naprawdę nie wyobrażam
sobie, że będąc mądrzejszym i lepiej wyedukowanym mógłbym wykoncypować, że
premier Jarosław Kaczyński ni stąd, ni zowąd robi jakiś idiotyczny,
nieprzemyślany ruch nie tylko
bez sensu, ale i bez powodu. Owszem, jasne, na pewno coś tam ryzykuje i może
paskudnie się przejechać, jednak to przecież nie to samo co uznanie, że buzują
w nim hormony, jak w nastolatku gapiącym się w telewizor pokazujący KarolinęPajączkowską na zmianę z Magdaleną Ogórek. Moim zdaniem człowiekowi aspirującemu
do sądów wyważonych – niezależnie od osobistych sympatii – po prostu nie wypada
aż tak niedoceniać Jarosława Kaczyńskiego.
To jeden aspekt tej sprawy. Drugim, istotnie mniej, ale
jednak wartym odnotowania, jest desperacja Konfederacji, która rzuciła się bronić
nutrii z taką zapalczywością, że gdybym ostro popił i sponiewierany, na ciężkim
kacu śledził ich wystąpienia w obronie norek, mógłbym autentycznie uwierzyć, że
chodzi im o coś więcej niż tylko pozbawienie za wszelką cenę PiS władzy. Są tu bardziej
żałośni niż Platforma, a to przecież nisza w której partia Budki rządzi zdawałoby się niepodzielnie rozpychając się rękami i nogami.
Mógłbym jeszcze coś napisać o tupecie obłudników udających, że hodowcy zwierząt futerkowych niczym się nie różnią od rolników uprawiająych np zboże, ale już sobie daruję
ograniczając się do stwierdzenia, że mając to wszystko na uwadze po raz kolejny utwierdzam się w
przekonaniu, że na polskiej scenie politycznej jest Jarosław Kaczyński plus jeszcze
kilka blisko z nim związanych osób i długo, długo nikt. Myślę też, że musi mu
być z tym wszystkim bardzo ciężko. Satysfakcja z samego faktu bycia mądrzejszym
od większości wokoło jest satysfakcją gorzką i ktoś faktycznie mogący ja
odczuwać odrzuca ją właśnie z tego powodu.
Nam pozostaje więc mocno trzymać za niego kciuki życząc dużo zdrowia i wytrwałości.
Czyniąc to kończę, by wrócić do Twittera. Bo choć są to sprawy poważne i ciągle jeszcze niepokoję się, że mój optymizm
może okazać się przedwczesny, mimo wszystko nie chciałbym przegapić nowych porcji analiz
prezentowanych przez gwiazdy niezależnej publicystyki prawicowej prześcigające się
w udowadnianiu, że nawet po tylu latach dobrze opłacanego komentowania można sądzić,
że w grze w „Durnia” chodzi nie o to, by kart się pozbyć, ale by je zbierać. Wielce to zabawne z puktu widzenia niewiele znaczącego blogera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.