Poniższy tekst ukazał się w
najnowszym wydaniu „Warszawskiej Gazety” i mimo tego, że on praktycznie
powtarza treść notki zamieszczonej na tym blogu niemal już ponad tydzień temu,
publikuję go tu z dwóch względów: mamy tu bowiem pewną bardzo pouczającą
dodatkową historię, oraz nadzwyczaj piękny – a równie pouczający – obrazek.
W minionych dniach, trochę na fali
terroryzującej niemal świat cały kampanii „Black Lives Matter”, a trochę przy
okazji występu w turnieju US Open czarnoskórej mistrzyni Naomi Osaki, która postanowiła
przed każdym ze swoich siedmiu występów na nowojorskich kortach demonstrować maseczkę
z nazwiskami siedmiu ofiar rzekomo rasowo motywowanej brutalności amerykańskiej
policji, pomyślałem sobie, że sprawdzę dokładnie jak to było z tymi siedmioma
Murzynami. I oto okazuje się, że dwoje z nich zostało zastrzelonych nie przez
policję, ale przez tak zwaną „straż obywatelską”, dwoje poniosło śmierć podczas obezwładniania, jedna kobieta zginęła
w strzelaninie sprowokowanej przez jej partnera, a jedno dziecko, gdy groziło
policjantom pistoletem zabawką. Siódma z ofiar może być, choć z trudem, uznana
za niewinną ofiarę policyjnego błędu.
By dać bardzo pouczający przykład opowiem
historię 14-letniego dziecka, którego nazwisko Naomi Osaka założyła sobie na
nos tuż przed nowojorskim finałem, Tamira Rice’a. Otóż ów Rice kręcił się po
okolicy z pistoletem zabawką, z którego lufy wcześniej starannie zdjął pomarańczową
taśmę standardowo informującą zainteresowanych, że mają do czynienia wyłącznie
z zabawką, i w żartach mierzył do mijanych ludzi. W pewnym momencie ktoś
zadzwonił po policję, policja przyjechała na miejsce i poprosiła dziecko o
podniesienie rąk. Ono, zamiast tego, sięgnęło po swój pistolecik, który
wcześniej – tak jak to wielokrotnie widziało na filmach – wsunęło za pasek od
spodni, no i zostało – również tak jak to wcześniej oglądało w telewizji –
zastrzelone.
Oczywiście policjant, który Rice’a
zastrzelił został uniewinniony od zarzutów, rodzina chłopca otrzymała
odpowiednio wywalczone przez zawsze gotowych do akcji prawników grube miliony
odszkodowania, no a dziś nie ma dnia, by gdzieś na świecie nie uruchamiano
kolejnej akcji związanej z walką o prawa Czarnych do życia. W Polsce los
wiersza Tuwima „Murzynek Bambo” wisi na włosku, w Anglii toczy się debata na
temat tego, czy tak zwany Union Jack niesie rasistowskie przesłanie, w Stanach
Zjednoczonych drżąca o swoje życie czarna społeczność bezkarnie morduje białych
Amerykanów, a tych co jeszcze żyją terroryzuje tak by się bali wyjść z domu, a
my tu u mnie w mieście mamy swoje przygody, na szczęście dokładnie tak jak
sobie na to zasłużyliśmy, wesołe. Otóż moja synowa udała się ze swoją maleńką
córeczką na plac zabaw, gdzie obok niej bawił się czarny chłopczyk, do którego
moją wnuczkę mocno ciągnęło. Problem był jednak w tym, że na ramieniu dziecka
siedziały sobie dwie pszczoły i synowa moja w obawie, by jej córeczce nic się
nie stało, cały czas pokazywała jej gestem, by do chłopczyka nie podchodziła. I
w pewnym momencie zamarła w przerażeniu i zaczęła nerwowo rozglądać się czy przypadkiem
ktoś w tym momencie nie dzwoni już po opiekę społeczną.
A ja już mam tylko jedno pytanie: czy
granice obłędu zostały już przekroczone, czy wszystko dopiero przed nami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.