Gdyby ktoś nie wiedział, a uważam że
takich wśród nas jest bardzo wielu, żyje wśród nas człowiek o nazwisku Robert
Bąkiewicz i proszę sobie wyobrazić, że piastuje on urząd prezesa tak zwanej
Roty Marszu Niepodległości, oraz redaktora naczelnego portalu Media Narodowe, a
mówiąc krótko, to on właśnie stoi za organizacją dorocznego, wielotysięcznego
Marszu Niepodległości, który każdej jesieni przechodzi przez Warszawę. Do owego
Marszu Niepodległości nie mam najmniejszych zastrzeżeń, a to z dwóch względów.
Przede wszystkim, gdybym mieszkał w Warszawie, lub gdyby ów marsz odbywał się w
Katowicach, to ja z największą radością brałbym w nim udział. Poza tym,
abstrahując już od swoich osobistych emocji, znam wiele osób, które w owym
wydarzeniu biorą udział, wiem że to jest dla nich ważne święto i w ten sposób
nie widzę najmniejszego powodu, by się tu w jakikolwiek sposób wcinać. Z
drugiej jednak strony, kiedy sobie uświadamiam to właśnie, kto stoi za pomysłem
oraz organizacją owego marszu w formie jaką znamy, to ogarniają mnie bardzo
poważne wątpliwości i myślę sobie, że może jednak, nawet gdybym miał okazję,
to bym został w domu.
Zanim przejdę do sedna – a ono dopiero
się pojawi – pokażę może kto to taki ów Bąkiewicz. Pierwszy raz o nim usłyszałem
podczas którychś z warszawskich targów książki od któregoś ze znajomych
patriotyczno-niepodległościowych działaczy i powiem szczerze że był to przekaz
w najlepszym dla Bączkiewicza wypadku szyderczy. Później jeszcze parokrotnie to
nazwisko wracało – podkreślam że w rozmowach z osobami, które w owym marszu
regularnie biorą udział – a Bąkiewicz tam zawsze był traktowany co najmniej z
pobłażaniem. W końcu postanowiłem sprawdzić osobiście, co to za człek i oto na
co trafiłem:
Kiedy już sobie to wyjaśniliśmy,
chciałbym przejść do wspomnianego sedna. Otóż, jak pewnie wiemy, Rafał
Ziemkiewicz, który tu ostatnio przeżywał swój comeback, po pięciu latach dzielnego, wbrew wielu zapewne jednocześnie
realizowanym interesom, służenia polactwu zorganizowanemu pod skrzydłami władzy
Prawa i Sprawiedliwości, postanowił się ostatecznie określić, z hukiem ogłosił
swoją pryncypialność i ruszył w drogę, na której już nikt nie będzie mu mówił
co ma robić i co gadać. Jak już wspomniałem, o geście Ziemkiewicza większość z
nas z pewnością słyszała, a ja sobie myślę, że zapewne, podobnie jak ja, część
z nas zastanawiała się, dokąd się w tej nowej sytuacji Ziemkiewicz się uda. Ja
osobiście obstawiałem, że to będzie Onet, który jak wiemy zbiera wszelkie
ochłapy, z tego jednak co zdążyłem zauważyć, on tam jako znany homofob,
faszysta i antysemita, trafił na czarną listę, a skoro tak, to zapewne
wszystkie inne, dotychczas wydawałby się zaprzyjaźnione drzwi zostały przed nim
zamknięte, no I w tej sytuacji jedyne co pozostało temu geniuszowi to zwrócenie
się w stronę Bąkiewicza i reprezentowanego przez niego towarzystwa.
Pierwszy ruch był skromny i polegał na
ostrożnym pojawieniu się w internetowej audycji niejakiego Roli, jednak w
kolejnym Ziemkiewicz nabrał JUŻ większej odwagi i postanowił uderzyć prosto do
Bąkiewicza. Ponieważ jednak uznał go za reprezentującego zbyt wysoki urząd,
Ziemkiewicz dał o sobie znać na Twitterze, przekazując dalej komentarz
Bączkiewicza na temat Trzaskowskiego. Trzaskowski coś powiedział, Bączkiewicz
to złośliwie skomentował, wszystko w sumie bez najmniejszego znaczenia,
natomiast, owszem, Ziemkiewicz przede wszystkim wlazł na profil Bączkiewicza,
trafił na jego bon moty i podał je dalej, jak rozumiem z sugestią, że to jest coś co
zasługuje na powszechną uwagę.
Tu pozwolę sobie na dygresję. Otóż,
gdyby ktoś nie wiedział jak ten system działa, Twitter to z jednej strony
polityczni celebryci, a z drugiej masa taka jak my. Gdy chodzi o Ziemkiewicza,
on od lat należy do owych celebrytów, co sprawia, że jego profil obserwuje
ponad 200 tys. osób, podczas gdy on się interesuje zaledwie 261 kontami.
Oznacza to zatem, że owe 261 to albo znajomi Ziemkiewicza, albo ludzie na
których mu zależy. Ale to też oznacza, że
Ziemkiewicz nie jest szczególnie wyrywny, by zwracać uwagę na pierwsze
lepsze tweety. Na Bączkiewicza jednak uwagę zwrócił i co jeszcze ciekawsze
uznał za stosowne pokazać mu że jest gotowy. Niech nam się bowiem nie
zdaję, że on tę parę złośliwości ze strony Bączkiewicza pod adresem
Trzaskowskiego uznał za warte swojej uwagi. Mowy nie ma. Tu chodziło o samego
Bączkiewicza i ewentualną ofertę.
Oferta, owszem, nadeszła w postaci
następującego tweeta: „Panie Ziemkiewicz,
zapraszamy więc do Mediów Narodowych”.
A więc to już wiemy. Po pięciu latach
dzielnego zadawania szyku w sztandarowej audycji TVP Info „W tyle wizji”, gdzie
nie wytrzymali tacy cwaniacy jak redaktor Warzecha czy artysta estradowy Skiba,
przyszła kolej na Ziemkiewicza. Smutne jest to, że podczas gdy w przypadku tych
dwóch poszło czy to o poglądy czy towarzyskie zobowiązania, to gdy chodzi o
Ziemkiewicza o wszystkim zadecydował jakiś nędzny sponsoring ze strony hodowców
norek, nutrii, czy szynszyli.
Czy było warto? Gdy chodzi o mnie, jak najbardziej. Bez Ziemkiewicza w TVP ja się będę czuł równie
dobrze jak bez czapki z lisią kitą, a kto wie, czy nie lepiej. Gdy chodzi natomiast
o niego, będzie miał to na co zasłużył. Stanowisko felietonisty w portalu
medianarodowe.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.