piątek, 25 września 2020

Kiedy Rafał Ziemkiewicz spali kukłę Ursuli von der Leyen?

 

      Gdyby ktoś nie wiedział, a uważam że takich wśród nas jest bardzo wielu, żyje wśród nas człowiek o nazwisku Robert Bąkiewicz i proszę sobie wyobrazić, że piastuje on urząd prezesa tak zwanej Roty Marszu Niepodległości, oraz redaktora naczelnego portalu Media Narodowe, a mówiąc krótko, to on właśnie stoi za organizacją dorocznego, wielotysięcznego Marszu Niepodległości, który każdej jesieni przechodzi przez Warszawę. Do owego Marszu Niepodległości nie mam najmniejszych zastrzeżeń, a to z dwóch względów. Przede wszystkim, gdybym mieszkał w Warszawie, lub gdyby ów marsz odbywał się w Katowicach, to ja z największą radością brałbym w nim udział. Poza tym, abstrahując już od swoich osobistych emocji, znam wiele osób, które w owym wydarzeniu biorą udział, wiem że to jest dla nich ważne święto i w ten sposób nie widzę najmniejszego powodu, by się tu w jakikolwiek sposób wcinać. Z drugiej jednak strony, kiedy sobie uświadamiam to właśnie, kto stoi za pomysłem oraz organizacją owego marszu w formie jaką znamy, to ogarniają mnie bardzo poważne wątpliwości i myślę sobie, że  może jednak, nawet gdybym miał okazję, to bym został w domu.

         Zanim przejdę do sedna – a ono dopiero się pojawi – pokażę może kto to taki ów Bąkiewicz. Pierwszy raz o nim usłyszałem podczas którychś z warszawskich targów książki od któregoś ze znajomych patriotyczno-niepodległościowych działaczy i powiem szczerze że był to przekaz w najlepszym dla Bączkiewicza wypadku szyderczy. Później jeszcze parokrotnie to nazwisko wracało – podkreślam że w rozmowach z osobami, które w owym marszu regularnie biorą udział – a Bąkiewicz tam zawsze był traktowany co najmniej z pobłażaniem. W końcu postanowiłem sprawdzić osobiście, co to za człek i oto na co trafiłem:



       Kiedy już sobie to wyjaśniliśmy, chciałbym przejść do wspomnianego sedna. Otóż, jak pewnie wiemy, Rafał Ziemkiewicz, który tu ostatnio przeżywał swój comeback, po pięciu latach dzielnego, wbrew wielu zapewne jednocześnie realizowanym interesom, służenia polactwu zorganizowanemu pod skrzydłami władzy Prawa i Sprawiedliwości, postanowił się ostatecznie określić, z hukiem ogłosił swoją pryncypialność i ruszył w drogę, na której już nikt nie będzie mu mówił co ma robić i co gadać. Jak już wspomniałem, o geście Ziemkiewicza większość z nas z pewnością słyszała, a ja sobie myślę, że zapewne, podobnie jak ja, część z nas zastanawiała się, dokąd się w tej nowej sytuacji Ziemkiewicz się uda. Ja osobiście obstawiałem, że to będzie Onet, który jak wiemy zbiera wszelkie ochłapy, z tego jednak co zdążyłem zauważyć, on tam jako znany homofob, faszysta i antysemita, trafił na czarną listę, a skoro tak, to zapewne wszystkie inne, dotychczas wydawałby się zaprzyjaźnione drzwi zostały przed nim zamknięte, no I w tej sytuacji jedyne co pozostało temu geniuszowi to zwrócenie się w stronę Bąkiewicza i reprezentowanego przez niego towarzystwa.    

      Pierwszy ruch był skromny i polegał na ostrożnym pojawieniu się w internetowej audycji niejakiego Roli, jednak w kolejnym Ziemkiewicz nabrał JUŻ większej odwagi i postanowił uderzyć prosto do Bąkiewicza. Ponieważ jednak uznał go za reprezentującego zbyt wysoki urząd, Ziemkiewicz dał o sobie znać na Twitterze, przekazując dalej komentarz Bączkiewicza na temat Trzaskowskiego. Trzaskowski coś powiedział, Bączkiewicz to złośliwie skomentował, wszystko w sumie bez najmniejszego znaczenia, natomiast, owszem, Ziemkiewicz przede wszystkim wlazł na profil Bączkiewicza, trafił na jego bon moty i podał je dalej, jak rozumiem z sugestią, że to jest coś co zasługuje na powszechną uwagę.

       Tu pozwolę sobie na dygresję. Otóż, gdyby ktoś nie wiedział jak ten system działa, Twitter to z jednej strony polityczni celebryci, a z drugiej masa taka jak my. Gdy chodzi o Ziemkiewicza, on od lat należy do owych celebrytów, co sprawia, że jego profil obserwuje ponad 200 tys. osób, podczas gdy on się interesuje zaledwie 261 kontami. Oznacza to zatem, że owe 261 to albo znajomi Ziemkiewicza, albo ludzie na których mu zależy. Ale to też oznacza, że  Ziemkiewicz nie jest szczególnie wyrywny, by zwracać uwagę na pierwsze lepsze tweety. Na Bączkiewicza jednak uwagę zwrócił i co jeszcze ciekawsze uznał za stosowne pokazać mu że jest gotowy. Niech nam się bowiem nie zdaję, że on tę parę złośliwości ze strony Bączkiewicza pod adresem Trzaskowskiego uznał za warte swojej uwagi. Mowy nie ma. Tu chodziło o samego Bączkiewicza i ewentualną ofertę.

      Oferta, owszem, nadeszła w postaci następującego tweeta: „Panie Ziemkiewicz, zapraszamy więc do Mediów Narodowych”.

      A więc to już wiemy. Po pięciu latach dzielnego zadawania szyku w sztandarowej audycji TVP Info „W tyle wizji”, gdzie nie wytrzymali tacy cwaniacy jak redaktor Warzecha czy artysta estradowy Skiba, przyszła kolej na Ziemkiewicza. Smutne jest to, że podczas gdy w przypadku tych dwóch poszło czy to o poglądy czy towarzyskie zobowiązania, to gdy chodzi o Ziemkiewicza o wszystkim zadecydował jakiś nędzny sponsoring ze strony hodowców norek, nutrii, czy szynszyli.

       Czy było warto? Gdy chodzi o mnie, jak najbardziej. Bez Ziemkiewicza w TVP ja się będę czuł równie dobrze jak bez czapki z lisią kitą, a kto wie, czy nie lepiej. Gdy chodzi natomiast o niego, będzie miał to na co zasłużył. Stanowisko felietonisty w portalu medianarodowe.pl.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...